Tak jak w zeszłym roku (www.croatia.of.pl), postanowiliśmy spędzić nasze wakacje w Chorwacji. Urlop wciąż pływał z terminami, a w głowach leniwie snuły się plany co do miejsc, które tym razem chcemy zobaczyć. Wiedzieliśmy jedno - chcemy odwiedzić Dubrovnik, a bardziej wypoczynkową część naszych wakacji znowu spędzimy w Breli, która przypadła nam do gustu. Zarezerowaliśmy więc sprawdzoną kwaterę na drugą część pobytu i jak to zwykle w moim przypadku bywa, do ostatniej chwili zwlekałem z dalszym planem podróży ;)

W piątek wieczorem w głowie miałem już jakiś zarys. Zainteresował mnie półwysep Peljesac ale czułem, że zabrałem się do tego zbyt późno. Krótka noc i sobota, a ja od wczesnego ranka przed komputerem, niespakowany, gromadzę opisy związane z regionem i atrakcjami przy trasie. Na szczęście miałem wsparcie - Ola wywiązywała się z przygotowań wzorowo, dodatkowo biorąc na siebie całe zakupy. Trasę przez Węgry mieliśmy już opanowaną, a wyjazd, tak jak rok temu, zaplanowaliśmy z soboty na niedzielę, mając na uwadze nasze dobre doświadczenia co do ruchu. Start ustaliliśmy gdzieś między szesnastą, a osiemnastą. Miałem więc jeszcze trochę czasu... a ja czas lubię trwonić ;)

Jeszcze tylko klapki, aparat i... jestem gotów, chyba. Wrzucam torby do samochodu, patrzę na zegarek - 21:02 (ups). But w podłogę [...] przepraszam, nie mogłem... Na szczęście mogę liczyć na wyrozumiałość i razem ładujemy resztę bagaży :)

  • Brela
  • Urlop

Mijamy Zwardoń i przylepiamy się do litewskiego TIRa. Jest ciemno ale nasz zając prowadzi w dobrym i równym tempie. Pod jakimś wiaduktem droga zmienia się w plac budowy i pasy wyznaczają czerwono białe słupki. Brak jednak stosownych oznaczeń, z której strony wbijać się w ich gąszcz. Ciężarowiec przed nami zwalnia i po chwili wybiera kierunek pod górkę, łukiem w lewo. Nie namyślając się podążamy za nim stwierdzając, że sami najpewniej pomylilibyśmy drogę. Nagle jego przyczepa ostro ucieka nam sprzed nosa na sąsiedni pas między biało-czerwonym lasem. Na liczniku mamy gdzieś koło siedemdziesiątki, a przed nami zza zakrętu wyrasta pędzący ekspres - inny TIR! W głowie dziwna pustka - patrzymy bez emocji na ten rozpędzony czołg, hipnotuzujący niemym blaskiem reflektorów, i jeszcze całkiem spokojnie zastanawimy się po cichu - jedzie naszym pasem (?!) W ostatniej chwili daję gazu i gwałtownie odbijam w prawo - poczuliśmy tylko podmuch. Huh, blisko było. To my byliśmy na niewłaściwym pasie. On też nie hamował bo w ciemnym zakręcie do ostatniej chwili nie sposób ocenić która to droga. Dłuższa chwila bez słowa by uspokoić myśli [...]

Przy pierwszej okazji zjeżdżamy na stację po winietki. Kupujemy, naklejamy i chyba jeszcze pod wpływem emocji, nie możemy znaleść wyjazdu w naszym kierunku. Postanowiłem, że przetnę szybciutko pas do zjazdu i skorzystam z faktu, że na drodze jest zupełnie pusto. Ruszam, a zza zakrętu wypada jakiś SUV. Kontrolując sytuację i nie chcąc na nim wymuszać ładuję się na zamalowaną i niedostępną dla ruchu część jezdni by kulturalnie go przepuścić. W tym momencie rozlega się dziwnie głuche lecz potężne - BIIIP! Czy to był klakson? Wstrzymuję oddech i patrząc w oczy kierowcy w mundurze kątem oka czytam napis na drzwiach - POLICIA [...] Zmierzył mnie i... przejechał. Jeszcze chwilę toczymy się wolno, patrząc jak znika i czekając kiedy włączy koguty. Nie włączył, a my wybuchnęliśmy śmiechem :) Do trzech razy sztuka. Znowu mieliśmy fart ale to kolejny znak, że powinniśmy lepiej się skupić.

Wskakujemy na autostradę i bez dalszych przygód docieramy pod Bratysławę. Tam krótki postój gdzieś na stacji (huh jak chłodno) i ruszamy dalej. Omijając słowacką stolicę obwodnicą, zjężdżamy na Węgry. Kierujemy się na Rajkę by sprawnie i szybko wskoczyć na bezpłatną drogę nr 86. Później ze spokojem emeryta pokonujemy długie i słabo oświetlone proste nie widząc przy trasie żadnej żywej duszy. I tak przez kilka godzin by o świcie znaleźć się w Redics, przy granicy ze Słowenią.

Chwilkę błądzimy obserwując inny polski samochód, który też broni się przed wjazdem na autostradę, po czym zatrzymujemy serdecznie wyglądającego starszego pana, prowadzącego stary rower. Z uśmiechem wskazuje nam kierunek na Mursko. Korzystamy i po chwili, wiedząc już, że jesteśmy na dobrej drodze, mijamy go widząc jak uśmiecha się zadowolony :) Jeszcze tylko chwila i będziemy w Chorwacji!

Krótka drzemka przed Cakovcem i podłączamy się do autocesta, którą gnamy prawie cały dzień. Mijamy Split i jedziemy dalej w kierunku na Ploce. Nasz cel to Peljesac, Trpanj lub Orebic powinien nas zadowolić.

Układając w głowie jakiś sensowny terminarz, stopniowo rezygnowałem z kolejnych atrakcji. Odpadł Mostar i wodospady Krvavica - zrobię to przy kolejnej okazji. Postanowiłem natomiast skupić się na okolicy w której będziemy przebywać, a przeprowadzkę do Breli wykorzystać na wypad do Dubrovnika. Całość miała uatrakcyjnić Korcula i dwa wypady w góry - Sv.Ilja na półwyspie i kultowy Sv.Jura, na szczyt którego nie dotarłem w zeszłym roku. Co z tego wyjdzie, zobaczymy ;)

  • Jardan
  • Autocesta
  • Górki

Jesteśmy już na wysokości Makarskiej, oddzieleni od wybrzeża wysokim łańcuchem Biokova, gdy przy drodze pojawiają się tablice informujące o krasowych osobliwościach. Planowo powinniśmy dojechać do końca autostrady ale decydujemy się lekko zboczyć :)

Modro i Crveno - dwa piękne jeziora w olbrzymich skalnych lejach, znajdują się w okolicy urokliwego miasteczka Imotski, położonego na zboczu . Oba w kształcie gigantyczych studni, są fenomenem na skalę światową . Głębsze Crveno jest obiektem naukowych ekspedycji i jeszcze do niedawna trudno było oszacować jego głębokość. Niedawna podwodna wyprawa płetwonurków oceniła ją na około 300 m (!) od powierzchni wody, nie ustalając jednak dokładnego położenia w mniej dostępnych partiach. Warto dodać, że poziom wody w zbiornikach zachowuje się zupełnie inaczej. Crveno jest pod tym względem znacznie bardziej stabilne, podczas gdy Modro ulega znacznym wahaniom, zwłaszcza na wiosnę gdy topnieją okoliczne śniegi lub w środku lata gdy mocno opada. Prawdopodobnie jeziora powstały na skutek zawalenia się stropów olbrzymich jaskiń, o czym świadczy też ponoć zmienna charakterystyka dna przechodzącego w zespół podziemnych rzek. W ścianach kraterów sporo jest wnęk i mniejszych jaskiń, które w czasie II wojny światowej wykorzystywano jako naturalne schrony. Dla przeciętnego turysty Crveno dostępne jest jedynie w formie widokowej, z samej krawędzi zawaliska. Natomiast Modro, nad którym wiszą resztki starej twierdzy, oplata zespół tarasów i kamiennych ścieżek z czasów cesarza Franciszka Józefa, którymi można dostać się do samej tafli. Można tam skorzystać z kąpieli w tym bardzo osobliwym zbiorniku, a na brzegu spotkać regularnych plażowiczów. Polecam tą formę rozrywki, choć sporo ekologów mówi o stopniowej dewastacji i zanieczyszczaniu jeziora przez turystów. Być może w przyszłości możliwość ta zostanie mocno ograniczona więc warto wykorzystać okazję. Dowiedzieliśmy się też, że w ostatnich latach poziom Modro w lecie mocno spada i zdarza się, że jezioro wysycha. W związku z tym powstała tradycja rozgrywania na tym miejscu meczy pomiędzy dwoma lokalnymi drużynami - Elfy vs Wilkołaki. Ciekawe czy to prawda ;)

Imotski jest świetną turystyczną alternatywą dla często przeludnionego wybrzeża. Ma przyjemną starówkę, a z wielu miejsc roztacza się wspaniała panorama, która rozciąga się aż po widoczny na horyzoncie potężny łańcuch Biokova. Nad miastem góruje zbudowana w X w. twierdza Topana, która również jest wspaniałym punktem widokowym. W jej ruinach znajduje się grób rzekomo związany z bardzo znaną (tłumaczoną na francuski przez samego Mickiewicza) bośniacką balladą Hasanaginica (Asanaginica - The Mourning Song of the Noble Wife of the Asan Aga). Fanom futbolu polecam odwiedzić miejscowy stadion, z pewnością jeden z ładniej położonych obiektów piłkarskich. Ciekawotką jest, że wg Chorwatów - Imostki to miasto Mercedesów. Wiele lat temu sporo mieszkańców emigrowało za chlebem do Niemiec i po powrocie przywoziło ze sobą samochód tej marki, zmieniając radykalnie motoryzacyjne oblicze miejscowości :)

Naprawdę warto spędzić tu spokojnie cały dzień albo nawet zatrzymać się na dłużej. My jednak nie mamy tyle czasu, szkoda. Czas nagli bo mija piętnasta, a przecież musimy jeszcze znaleźć nocleg na Peljesacu. Kilka zdjęć, krótki spacer i ruszamy dalej, kierując się na Zagvozd, Vrgorac i Ploce. Nie wracamy już na autostradę. Wąska górska droga widokowo kluczy serwując nam kolejne widoki. Od czasu do czasu pojawiają się małe skupiska domów, a my z daleka podziwiamy intensywne prace nad nowymi wiaduktami (pod ciągle przedłużaną autostradę) i górujące nad nami szczyty. Bliżej Ploce pojawiają się drobne jezorka i rozlewiska - bajka. Kto zwiedzał te piękne rejony ten wie o czym piszę, a kto nie był ten napewno rozpozna je przy pierwszej wizycie :) Jesteśmy już jednak bardzo zmęczeni i nie zatrzymujemy się nawet na chwilę, przed nami Peljesac.

  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Twierdza Topana
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Modro
  • Crveno

Sprawnie pokonujemy kawałek Bośni w okolicy Neum (uwaga - trzeba mieć zieloną kartę) i późnym popołudniem odbijamy na Peljesac. Droga przez półwysep to ostatni odcinek naszej trasy. Mijamy otoczone warownymi murami Stone (do którego przyjdzie nam jeszcze wrócić) i zmierzamy głębiej na północ. Alfalt znowu zaczyna mocno kręcić i jak wstążka majestatycznie oplata wzgórza. Okolica tonie w odcieniach zieleni podkreślanych miękkimi promieniami mocno popołudniowego słońca. Widoki są przednie, a krajobraz dziewiczy. Tylko tu i ówdzie jakiś psuj zburzył tą harmonię bezmyślnie zaprojektowaną linią wysokiego napięcia.

Z zachwytu wyrywają nas blinkujące z przeciwka samochody - zwalniamy i z oczami na słupkach wyglądamy jakiejś lufy - jest! Nasz myśliwy czyhał tuż za zakrętem, maskując swoją obecność dużym krzewem. Tym razem musi jednak obejść się smakiem :P Jak się później okazało, w podręcznych zapiskach kopiowanych z forum, mieliśmy stosowne ostrzeżenie dotyczące tej okolicy. Niestety zupełnie o nim zapomniałem.

Jedziemy dalej. Między małymi miejscowościami domów raczej nie spotykamy, a droga jest wąska i kręta - nie szarżujemy. Równym i spokojnym tempem podążamy w kierunku Trpanja, a Orebic traktujemy awaryjnie. Obie miejscowści leżą blisko przeprawy na Korculę i w rejonie masywu Sv.Ilja, co pokrywa się z naszym planem podróży.

Gdzieś koło osiemnastej wreszcie docieramy do celu. Trpanj - małe miasteczko położone w północno-zachodniej części Peljesaca. W wąskich uliczkach dłuższą chwilę szukamy miejsca do parkowania i ruszamy na poszukiwanie kwatery. Nigdzie przy drodze nie zauważyliśmy charakterystycznych osób z kartonami "ZIMMER" ale tłumaczyliśmy to sobie dosyć późną porą. Niedzielne popołudnie to przecież chyba dobry moment na koniec i początek urlopu, tak więc propozycji powinno być pod dostatkiem.

Niestety rzeczywistość boli i szybko okazuje się, że dotarliśmy zbyt późno - po godzinie tropienia nigdzie nie możemy znaleźć wolnego pokoju. Idziemy więc za radą jednej z "gazdawic" i próbujemy w Informacji turystycznej. Tu muszę pochwalić młodą kobietę, która mocno zaangażowała się w nasz problem i mimo, że powinna już powoli kończyć pracę, ochoczo obdzwoniła kilkanaście miejscówek. Podobnie jak my, znalazła niewiele - tylko jedna propozycja i na dodatek całe studio. Dla nas dwojga jednak troszkę za drogo. Mieliśmy jeszcze cień szansy na jakieś sobe, bowiem w jednym z odwiedzonych przez nas domów wczasowiczka zasugerowała aby zjawić się o dwudziestej. Długo się nie namyślając, zabraliśmy namiary na studio i udaliśmy się sprawdzić dobre wieści.

Na miejscu okazało się, że to bardzo skromne lokum z łazienką i dostępem do wspólnej lecz dziwnie zorganizowanej kuchni, jednak czyste i konkurencyjne cenowo. Nie mając sił i nadziei oraz czując jak znikają resztki koncentracji, a zmęczenie coraz bardziej zaczyna ciążyć gdzieś na karku, postanowiliśmy zostać. Zrzuciliśmy bagaże z auta i daaawaj pod upragniony prysznic. I tu pierwsze zaskoczenie - nie ma ciepłej wody :0 Jak się później okazało, sympatycznie zapowiadający się zarządca, zapomniał uruchomić termę :/ No nic, zdarza się ale gdy któregoś dnia, po powrocie z plaży, znowu jej zabrakło - zwyczajnie się... zdenerwowałem ;)

Poza tymi dwoma incydentami nie było komplikacji personalnych ale wszędzie panowała totalna partyzantka i bijąca w oczy niegospodarność. Rzecz, która już na początku rzuciła się nam w oczy - zdecydowany brak tzw. "kobiecej ręki" :) Właściciel zupełnie nie wykorzystywał potencjału ładnie położonej willi, a nawet mocno ją zaniedbywał. Dość powiedzieć, że niestabilny plastikowy stolik, ze stopką ratowaną kilometami taśmy klejącej, był tak wypalony słońcem by pewnej nocy, stojąc sobie grzecznie i bezużytecznie w kątku na balkonie, zbudzić nas głuchym trzaskiem, gdy dokończył swój żywot pod własnym ciężarem. Inny stolik (na tarasie) miał na środku olbrzymi krater ;) Gdy prosiliśmy o coś na czym moglibyśmy normalnie się śniadaniować, Nemed (nasz gospodarz) z serdecznym uśmiechem stwierdził, że możemy wystawiać ten cięższy i bardziej gratny stół z pokoju, byle tylko chować go przed deszczem. Zrezygnowaliśmy bo pomieszczenie było na tyle małe, że poranne manewry były nam zupełnie niepotrzebne. Zaadoptowaliśmy za to mały taborecik ale pewien niesmak pozostał. Muszę jednak przyznać, że na ogólnodostępnej werandzie obok kuchni były miejsca pod parasolami, z leciwą ceratą, gdzie można było się posilić nawet kilkuosobową rodziną. Lokalizacja na głównym szlaku przelotowym, dosłownie pod drzwiami właściciela, jakoś średnio nas tam przyciągała.

Ogólnie organizacja kiepska. Zaraz obok drzwi wejściowych (tych do mieszkania Nemeda), praktycznie w przedsionku i zupełnie na zewnątrz, stała stara lodówka (wspólna), a obok znajdowała się mała i kiepsko utrzymana kuchnia. W środku zmywak, stara szafka na gary, zastawę i szkło oraz coś jakby stół ale w połowie zajęte przez małą maszynkę gazową, z dumnym frontalnym logo - свобода :) Kubatura tego pomieszczenia do złudzenia przypominała kabinę toalety i jak szybko zostaliśmy pouczeni - nie należy zostawiać niczego na suszarce bo tu też grasują muchy :0 No trudno im się zresztą dziwić bo swoje lata świetności ten lokal miał już za sobą i krzyczał o jakąś renowację. Poza tym domek miał wyżej położony duży i zaniedbany taras (na którym udało nam się zrobić grilla) oraz troszkę spadzistej zachaszczonej przestrzeni za budynkiem (coś niby ogród). Jedno i drugie leżało niestety odłogiem. Balkony oplatały pnącza winorośli i piękne fioletowe kwiaty. W dobrych rękach naprawdę powinien tu powstać mały raj, powinien...

Gospodarz był całkiem sympatyczny ale jak się później okazało, niespecjalnie angażował się w nasze dobre wrażenia. Być może dlatego, że był nie w pełni zdrowia (jakiś trwały uraz nogi), utykał i poruszał się z laską. Dowiedzieliśmy się też, że jego mama przebywa w szpitalu więc po części niedbalstwo zostaje w naszych oczach usprawiedliwione. Pozdrawiamy go i zachęcamy do podniesienia panujących tam standardów, za które chętnie byśmy dopłacili :)

Wymagań nie mieliśmy dużych, cena była niewygórowana, a lokalizacja jak na bazę wypadową bardzo dobra - jesteśmy więc zadowoleni. Wrzucam jednak tylko fotkę z balkonu (telefonem) bo jedynie ona zasługuje na publikację ;)

Muszę jeszcze wspomnieć, że do pozytywnych wrażeń wydatnie przyczynili się nasi "balkonowi" sąsiedzi z Katowic oraz Wieliczki. Serdecznie ich pozdrawiamy :)

  • Trpanj

Trpanj to mała osada rybacka (niespełna 900 stałych mieszkańców), która w okresie letnim zamienia się w przepełnioną turystami letniskową przystań. Serce miasteczka zlokalizowane jest wokół małego portu z niewielkim molo, osłoniętego od strony morza charakterystycznym falochronem zbudowanym na bazie naturalnych form skalnych. Na na najwyższej ze skał figuruje posąg Madonny czuwającej nad szczęśliwym powrotem rybaków i marynarzy. Zaraz obok przystani zlokalizowana jest plaża, której dno opada łagodniej niż w dalszej okolicy. Linią nabrzeżną biegnie spacerowa promenada, którą można wędrować z willowej zachodniej części, przez centrum usiane knajpkami, aż do małej zatoczki, gdzie turyści korzystając z nietypowego zamulenia urządzają zdrowotne kąpiele w błocie. Kawałek dalej znajduje się bardzo popularne kąpielisko - Luka. Natomiast nurkując między domy położone bezpośrenio obok przystani w centrum, szybko trafimy na małą starówkę za którą znajduje się niewielkie wzgórze o ciekawej nazwie - Gradina. Znaleźć tam można pozostałości starożytnej twierdzy i kilka niewielkich obiektów sakralnych. Na zboczu zlokalizowano też cmentarz z zabytkowym kościołem, a w pobliżu park z ciekawą otwartą rotundą przypominającą nieczynną fontannę.

Wbrew pozorom to niewielkie miasteczko ma dosyć długą i bogatą kulturowo historię. Ślady osadnictwa i garncarstwa sięgają tutaj czasów prehistorycznych. W 1922 roku w parku na wzgórzu Gradina odkryto fragmenty mozaiki, a cztedzieści lat później odnaleziono mury rzymskiej posiadłości na planie wiejskiej willi (villa rustica) oraz podstawę kolumny z inskrypcją datowaną na drugi lub trzeci wiek naszej ery. Wygląda na to, że trpanj był areną zderzenia kultury romańskiej z zasiedlającymi już te tereny Ilirami (przodkami dzisiejszych Albańczyków, Rumunów i wołoskich grup etnicznych zamieszkąjących Bałkany). O zaciętości tych stosunków miałyby świadczyć ruiny starożytnej twierdzy, zniszczonej przez wojska Juliusza Cezara. Po tym okresie Trpanj przechodzi we władanie Ostrogotów (plemiona germańskie), a jeszcze później za sprawą bizantyjskiego cesarza Justyniana I zyskuje nową warownię na tym samym wzgórzu Gradina, by strzec bardzo ważnego szlaku handlowego, powiązanego z nieodległą deltą rzeki Neretva. Coraz bardziej nasila się też fala migracji słowian (z Białej Chorwacji oraz Białej Serbii - warto sprawdzić by przekonać się jak blisko nam do Chorwatów), którzy chętnie przybywają w te urodzajne rejony. Jedną z pozostałości po tym okresie jest, wzniesiony na ruinach rzymskiej willi i znajdujący się niedaleko centrum, kościół św. Piotra. Około dziesiątego wieku region znajduje się już pod jurysdykcją serbskiego księstwa Zachlumia (Zahumlje). Trzeba przyznać, że na przestrzeni kilku kolejnych stuleci władza zmienia się jak w kalejdoskopie. Peljesac przechodzi kolejno przez wpływy bułgarskie, serbsko-czarnogórskie by w dwunastym wieku uznać zwierzchnictwo chorwacko-węgierskiego księcia Andrzeja, a ponad 100 lat później, przy udziale Stefana II bana Bośni (dziadka królowej Jadwigi), stać się wreszcie częścią dubrownickiej Republiki Raguzy. Ta arystokratyczna unia kupiecka leżąca w strefie wpływów i protektoriatu Wenecji, Węgier oraz Turcji, dzięki mądrej dyplomacji aż do początku dziewiętnastego wieku utrzymywała niepodległość, poddając się dopiero wojskom Napoleona. Dla całego regionu rządy Raguzy to okres największego rozkwitu, który odcisnął silne piętno kulturowe, kształtując charakterystyczną dla Dalmacji architekturę i obyczajowość, która do dziś przyciąga tu rzesze turystów.

Wraz z nastaniem republiki ziemie zostały podzielone między szlachtę i arystokrację, a lokalne społeczności zmuszone do przyjęcia modelu feudalnego. Jednak mimo pańszczyzny i związanych z nią obowiązków, obywatele najniższego szczebla drabiny społecznej zachowali wiele przywilejów. W odróżnieniu od prawa panującego w sąsiednich supermocarstwach, mogli żeglować, kształcić się, pracować i gromadzić majątki prawie jak wolni ludzie. Kobiety ze wsi licznie zatrudniano w szlacheckich domach jako pokojówki, dzięki czemu moda i arystokratyczne zwyczaje łatwiej przesiąkały do niższych warstw społecznych. W związku z wymagającą żeglugą i nawigacją szybko powstały też pierwsze publiczne szkoły, stąd ustrój ten cieszył się długo niesłabnącym poparciem ludności.

Trpanj przechodził w tym czasie przez ręce kilku znamienitych rodów, najdłużej pozostając we władaniu słynnej rodziny Gundulić, która starała się nawet o przyznanie statusu księstwa (pod nazwą - Księstwo Św. Michała z Trpanja). Warto też zaznaczyć, że miejscowość jako pierwsza na półwyspie zniosła pańszczyznę i to w bardzo precedensowy sposób - mieszkańcy zdecydowali się wspólnie wykupić ją od dotychczasowych właścicieli stając się w ten sposób wolnymi ludźmi.

Dziś Trpanj to mimo wszystko jedna z większych miejscowości na półwyspie i pkt tranzytowy przeprawy promowej z Ploce. Miasteczko, podobnie jak cały region, unikneło hotelowego boomu związanego z silnym rozwojem turystyki i zachowało swój niepowtarzalny charakter. Kameralną atmosferą i świetną lokalizacją, rok w rok przyciąga tu wiernych turystów bo z niewielu miejsc można podziwiać taki świt nad wybrzeżem jak tutaj. Turystyka kwitnie ale nie ma betonowych molochów i plaże są wciąż nieprzeludnione. Nie trzeba też chyba przypominać, że winnice Peljesaca już od początków osadnictwa należały do ścisłej światowej czołówki i szczęśliwie jest tak po dziś dzień :D

Zapraszam do krótkiej fotorelacji z tego urokliwego miasteczka :)

Trpanj - widok z dzielnicy willowej  w kierunku przystani (panorama)

Trpanj - widok z przystani na centrum (panorama)

Trpanj - widok na falochron z Matką Boską (panorama)

 

  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Biokovo
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj
  • Trpanj

Zgodnie z planem naszego pobytu, jeden z dni postanowiliśmy przeznaczyć na zwiedzanie Korculi. Miejscowością tranztytową i niejako wstępem do tej regionalnej mekki miał być Orebic. Z Trpanja dzieliło nas od niego jakieś 15 minut jazdy samochodem.

Miasteczko jest położone w samym centrum Riwiery Peljesackiej, u podnóża stromego zbocza Św.Eljasza. Z piękną i popularną plażą, niską zabudową i łatwą przeprawą na pobliską Korculę otoczoną archipelagiem małych wysepek, jest jednym z najchętniej odwiedzanych ośrodków turystycznych na półwyspie. Przez stulecia tutejsi mieszkańcy trudnili się jako żeglarze pływając po morzach całego świata, a na stare lata wracali w rodzinne strony by osiąść tu już jako możni marynarze. Z tego względu jedną z atrakcji są, do dziś dobrze zachowane, kapitańskie wille oraz położony nieco dalej i wyżej, w bardzo wiokowym miejscu, Klasztor Franciszkański wraz z przylegającym do niego kapitańskim cmentarzem (zdjęcie w części o wyprawie na Sv.Ilje).

Parkujemy, obowiązkowy spacer promenadą i zameldujemy się na stateczku, który przeprawi nas na Korculę. Podczas spaceru promenadą Orebica polecam zatrzymać się przy żółtych kwietnikach na jednym z murków, gdzie łatwo spotkać motyle z gatunku zawiskowatych (do złudzenia przypominające kolibry). Prawdopodobnie są to Furczaki Gołąbki, które jak Otylia Jędrzejczak należą do motylkowych rekordzistów świata - 5000 uderzeń skrzydeł na minutę! Na pierwszy rzut oka ma się wrażenie, że to najmniejsze ptaki, choć tak naprawdę nimi nie są. W każdym razie - pełna egzotyka dla człowieka przyzyczajonego do wszędobylskich Bielinków Kapustników i kolorowej Rusałki Pawik. Co ciekawe Zawisaki można ponoć spotykać również w Polsce ale ja nie miałem tej przyjemności więc polecam deptak w Orebicu. Zdjęcia niestety zrobić nie zdołałem więc służę tylko informacją dla ciekawskich ;)

Krótki rejs w kierunku Korculi jest dobrą okazją by podziwiać panoramę Orebica z górującym nad nim potężnym masywem Eljasza. Wrażenie robią też luksusowe jednostki, które spotykamy po drodze. Wrócimy tu pod wieczór. 

Orebic i Sv.Ilja (panorama)

Orebic promenada (panorama)

  • Orebic
  • Orebic
  • Orebic
  • Orebic
  • Orebic
  • Orebic
  • Orebic
  • Klasztor Franciszkański
  • Orebic

Zbliżamy się do murów obronnych starego miasta Korculi - widok jak z dobrej pocztówki. Opływamy je powolutku i cumujemy w porcie tuż przy starówce.

Korcula to chorwacki zakątek z łącińską duszą. Przez stulecia krzyżowały się tutaj wpływy z Italii i Grecji, a od około VII wieku kulturę kształtowali również napływający w te strony Słowianie. Najsilniejsze piętno odcisnęła tu Republika Wenecka, której okres panowania był dla wyspy czasem prawdziwego rozkwitu.

Nazwa (wyspy) Korcula pochodzi od porastających te tereny gęstych dębowych lasów, które tak wpływały na krajobraz, że greccy przybysze nazwali to miejsce Korcyra Melaina, czyli Czarną Wyspą.

Z uwagi na dostępność dobrego drewna wyspa była ważnym ośrodkiem budowy drewnianych galer i szkunerów (do dziś pozostało kilka zakładów). Innym eksportowym surowcem był wydobywany tutaj wapień, który miał nieco ładniejszy kolor niż okoliczne. Jak głoszą przewodniki, surowiec ten licznie wykorzystywano do budowy wielu pałaców w Wenecji, Modenie, Ankonie, a nawet przy budowie Białego Domu czy największej świątyni bizancjum - Hagia Sophia.

Tutejszy klimat należy do bardzo łagodnych, dzięki czemu roślinność jest wyjątkowo zróżnicowana. Obfituje przy tym w gatunki zaadoptowane przez ludzi przybywających z różnych zakątków świata. Rosną tu zarówno wiecznie zielone sosny, dęby korkowe, palmy, eukaliptusy, cyprysy, pomarańcze, drzewa oliwne i migdałowe, a nawet kaktusy. Specyficzny smak tutejszych winorośli sprawił, że wyspa słynie ze swych winnych specjałów - biały Grk, Posip, Rukatac i czerwony Plavac to znane są na całym świecie topowe gatunki.

Czas na zwiedzanie :)

Zabytkowym mostkiem wspinamy się pod główną bramę i już po chwili jesteśmy na starym mieście. Zerkamy w wąskie uliczki, tworzące wg przewodnika plan na wzór rybiego szkieletu, mający ponoć związek z kierunkami tutejszych wiatrów. Jak czytamy, te po prawej od przekroczonej bramy, dzięki zakrzywieniu, chronią przed przed lodowatą Burą, a proste z lewej wpuszczają przyjemny i rześki Maestral. Ile w tym prawdy - nie wiem ale brzmi ciekawe i faktycznie tylko patrząc na lewo widać prześwit w stonę portu. Tak czy inaczej ulokowana na półwyspie i otoczona murami twierdzy starówka nie jest rozległa i łatwo się tu odnaleźć. Szybko lokalizujemy najważniejsze obiekty, zwiedzamy muzeum miejskie, katedrę Św.Marka i domniemany dom Marco Polo. Z jego poddasza można podziwiać ładną panoramę w kierunku Eljasza i Orebica. Niestety pogoda nie jest ku temu najlepsza co widać na załączonych zdjęciach. Zbiera się na deszcz, a my zmęczeni szukamy wolnych miejsc w małych restauracjach przy samych murach. Mają tu bardzo widokowe miejsca na otwarym powietrzu ale w sezonie ciężko z marszu znaleźć coś wolnego. Chwilę błądzimy, wypraszani przez kelnerkę ze zwalnianego stolika - był zarezerwowany. Cóż, czekamy i widząc kolejną kończońcą parę rezerwujemy go dla siebie. Wreszcie siadamy i dłuższą chwilę czekamy na menu. Gdy po 10 minutach (!) zjawia się ta sama kelnerka, zaczyna ponownie tłumaczyć, że ktoś inny miał przed nami rezerwację - bzdura, po prostu pojawiła się liczniejsza grupa ale nie będziemy się spierać, wstajemy. Zdegustowani ruszamy w uliczki i gdy spadają pierwsze krople rzęsistego deszczu, siedzimy już wygodnie w innym lokalu, obserwując jak obsługa w ogromnym pośpiechu zwija parasole i zabezpiecza stoliki na zewnątrz. Bez wątpienia mają coś z żeglarzy bo wyglądają jak dobrze zorganizowana załoga w czasie rejsu po wzburzonym morzu. Popijając piwko i wcinając pizzę, z satysfakcją oceniamy rozwój wydarzeń - ależ siecze i fuja ;)

Ledwie kończymy posiłek, jest już po burzy i w mokre mury zaczyna zaglądać słońce. Pora ruszać dalej. Wracamy na naszą przystań i stamtąd wzdłuż Klasztoru Dominikanów robimy pętlę wędrując między budynkami ulicą Cvjetno naseje w kierunku Twierdzy Sv. Vlaha znajdującej się na jednym ze wzgórz nad miastem. Widok starówki z kwater położonych w tej części miasta jest bezcenny. Chwilę szukamy schodków Bernarda Bernardi i gdy je odnajdujemy, po chwili kończą się domy. Jesteśmy już wysoko. Mijamy ruiny najwyżej położonej siedziby i wchodząc w lasek zmierzamy dalej schodkami w górę. Krótki odpoczynek w cieniu i szybko docieramy na szczyt. Zgodnie z tym co czytamy w przewodniku jest mocno zaniedbany - widok przesłaniają gęste krzewy, a stojąca na środku okrągła forteca jest zamknięta na kłódkę. Szkoda, bo widok z wierzchołka tej zabawnie wyglądającej okrągłej wieży musi porywać. Zmierzamy więc dalej znakowanym szlakiem. Docieramy do asfaltowej drogi za którą znajduje się cmentarz. Wracamy nią w dół dobrze zgadując, że trafimy na przystań po drugiej stronie starówki. Znowu chwilę krążymy po urokliwych i pełnych zakamarków uliczkach by wreszcie wyłożyć się na ręczniku pod palmami, niedaleko miejsca skąd odpływa nasz statek. Długo delektujemy się panoramą starówki zastanawiając się czy łysawy facet obok z ręcznikiem w dalmatyńczyki to kolejne wcielenie Marka P. ;)

Gdy słonko wisi już nisko nad horyzontem ruszamy na nasz wodny tramwaj i odpływamy odprowadzając wzrokiem stare miasto. Bardzo nam się tu podobało i postaramy się kiedyś wrócić.

Po drodze mijamy duży prom i znajome luksusowe jednostki. Dobijamy do brzegów Peljesaca i odprowadzani przez młode koty szukamy samochodu. Już w drodze do Trpanja zatrzymujemy się jeszcze na chwilkę by podziwiać skąpaną w ostatnich promieniach słońca Korculę i jej okolicę. Bajka..

Korcula - widok z wysokości Klasztoru Dominikanów (panorama)

Korcula - widok z uliczki Cvjetno naseje (panorama)

  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Dscf9420
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula
  • Korcula i jej archipelag
  • Korcula

Na kolejny dzień zplanowaliśmy wizytę w Ston. Zanim tam jednak dotrzemy, zatrzymamy się przy drodze, by podziwiać panoramę Trstenika. Co prawda, nie znaleźliśmy czasu na wizytę w tym miasteczku ale krążąc po Peljesacu, jak żadne inne, regularnie kusiło nas swoim widokiem przez szybę samochodu. Wreszcie musieliśmy się zatrzymać. Dorzucam jeszcze kilka popołudniowych kadrów z tej okolicy.

Oceńcie sami :)

Trstenik i otaczające go wzgórza (panorama)

  • Trstenik
  • z drogi między Popova Luka, a Trstenik
  • z drogi między Popova Luka, a Trstenik
  • z drogi między Popova Luka, a Trstenik

Czas na Ston - swoiste wrota na półwysep, otoczone murem przypominającym nieco ten chiński.

Położone pomiędzy wzgórzami miasto, od zarania miało olbrzymie znaczenie dla całego regionu. Niczym twardy głaz zamyka wszystkie drogi prowadzące przez Peljesac i dzięki rozległym umocnieniom skutecznie broni dostępu do jego bogactw. Jego rangę dodatkowo podnosiła duża salina (fabryka odzyskująca sól z wody morskiej przez odparowanie) oraz nieodległa zatoka Prapratna, słynąca z hodowli ostryg oraz małż i łącząca promem półwysep z wyspą Mljet.

Największą atrakcją jest oczywiście olbrzymi system fortyfikacji - 5,5 km murów (dochowało się 5 km) oraz długie szańce z 40 wieżami obronnymi (dochowało się ponoć tylko 20) i 7 basztami. Śródmieście zbudowano na planie pięciokąta i podzielono regularnym systemem ulic z dbałością o liczbę domów w każdej dzielnicy. Całość wygląda naprawdę imponująco. Na zdjęciach widać, że trwają bardzo zaawansowane prace nad odbudową oraz renowacją zabytkowych umocnień. Nic dziwnego bo obok saliny to one przyciągającą tutaj turystów, a na ulicach ruch raczej niewielki. Być może dlatego wyjątkowy widok z wierzchołka twierdzy położonej na wzniesieniu ponad miastem jest dostępny nieodpłatnie. Wystarczy tylko wejść na strome mury by po krótkiej wspinaczce podziwiać rozległą panoramę całej doliny. Kilka pamiątkowych fotek i lecimy dalej zgodnie z kierunkiem zwiedzania. Mury zataczają łuk i prowadząc już w dół, kierują tuż pod zabytkową siedzibę dubrownickiego namiestnika. Obok znajduje się ciekawa stara fontanna, gdzie można schłodzić kark piekący od prażącego słońca. Instalujemy się w pobliskiej kawiarni i potęgujemy orzeźwienie potężną porcją lodów :)

Obok nas ruiny neogotyckiego kościoła St Blaise (Sv Vlaho), który dwukrotnie został zniszczony trzęsieniem ziemi (ostatni raz w 1996). Szkoda, że dostęp do niego skutecznie utrudnia wysokie drewniane ogrodzenie bo pozostałości prezentują się ciekawie.

Czas na wizytę w fabryce soli. Młoda bileterka oznajmia nam, że jest do naszej dyspozycji gdyby pojawiły się jakieś pytania. A pewnie, mamy - co powinniśmy wiedzieć zanim zaczniemy zwiedzać? - Yyyy... No dobra, nie będziemy jej męczyć. Na odchodnym odpowiada, że jeśli się pospieszymy to zdążymy zajrzeć do wnętrz budynków i jest tam kolega, który (ziuuuuuu - mija nas samochód pędzący przez bramę wyjazdową) właśnie niestety wyjechał i nie skorzystamy :/ Troszkę dziwna sytuacja bo przecież płacimy za bilet no ale... najważniejsze, że humor dopisywał :)

Słońce nie sprzyjało gorącej dyskusji więc ruszyliśmy oglądać co się da. Może nie jest to Wersal ale miejsce bardzo fotogeniczne i urokliwe. Wąskie tory i regularny system irygacyjny ładnie budują perspektywę, a białe poletka soli malowniczo kontrastują z otoczeniem.

Powałęsaliśmy się chwilkę ale żar z nieba dawał się coraz mocniej we znaki. Pora wracać na jakąś plażę. Mali Ston, Prapratna i Mljet to alternatywa na kolejne wakacje bo dziś jesteśmy już zbyt zmęczeni by docenić uroki tych miejsc. Nie zdążyliśmy też zlokalizować kościoła Św.Michała i znajdującej się gdzieś w okolicy jaskini Gudnja. Po coś trzeba tu przecież kiedyś wrócić ;)

Ston - widok z twierdzy nad miastem (panorama)

  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston
  • Ston

Szukając ładnej plaży, powoli zmierzamy w kierunku powrotnym (drogą do Trpanja). Mijamy drogowskaz Żuljana - tak, to może być dobry pomysł. Wiele osób chwaliło walory tego miejsca w swoich relacjach, sprawdzimy.

Skręcamy i droga zaczyna majestatycznie kluczyć pomiędzy skalistymi zboczami. W koło rozciągają się skąpane w różnych odcieniach zieleni wzgórza - jest pięknie. W końcu docieramy do zatoki. Widać kilka domów tuż nad brzegiem i małą przystań. Przewodnik informuje nas, że w miesteczku brak miejsc do parkowania. Długo się nie namyślając podążąmy za pierwszą napotkaną strzałką z napisem - parking. Zatrzymujemy się na małym trawiastym placyku pomiędzy drzewami, prawie jak w sadzie. Troszkę dziwne miejsce na postój ale nie to jest teraz ważne - gnamy do wody.

Może to nie jest dzika odludna plaża ale nie ma tu tłoku, krzyków i jest na tyle kameralnie by w spokoju odpocząć z dala od sąsiedniego parasola. Przejrzysta woda kryje łagodnie opadające piaszczyste dno (sama plaża jednak z drobnych kamyczków). Wprawne oko uzbrojone w maskę, wytropi śmieszne płaskie ryby kamuflujące się w piachu. Po kąpieli wcinamy figi. Zostaniemy tu do późnego popołudnia. 

Žuljana - widok rozciągający się z plaży na prawą stronę zatoki (panorama)

  • Žuljana
  • Žuljana
  • Žuljana
  • Žuljana
  • Žuljana
  • Žuljana
  • Žuljana
  • Žuljana
  • Žuljana
  • Žuljana
  • Figi

Słońce świeci już łagodniej, a my zmierzając do Trpanja myślimy o sutej kolacji.

Za szybą wybrzeże i archipelag wysepek. Niestety kolejny raz linia wysokiego napięcia przecina panoramę - dziwne bo znowu wygląda na to, że z powodzeniem mogłaby ominąć ten punkt widokowy.

Zatrzymujemy się na chwilę gdzieś pomiędzy zatoką Luka Dubrava, a Drače. Z płytkiej wody wystają ostre kamienie - bardzo tu ładnie i na dodatek można kupić świeżutkie owoce morza :)

  • Luka Dubrava - Drače
  • Luka Dubrava - Drače
  • Luka Dubrava - Drače

Lecimy dalej i tuż przed Trpanjem, zmęczeni po całym dniu wojaży, chwilę wahamy się przed rozjazdem z kierunkowskazem "Autocamp Divna". Czytaliśmy o tej plaży i chcemy ją odwiedzić lecz słońce jest już nisko, a okoliczne wzgórza rzucają sporo cienia. Spróbujemy? Ok, w drogę ale nie spędzimy tam zbyt wiele czasu bo na wieczór zaplanowaliśmy grillowanie :)

Wąska droga niespodziewanie długo prowadzi raz górą, raz dołem, a na koniec serwuje kilka ostrych łuków pomiędzy skalnymi urwiskami. Wjeżdżamy nad zatoczkę otoczoną zębatymi wzniesieniami - uczta dla oka!

Autocamp znajduje się w małym lasku tuż przy plaży, gdzie drzewa oplecione są jakimś gęstym pnączem zwisającym niczym liany. Tworzy to przyjemny tropikalny klimacik. Do tego nieodległa wysepka Divna i piękna panorama wzniesień ciągnących się na wybrzeżu przez cały horyzont - naprawdę prawie rajskie klimaty. Brakuje tylko żaglowca pod czarną banderą, który wdzięcznie zastąpi nam malowniczo zakotwiczona łódka.

Ryzykowaliśmy troszkę widokiem bo przed rozjazdem niebo od zachodniej strony szczelnie zasnuły chmury. Jednak na nasze powitanie pojawiła się w nich spora luka i ostre wzgórza otaczające zatokę zaświeciły ciepłopomarańczowym blaskiem zachodzącego słońca. Aż chciało się wejść do wody i zaczekać na gwiazdy...

Divna - widok z plaży na wchodnią stronę zatoki (panorama)

Następnym razem weźmiemy grilla ze sobą, teraz puste żołądki każą nam niestety wracać ;)

Tym którzy się tu wybiorą podpowiem, że warto podjechać jeszcze kawałek by odwiedzić, dobrze widoczną z wierzchołka Sv.Ijle i równie malowniczą, Pelješką Dubę.

  • Kamp Divna
  • Kamp Divna
  • Kamp Divna
  • Kamp Divna
  • Kamp Divna
  • Kamp Divna

Nadszedł czas na zaplanowaną pieszą wycieczkę na szczyt Sv.Ilja (960 mnpm). Na sąsiednim balkonie znalazłem towarzysza wyprawy, co niezmiernie mnie ucieszyło bowiem samotna wyprawa zawsze jest bardzo ryzykowna. Tym bardziej, że trasa, zwłaszcza w czasie letnich upałów, jest dość wymagająca. Wycieczka nie należy do arcytrudnych jednak w pewnych partiach jest mocno wyczerpująca z uwagi na spore otwarte podejścia w palącym słońcu. Z tego względu bardzo ważna jest woda - 1,5 ~ 2 litrów nie będzie przesadą. Koniecznie też należy założyć wyższe buty z twardym czubem - chronią paluchy oraz kostki. Szlak w dużej mierze prowadzi po bardzo niestabilnym skalistym gruncie - ścieżki pełne ostrych skał i ruchomych kamyków, piargi, korzenie. My oczywiście we dwójkę w adidaskach, co z perspektywy oceniam jako zwykłą głupotę! Na takim podłożu naprawdę łatwo skręcić nogę, a pomoc nie dotrze tu szybko. Warto wziąć ze sobą również coś z dłuższym rękawem bo choć nie jest to zasadą to w szczytowych partiach lubi być chłodno i wietrzenie.

Co do wyboru samej trasy, polecam kierunek od Klasztoru - z uwagi na zróżnicowane i widokowe otwarte podejście, które da nam miłe chwile wytchnienia. Sporą część trasy można pokonać rano w przyjemnym cieniu wyższych partii Św.Eliasza. Alternatywna trasa prowadzi prostopadłą do plaży uliczką Tomislava (obok kościoła) - tędy będziemy schodzić.

Z Trpanja ruszamy o 5:30. Za oknem różowy wschód rozlewa się nad górzystym wybrzeżem - to jedna z większych zalet tej miejscowości. Można tu podziwiać zarówno wschody jak i zachody, co na Peljesacu nie jest takie oczywiste. Mamy czas by go obejrzeć bo naszą uliczkę zastawił na dłuższą chwilę dostawca pieczywa. Tym czytelnikom, którzy planują pobyt na zachodnim brzegu lub w miejscach osłoniętych od strony wschodniej gorąco polecam wybrać się na wschód właśnie tutaj. Po całym przedstawieniu można uraczyć się poranną kawcią na przystani i ruszać dalej :)  Troszkę innym urokiem poranka zachwycamy się chwilę później bowiem już sam przejazd przez Orebic z widokiem masywnych stromych zboczy złoconych wstającym słońcem i malowanych grą cieni jest również wyjątkowy.


Asfaltowa droga prowadzi pod sam klasztor lecz my parkujemy niżej pod hotelem by nie spinać się na końcu naszej wędrówki. Przyklasztorny kapitański cmentarz wygląda w blasku wschodzącego słońca naprawdę pięknie. Szybkie zdjęcie i lecimy dalej by zdążyć zanim zrobi się gorąco.

Kawałek dalej początek szlaku i pierwszy drogowskaz. Nie pamiętam już dokładnie ale chyba około 2 godz. 40 min., przy czym warto wiedzieć, że czasy liczone są naprawdę dobrym tempem. Startujemy razem ze starszym panem w niebieskim ferszalunku i... grupką piętnastu kóz, które szanowny pan pogania przed tuż nami wąską ścieżką. W pewnym momencie kozy schodzą ze szlaku by przypuścić zmasowany atak na pobliski krzaczek. Czas na pierwszą chwilę wytchnienia i spojrzenie w stronę złotych o tej porze murów Korculi.

Po chwili ruszamy dalej i mijamy kilku wolniej idących turystów. Po lewej mamy piękną panoramę całej wyspy i opadające skaliste zbocza Eliasza. Jesteśmy już dosyć wysoko gdy teren nieco się wyrównuje i zaczyna pojawiać się coraz więcej karłowatych drzew. W pewnym momencie otoczenie zmienia się w przyjemny iglasty lasek, który skutecznie chroni nas przed słońcem. Jeszcze chwila i dotrzemy do rozwidlenia szlaków obok małego budynku. Nigo tutaj nie ma ale widać, że trwa tu jakiś remont. Nie zatrzymujemy się dłużej bo chcemy zaliczyć szczyt zanim dopadnie nas skwar. Mamy do wyboru drogę na szczyt albo zejście w stronę Orebica, kończąc uliczką Tomislava. Oczywiście najpierw obieramy wiadomy kierunek.

Krótkie strome podejście i lasek zamienia się w otwartą przestrzeń pełną wystających skał i głazów. Gdzieniegdzie pojawiają się wisielczo wyglądające suszki i niskie krzewy, do klimatu brakuje tylko czarnych kruków i grzechotników ;) Strzelamy kilka fotek i ruszamy dalej. Przed nami jeszcze tylko jedno małe kamieniste wzniesienie i po chwili... stajemy na szczycie!

Widok zapiera dech. Pięknie widać całą Korculę (wyspę), Hvar, a nawet majaczącą za nim Brać. Największe wrażenie robi jednak długi łańcuch górski ciągnący się przez całe wybrzeże. Z kolei patrząc lekko pod słońce widać niekończącą się wstążkę wzniesień Peljesaca - półwysep jest naprawdę potężny. Sama starówka Korculi (miasta) jest stąd niestety niewidoczna, zasłania ją małe wzniesienie szczytowych partii Eljasza. Gorąco zachęcam do zabrania ze sobą lornetki by jeszcze mocniej zachwycać się rozległą panoramą.

Na środku szczytu stoi kopiec usypany z kamieni i zwieńczony luźno posadowionym drewnianym krzyżem. Między kamieniami puszka z kartkami papieru - grzebiemy by znaleźć długopis ale niestety jest zupełnie uszkodzony. Przyciskam zniszczoną końcówkę i kreślę na sucho nasze imiona oraz datę, może ktoś życzliwy kiedyś je poprawi :)

Zmieściliśmy się w czasie więc spędzimy tu dłuższą chwilę organizując małe śniadanie. O dziwo, mimo szybkiego tempa i naprawdę krótkich postojów, dotarliśmy na szczyt prawie zgodnie z informacją podaną na początku szlaku. Pamiętam, że mijani obcokrajowcy żartowali, że idziemy na rekord więc tempo może nie wyczynowe ale moim zdaniem mieliśmy całkiem dobre. Dlatego wynik nieco nas zaskoczył i proponuję wziąść to pod uwagę przy planowaniu wyprawy - do czasów na drogowskazach warto przyjąć spory margines. Kończymy posiłek gdy na szczyt docierają kolejne grupy turystów. Jest między nimi kilka pań i jakiś dzieciak, widać więc że szlak nie należy do bardzo trudnych ale uprzedzam, osobom o słabszej kondycji może sprawić trudności. Wszyscy tutaj obecni sprawiają wrażenie raczej przygotowanych więc niedzielnym spacerowiczom polecam sprawdzić wcześniej formę na jakimś mniejszym wzniesieniu.

Robi się tłoczno więc ostatnie zdjęcie z krzyżem i uciekamy na dół. Szybko docieramy do rozwidlenia i za małym budynkiem odbijamy w trasę, która kończy uliczką Tomislava. Na początku szlak wiedzie przez lasek, dając nam schronienie przed prażącym już o tej porze słońcem, by po dłuższej chwili wyjść prosto w dolinę pomiędzy szczytowymi wzniesieniami. Jest tu bardzo przyjemnie, a okolica aż kusi bezwietrznym spokojem by na równej ceglastej ziemi mały biwak. Część tej przestrzeni pokrywa pole fantazyjnie powyginanych i wyglądających jak suche, ciernistych krzewów. Tworzą naturalną barierę i niczym zasieki ograniczają dalszą drogę.

I to był pierwszy moment kiedy zorientowaliśmy się, że mimo bardzo dobrego oznakowania zgubiliśmy szlak. Zatem wsteczny i szukamy ostatnich oznaczeń. Szybko okazuje się, że zeraz po wyjściu z lasu szlak jakby ponownie skręca w stronę szczytu, by kawałek prowadzić nas pod górkę. Tak czy inaczej warto było tutaj na chwilkę zbłądzić bo okolica jest naprawdę wyjątkowa. Poza tym wydaje się, że to najwłaściwsze miejsce by bardziej ciekawscy spróbowali zboczyć i wspiąć się na pobliskie wzniesienie z którego powinien (chyba) roztaczać się bezpośredni widok w stronę starówki Korculi. Spodziewałem się jakiegoś widokowego miejsca na szlaku. Niestety mija on właściwy rejon i to w sporej odległości (czytałem że trzeba sobie podejść ale nie sądziłem, że aż tyle) więc przegapiłem okazję. Co prawda, starówkę można podziwiać w trakcie podejścia nad klasztorem (na początku wycieczki) ale wyczekiwałem jakiegoś widokowego punktu bliżej kulminacji. Niby jest kilka momentów gdy przez chwilę wyłania się ona zza skalnego urwiska ale nie (że tak się wyrażę) jak na otwartej dłoni. Polecam więc spróbować bo mnie się nie udało.

My tymczasem wędrujemy dalej. Łagodnym łukiem odwracamy się plecami do Orebica i przeprawiamy się przez piarżysty żleb pod orgomną pionową ścianą. Jej widok będzie nam towarzyszyć przez dłuższą część tego odcinka. Kolorystyka i budowa skał zupełnie inna lecz jej rozległa perspektywa przywodzi na myśl Wielki Kanion (być może dlatego, że takie scenerie znam głównie ze szklanego ekranu ;)

Chwilę później krzewy zaczynają gęstnieć i nasi westernowi bohaterowie powoli wkraczają do lasu. Nie jest to jednak taki klasyczny las gdzie pełno wysokich drzew, a my wesoło stąpamy po ściółce. Raczej przypomina gęste chaszcze, pośród których kluczy ostrymi serpentynami wąska i stroma ścieżka. Czasem pojawiają się przecinki ale bezwątpienia jest to najmniej widokowa i najbardziej męcząca część szlaku, zwłaszcza dla tych którzy będą musieli się tu wspinać (Ci którzy wybrali odwrotną trasę). Przy jej pokonywaniu szybko tracimy wysokość, kończąc na malowniczo położonej skalnej półce.

Na błękitnym niebie, znad zębów urwiska śledzi nas blady księżyc, a w koło rozciąga się dolina oddzielająca nas od sąsiedniego wzgórza. Olbrzymie skały tworzą ciekawe formy, a ścieżka stopniowo łagodnieje by prawie poziomo przeprowadzić nas niczym brzegiem muru z powrotem w stronę wybrzeża. Uroku dodaje kontrastująca soczysta zieleń. Trasa zawija i z prawej wyrasta potężny i stromy masyw Sv. Ilje, a przed nami wspaniała panorama Orebica. Chwilę później przedzieramy się przez wysokie krzewy by zejśc pod opuszczony dom, ostatni na ulicy Tomislava.

Tutaj zaczyna się szlak w odwrotnym kierunku i znajduje się drogowskaz - 2 godz. 45 min. (o ile dobrze pamiętam ;) Nam przebycie trasy zajęło niespełna 5h więc potwierdza się teza o wyśrubowanych wskazaniach na znakach. Chwilę odpoczywamy i prostą bitą drogą, przez sady i winnice, zbliżamy się do centrum Orebica. Nie mogę oderwać oczu od potężnego z tej perspektywy Sv.Ilje i pozwalam sobie na kilka ostatnich fotek. Tymczasem mój towarzysz znalazł przy drodze drzewo migdałowe i pierwszy raz mam okazję zobaczyć jak wyglądają zamknięte orzechy. Mają bardzo podobny kształt do łuskanych owoców - wyglądają jak duże suche pestki.

Po chwili wchodzimy na asfalt i przecinamy główną arterię miejscowości. Mijamy kościół i spragnieni wchodzimy na parking przy promenadzie. To jedna z tych chwil kiedy... do spełnienia brakuje tylko zimnego piwka. Niestety to ja jestem kierowcą ;)

Z podziękowaniami dla Leszka, który towarzyszł mi w tej wyprawie - zapraszam do małej galerii :)

Spojrzenie w stronę krańca półwyspu, po lewej Korcula (panorama)

Z drogi na szczyt w stronę Korculi (panorama)

Tuż pod szczytem, w tle Hvar i wybrzeże (panorama)

Spod samego szczytu, Korcula w całej rozciągłości (panorama)

Jeszcze raz na Hvar (panorama)

Szlak od strony ulicy Tomislava

Tuż nad Orebiciem (panorama)

Ostetnie spojrzenie za plecy, jedną nogą w Orebiciu (panorama)

  • Startujemy
  • Klasztor Franciszkański
  • Cmentarz kapitański
  • Kozy
  • Korcula
  • Korcula
  • Peljesac
  • Sv.Ilja i Korcula
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • przez lornetkę
  • Korcula - zatoka
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Peljesac
  • Sv.Ilja
  • Biokovo i Sv.Jura ze swoim nadajnikiem
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Korcula
  • Korcula
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Peljesac
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Sv.Ilja
  • Koniec szlaku...

Na piątek zaplanowaliśmy koniec naszego pobytu na Peljesacu, połączony z wizytą w Dubrovniku. Ranek upłynął nam na pakowaniu i przed południem, po krótkim pożegnaniu z sąsiadami oraz właścicielem, wyruszyliśmy w stronę Dubrovnika.

Na niebie rozciągneła się szara warstwa chmur i wszystko wskazywało na to, że to nie będzie słoneczny dzień. Z jednej strony dobrze, bo podróż samochodem i zwiedzanie starego miasta nie będą męczące, jednak liczyliśmy na troszkę słonka z uwagi na ładniejsze zdjęcia. Na szczęście w drodze okazało się, że mieliśmy niepotrzebne obawy bo gdy dotarliśmy pod mury Dubrovnika, na niebie ponownie zagościł błękit.

Zanim jednak opuściliśmy Peljesac, zatrzymaliśmy się w Potomje. I tu muszę spuścić wzrok bowiem patrząc dziś na relacje osób lepiej zorientowanych, czuję pewien niedosyt. Region ten słynie z produkcji win, a znajdujące się w okolicy winiarnie powinny być obowiązkowym punktem pobytu. I nie wystarczy zjechać z drogi do najbliższej z nich, trzeba zarezerwować czas na całodniową objazdówkę z degustacją, przeprawą przez tunel Dingać i legendarną już samoobsługową beczką u Indijana. Milos, Dingacz, Matuszko, Madirazza, Tomasevic czy Bartulović to miejsca gdzie koniecznie powinniśmy się pojawić by skosztować tutejszych specjałów. Warto również zaopatrzyć się w domową oliwę z oliwek jaką właśnie tu wychwalał sam Makłowicz podczas jednej ze swoich kulinarnych podróży. Przyznaję, że nie dojrzeliśmy jeszcze do tego by w pełni korzystać z winnych dobrodziejstw i z pewnością miało to spory wpływ na w pośpiechu gromadzone informacje, między którymi zabrakło właśnie takich wskazówek. Oboje jednak lubimy wino i spożyliśmy go całkiem sporo, z każdą butelką nabierając doświadczenia ;)

Rejs po peljesackich winiarniach ma swój niepowtarzalny urok, niekoniecznie związany z samą degustacją lecz całą otoczką towarzyszącą powstawaniu tego szlachetnego trunku.  Jest więc zadanie do odrobienia podczas kolejnych wakacji :)

Mamy za to inną ciekawostkę, o której warto wiedzieć będąc w okolicy. Otóż widok w stronę wybrzeża zasłania tu trzecie co do wielkości wzniesienie Peljesaca o nazwie Rota (713 m.n.p.m.). Na jego szczycie znajduje się wieża zwieńczona białą kulistą kopułą, przypominającą nieco olbrzymią futbolówkę. Po powrocie (z pomocą społeczności cro.pl) udało nam się ustalić, że jest to najprawdopodobniej średniej mocy stacja radarowa (z kompleksem innych anten - sieć komórkowa, łączność radiowa itp.). Nie wygląda ona na obiekt wojskowy lecz jej lokalizacja jest dobrze przemyślana i z całą pewnością ma duże znaczenie strategiczne. Oba wyższe wzniesienia półwyspu (Ilja i Pelinovjak) znajdują się na północnym jego krańcu nie stanowiąc istotnej bariery. Kulminację na której znajduje się radar widać dobrze nawet z Korculi choć sama Rota jest raczej niewidoczna z murów starego miasta.

Budynki obsługi zlokalizowane są nieco poniżej, nie ograniczając kąta rozchodzenia się fal i będąc jednocześnie pod bezpieczną osłoną okolicznych wzgórz. W stronę wybrzeża nie ma naturalnych przeszkód i radar może czesać przestrzeń aż po powierzchnię morza. Jest przy tym zlokalizowany dokładnie na deltę Neretvy, która jest tutaj swoistą górską bramą. Lokalizacja jest też odpowiednia do monitorowania Bośniackiego skrawka i wygląda na najlepszą z możliwych.

Mapka z lokalizacją tego obiektu i wysokością okolicznych wzniesień

Poruszając się po półwyspie czy przeglądając zdjęcia z pewnością wilokrotnie zauważycie ten charakterystyczny obiekt o którym nie wspominają przewodniki :)

 

  • Widok z centrum Potomje
  • Stacja radiolokacyjna

Po zakupach w Potomje szybko kierujemy się w stronę Dubrovnika. Mijamy widokowo położone Slano i zgodnie z planem, kawałek dalej zatrzymujemy się by odpocząć.

Parkujemy w cieniu wielkiego platana. Drzewo jest tak olbrzymie, że niektóre konary spinają grube stabilizujące liny, a jeden z nich podtrzymuje kamienna kolumna. W koło wygodne ławeczki i gustowna tablica informacyjna - jesteśmy w Trsteno, tuż obok zabytkowego Aboretum.

Olbrzymie drzewa przywędrowały tu znad Bosforu na przełomie XIV - XV wieku. Byłoby grzechem nie zerknąć do tego ogrodu więc po krótkiej przerwie śniadaniowej czas na botaniczny spacer :)

W cieniu egzotycznych roślin, mijamy stary akwedukt i siedemnastowieczne nimfeum, by obok zabytkowych budynków przejść na zadaszony taras. Rozciąga się z niego wspaniała panorama w stronę wyspy Lopud, a u podnóża widać stary port.

Nieopodal tarasu stoi zabytkowy młyn i tłocznia oliwy. W 1502 roku powstała tu rezydencja dubrownickiego arystorkaty Ivana Guceticia z dużym ogrodem, który z biegiem lat poszerzano sprowadzając z całego świata ciekawe okazy egzotycznych roślin. Ścieżki uatrakcyjniono pseudoantycznymi budowlami i ekspozycjami.

Do 1991 roku arboretum w Trsteno uważano za najwspanialsze w Europie jednak w czasie wojny duża część uległa ponoć zniszczeniu. Bezwzględnie warto się tu zatrzymać. Zapraszam do skromnej galerii :)

  • Trsteno
  • Platany
  • Aboretum w Trsteno
  • Aboretum w Trsteno
  • Aboretum w Trsteno
  • Aboretum w Trsteno
  • Aboretum w Trsteno
  • Aboretum w Trsteno
  • Aboretum w Trsteno
  • Aboretum w Trsteno
  • Aboretum w Trsteno
  • Taras widokowy
  • Aboretum w Trsteno

Około południa, zza zakrętu wyłania się panorama Dubrovnika z malowniczo zawieszonym mostem i olbrzymim wycieczkowcem w porcie. Stajemy by jak wielu popełnić ten nieco sztampowy kadr po czym ruszamy dalej i szybko przedostajemy się pod mury. Po drogowskazach lądujemy na podziemnym parkingu tuż przy starówce. Jeszcze tylko pełna schodków wąska uliczka i staniemy pod główną bramą.

Miasta nie trzeba przedstawiać. Nie będę pisał o legendzie Orlando, mierzeniu łokciem, fladze Libertas, charakterystycznych dzwiękach dzwonów oraz czerwonych dachówkach. Zabytków jest tutaj tyle, że można bez końca się nimi zachwycać. Wspomnę tylko o tym co wzbudziło naszą ciekawość i o czym trudno przeczytać w przewodniku. Na koniec zapraszam do fotorelacji bo to trzeba po prostu zobaczyć :)

Do napotkanych ciekawostek z pewnością trzeba zaliczyć ślubną ceremonię, na którą razem z tłumem gapiów trafiliśmy całkiem przypadkiem. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi za te kilka zbliżeń, które wykonałem by lepiej zaprezentować tamtejsze kreacje. Szczególnie polecam zwrócić uwagę na modne damskie kapelusze, które u nas znacznie trudniej zauważyć.

Kawałek dalej, schodząc po schodkach w stronę małego ryneczku z narożną fontanną, kolejna ciekawostka. Oto obok restauracyjnych stolików, z zakrytego kratą okna, zwisają szaliki czterech piłkarskich klubów z... Polski (!) Nasi sąsiedzi z Trpanja uprzedzali, że możemy tu na nie trafić więc tego lata wielu rodaków musiało być zaskoczonych takim widokiem. Trudno powiedzieć co dokładnie symbolizują ale odbieramy to jako znak sympatii w stosunku do naszej narodowości :)

Po krótkim posiłku w restauracji oraz drobnym wsparciu w pobliskiej cukierni, zapuszczamy się w wąskie uliczki i kręcimy po mieście, długo błądząc urokliwymi przesmykami w poszukiwaniu kolejnych cudów architektury. Przypadkiem wejdziemy do jakiejś agencji by zachwycić się starą szafą, która skusi nas widokiem z ulicy. Miłe i elegancko ubrane panie nie będą miały nic przeciwko by uwiecznić ją aparatem ;)

We wnętrzu Katedry zauroczyła mnie bardzo oryginalna i plastyczna droga krzyżowa. Niestety obowiązywał tam zakaz fotografowania więc pozostały tylko konspiracyjne ujęcia "z biodra", które zupełnie nie oddają jej uroku. Na żywo i z bliższa wygląda naprawdę ciekawie. Fotkę wrzucam więc jedynie jako wskazówkę bo walory artystyczne zgineły w szumie i przypadkowym kadrowaniu na czuja.

Warto również poświęcić chwilę na skromne Muzeum Obrońców Dubrovnika z okresu oblężenia miasta w 1991 roku. Znajduje się ono w Pałacu Sponza. Można tam obejrzeć interesującą prezentację multimedialną, dokumentującą wspomniane wydarzenia. Wrażenia dodatkowo potęguje lokalizacja bowiem w drodze do muzeum zdążymy odużyć się zachwytem nad architekturą starówki, którą kilka minut później przyjdzie nam obejrzeć w zupełnie innej scenerii płonących kamienic. Na równie ciekawe zdjęcia z tego okresu trafiliśmy w kantorze, tuż przy Wielkiej Fontannie Onufrego. Pozwoliłem sobie zatrzymać gablotę w kadrze, za co mam nadzieję prawdziwi autorzy nie będą się gniewać ;)

Na koniec wizyty zaplanowaliśmy wycieczkę po murach, z której zamieszczam sporą fotorelację. Po tym całkiem długim spacerku pora na pyszne chorwackie lody i powrót na podziemny parking. Słońce wisi już nad horyzontem więc trzeba wracać. Troszkę żal bo "Dubrownik wieczorową porą" kusi ;)

Wyjeżdżając z miasta szcześliwie pomyliliśmy ulicę i zamiast prosto na most skierowaliśmy się do portu. Polecam tą trasę bo choć nie mieliśmy już czasu na robienie zdjęć to nawet przez szybę samochodu okolica wyglądała bardzo intersująco.

Na dodatek mijaliśmy przynajmniej dwie o stacje benzynowe, których brak przy bezpośrednim wjeździe do miasta. Być może ta informacja okaże się komuś pomocna więc podpowiem przyjezdnym, że łatwo się do tutaj dostać skręcając zaraz po przejechaniu mostu (jadąc od strony Makarskiej do Dubrovnika) w lewo, w stronę zatoki. Jakby ślimakiem zjedziemy prosto do portu i dalej droga poprowadzi nas prosto pod mury. Szczególnie polecam ten wariant tuż po zachodzie słońca (o tej porze wracaliśmy) bo z głębi zatoki (nad którą wisi most) rozciąga się wtedy wspaniała panorama mostu na tle nieba ociekającego złotem i czerwienią. 

Wracamy zmęczeni lecz zadowoleni. Kierunek Brela :)

  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
  • Ragusium (Dubrownik)
Chorwacja

Brela 2009-08-15

Już przed wyjazdem postanowiliśmy, że część urlopu spędzimy u naszego zeszłorocznego gospodarza, Ivana Raosa w Breli (kontakt na stronie www.croatia.of.pl). Uprzedziliśmy go jeszcze przed wyjazdem z Polski, rezerwując SMSem tygodniowy termin. Dzięki temu mogliśmy więcej czasu poświęcić na spokojne zwiedzanie podczas przeprowadzki.

Było już późno gdy opuszczaliśmy Dubrovnik, a przed nami jeszcze ponad dwie godzny nocnej jazdy po krętych uliczkach wybrzeża. W drodze odebraliśmy wiadomość, że nasz gospodarz już czeka. Z krótką przerwą na tankowanie, szybko przemierzyliśmy skrawek BiH.

W okolicy Opuzen mogliśmy podziwiać tym razem nocną panoramę ujścia Neretvy (już raz widzieliśmy ją za dnia jadąc na Peljesac). Rzeka płynie tutaj dosłownie tuż obok drogi i nie sposób przeoczyć ten ciekawy odcinek.

Mijamy kolejne miejscowości i docieramy do Makarskiej, która o tej porze tętni życiem. Jeszcze tylko kawałek. Kątem oka zmęczeni wyglądamy tablic z napisem Brela. Wreszcie jest zjazd - Brela Soline. Mamy jednak podejrzenia, że to nie tędy ale próbujemy i... tak jak przypuszczliśmy - za wcześnie ;) Szybko wracamy na główną drogę i tym razem już bez problemów docieramy pod dom Ivana.

Krótkie lecz serdeczne powitanie z gospodarzem i otwieramy drzwi naszej zeszłorocznej kwatery. Tym razem jednak poczuliśmy się jak w domu :) Będziemy tu odpoczywać aż do piątku, głównie leniuchując na plaży i spacerując po okolicy. Jeśli chodzi o wrażenia z Breli to odsyłam do relacji z poprzednich wakacji:

100 kadrów z Centralnej Dalmacji

W tym roku galeria z Breli wyglądać będzie nieco skromniej bowiem słusznie zostałem upomniany za syndrom japońskiego turysty ;) Aparat brałem więc do rąk głównie po kolacji, stąd przewaga wieczornych ujęć z naszego ulubionego balkonu. Ciekawskich odsyłam do zeszłorocznej relacji gdzie znajdą sporo zdjęć z tej uroczej miejscowości.

W tym roku pobyt urozmaiciliśmy niezrealizowaną poprzednio wycieczką na Sv Jure oraz wizytą w Omisu (gdzie mogłem znowu do woli pstrykać xD). Myślałem też o wyjściu na Bukovec ale samotna wyprawa została mi słusznie wybita z głowy butelką Dingaca spożytą w poprzedni wieczór. Może następnym razem znajdę w okolicy jakiegoś chętnego śmiałka - pozdrawienia dla Leszka z Wieliczki ;)

Dla zainteresowanych naszą miejscówką zamieszczam kilka poglądowych fotek jak dotrzeć do tej części miejscowości, poczynając od zjazdu z głównej drogi biegnącej wybrzeżem. I jeszcze jedno - w czasie naszego pobytu, zwykle w godzinach rannych, patrząc w stronę wyspy Hvar można było dostrzec latający spodek. Udało nam się go sfotografować!

Zapraszam do galerii :)

  • Brela - dojazd do kwater
  • Brela - dojazd do kwater
  • Brela - dojazd do kwater
  • Brela - dojazd do kwater
  • Brela - Sv Rok (St.Rocco)
  • Brela - Sv Rok (St.Rocco)
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela
  • Brela i UFO

Rok temu próbowaliśmy zdobyć szczyt Biokova samochodem lecz z uwagi na kiepską orientację dotarliśmy tylko pod ruiny zamczyska, przyklejone do skalnego urwiska - się zrymowało ;)

Tym razem byliśmy jednak lepiej przygotowani i wyruszyliśmy, wstając wcześniej niż słońce. Dla odmiany wybraliśmy drogę przez Podgorę. Jadąc od strony Makarskiej mineliśmy, o ile dobrze pamiętam, krótki most i kawałek za nim skręciliśmy w lewo obok małej stacji benzynowej. Polecam tą trasę bo już pierwsze zakręty prowadzą między widokowo położone osiedla domków. Wyżej droga zaczyna coraz mocniej kręcić lecz jest nadal dosyć szeroka. Mijamy kilku rowerzystów i przez las docieramy pod bramę parku. Płacimy 2x35kn, a człowiek w mundurze strażnika teksasu wręcza nam bilety. Ruszamy.

Na początku nie jest źle ale im wyżej, tym robi się coraz ciaśniej. Las szybko zastępują skalne urwiska i rosnące pionowe ściany ostrych skał. Po dłuższej wspinaczce docieramy na płaskowyż w szczytowych partiach masywu.

Trasa biegnie teraz z dala od stromych ścian, klucząc pomiędzy łagodnymi pagurkami. Słońce jest jeszcze bardzo nisko i miękkim pomarańczowym światłem maluje długie cienie. Mijamy stado pasących się koni - wyglądają jak dzikie w tej zachwycającej scenerii. Nie mamy jednak czasu na postój bo wciąż nie wiemy ile jeszcze przed nami, a sporo czytaliśmy o niebezpiecznych mijankach. Zatrzymamy się tu w drodze powrotnej.

Na rozjeździe odbijamy w prawo i po chwili pierwszy raz widzimy z daleka szczytowe wzniesienie z nadajnikiem. Zatrzymujemy się na chwilkę by zrobić pierwsze zdjęcie. Czas na najtrudniejszy odcinek.

Żeby było ciekawiej zza zakrętu pojawia się pierwszy samochód. Jest już niestety na tyle wąsko, że nie zmiścimy się razem na drodze. Na szczęście co jakiś czas pojawiają się nieduże zatoczki. Sporo tu jednak wystających skał i nie łatwo się do nich przytulić autem. Czytaliśmy o tutejszych zwyczajach - pierszeństwo mają zjeżdżający (choć z drogi powrotnej będziemy mieć inne doświadczenia). Szybka cofka do zatoczki i na szczęście obyło się bez otarć.

Jedziemy dalej gęstymi serpentynami szybko nabierając wysokości. Ten odcinek robi wrażenie i autko ma się czym wykazać. Gdy już kręci się nam w głowach od ciągłego zawracania, zza zakrętu wyłania się krótka prosta i widać parking pod nadajnikiem - jesteśmy na dachu, 1762 m.n.p.m. :) Jeszcze tu pusto, raptem kilka stanowisk zajętych. Tu uwaga - parking jest bardzo mały i szybko ubywa na nim miejsca, dlatego warto wybrać się tu wcześniej.

Czas na krótkie śniadanie i pamiątkowe zdjęcia. Widoki są rewelacyjne, choć mamy w pamięci pierwsze dni w Breli gdy powietrze zdawało nam się jeszcze bardziej przejrzyste. Krajobraz jest bardzo zróżnicowany. W stronę morza krasowe wzniesienia tworzą prawdziwie księżycowe pejzaże. W odwrotnym kierunku kolory zmieniają się na bardziej brunatne, a z morza mgieł wyłaniają się łagodniejsze wzniesienia. Kolejnymi warstwami budują cudny przekładaniec :) W zachodnią stronę ciągnie się długi skalisty łańcuch ostro opadający do morza. Kolejny raz będę zachwalał lornetkę - widać Split i Trogir oraz wspaniałą panoramę wyspy Brać. Spoglądając w stornę Dubrovnika, górski łańcuch robi się ciemno zielony - zupełnie inaczej prezentuje się w tej cienistej szacie. Wrażenia są niesamowite bo perspektywa jest naprawdę odległa. Obchodzimy nadajnik i robimy kilka zdjęć pod niewielką ale bardzo malowniczo położoną kaplicą. Nie jest chłodno ale ostrzegam - warto wziąć tu ze sobą coś z dłuższym rękawem. Wracamy na parking.

Obok stoi tablica informacyjna z opisem wzniesień, niestety tylko w jedną stronę. Widać, że brakuje tu też toalety bo ścieżki są gdzieniegdzie mocno zabrudzone - wg mnie spore niedopatrzenie. Zamieniamy kilka słów ze stojącym obok Słowakiem. Wspomina, że kolejka na Łomnicki Szczyt (2634 m.n.p.m.) startuje z Tatrzańskiej Łomnicy (900 m.n.p.m.) pokonując 1734 metry. My mamy do widocznego w dole morza 1762 m. To porównanie chyba najlepiej oddaje skalę wzniesienia i panoramy. Do wybrzeża jest stąd około 25 km ale aby podziwiać go w prostej linii trzeba przemieścić się na widoczny w oddali Vosac, z charakterystyczną chatką na szczycie. Zanim się tam przeniesiemy zapraszam do galerii :)

Panorama 1 ze szczytu Sv.Jure

Panorama 2 ze szczytu Sv.Jure

  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Dscf0473Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure
  • Biokovo - Sv Jure

Wyruszamy z parkingu pod nadajnikiem tropiąc widoczne z góry samochody. Ruch powoli rośnie, a my chcemy zaliczyć jak najmniej mijanek, zwłaszcza na tym odciku.

Bez problemów docieramy do rozjazdu na którym znak wskazuje drogę na Vosac (1421 m.n.p.m.). Nie znaleźliśmy wcześniej o nim żadnych informacji ale ze szczytu wyglądał bardzo przyjaźnie. Na Sv.Ilje przegapiłem bezpośrednie wzniesienie nad Korculą więc tym razem nie odpuszczę, skręcamy.

Droga szybko kończy sie parkingiem pod niewielkim laskiem, w którym schował się mały budynek i...  otwarte tojtoje! Czy to stacja turystyczna, teraz już nie pamiętam ale prowadzi stąd oznakowany pieszy szlak na wspomniany szczyt. Krótki odcinek biegnie przez lasek i dalej piękną doliną z ciekawą roślinną szatą, na którą warto zwrócić uwagę. Mijaliśmy turystów w sandałkach lecz mimo, że nie jest to długa droga - odradzam. Grunt jest pełen niestabilnych i ostrych kamieni więc naprawdę łatwo skręcić nogę czy rozwalić paluchy.

Zaczyna się mocniejsze podejście i szlak stromo kluczy by po około 15-20 minutach doprowadzić nas na wierzchołek, który dosłownie wisi nad Makarską. Znajduje się tam murowana chatka z opiekunem (ratownikiem?) osadzona na betonowej platformie. Obok taras widokowy i kilka starych, przypominających szkolne czasy, podłużnych ławek ze stolikami - wprost idealne miejsce na konobę :) Barierek brak i chociaż jest kawałek liny to imitując orgodzenie, mizernie zabezpiecza tylko skrawek urwiska. To nawet dobrze bo pozory bezpieczeństwa są najczęstszą przyczyna tragedii, a tu jest gdzie spadać. W domku są dwa miejsca noclegowe i mała izba. Rezydent oznajmił mi, że można przenocować i o ile dobrze pamiętam to cena chyba 50 kn za noc. Nie byliśmy przygotowani na taką ewentualność ale jeśli jeszcze kiedyś tu zawitamy będzie to głównym pkt wycieczki. Obok domku stoi chyba agregat albo coś w tym rodzaju, zabudowany w kamienną formę przypominającą z daleka antyczny stół lub słoneczny zegar.

A teraz dlaczego koniecznie trzeba się tu wybrać - zapraszam do galerii :)

Panorama ze wzniesienia Vosac

  • Vosac
  • Vosac
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac - widok ze szczytu
  • Vosac
  • Vosac
  • Vosac
  • Vosac
  • Vosac
  • Vosac

Niekoniecznie jednak musimy wspinać się na Vosac jeśli chcemy spojrzeć "z lotu ptaka" w stronę wybrzeża. Na tych którzy nie lubią pieszych wędrówek lub z jakichś powodów inaczej nie mogą, czeka Ravna Vlaska (1228 m.n.p.m.).

Punkt widokowy położony tuż obok głównej drogi na szczyt i oznaczony kierunkowskazem. Jest tu również kolejna chatka (strażnika parku? ratownika?), a teren po drugiej stronie drogi jest dosyć płaski na znacznej szerości więc nie ma problemów z parkowaniem. Zaraz za chatką znajdziemy zabezpieczony murkiem widokowy balkonik z którego roztacza się równie piękna panorama jak z Vosaca.

Oczywiście widok w zachodnią stronę nieco bardziej ograniczają wyższe wzniesienia ale  i tak jest to świetna alternatywa. Zatrzymujemy się na moment by podziwiać fantazyjne ślady po wodnych skuterach, które momentami przywodzą na myśl jakiś choreograficzny spektakl.

Spojrzenie w stronę Vosaca

  • Ravna Vlaska
  • Ravna Vlaska
  • Ravna Vlaska

Powoli tracimy wysokość zmierzając w kierunku Makarskiej. Mamy teraz troszkę więcej czasu i świadomość jak wygląda droga przed nami. Niestety pojawia się coraz więcej samochodów i zespoły busów wiozących turystów na Jurę. Zastanawiam się jak oni wszyscy mieszczą się na szczycie. Mam nadzieję, że przy wjeździe strażnik ma jakiś limit samochodów bo niewyobrażam sobie stania w korku pod samym szczytem.

Nas też czeka kilka mijanek i przyznam, że jedna mogła skończyć się pamiątką. Ogólnie ponoć panuje tu zasada pierszeństwa dla zjeżdżających lecz widomo, że każdy stara się ustąpić w miarę możliwości. Dogoniliśmy innego jadącego w dół kierowcę lecz na nasze nieszczeście jegomość niespecjalnie myślał za kółkiem. Na wąskim i ostrym zakręcie z urwiskiem zdecydował się ustąpić drogi jadącemu z przeciwka, mając nas na przysłowiowym tyłku. W efekcie zablokowaliśmy drogę i musiałem mocno manewrować by móc się wyminąć. W lusterku widziałem, że nie otarliśmy się tylko dlatego, że utrzymałem auto w płynnym ruchu. Zaschło mi jednak w gardle bo czułem, że koła idą po skalnej krawędzi, a kierowcą jestem raczej kiepskim. Wystarczyło przecież by to nasz przeciwnik wskoczył w zatoczkę i nie byłoby najmniejszych problemów - nie ważne już ale miejcie na to uwagę wybierając się tutaj ;)

Odpuszczamy samochód przed nami by mieć odpowiedni dystans i uniknąć takich sytuacji. Droga stopniowo łagodnieje i teraz już bez większych obaw możemy częściej się zatrzymywać, a jest tu co podziwiać. Słońce jest juz wysoko i dobrze oświetla całą okolicę. Wyższe partie zachwycają surowym krajobrazem. Czasem w głębi widać gdzieś kamienne pozostałości po ludzkich siedzibach, tzn. ledwie zarysy fundamentów.

Księżycowa panorama okolic szczytu

W pewnym momencie znowu widać pasące się konie i bita droga odbija w lewo obok kamiennej kapliczki. Zatrzymujemy się by sprawdzić dokąd prowadzi. Nieopodal na sporym płaskowyżu znajdują się dwa niewielkie budynki. Jeden z nich w bardziej gospodarczym wydaniu jest otoczony zagrodami skąd dochodzą zwierzęce odgłosy, trzodki? W pobliżu kilka samotnych drzewek i gromada wolno pasących się koni, a w oddali coś jakby nasze krowy ale bardziej szare i prawie niewidoczne pośród dominujących kamieni. Być może jakaś bardziej górska odmiana bydła bo koniki też raczej kuce. Kilka szybkich ujęć i biorę nogi za pas ponieważ nie znam temperamentu tych małych ogierów, a tu nie bardzo jest się za czym schować ;)

Kwałek niżej, na zakręcie, mijamy coś jakby niewielki zajazd. Stoi tam też kilka quadów i wygląda to na małą wypożyczalnię. Nie zatrzymujemy się jednak bo z nieba leje się prawdziwy żar. Szybko opuszczamy park i kierujemy się na konzum w Makarskiej.

Ostatnie zdjęcie to efekt naszych zakupów, Qumquoat (Kumquoat) - 79,99 kn/kg! Pierwszy raz widziałem takie małe cytrusy więc musiałem spróbować. Kombinowałem jak to obrać, wyciskać czy może wcinać w całości? Dopiero po powrocie do domu przeczytałem, że zjada sie je ze skórką. Pochodzą ze Dalekiego Wschodu (głównie Chiny) więc pewnie stąd ta egzotyczna cena. W smaku przypominają kwaskowatą pomarańczę, jednak chyba wolę figi ;)

  • Biokovo
  • Biokovo
  • Biokovo
  • Biokovo
  • Biokovo
  • Biokovo
  • Qumquoat (Kumquoat)

Jeden dzień postanowiliśmy przeznaczyć na wizytę w pobliskim Omisu. Generalnie miała to być tylko poglądowa wizyta z widoczkiem na przełom Cetiny i uzupełnianiem zapasów w Konzumie. Wiedzieliśmy o raftingu ale... nie każdy lubi ;) Zresztą mieliśmy o nim chyba błędne wyobrażenie ponieważ gdy czytam inne relacje to nabieram przekonania, że byłoby fajnie. Nie skorzystaliśmy jednak, wiem - warto. Co się odwlecze... :)


Przed mostem na Cetinie odbiliśmy w prawo i za tunelem zaparkowaliśmy autko. Ledwie wyszliśmy z tunelu, a z łódki wyskoczył facet w słonecznych okularach i dawaj namawiać nas na krótki rejs. Początkowo kręciliśmy nosem ale w końcu uznałem, że to dobra alternatywa dla raftingu i bez długich negocjacji przystałem na zaproponowaną cenę (160 kn za dwie osoby). Na łodzi okazało się, że 3/4 pokładu zajmują Polacy. Sternikiem był leciwy jegomość i ledwie odbiliśmy od brzegu, czując słowiańską fantazję, wyciągnął bimber i rozpoczał udaną kampanię marketingową. Natomiast troszkę poirytowało mnie palenie papierosów i wrzucanie cików do wody ale za namową, zrezygnowałem ze zwracania uwagi w ojczystym języku. Słusznie, naturę mamy oporną i niepotrzebnie popsułbym atmosferę. Korzystniej o tym napisać bo nic tak na nas nie wpływa jak autorefleksja w domowym zaciszu - pozdrawiam całkiem miłe towarzystwo ;)

Sam rejs trwał niespełna 30 min. i kończył się w Starym Młynie (tak nazwał to nasz kasjer). Tam mieliśmy około godziny do zagospodarowania w kompleksie starych budynków zaadoptowanym na sporą restaurację. Można było wybrać się na krótki spacer leśną ścieżką bo nieopodal był bród z ładną plażą. Woda, mimo wysokiej temperatury powietrza, raczej zimna. Dalej dróżka wiodła już przez gęste krzaki i po kilkuset metrach byliśmy zmuszeni zawrócić. Sama restauracja faktycznie musiała być kiedyś młynem bo kompleks miał stosowne dekoracyjnie odrestaurowane instalacje. Całość jest ładnie zaaranżowana, a urok podkreśla słoneczny zegar na jednej ze ścian. Wokół przyjemny lasek z ławeczkami dający wytchnienie w naprawdę upalne południe. Stoi tu też kilka budek z lodami, pizzą i fastfoodem. W jednej z nich można wypożyczyć kanu - dojrzałem cenę 30 oraz 60 kn w zależności od wielkości. Myślę, że to dobra alternatywa dla naszego rejsu bo koszt niewielki i można tu dostać się samochodem. Po godzinie biesiadowania zebraliśmy cały skład i wróciliśmy do Omisa. Spokojna podróż łódką była świetną okazją by troszkę pofocić monumentalne skalne bloki otaczające koryto rzeki.

Krótki pobyt wystarczył by słońce zmieniło pozycję i w drodze powotnej okolica przentowała się nieco inaczej. Może kogoś to zainteresuje - płyneło z nami czeskie małżeństwo z synkiem, któremu nasz kapitan pozwolił prowadzić łódkę przez większą część rejsu. Nie było w tym nic niebezpiecznego bo nurt jest tutaj leniwy, a dziadek-sternik kątem oka kontrolował chłopaka. Mały miał niesmowitą frajdę i pozował ku uciesze mamy dumnie operującej aparatem. Myślę, że taką atrakcję śmiało można wynegocjować przed samą podróżą - polecam :)

Myśleliśmy jeszcze o zwiedzaniu twierdzy lub okolicznych wzgórzach ale wycieczka okazała się na tyle wyczerpująca, że w głowie mieliśmy już tylko szybki obiad i plażowanie. Jeszcze tylko krótki spacer wąskimi uliczkami, rzut oka na pamiątki w przydrożnych budkach i zakupy w Konzumie. W drodze do samochodu zinteresowała nas wykuta w skale kapliczka. Oj będzie tu trzeba kiedyś wrócić :)

  • droga wybrzeżem
  • droga wybrzeżem
  • droga wybrzeżem
  • Omis
  • Omis
  • Omis
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Stary Młyn
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina
  • Cetina

Pewnego dnia gdy wróciliśmy z plaży, gdzieś znad Górnej Breli, nadlecieli skrzydlaci strażacy.Lądowali całkiem niedaleko na morzu, nabierając wody, i wracali gasić pożar. I tak przed kilkadziesiąt minut, a przed zachodem znowu. Prawdopodobnie gdzieś w okolicy palił się las.

Widok z naszego balkonu był porywający, a ja pokusiłem się nawet wsiąść auto i przedostać troszkę bliżej by spojrzeć jak pikują znad ostrych skał prosto w wody zatoki.

Zapraszam do krótkiej relacji :)

  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy
  • Skrzydlaci strażacy

Dobiegł końca nasz pobyt w Chorwacji. Pakujemy manatki i gnamy do Splitu by jak rok temu odbić na widokową drogę nr 1. Tym razem jest jednak nieco później i nie będziemy mieli tyle czasu na podziwianie widoków. Zatrzymujemy się na krótki posiłek gdzieś w okolicy Kijevo. Słońce chyli się już ku zachodowi.

Panorama z drogi nr 1

Na koniec niebo zapłonie nad szczytami ale my, gnani zmęczeniem, nie będziemy się już zatrzymywać. Za kilka godzin odpoczniemy w domu :)

Zdjęcia wykonano aparatem FujiFilm FinePix S6500fd.  

Relację dedykuję Oli..

  • Jezioro Perucko
  • Uroki drogi nr 1
  • Uroki drogi nr 1
  • Uroki drogi nr 1
  • Uroki drogi nr 1
  • Uroki drogi nr 1

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. hooltayka
    hooltayka (01.05.2014 3:25)
    Pięknie pokazałeś Chorwację.
    Relacja bardzo fajna.
    Pozdrawiam-)
  2. kolumberka
    kolumberka (24.01.2010 13:14) +1
    Całkowicie zgadzam się z opinią kubdu.
    Najpiękniejsze.
  3. zlybanan
    zlybanan (05.01.2010 11:13)
    Dziękuję :)
    To wszystko zasługa Oli, która wytrwale mi towarzyszyła.
  4. kubdu
    kubdu (01.01.2010 19:44) +1
    To najpiękniejsze zdjęcia z Chorwacji jakie widziałam.
  5. zlybanan
    zlybanan (20.10.2009 22:15) +1
    Dziękuję :)
    To dopiero połowa więc zapraszam ponownie.
    Brakuje mi czasu by zrobić to w jednym rzucie ale może nawet tak lepiej ;)
  6. kubdu
    kubdu (20.10.2009 18:44) +1
    Piękne zdjęcia !
  7. kuniu_ock
    kuniu_ock (17.10.2009 19:27) +2
    Ech... sam sobie zadaję to pytanie.. uciec - ale dokąd? Tam, gdzie ciepło - najlepiej :) Przyznaję - troszkę mnie rozgrzało od środka po poczytaniu tej podróży :) i żeby nie było - "od środka", ale nie w TYM sensie! ;) żadnego wspomagania grzewczego nie było! ;)
    Pozdrawiam :)