Podróż You are a lucky man!
Popadłem w rutynę. Przyznaję otwarcie. Mniej więcej co dwa lata wyruszam na podbój świata z plecakiem, przewodnikiem LP i kilkudziestodolarowym budżetem na dzień. Zaczęło się od Ameryki Południowej, potem Azja, tu i ówdzie Europa, Ameryka Północna i Afryka. Jesień 2009 stoi pod znakiem szeroko pojętego Bliskiego Wschodu. W podobnym nieco okrojonym składzie: moja żona, nasza przyjaciółka Amy i ja zaczynamy naszą przygodę w Egipcie, gdzie spędzimy dwa tygodnie, następnie Jordania, Syria i Turcja. W towarzystwie tych pięknych kobiet po raz kolejny popadnę w większe lub mniejsze tarapaty na obczyźnie, której nieco się obawiam (a to za sprawą świeżej jeszcze w mojej pamięci podróży do Maroka), choć szalenie podziwiam za bogactwo kulturowe, które dane nam będzie zobaczyć.
Zapraszam do komentowania i oceniania mojej podróży. Zainteresowanym z góry dziękuję i pozdrawiam.
Nie taki diabeł straszny... 2009-10-30
Obawiałem się i to bardzo, że Egipt, a w szczególności Kair da nam popalić. Praktycznie wszystkie fora internetowe grzmiały, że to najbardziej upierdliwy kraj kontynentu, że przyjemności z oglądania piramid w Gizie będzie tyle co nici, itp. Prawda jest taka, że Egipt w porównaniu z Marokiem, czy Kambodżą to pestka. Egipcjanie są przemili i jedno „NO” wystarczy. Każdy jest niezmiernie pomocny i rzeczywiście wielokrotnie liczy na „bakszisz”, choć trzeba przyznać, że na niego zasłużył. Wizyta w Gizie była fantastyczna. Piramidy są okazałe i zupełnie nie rozczarowują, sam na sam ze Sfinksem to też niezapomniane przeżycie. W samym centrum Kairu znajduje się przepastny park Al-Azhar z piękną panoramą miasta. Ciekawa jest dzielnica muzułmańska z meczetami i targowiskiem. Jedna z najważniejszych atrakcji turystycznych-Muzeum Egipskie znajduje się w samym centrum w najbarwniejszym, choć nardryzionym już zębem czasu, różowym budynku. Podobno jest w trakcie relokalizacji do Gizy, co mnie niespecjalnie cieszy, gdyż charakteru tu od groma. Najciekawsze są oczywiście eksponaty z grobowca Tuttenhamona, ale reszta również nie pozostawia obojętnym. Jeśli chodzi o kulinaria, to podobno Egipt miał być najmniej interesujący pod tym względem z krajów, które mamy zamiar odwiedzić. Muszę przyznać, że tu kolejne miłe zaskoczenie. Kushari to mieszanina makaronów, ryżu, cieciorki, podsmażonej cebuli, polana sosem pomidorowym i posypana przyprawami. Całkiem niezłe. Udało nam się nawet dotrzeć do miejsca, w którym sam Anthony Burdain próbował swojej pierwszej kushari, więc miejsce było wyjątkowo autentyczne. Trafiliśmy jeszcze na kilka wyśmienitych falafelli i ukochaną przez nas shwarmę z jagnięciny-pycha. Największym chyba zaskoczeniem był fakt, że nikt nas nie zaczepiał, nie uprzykrzał życia, nie kłamał, nie wyjudzał i męczył. Jedyne komentarze, które ciągle było słychać, wywoływały uśmiech na naszych twarzach. Na widok faceta i dwóch kobiet, każdy zwracał się do mnie: You're a lucky man! Nie zaprzeczam.
Kawosze i inni tacy... 2009-10-31
Aleksandria z założenia ma się różnić od Kairu i w rzeczywistości tak jest. Choć każdy mieszkaniec stolicy zadawał nam pytanie: A po co w ogóle jedziecie do Aleksandrii?, my twardo stanęliśmy na swoim i nie byliśmy w najmniejszym stopniu rozczarowani. Muszę przynać, że główna atrakcja turystyczna ubernowoczesna Biblioteka Aleksandryjska, o której głośno było kilka lat temu, nie powaliła mnie na kolana. Charakter miasta, wolniejsze życie, kafejki i restauracje jak najbardziej. Zatrzymaliśmy się w hotelu, z którego roztaczała się piękna panorama na Morze Śródziemne i cytadelę. Najatrakcyjniejszy dla szarego turysty prawdopodobnie okaże się starożytny rzymski amfiteatr zagubiony pomiędzy kruszącymi się budynkami w centrum miasta. Dla mnie lokalna restauracja Hood Gondol Seafood, gdzie Mustafa smaży, piecze i odprawia czarną magię nad rybami i owocami morza. Aleksandria prawdopodobnie nie ma już statusu najważniejszego portu regionu i nie stanowi ważnego punktu podróży do kraju wypełnionego piramidami i grobowcami faraonów, a szkoda, bo całkiem serio jest niesamowitym przykładem na inny Egipt, ten spokojny, relaksujący, a co najważniejsze ubogi w turystów.
Pod gwiazdami, na Nilu 2009-10-31
Do Aswan dotarliśmy po 24 godzinnej przeprawie autobusem, później pociągiem, który dzień wcześniej uległ wypadkowi, więc z dreszczykiem przetoczyliśmy się z północy na samo południe, skąd już tylko rzut beretem do Sudanu. Aswan nie ma wiele do zaoferowania, poza tym, że jest punktem wypadowym do oddalonej o jakieś 200 km świątyni Abu Simbel-moim skromnym zdaniem najciekawszej atrakcji turystycznej kraju słońca. Świątynia owa (piękna i majestatyczna, za sprawą wybujałego ego Ramzesa II) zagrożona zalaniem przez podwyższone wody jeziora Nassar, została we fragmentach przeniesiona o 200m wgłąb lądu i wbudowana w pseudo górę, co jest nielada wyczynem, zważywszy jej rozmiary. Kolejna świątynia przeniesiona z oryginalnego położenia – Philea znajduje się dziś na maleńkiej wyspie nieopodal samego Aswan i jest pięknym dowodem na to, że mniej znane miejsca w Egipcie są równie interesujące jak piramidy w Gizie. Następnym punktem naszej wyprawy byłą noc spędzona na felluce- jednożaglowej łodzi z zabawnym podwójnym masztem powoli sunącej po Nilu w kierunku Luxoru. Nasz kapitan Mohhamed, jego majtek, para Hiszpanów, Mike z NY i my spaliśmy na jednym ogromnym łożu pod gołym niebempełnym gwiazd, lawirując pomiędzy promami i zagryzając lokalnymi przysmakami.
W grobowcach faraonów 2009-10-31
Luxor jest przygotowany na przyjazd turystów. Pełny przekrój cenowy hoteli, restauracji, wycieczek. Wszystko jest na cacy. W związku z tym, że atrakcje turystyczne znajdują się na dwóch brzegach Nilu, zaczynamy od wschodu (tradycyjnie po polsku). Świątynia Luxor znajduje się w samiutkim centrum i widać ją jak na dłoni, więc nawet nie pokusiliśmy się o cholernie drogie bilety. Następnie zwiedziliśmy Świątynie Karnak, gdzie ogrom piękna architektonicznego przytłacza podobnie jak grupy turystów. Kolejnego dnia zaczęliśmy od wspaniałej Doliny Królowych, potem świątyni Hetszepsut, by zakończyć grobowcami faraonów. Niestety w większości tych miejsc fotografowanie jest ściśle zakazane, więc z dokumentacji nici. Niesamowite były fantastycznie zachowane grobowce Ramzesa I, III, IV. Ogrom kolorów, bogactwo zdobnicze były dla mnie niespodzianką. Polecam każdemu, bo niesamowicie jest stanąć przed rzeczywistościa na trzy tysiące lata zamkniętą przed ludzkością. Ciekawy fakt- najnowszy grobowiec odkryto w 2005 roku. Co jeszcze jest przed (za) nami?
Od Ruskich nie uciekniesz 2009-11-04
Półwysep Synaj znany jest każdemu katolikowi. Mnie przyciągnął nie za sprawą Góry Synaj I Klasztoru św. Katarzyny, a plaży i błękitom Morza Czerwonego. Sharm el Sheik to najbardziej oczywista miejscowość turystyczna regionu, którą ominęliśmy z pełną premedytcją kierując się do Dahab-uroczego miasteczka, położonego przy samej Blue Hole, gdzie rafa koralowa jest światowej klasy. Dahab samo w sobie nie ma wiele do zaoferowania, poza fantastyczną promenadą wypełnioną restauracjami. Tam też polegliśmy na wygodnych poduchach I spędziliśmy trzy relaksujące dni, słuchając szumu fal i rosyjskich turystów, pod których dyktando każde menu zawierało spaghetti i hamburgery. Spasiba!
Jak Lawrence z Arabii 2009-11-01
Królestwo Jordanii jest maleńkie. Mimo to, na jego terenie znajdują się minimum dwie fantastyczne atrakcje turystyczne-Petra i pustynia Wadi Rum. Tę pierwszą będziemy mieli okazję podziwiać za kilka dni. Dziś wyruszamy w nieznane, graniczące z Arabią Saudyjską. Aby dostać się na teren rezerwatu, trzeba troszkę poplanować i kombinować, aby następnie pod opieką przewodnika przemierzać połacie piaszczystego terenu poprzecinane pięknymi formacjami skałowymi i górami. Ci, którzy zdecydują się spędzić noc pod niebem pełnym gwiazd lokowani są w maleńkich obozach, gdzie za tradycyjną strawę i zabawę odpowiedzialni są beduini. W związkuz tym, że z niedalekiej Aqaby wyruszyliśmy skoro świt, udało nam się spędzić praktycznie całe popołudnie sam na sam z naturą, wieczorem podziwialiśmy niepowtarzalny zachód słońca, a wczesnym rankiem jego wschód. Brzmi jak idylla i tak w rzeczywistości jest.
Obsrany raj 2009-11-06
Petra zwyciężyła w plebiscycie na 7 nowych cudów świata i jest ku temu wiele powodów. Te wyryte w skałach świątynie i grobowce tworzą niepowtarzalny krajobraz zagubiony w czasie na tysiące lat. Sama przygoda z Petrą rozpoczyna się w miejscowości Wadi Mosa, która spogląda na zaginione miasto z góry. Najsłynniejszy wizerunek reprezentujący to antyczne metropolis, stolicę Nabatejczyków to Skarbnica, która w odpowiednim oświetleniu przybiera odcienie czerwieni. Zanim jednak dane jest niecierpliwemu turyście zobaczyć Skarbnicę musi on przemierzyć 1200 metrów naturalnego korytarza zwanego As-Sik, z którego znienacka pojawia się oczekiwana budowla-płaskorzeźb. Drugi w kolejności pod względem rozpoznawalności jest Klasztor umieszczony na samym szczycie góry, na którą trzeba się wspiąc samemu lub przy pomocy osła. No i tu zaczyna się gehenna. Piękne, majestatyczne historyczne monstrum zmienia się w zasrany szlak dla tych, którym nie widzi się męczyć osiołka pod własnym ciężarem. Drepcząc pomiędzy plackami, próbowałem zrozumieć jak można bezmyślnie dzień w dzień bezcześcić taki skarb. I żeby nie było żadnej wątpliwości jednodniowy bilet wstępu kosztuje ok. 30$, więc tanio nie jest, a kupa dalej grzeje się w słońcu.
Prawda na wierzch wypływa 2009-11-16
Stolica Jordanii nie może pochwalić się rewelacyjnymi atrakcjami turystycznymi. Poza amfiteatrem i cytadelą, praktycznie niewiele może zachwycić. Ze względu na bliskość Morza Martwego i mnogość połączeń autobusowych z Syrią zatrzymaliśmy się w Ammanie na dwie noce. Choć Jordania jest maleńka, to podróżowanie po niej wcale nie jest takie proste. Autobusy, poza międzynarodowymi, pojawiają się sporadycznie. Praktycznie cały system bazuje na minibusach i taksówkach, więc tanio tu nie jest. Do oddalonego od Ammanu o 70 km Morza Martwego dotarliśmy oczywiście taksówką, by na jedynej udostępnionej dla turystów i stanowczo zbyt drogiej plaży zanurzyć się pomiędzy Rosjanami i wszechobecnymi Francuzami wysmarowanymi leczniczym błotem. Cała sytuacja była dość zabawna, bo okazuje się, że zasolone morze wypiera wszystkich grubasów na powierzchnię razem ze śmieciami pływającymi w wodzie. Niewielka plaża Amman to jedyna “oaza” czystości, a dookoła niej sam brud. Słona woda nie jest dla mnie, ale za to słodkie wypieki z Ammanu jak najbardziej. Miodowo-serowe pyszności są fantastyczne. Polecam piekarnię Habibah, gdzie spokojnie zamówić można każdą pozycję na menu.
Damaszkowe kreacje 2009-11-16
Romantyczny Damaszek w odróżnieniu od Ammanu ma wiele do zaoferowania. Stare miasto, czyli wielki Souq zamieszkuje bodajże 130 tysięcy mieszkańców i współżyje z pulsującym targiem dzień w dzień. Ciągle wspominając zamęt Fezu, zakładałem, że będzie tu podobny kocioł. Byłem w jak największym błędzie. Uliczki wcale nie są wąskie, stragany pięknie zadbane, sprzedawcy uprzejmi, a ceny zupełnie przystępne. Jeden z najsłynniejszych meczetów na świecie - Wielki Meczet Umajjadów stanowi majstersztyk architektoniczny, z którego dumny jest każdy Syryjczyk i nie tylko (turyści z Iranu byli wszechobecni). Piękno podziwiać można również w kilku otwartych dla turystów domach, lub może pałacach, w których niegdyś mieszkali bogaci dygnitariusze, a dziś stanowią one ciekawą lekcję kultury Syrii. Zakochani w bajecznej stolicy, postanowiliśmy odwiedzić nieodległą Bosrę, gdzie bazaltowe starożytne miasto ukrywa jeden z największych amfiteatrów na świecie. Spowita czernią, Bosra stanowi interesujący przykład muzeum pod otwartym niebem, gdzie dziś przeplata się z bardzo dawnym wczoraj. Mieszkańcy miasta bowiem pomieszkują pomiędzy ruinami, oznaczając swoją obecność białym kolorem ścian.
Najstarsze na świecie 2009-11-18
Prawdopodobnie najstarsze miasto na świecie, bez przerwy zamieszkane od 8000 tysięcy lat. Zgodnie z tradycją, w większości skłądające się z pięknie zadbanego i niepowtarzalnego Siqu. Choć starówka w latach 80. i 90. przeszłą modernizację, by ułatwić życie mieszkańcom, to dziś prowadzone są wszelkiego rodzaju prace nad utrzymaniem pierwotnego charakteru miejsca. Cytadela i meczet to pewnie najważniejsze budynki w Aleppo, choć nie dla nich zawitaliśmy w kolejnym magicznym mieście Syrii. Tu chcieliśmy poddać się szaleństwu zakupów, gdyż nasza podróż powolutku dobiega końca i miejsca w plecaku coraz więcej ze względu na chłód. Mimo, że planowane przez nas zakupy nieco rozczarowały, to doznania kulinarne zupełnie nie. Odkrywając fantastyczne potrawy (Makdusa-marynowane bakłążany nadziewane chili, Mouhara-pasta z chili, niezastąpiona Baba Ganoush, czy Fette), podążaliśmy szlakiem króla, który jadał jak się okazywało w tych samych restauracjach co my.
Z przymrużeniem oka 2009-11-22
Europa, czy Azja? 2009-11-27
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
bardzo sympatyczna relacja:)
-
"Na widok faceta i dwóch kobiet, każdy zwracał się do mnie: You're a lucky man! Nie zaprzeczam."
;D
Bardzo lubie Twoje relacje z podrozy :)
-
fajna relacja a zdjęcia przepiękne :)
-
Fajna relacja,co do Kairu i wogle Egiptu w zupelnosci popieram.Owszem sporo sprzedawcow-upierdliwcow,ale to chyba nieodlaczny koloryt tego miejsca i nie zeby zaraz totalnie uprzykrzac wizyte.Piramidy.Cud.Mnie urzekly ,mimo ze wizulanie sa chyba jednym z najbardziej "otrzaskanych" wizerunkow.
-
Podzielam Twoją rutynę ;) A co do Kairu to też sie od tylu osób się nasłuchałem jakie to straszne miasto. Czytając twój opis mam wrażenie że on jest "straszny" i niebezpieczny dla ludzi jadących do egiptu na all inclusive... i takim którym w egipcie najbardziej przeszkadza duża ilość... arabów(zdarzaja sie takie reklamacje w biurach podróży)
A na Kair czekam niecierpliwie, tam zaczynam mója podróż Kair - Kapsztad :) No i wreszcie zobacze "trzecie P" Bliskiego Wschodu" - Piramidy (po Petrze i Palmirze)
-
oj, lucky, lucky, lucky... luk z ciebie! ;)
już wcześniej chciałam tu dać wyraz swojej zazdrości, ale coś blokowało moje komentarze! ;)
chciałam też życzyć powodzenia, ale widzę, że tego nie trzeba wyoślać w komentarzach - wiedzie ci się, tak na moje oko, rewelacyjnie ;) lucky you ;)
-
Daję zaliczkowego plusa i czekam na relację z dalszych etapów tej podróży. Pozdrowienia.