2009-11-03

Podróż Dawno temu w Zachodniej Afryce

Opisywane miejsca: Gorée, Lagos, Kano (2061 km)
Typ: Album z opisami

Była to jedna z moich pierwszych podróży, związanych z pracą zawodową i miała miejsce bardzo dawno, stąd też relacja nie będzie zbyt dokładna. Czas zrobił swoje, sporo szczegółów uleciało z pamięci. Również zdjęć nie mam za wiele. Wówczas robiłem je takim "cudem techniki", jakim była prościutka "Smiena 8" (czy ktoś jeszcze pamięta taki aparat?), który nie dawał wielu możliwości - przepraszam więc za ich nienajlepszą jakość.

Był to mój pierwszy wyjazd w tropiki i jedyny - jak dotychczas - do Senegalu. Po listopadowej mglistej i chłodnej Warszawie cieszyłem się ciepłem i słońcem. W Dakarze spędziłem jedynie 3 dni wypełnione w większości pracą, nie miałem więc okazji poznać miasta - tyle co z okien samochodu i krótkich wieczornych spacerów. Jednego dnia udało nam się wykroić kilka godzin dla siebie i popłynęliśmy na położoną kilka kilometrów od Dakaru wyspę Gorée.

Gorée jest niewielką (zaledwie 36-hektarową) wyspą pochodzenia wulkanicznego zamieszkałą przez około 1000 osób. Położony na niej Fort d' Estrees od XVI do XIX wieku był największą w Afryce bazą handlu niewolnikami. Tutaj ich więziono, sprzedawano, a następnie ładowano na statki i wysyłano przez Atlantyk do Ameryki Południowej, na Karaiby oraz do Ameryki Północnej.

Obecnie wyspa jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO. W 1992 roku odwiedził ją Jan Paweł II.

  • Wyspa Gorée
  • Wyspa Gorée
  • Wyspa Gorée
  • Wyspa Gorée
  • Wyspa Gorée
  • Wyspa Gorée
  • Wyspa Gorée
  • Wyspa Goree
  • Dakar

Do Nigerii jeździłem czterokrotnie na początku lat 80-tych. Wszystkie te podróże miały charakter służbowy i ograniczały się do dwóch miast: Lagos, które było wówczas stolicą Nigerii i Kano, na północy kraju. Lagos zaskoczyło mnie pięknym, klimatyzowanym, nowoczesnym niczym w Europie portem lotniczym (Murtala Muhammad Airport). Dalej było już "normalnie", wilgotny, parny upał, hałaśliwe, zatłoczone i nieprzejezdne ulice, morze slumsów, reprezentacyjne wieżowce i luksusowe hotele, ciągle powtarzające się przerwy w dostawach prądu, wszechobecny obnośny handel i niepojęta dla przeciętnego "oyibo" (białego) korupcja. Na tym tle wyspy Victoria i Ikoyi, na których mieściły się "guest houses", należące do spółki, która była naszym partnerem handlowym, jawiły się oazami spokoju. W wolnych chwilach chodziliśmy na pobliską piaszczystą plażę i pluskaliśmy się w cieplutkich wodach Zatoki Gwinejskiej. Na plaży można było kupić właściwie wszystko, począwszy od artykułów spożywczych, i zimnych napojów, poprzez ubrania, pamiątki, wyroby miejscowego rękodzieła aż do pochodzącej z przemytu japońskiej elektroniki. Wystarczyło siedzieć na miejscu i czekać. Handlarze sami przychodzili i oferowali towar. Oczywiście, trzeba było się targować do upadłego.

Znacznie spokojniejszym miejscem było położone tuż przy granicy z Beninem Badagry, dokąd pewnego razu zabrał nas nasz partner. Tam nie było już handlarzy. Były za to palmy, szeroka piaszczysta plaża, ciepły ocean i czereda ciekawskich dzieci.

Niestety, z nigeryjskich wyjazdów mam sporo pamiątek ale nie mam wielu zdjęć. To co widzicie, to zaledwie kilka zeskanowanych slajdów.

  • Lagos
  • Lagos
  • Lagos
  • Badagry
  • Badagry

Podróż do Kano była atrakcją samą w sobie, o ile dopisała pogoda i nie było zbyt wielu chmur. Samolot przelatywał najpierw nad dżunglą porastającą obszar między dwiema wielkimi afrykańskimi rzekami: Nigrem i Benue, potem nad płaskowyżem Jos i wreszcie rzadko porośniętą sawanną przechodzącą bliżej Kano w półpustynną równinę. W porze suchej (listopad) zarówno na sawannie jak i w okolicach Kano dominował kolor piaskowy, gdy leciało się w porze deszczowej (maj, czerwiec) było całkiem sporo zieleni.

Samo miasto jest zupełnie inne od Lagos. Charakterem przypomina nieco miasta arabskie, może dlatego że dominującym wyznaniem wśród Hausa jest islam. Miasto jest otoczone zabytkowymi murami, w starej części można zobaczyć XV-wieczny pałac emira i zabytkowy meczet. Klimat też jest znośniejszy niż w Lagos. W dzień upały sięgały wprawdzie 40 stopni, ale wieczór przynosił wyraźne ochłodzenie. Zdecydowaną uciążliwością były za to wyjątkowo krwiożercze komary, zwłaszcza w porze deszczowej. Dzięki Bogu, udało mi się nie złapać malarii, mimo że wielokrotnie bywałem pogryziony.

  • Kano

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. amused.to.death
    amused.to.death (07.05.2010 23:17) +1
    Szkoda, że takie krótkie te wspomnienia.

    A smieną to ja robiłam swoje pierwsze zdjęcia:) więc wspominam z sentymentem.
  2. mapew
    mapew (19.03.2010 18:13) +2
    takie stare zdjecia i wspomnienia maja COS w sobie :-)
  3. zfiesz
    zfiesz (12.01.2010 23:39) +1
    jeszcze nic nie mówię i nie dziękuję, ale... mam nadzieję, że wszystko pójdzie jak trzeba:-)
  4. lmichorowski
    lmichorowski (12.01.2010 23:30) +1
    Sam jestem ciekaw, jak to miejsce wygląda po 30 latach. Zyczę udanej podróży.
  5. zfiesz
    zfiesz (12.01.2010 17:41) +1
    jesli wszystko pójdzie zgodnie z planem to w kwietniu/maju porównamy jak goree wyglądało kiedyś, a jak wygląda dzis!!!:-)
  6. lmichorowski
    lmichorowski (07.11.2009 1:27) +1
    O tych kontrolach zakonnic nie słyszałem. Spotkałem się natomiast z tym, że po przylocie, jeszcze przed kontrolą paszportową podchodzili jacyś osobnicy i chcieli wyłudzić pieniądze za pomoc, aby kontrola nie była zbyt dokładna. Należało ich po prostu ignorować. Spotkałem się też z tym, że przy wylocie celnik bezczelnie zapytał, czy nie mam paru dolarów dla niego.
  7. zfiesz
    zfiesz (06.11.2009 20:28) +1
    tak? :-)
  8. dino
    dino (06.11.2009 20:26) +1
    zfiesz !!!!! :))))
  9. dino
    dino (06.11.2009 20:26) +1
    o lotnisku w Lagos słyszałem, że strażnicy bardzo lubili brać na osobistą....np. zakonnice, a przy tym intymności za grosz, tylko inni pasażerowie mogli podglądać tę kontrolę...znajomy Taty opowiadał,
    no i też ów znajomy przeżył kilkukrotnie podział łupów ze swojego bagażu: to dla mnie, to dla ciebie, to dla mnie.....
  10. zfiesz
    zfiesz (05.11.2009 23:14) +3
    ja chciałbym aplikować na tę samą posadę;-) co prawda nie jestem tak miły i sympatyczny jak syczek, ale... znam więcej liczebników:-)

    btw... skojarzenie z "ucieczką do afryki" mirosława żuławskiego. fragment... jedenz moich ulubionych...

    "(...) o siódmej wieczorem na tarasach zasiadają sandałnerzy (sundowners - ci co pomagają słońcu zajść w oceanie, siedząc na werandzie, patrząc na zachód i popijając double-scotcha). Od nich to przejąłem instytucje i obyczaj sandałnerstwa i jeśli tylko moglem, nigdy mu nie uchybiłem. mogę zaręczyć, że słońcu naprawdę bardzo to pomaga w zniżaniu się i zapadaniu w ocean, co na pewno nie jest sprawą taką łatwą, jakby się zdawało. Jest to dobry angielski zwyczaj i skuteczny środek przeciwko ponuractwu. Człowiek z natury czuje się nieswojo, kiedy dzień się kończy, a zaczyna noc, zwłaszcza w tropikach, gdzie następuje to brutalnie, bez żadnego zmierzchu. Przez te setki i setki wieczorów, jakie przeżyłem w Afryce czy Azji, nie spotkałem i nie znalazłem niczego lepszego jak spokojne, niespieszne, konsekwentne sandałnerstwo."
  11. smyczek1974
    smyczek1974 (05.11.2009 21:05) +2
    Lubawa...znam i byłem kilka razy w drodze do Iławy, Ostródy czy Olsztyna...fajne miasteczko!!
  12. lmichorowski
    lmichorowski (05.11.2009 17:13) +1
    To była jedna z większych central handlu zagranicznego. Obecnie "wypączkowało" z niej kilkanaście niezależnych spólek. Ponieważ ten sektor, w ktorym pracowałem przenieśli do jednej z nich (do Wrocławia) musiałem zmienić pracodawcę. Choć nadal pracuję w swoim zawodzie, to jednak już nie jest ta skala. Od dwóch lat nie mieszkam już w Warszawie, tylko w małym ale sympatycznym miasteczku Lubawa w województwie warmińsko-mazurskim. W poprzedniej firmie przepracowałem blisko 30 lat zarówno w dziale eksportu do krajów pozaeuropejskich (stąd te dalekie podróże) jak i w dziale marketingu. Bylo fajnie, ale - jak mówią Czesi - to se uż ne vrati. Teraz też mi się czasami zdarza wyjechać służbowo, ale głównie w kraju lub do państw ościennych (Białoruś, Ukraina, Niemcy, Czechy). Pozdrawiam,
  13. smyczek1974
    smyczek1974 (05.11.2009 15:35) +2
    A tak na marginesie to fajną masz robote....nie ma u Was w firmie jakiś przyjęć do pracy???
    Skrócone cv to pięknie spiewam,podobno, robie najlepsze tosty na świecie,takie z prażona cebulką, i znam liczebniki angielskie do 12...pamiętaj o mnie!!!
  14. smyczek1974
    smyczek1974 (05.11.2009 15:29) +1
    Smiena 8 dokumentowała całe moje dzieciństwo i początek okresu gdy smyczuś z "pąka zamieniał sie w kwiat"...to były czasy!!!!
lmichorowski

lmichorowski

Leszek Michorowski
Punkty: 506765