Podróż Historia w drewnie zapisana
Ale drewniane domy, choć niezaprzeczalnie urocze, nie mogą równać się ze wspaniałymi wiejskimi, drewnianymi cerkwiami, kapliczkami, a czasem zwykłymi, przydrożnymi krzyżami. By zobaczyć kilka z nich, warto rozciągnąć nieco szlak.
My zaczęliśmy w Juszkowym Grodzie, albo Juszkawym Harodzie, jak nazywają go Tutejsi. Tutejsi czyli... No właśnie, kto? Dziś coraz częściej nazywa się ich polskimi Białorusinami. Na co dzień używają gwary będącej mieszanką języka polskiego, białoruskiego, rosyjskiego i ukraińskiego, z zupełnie lokalnymi "przyprawami". W dodatku, w zdecydowanej większości są prawosławni. Ale gdy spytać ich o poczucie narodowej przynależności, wielu odpowie, że są po prostu stąd. Jak w "Konopielce" Edwarda Redlińskiego, gdy zdziwiony całkowitą obojętnością, a nawet sprzeciwem wobec "postępu" kraju urzędnik, pyta:
- Jakże to! roskłada ręce urzędnik: A wy kto, nie polak?
- Nie.
- A kto, niemiec?
- Nie.
- To może francus?
- Nie.
- Rusin?
- Nie, nie rusin.
- Nu to kto? pyta sie urzędnik. A Domin na to:
- Ja tutejszy.
- Jaki tutejszy?
- A tutejszy, mówio Domin. Z bagna.
Tak samo Tutejsi są mieszkańcy okolicy: juszkawscy, narwiańscy, łośińscy, trześciańscy i im podobni miejscowi.
Socjologowie boleją nad nikłą świadomością narodową mieszkańców "niepolskich" wsi Podlasia, ale czy słusznie? Czy nie są oni po prostu ostatnimi prawdziwymi mieszkańcami Kresów? Po co na siłę uszczęśliwiać ludzi wpisem w dokumentach, w rubryce "narodowość"? Przecież każdy sąsiad wie, że oni stąd. O tam, z trzeciej chałupy.
Wracając do Juszkowego Grodu... Warto zatrzymać się tu... nawet na krótką chwilę... przy ładnej drewnianej cerkwi pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z 1912 roku. Cieszy oko...
Z Juszkowego Grodu, przez Odrynki, jedziemy do Narwi. Przez wieki istniała tu osada obsługująca przeprawę przez rzekę, której w 1528 roku, Zygmunt Stary nadał prawa miejskie, fundując i uposażając jednocześnie kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i Świętego Stanisława Biskupa Męczennika.
Z czasem miasto rozrosło się do kilku tysięcy mieszkańców. Współistnieli w nim, jak to na kresach dawnej Rzeczypospolitej było w zwyczaju, katolicy, prawosławni i Żydzi. Przy czym, jak zapisano w "Klirovoj Vedomosti", samych tylko prawosławnych, w 1846 roku, było w narwiańskiej parafii 2244 zamieszkujących w 282 domach.
Sielanka trwała, mniej więcej, do drugiej połowy XIX wieku. Później zaczęły się kryzysy, rewolucje i wojny. Potwierdzeniem degradacji Narwi do roli podrzędnej dziury, było odebranie jej praw miejskich w 1934 roku. Po przeszło czterystu latach, królewskie miasto Narew stało się niewiele znaczącą wsią gdzieś na Podlasiu.
Jakby tego było mało, wkroczenie wojsk hitlerowskich w 1941 roku, oznaczało zagładę dla narwiańskich Żydów, a wielu z tych, którzy uciekali na wschód z Armią Czerwoną, nigdy już do Polski nie wróciło. Część zwyczajnie tam pozostała, a część spoczęła w anonimowych mogiłach ofiar głodu, chorób i przypadkowych potyczek.
Pozostało jednak w Narwi kilka pamiątek po okresie dawnej świetności. Najcenniejsza z nich, to kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i Świętego Stanisława Biskupa Męczennika. Nie jest to co prawda ten sam kościół, który ufundował król Zygmunt, ale stoi w miejscu poprzednika, a w jego wnętrzu znaleźć można elementy dawnego wyposażenia.
Ten pierwszy, według zdawkowych zapisów kronikalnych, na początku XVIII wieku był w stanie grożącej zawaleniem ruiny i praktycznie nie nadawał się już ani do użytku, ani do remontu. Dlatego, prawdopodobnie około 1740 roku, wzniesiono zupełnie nową świątynie, opartą, jak się domniemuje, na planach Jakuba Fontany. Architekta pracującego dla właścicieli Białegostoku - rodziny Branickich.
Choć wielokrotnie przebudowywana, budowla zachowała swój oryginalny charakter i pozostaje jednym z nielicznych przykładów drewnianych kościołów na Podlasiu.
Równie ciekawa i warta obejrzenia (lub zwiedzenia jeśli nadarzy się ku temu okazja), jest narwiańska cerkiew Podwyższenia Krzyża Świętego. Drewniana, na planie krzyża, z dzwonnicą, gankami i jedną kopułką, pomalowana na zielono... Przypomina inne podlaskie cerkwie, co absolutnie nie zmienia faktu, że jest po prostu ładna. Zbudowano ją w latach osiemdziesiątych XIX wieku, w centrum ówczesnego miasta. W prawosławny Wielki Czwartek 1990 roku, wnętrze cerkwi niemal doszczętnie spłonęło. Szczęśliwie, dzięki ofiarności parafian i, dosłownie, ich rękami, w kilka lat udało się je odrestaurować.
O wcześniejszych, stojących w tym miejscu cerkwiach, wiadomo niewiele ponad sam fakt, że istniały. W kronikach i dokumentach wspomina się je tylko kilka razy i to głównie "z inwentarza". Zachowała się jednak legenda o powstaniu pierwszej narwiańskiej cerkwi.
Jako jej fundatora legenda wskazuje kniazia Iwana Wiśniowieckiego. Szlachcic ów kresowy, przeprawiając się gdzieś na początku XVI wieku przez Narew, miał dostrzec w szałasie przewoźnika lampkę tlącą się przed ikoną Świętego Antoniego Pieczerskiego. Wzruszył go ten obrazek, a jednocześnie uznał, że godniejszym miejscem dla Świętego byłaby kapliczka. Ofiarował na jej budowę kilka sztuk srebra ze swej sakiewki, obiecując przy tym, że resztę zapłaci w drodze powrotnej. Wielkie musiało być jego zdziwienie, gdy wracając zamiast skromnej kapliczki, ujrzał zręby solidnej cerkwi. Obietnicy jednak dotrzymał i nie szczędził grosza na dokończenie budowy.
Odwiedzając Narew, warto też, ot tak, pospacerować jej uliczkami. Przy wielu z nich stoją stare, drewniane chaty. Czasem pięknie odrestaurowane, innym znów razem boleśnie nadgryzione zębem czasu. Zastanawiająco wyglądają posesje, na których obok chylących się pod ciężarem lat drewnianych domów, stoją nowe, betonowe potworki. Czyżby dziadkowie nie dali się zamknąć w bezdusznych apartamentach dzieci i wnuków i dożywają swych lat "jak Pan Bóg przykazał"? Ciekawe...
To pytanie, podobnie jak Narew, zostawiamy za sobą. Już wiem, że trzeba tu będzie wrócić. Zostało jeszcze kilka miejsc, dla których teraz "szkoda czasu". Przed nami jeszcze spory kawałek drogi.
Na pewno jednak warto zatrzymać się przy tutejszej cerkwi pod wezwaniem Świętego Michała Archanioła, a słynnych drewnianych domów i ich okiennic szukać w pozostałych wioskach "Krainy". Otoczona białym murem, duża drewniana cerkiew stoi na zadrzewionym pagórku w środku wsi. Zbudowano ją w połowie lat sześćdziesiątych XIX wieku, na miejscu starszej spalonej trzydzieści lat wcześniej świątyni.
Miejscowi od pokoleń powtarzają historię, jak to pieniądze na nową cerkiew spadły ich pradziadom z nieba. No, prawie... Otóż, pewien trześciański chłop miał kupić u Żyda drewno na budowę domu, ale gdy tylko zaczął ciąć je na deski, z pni posypały się złote monety. Zamiast "ustawić się" na resztę życia, chłop postanowił oddać przypadkową fortunę na cerkiew. Cóż... Niezbadane są ścieżki Pana...
Starszy Zwierz - brat mój hojnie obdarzony talentami, a co za tym idzie, słusznym wynagrodzeniem w międzynarodowej korporacji - towarzyszący nam w wycieczce po Podlasiu, zapragnął przetestować swoja nową zabawkę z napędem na cztery koła. Znudziły mu się malownicze cerkwie i sielskie obrazki. Zapragnął przygody! Dlatego do Soc nie pojechaliśmy jak każdy normalny człowiek, gruntowym, ale dobrze utrzymanym gościńcem, a... hmmm... drogą z nawigacji. Tylko z nawigacji, bo w rzeczywistości nie było tam nic, co drogę mogłoby przypominać. No, może poza krótkimi fragmentami z koleinami głębokości metra wyjeżdżonymi przez rolników z fantazją. Przy zaledwie 20-30 km/h na liczniku, ze zdziwieniem odkryłem, że lewitacja naprawdę jest możliwa! A w jej praktykowaniu nie przeszkadzają nawet pasy...
Chyba tylko dzięki Świętemu Antoniemu Pieczerskiemu, jednemu z patronów Soc, ta upiorna droga doprowadziła nas do celu.
Początek wsi, a w zasadzie wszystkie cztery początki, znaczą grupy krzyży wotywnych. Starych, nowych, drewnianych, metalowych i kamiennych. W różnych stylach, kolorach i rozmiarach. Z najstarszymi z nich wiąże się, a jakże!, legenda...
Gdzieś pod koniec dziewiętnastego stulecia, na Soce spadła zaraza dziesiątkująca mieszkańców. Zmarłych było tak wielu, że grabarze i rodziny nie nadążali z pochówkami na odległym o zaledwie cztery kilometry cmentarzu parafialnym w Puchłach. Tym, którzy pozostali przy życiu, nie pozostało nic innego, jak modlić się i pokładać nadzieję w Bożym Miłosierdziu. Wówczas to, jednemu z Syczy, jak wołają się mieszkańcy Soc, we śnie, natchniony głos rozkazał by w ciągu doby mężczyźni wykuli cztery kamienne krzyże i ustawili je na czterech krańcach wsi. Kobiety w tym samym czasie miały uprząść jedną ciągłą nić, która krzyże te połączy. Jeśli Wola Boska zostanie wykonana - obiecywał głos - zaraza ustanie.
Bez chwili wytchnienia i żywiąc się tylko nadzieją pracowali Sycze. Udało się! Wieś uratowano. Nikt więcej nie zachorował, a chorzy szybko wracali do zdrowia. Stwórca, widząc zapał mieszkańców, darował im nawet lekka fuszerkę... Na trzech pięknie wyrzeźbionych krzyżach wyryto intencje do świętych Proroka Eliasza i Antoniego Pieczerskiego, oraz do Matki Bożej. Czwarty zaś krzyż, z braku czasu, zrobiono niestarannie i pozostawiono bez intencji.
Najpiękniejsze są jednak stare drewniane krzyże. Im bardziej spróchniałe, tym bardziej malownicze. Uroku dodają im też przyczepione gwoździkami wyblakłe obrazki świętych i plastikowe kwiaty, które w takiej kombinacji wyrywają się z kajdan kiczu.
Drewniana jest też większość niemal stuletniej zabudowy Soc. Tym co wyróżnia "socańską" architekturę drewnianą... czy może szerzej - tej części Doliny Narwi... jest niezwykłe bogactwo ornamentyki, "wzmocnione" jeszcze jaskrawymi, lub kontrastującymi barwami. Korzenie tej odmienności tkwią w niezbyt odległej historii.
W czasie Pierwszej Wojny Światowej, armia carska stosowała dość ekstremalną taktykę osłabiania wroga i utrudniania mu życia na już zdobytych terenach. Całe wsie ewakuowano wgłąb Rosji, a zabudowania palono. W ten sposób odcinano wroga od dobrowolnych lub wymuszonych dostaw żywności i zabezpieczano się przed ewentualną groźbą kolaboracji miejscowych z napierającymi Niemcami.
Dla zwykłych chłopów "bieżeństwo", jak historia nazywa tę przymusową ewakuację, oznaczało jedynie głód, choroby i poniżenie. Ani nikt ich w Rosji nie czekał, ani oni, poza nielicznymi wyjątkami, nie chcieli tam być. Dlatego, wraz z zakończeniem wojny, rozpoczęła się fala powrotów, trwająca aż do lat dwudziestych. I tak ubodzy "tutejsi" wracali z tułaczki jeszcze biedniejsi, na zgliszcza swoich wsi i własnych domów. Z sowieckiej już Rosji, oprócz złych wspomnień, przywieźli wzorce tamtejszej pięknej architektury wiejskiej, które teraz adaptowali do miejscowych warunków. Ponoć nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...
Gdybyśmy jednak cofnęli się w czasie o 300-400 lat, znaleźlibyśmy się pośród tłumów pielgrzymów, przybywających do ikony Opieki Matki Boskiej, lub jak nazywają ją prawosławni - Pokrowy Przenajświętszej Bogarodzicy. Były to czasy, gdy ludność Podlasia regularnie dziesiątkowały najstraszniejsze zarazy. Wielu z tych, którym udało pokłonić się Bogarodzicy, ponoć wyzdrowiało. A zaczęło się zupełnie niewinnie...
W szałasie pod starą ogromną lipą mieszkał starzec nękany przez bolesny obrzęk nóg. Nie ruszał się biedaczysko nigdzie spod drzewa, bo nie bardzo mógł chodzić i cierpiał w milczeniu. Pewnego dnia, w koronie lipy, ukazała mu się rozsiewająca blask ikona. Modlił się do niej tak długo i gorliwie, aż ozdrowiał. Wieść o cudzie szybko się rozeszła i z całej okolicy zaczęły ściągać pielgrzymki chorych i ich bliskich. W pobliżu lipy wybudowano cerkiew, w której umieszczono cudowną ikonę, a miejsce, od nazwy pierwszej uleczonej choroby, nazwano Puchłami. Niedługo potem, sanktuarium uznano za jedno ze świętych miejsc prawosławia.
Istnieje też inna legenda traktująca o objawieniu. Jej korzenie sięgają głęboko, aż do szesnastego stulecia. W owym czasie, w miejscu dzisiejszej wsi, istniał rzekomo ogromny majątek. Jego dziedzic siłą i poniżeniem chciał zmusić miejscową, prawosławną ludność, do przejścia na wiarę grekokatolicką. I znów, jak to w trudnych chwilach bywa, prosty lud zaniósł swoje prośby do Matki Boskiej. Ta zaś, objawiła im na starej lipie swoją ikonę.
Raz jeszcze Przenajświętsza Bogarodzica musiała interweniować w niebiosach w sprawie złego dziedzica. Gdy rzeczony ciemiężca prawosławnych chłopów zmarł, miał jako zjawa pojawiać się na rozstaju dróg prowadzących z Puchłów do Soc i Ciełuszek. Nękał przechodniów, straszył, kierował ludzi na złe ścieżki... Sprawdzonym sposobem, mieszkańcy wsi zanieśli swoje modlitwy i prośby do ikony Opieki Matki Bożej. Poskutkowało. Zły duch zniknął. Choć są tacy, którzy twierdzą, że do dziś, z nieznanych powodów, można tam pomylić drogi. Nas na szczęście prowadził GPS. Odporny na działanie zjaw z zaświatów...
Zresztą, bądźmy szczerzy, droga do Ciełuszek to zaledwie dwa kilometry. Nawet gdybyśmy się zgubili, nie nadłożylibyśmy szczególnie drogi. A choćbyśmy i zabłądzili, i tak trafilibyśmy w jakieś urocze miejsce.
Już od pierwszych zabudowań człowiek ma wrażenie déjà vu. Kolorowe domki, ładne okiennice, finezyjne zdobienia. Wyjątkowo urocza norma, trudna do znalezienia gdziekolwiek indziej w Polsce.
Poza tym, któż nie chciałby odwiedzić Ciełuszek? Ciełuszki... Jak dla mnie, brzmi genialnie!
We wsi trafiliśmy akurat na jakieś święto. W bramach wszystkich gospodarstw poustawiano stoły, a na nich chleb, wodę i kilka innych rzeczy, których nie udało mi się zidentyfikować. Nagle bowiem, musieliśmy się z Ciełuszek ewakuować, bo spod cerkwi ruszyła procesja.
Starszy Zwierz, cierpiący na irracjonalny lęk przed wszelkimi przejawami kultów religijnych i zorganizowanymi rytuałami, wpadł niemal w panikę widząc nadciągający pochód. Dodatkowo, zawrócenie przeszło pięciometrowego monstrum na polnej drodze nie należy do zadań najprostszych. Mało tego! Wszelkie manewry utrudniał nam nie kto inny, ale Andrzej Zaborski - komendant policji z filmu "U Pana Boga za piecem" i, niestety, nie wujek, jak okazało się po dogłębnych badaniach genealogicznych naszej Rodzicielki. Poważnie! Nie mam pojęcia co robił w Ciełuszkach, ale chyba też chciał się stamtąd jak najszybciej wydostać.
Z niemałym zdziwieniem odkryliśmy, że wieś ma obwodnicę (urok ulicówek!) i czym prędzej oddaliliśmy się drogą na Ryboły.
Niezwykła stalowa konstrukcja "przywędrowała" na Podlasie aż spod Bydgoszczy. Po remoncie mostu w Fordonie, we wczesnych latach pięćdziesiątych, zostało kilka luźnych przęseł. Ot... Wczesny PRL, 200% normy, przodownicy pracy, itp. Dwa z nich trafiły właśnie nad Narew.
Muszę przyznać, że biała, ażurowa konstrukcja, z ozdobnymi filarami, wygląda ciekawie. Przypomina bardziej modernistyczne dzieło sztuki, niż faktyczną przeprawę.
Tuż za mostem znów skręcamy na wschód. W założeniu kierujemy się do Białowieży. Ale powoli, z przystankami. Trasa "pod Narwią" prowadzi przez kolejne warte chwili postoju wsie: Koźliki, Kożyno Duże, Klejniki, Tyniewicze. W każdej z nich znaleźć można a to stuletnie zabudowania, a to cerkiew, to znów "tylko" kapliczkę, albo podupadający wiatrak. Wola większości przeważa jednak i pierwszy przystanek robimy dopiero w Łosince.
Już sam patron świątyni jest niezwykły - Święty Apostoł Jakub syn Alfeusza. A cerkiew, stojąca na niewielkim wzgórzu w środku wsi, to jak dotąd jedna z najpiękniejszych drewnianych cerkwi jakie widziałem na Podlasiu!
Co dziwne, wzrost mojego entuzjazmu nie przekładał się na wzrost entuzjazmu moich współtowarzyszy. Wręcz przeciwnie! Zaczęło się szemranie, że to już nudne (?!!?). Próbując jakoś ratować sytuację i nastrój, jako kolejny punkt na trasie wybrałem Czyżyki.
Na miejscu okazało się, że wiatraki były nie dwa, a dużo więcej. Tyle że lata temu. Ostatni, całkiem niedawno, zabrano do Dubicz Cerkiewnych, do jakiegoś prywatnego skansenu. Na pocieszenie została nam maleńka kapliczka prawosławna i kolorowe okiennice.
Pierwszą, drewnianą, wybudowano w 1771 roku z fundacji Izabeli Branickiej - starościny bielskiej. Ta prosta z zewnątrz świątynia, podobno jako jedyna na Białostocczyźnie ma polichromie wykonane na deskach sufitu. Oczywiście nie dane nam było się o tym przekonać.
Przyznaję, że architektura sakralna największe wrażenie robi na mnie z zewnątrz. Naiwna lub pompatyczna sztuka wypełniająca wnętrza kościołów i cerkwi, jakoś szczególnie mnie nie wzrusza. Mimo tego, fajnie byłoby czasem zaspokoić ciekawość i sprawdzić co kryje się za drzwiami tych najpiękniejszych świątyń. Niestety, większość wiejskich cerkwi, które oglądaliśmy na trasie, otwarta jest od wielkiego dzwonu. Nieliczne wypełniają się wiernymi w każda niedzielę, a część tylko raz - dwa razy do roku, przy okazji świąt patronów, lub najważniejszych świąt kalendarzowych.
Z kolei uganianie się za kimś, kto może otworzyć nam drzwi, może czasem prowadzić do nieprzyjemnych sytuacji, gdy autentyczne zainteresowanie postrzegane jest jako natręctwo albo poszukiwanie kuriozów. Może w dniu, kiedy drzwi świątyń zostaną otwarte dla obcych, a przewodnik-duchowny stanie się po prostu skarbnica wiedzy a nie stróżem moralności i świadkiem przedawnionych krzywd, zacznie w Polsce raczkować otwarte, wielokulturowe społeczeństwo? Chyba się rozpędziłem...
Tak... A w Nowoberezowie? W Nowoberezowie została nam jeszcze jedna cerkiew do obejrzenia i jedziemy do Białowieży.
Zważywszy na porę nie był to jednak najlepszy pomysł. Przyjechaliśmy, zjedliśmy coś i... było już za późno na cokolwiek poza krótkim spacerem po Parku Pałacowym i miasteczku. Tu na pewno trzeba będzie wrócić! Nie tylko na szaszłyka z żubra...
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Ciekawa podróż i relacja, o zdjęciach nie wspomnę. Pogoda dopisała Ci podczas sesji zdjęciowej.
Sa jeszcze magiczne zakątki "TU", całkiem niedaleko. -
Zgodnie z obietnicą powróciłem, przeczytałem i obejrzałem całość i jestem zachwycony:) Choć nigdy na Podlasiu nie byłem, to mnie ono coraz bardziej fascynuje! Zdecydowanie muszę tam się wybrać i to na dłużej, bo cała masa tu wspaniałości do obejrzenia:) Jak zwykle u Ciebie także wspaniała relacja, bogata w masę pięknych zdjęć jak i w ciekawy tekst:) Naprawdę dużo można się dowiedzieć i na pewno przyda się komuś, kto planuje podróż w te rejony (mam nadzieję, że także mi) :) Duży plus za tę relację! Pozdrawiam!
-
dyskusja o przewodnikach, to jedna z TYCH dyskusji:-) wiadomo że każdy ma swoje upodobania i oczekiwania, więc nie ma co przekonywać. choć potrójna zgoda co do polski niezwykłej coś mówi! tylko nie wiem czy o przewodnikach, czy o nas:-) ja mam podlaskie, warmińsko-mazurskie i pomorskie i sobie chwalę.
@marger: zajrzyj jeszcze tu: http://kolumber.pl/g/8739-Podróż%20na%20Wschód%20(Neverending%20Story) to totalnie rozwalona galeria, która kiedyś była "podróżą", ale... się popsuła:-) znajdziesz tam jeszcze kilka miejsc z okolic krainy otwartych okiennic (mam na mysli bardzo bezpośrednie sąsiedztwo; między innymi wsie wspominane w tym tekście, ale nie odwiedzone podczas tej wycieczki) w założeniu z tej galerii ma się coś narodzić, ale nie wiem kiedy:-)
@marcin: poza podlasiem w kilku odsłonach, z "polski egzotycznej" zapraszam do przejrzenia tekstu o żuławach: http://kolumber.pl/g/142454-O%20Żuławach%20(nie%20do%20końca)%20depresyjnie żuławy są jeszcze bardziej zapomniane i zaniedbane niż podlasie (ale chyba jednak nie aż takie piękne; to oczywiście subiektywna ocena:-) -
Za tę podróż się wezmę:)
Ale wpierw słowo do dyskusji.
1) Przewodniki/nawigatory "Polska Niezwykła" także polecam, mam taki po moim Śląsku i jest naprawdę dobrze opisany i przedstawia wiele perełek, o których mało kto wie. Cenię tę przewodnik, gdyż nie pokazuje Śląska w sposób stereotypowy, tylko jako aglomerację z kopalniami i przemysłem, ale pokazuje region w sposób bardzo wszechstronny i zróżnicowany:) Polecam go bardzo mocno szczególnie osobom spoza Śląska:)
2) Pełna zgoda z margerem22 w kwestii Twoich zfieszu podlaskich publikacji:) Ja je tylko przejrzałem, ale już widzę, że są świetne, choć trzeba byłoby je właśnie uzupełnić na co ja także Cię gorąco namawiam:) Im więcej tzw. Polski egzotycznej, w tym właśnie Podlasia, tym lepiej:) Proponuję jakąś publikację "ukryć galerię przed innymi", dopracować, a potem ponownie opublikować, aby trafiła na nowo na kolumbera i mogła zostać poznana przez nowych użytkowników:)
-
przewodniki to temat rzeka... pewnie nie ma idealnych bo i oczekiwania ludzi którzy je kupują są tak różne że trudno wszystkim dogodzić... przewodniki "polska niezwykła" znam, używam i szanuję... można tam znaleźć ciekawe rodzynki z danego rejonu o których inni nie wspominają
namawiam Cię żebyś się 'wziął' za te pozostałe zdjęcia z Podlasia... obejrzę z przyjemnością... pewnie znajdę w nich znowu coś co mi nie będzie dawać spokoju... tak jak po wczorajszych wizytach na Podlasiu u Ciebie i Iwonki trzyma mnie "Kraina Otwartych Okiennic"... i wiem że muszę się tam wybrać w tym roku -
czyli nie wyprowadzili cię na manowce?:-) cieszę się bardzo! ta "podróż" to tylko maleńki fragment moich podlaskich wojaży. pozostała większośc wegetuje tu głównie w postaci prawie nieopisanych fotek. ale kiedyś się wezmę...
niestety kilka lat temu, kiedy wrzucałem tę historyjkę, nie bardzo radziłem sobie zarówno z aparatem, jak i z późniejszą obróbką owoców fotograficznych zabaw. stąd, jakościowo, pozostawiają wiele do życzenia. ale za to stanowią całkiem dobry materiał informacyjny. tak myślę w każdym razie:-)
a przewodnik oczywiście znam i cenię. z jednym zastrzeżeniem: pan autor za bardzo uczepił się granicy, przez co pominął kilka fantastycznych miejsc dosłownie rzut beretem od tych opisanych w książce.
osobiscie polecam przewodniki wydawnictwa polska niezwykła. to bardziej nawigatory w sumie niz klasyczne przewodniki, ale przez nagromadzenie informacji bywają bardzo przydatne. -
Trafiłem tu naprowadzony przez Iwonkę55 i pan_honsa. Zachwalali mocno i faktycznie czapki z głów... Piękne zdjęcia i jeszcze lepszy opis... no i najistotniejsze to te wioski gdzieś zagubione (oczywiście w naszym rozumieniu, 'ludzi z miast') na krańcach Polski... Kilka lat temu wpadł mi w rece przewodnik po ścianie wschodniej. Przewodnik sam w sobie nic szczególnego ale tytuł został mi w głowie: "Polska egzotyczna". Trafne określenie bo to co można zobaczyć na Podlasiu ale też na Roztoczu czy Beskidzie Niskim jest tak niesamowite i 'egzotyczne' dla większości Polaków... Osobiście kocham takie klimaty i próbuję je odnajdywać i często nie mogę się nadziwić i nacieszyć prostotą, pięknem tych domów, świątyń, krzyży przydrożnych... Pozdrawiam
-
to w zasadzie podrózowalisy razem przez pełne uroku Podlasie, fajnie.....lubię ogladać miejsca w których byłam oczami innych, jak świetnie zdjęcia się uzupełniają. Podlasie jest piękne , tygiel kultur i wszystkiego, pełne magii i czaru , nasza 5 kiedys tam wróci bo tyle zostało jeszcze miejsc do zobaczenia.....pozdrawiamy
-
"We wsi trafiliśmy akurat na jakieś święto. W bramach wszystkich gospodarstw poustawiano stoły, a na nich chleb, wodę i kilka innych rzeczy, których nie udało mi się zidentyfikować. Nagle bowiem, musieliśmy się z Ciełuszek ewakuować, bo spod cerkwi ruszyła procesja. "
Czy wycieczka miała miejsce 19 sierpnia ?
Obchód pól i poświęcenie krzyża w Ciełuszkach - http://www.cerkiew.pl/index.php?id=33&tx_ttnews[tt_news]=11485&cHash=f51d6ad2ee
Podobny obchód jest w Socach
2005
PL http://www.cerkiew.pl/index.php?id=33&tx_ttnews[tt_news]=3247&cHash=0dda3144f8
EN: http://www.cerkiew.pl/index.php?id=512&tx_ttnews[tt_news]=7879&cHash=c1400b4556
2009
http://www.cerkiew.pl/index.php?id=33&tx_ttnews[tt_news]=11413&cHash=787a638ea4)
(ze zdjęciami:
http://www.cerkiew.pl/index.php?id=33&tx_ttnews[tt_news]=11413&tx_ttnews[nphoto]=1&cHash=5d44880ad7)
2011 http://www.cerkiew.pl/index.php?id=33&tx_ttnews[tt_news]=15367&cHash=518d9c88c5
(ze zdjęciami: http://www.cerkiew.pl/index.php?id=33&tx_ttnews[tt_news]=15367&tx_ttnews[nphoto]=1&cHash=98563754d4)
Ciekawe opisy. Skąd te informacje o historiach, legendach ?
Ile czasu trwała podróż samochodem ?
Czy udało się wejść do cerkwi w Trześciance, Puchłach czy kapliczce w Socach ? Czy czytali państwo tablice tam umieszczone w tych wsiach, w sumie 5 tablic po polsku i angielsku. Dwie z nich mają też opisy po białorusku. Po dwie tablice są w Trześciance (na początku wsi -- wjazd od strony Narwii koło cerkwi) i Puchłach (koło cerkwi) i jedna w Socach (koło kaplicy).
Zachęcam do poczytania również http://drzewoisacrum.eu
-
no... ja na podlasie mam kawałek. nawet spory;-) ale to tylko dowodzi, że często nie docenia/nie zauważa się czegoś co jest pod nosem. ostatnio zdziwiłem się ile skarbów można znaleźć w moich rodzinnych stronach. za dwa-trzy tygodnie powinny się tu pojawić:-)
-
Bardzo fajny opis, ciekawy i rzeczowy,poparty wiedzą. Babulki,domki, cerkiewki, jest wszystko, co lubię. Jak będę wybierac się na ta trase to sobie wydrukuję twoje opisy:) W niektórych wioskach nigdy nie byłam, mimo że mieszkam całe życie rzut kamieniem. Gratulacje i pozdrowienia.
-
mnie podlaskie cerkwie opętały całkowicie! postawiłem sobie cel: zobaczyć je wszystkie!:-) (co w moim przypadku nie jest takie proste) i konsekwentnie go realizuję. kilka innych znajdziesz w "podróży na wschód" (http://kolumber.pl/g/8739-Podróż%20na%20Wschód%20(Neverending%20Story)) a kolejne muszą poczekać do sierpnia:-)
-
Przepiękna architektura sakralna. Cerkwie to prawdziwe perełki. Magiczne Podlasie. :-)
-
...i na miejscu przekonasz się, że jest dużo lepiej niż na zdjęciach!:-)
-
Nigdy tam nie byłem ale dzięki Twojej relacji Podlasie znalazło się na szczycie mojej listy !
-
bo i takie właśnie jest podlasie: piękne, sentymentalne i tradycyjne. i choć wiem, że nie wszystkim na miejscu się to podoba, dla mnie może takim pozostać na zawsze:-)
-
Piękna sentymentalno - tradycjonalistyczna podróż.
-
ja staję! obok ciebie... i kto da nam radę?:-)
-
moje rodzinne Podlasie... Jeśli ktoś twierdzi, że jest w Polsce piękniejsza kraina, niech staje na ubitej ziemi! :)
-
tak mi się wydawało, że już się tu rozgościłaś wcześniej. tym bardziej się cieszę, że wróciłaś:-)
a że polska ładna? fakt... co ciekawe, z daleka jeszcze piękniejsza. szczególnie gdy za oknem angielski śnieg z deszczem... -
ciekawostkowe to twoje opowiadanie...plusuje,uoszywiscie, a fotki to zem byla obejrzala juz swego czasu...ladna ta nasza Polska.
-
:-)
-
wyjątek potwierdza regułę
-
o mnie... tylko dobrze!:-)
-
o marynarzach różnie mówią
-
stały port... hmm... Moja Pani wciąż mi to powtarza... ale ja chyba jednak jestem nieuleczalnym marynarzem:-) chyba...
-
Twoje fotki zmuszają, Ty jesteś niewinny. Odwiedzać inne kontynenty dobry pomysł, ale jakiś stały port warto mieć. Jak już Ci świat obrzydnie, to gniazdko będziesz miał gotowe.
Fakt, tam czas wolniej płynie ale i tak jest nieubłagany i płynie za szybko. -
tylko delikatnie podpowiadam. do niczego nie zmuszam:-)
a przed powrotem z emigracji mam jeszcze do odwiedzenia kilka miejsc na kilku kontynentach;-) podlasie musi więc chwilę poczekać. ale... tam czas wolniej płynie... -
przyjdzie i czas na inne Twoje relacje. Lubię drewniane domy, dlatego od tego zaczęłam. A znalezienia miejsca dla siebie życzę Ci serdecznie, będziesz miał dokąd wrócić z emigracji
-
jeszcze więcej podobnych klimatów znajdziesz w innych moich relacjach z podlasia. a wschód? mam zamiar eksplorować dalej:-) aż znajdę jakieś miejsce dla siebie:-)
-
Zfierzu śliczne zdjęcia, uwielbiam takie klimaty, stare wiejskie domy, drewniane, z ludowymi ozdobami, obsadzone kwiatami, otoczone sztachetami.... czas wyruszyć na wschód ....
-
@odonatrix: z biurem? chcesz powiedzieć, że na tych szlakach organizowane są masowe wycieczki? hmmm...
a miejsca rzeczywiście magiczne i piękne...
@kanguria: zdecydowanie ma!:-)
dzięki za plusy!:-) -
I ja z także :) Podlasie ma w sobie to coś!
-
Wczoraj mialem przyjemnosc odwiedzić kilka z tych miejscowości, co porawda na szybko z biurem podrózy ale zawsze. Piekno i mistyka, na pewno jeszcze tam wrócę na spokojniej autkiem ;) Ciekawa ziemia, piekne chaty i bardzo życzliwi ludzie.
-
cała przyjemność po mojej stronie piotrze:-) do niedawna sam nie miałem pojęcia o urokach podlasia, więc teraz, kiedy mnie olśniło, staram się je na wszystkie strony promować:-)
-
nie miałem zielonego... nawet bladego pojęcia, że cerkwie są tak śliczne... dzięki za ciekawą podróż cerkiewno-okienniczą ;)
-
hmmm... to ja, zanim wezmę się za pisanie przewodnika, jeszcze trochę sobie po podlasiu pojeżdżę... później się zobaczy;-) a ty bierz się za nadrabianie zaległości w terenie!;-)
-
wreszcie nadrobiłam zaległości z Podlasia :) i to był dobrze spędzony czas, bo lekturę do czytania zapewniłeś świetną! spokojnie możesz te podróże opublikować a ja z radością kupię twój przewodnik i ruszę z nim na zwiedzanie Podlasia. ten region jest jednym z najsłabiej przeze mnie poznanych i koniecznie muszę to nadrobić! super teksty i te "kiepskie zdjęcia":):):)
-
Zfieszu - muszenie polega na niemożności powstrzymania się, a więc to są synonimy...
-
oj! ja mam jeszcze całe setki drewniaków do zobaczenia na podlasiu!:-) oczywiście o ile myślimy o tych samych drewniakach:-)
wielkie dzięki za plusy!:-) -
poszukujesz drewniaków ?
polecam wieś Kwiatuszki za Rozogami :)
-
nic nie musisz sławko!:-) ale strasznie się cieszę, że nie możesz się powstrzymać!:-)
no i poszukam jeszcze jakichś drewniaków;-) -
Zfieszu, na pytanie sprzed kilku rządków komentarzy, tzn że niby co mi robisz - a no wrzucasz te zdjęcia bez opamiętania a ja je muszę oglądać i plusić i znaleźć na to czas! A robota nie zając, czeka, nie ucieka...
A do tego cios jest prosto w serce, bo uwielbiam wszystko co drewniane... -
kto wie... może jak mnie nie zechcą na urzędach, to i do stolarni pójdę;-)
-
a szkoda, szkoda. fajne rzeczy można porobić:
http://www.magurycz.org/ -
i obie lewe, jak rozumiem? ;)
-
za delikatne dłonie mam rebeliantko;-)
-
poucz się może trochę stolarki i kamieniarstwa... serio mówię ;)
-
ale ja też mam zamiar tam wracać i wraca i wracać... aż w końcu znajdę sensowna pracę i zostanę na dobre:-)
Jest piękno,klimat i ciekawe opisy...