2009-08-27

Podróż W krainie Kleopatry

Opisywane miejsca: Hurghada, Luxor, Kair (394 km)
Typ: Album z opisami

Kiedy nadarzyła się okazja wyjazdu do Egiptu, skorzystałam z niej skwapliwie, choć nie był to rejs po Nilu, który brałam pod uwagę. W ogóle Egipt nie był miejscem w którym koniecznie musiałam być. Ale skoro ktoś za mnie wszystko załatwił, a ja miałam tylko sfinansować swój udział w wielkiej, bo prawie 50 osobowej grupie, głównie znanych i lubianych osób, to czemu nie. Zwłaszcza, że w Polsce szalała grypa i było ponuro i zimno. Wylot miał nastąpić 15 stycznia 2009 roku. Zaplanowany lot z Krakowa do Hurghady wzbudził wiele komentarzy, bo przecież mieszkamy 100 km od Warszawy. No ale trudno. Jak się jedzie z biurem, to na takie drobiazgi człowiek wpływu nie ma. Bez opóźnienia wystartowaliśmy z Balic w Krakowie do …Warszawy. Tak zaczęła się moja podróż do Egiptu. Przylecieliśmy ok. 16 do Hurghady, wypoczynkowej miejscowości nad Morzem Czerwonym, która jak większość obecnych kurortów na tym terenie, była kiedyś osadą rybacką. Zakwaterowanie w dobrej klasy hotelu z wersją all inclusive (co okazało się niewypałem ze względu na nasz udział w wycieczkach fakultatywnych) odbyło się bez większych problemów. Zanim dotarłyśmy do pokoju zrobiło się ciemno. Zbliżała się 18. Wtedy zrozumiałam znaczenie egipskich ciemności. Jeszcze przed chwilą był mrok, a tu nagle otoczyły mnie ciemności. Dotknęły lepką, niemiłą  choć oko wykol czernią, gęstą i nieprzeniknioną. Egipt zrobił na mnie niesamowite wrażenie i nie myślę tu tylko o zabytkach w większości znanych przecież z filmów czy zdjęć w podręcznikach do historii. Wszechobecna bieda, wyciągnięte ręce żebraków, dolar mogący zdziałać cuda, a z drugiej strony świadomość ogromu bogactwa tego państwa: lato trwające przez ponad 10 miesięcy, zabytki - prawdziwi świadkowie historii sprzed 45 wieków, kanał sueski , ropa naftowa i fosforyty. Cały Egipt to wielki plac budowy, powstają wielkie kompleksy hotelowe. Fantastyczne jedzenie z ogromną ilością wspaniale przyrządzonych warzyw, pyszne słodkie pomidory i taki wybór potraw, że w głowie mogło zakręcić się. Słodkie ciasta zarówno baklawy jak i jogurtowe galaretki to desery, których smak  zapamiętam do końca życia. No i mieszkańcy, uczynni, przyjacielsko nastawieni, ceniący sobie rozmowę i znający kilka języków. Nieważne czy coś kupisz czy nie. Przysiądź,  porozmawiaj, jeśli masz ochotę zapal sziszę. Czułam, że jestem na prawdziwych wakacjach. Po raz pierwszy byłam w raju:)  I mam nadzieję wrócić tam jeszcze, ale może tym razem na północ. Na półwysep Synaj, gdzie mogłabym zobaczyć klasztory i kościoły koptyjskie.  Egipt poraził mnie monumentalnymi budowlami, zwłaszcza świątynia w Karnak przygniata ogromem (kolumny mają tam ponad 20 metrów wysokości i jest ich mnóstwo, jedna obok drugiej), doskonałością wykonania detali i drobnych elementów - skarby Tutenhamona w Muzeum Egipskim w Kairze, a zwłaszcza biżuteria są tak piękne i misternie wykonane, że nie miałabym żadnych oporów, aby założyć je teraz po 35 wiekach od ich powstania. Dolina Królów i Świątynia Hatszepsut, kobiety- faraona, nie krolowej, a króla są niezwykle urokliwe. No i oczywiście piramidy i Sfinks, monumentalne, ogromne i majestetyczne. To wszystko znamy ze zdjęć, ale zobaczenie tego w Realu spowodowało u mnie gęsią skórkę i zaszklenie się oczu.  Świadomość, że 45 wieków patrzy na Ciebie jest niesamowita. Podczas gdy w Egipcie kwitła cywilizacja na takim poziomie, w Europie nasi przodkowie prostowali chyba postawę do stojącej:) Pierwsze źródła o Krakowie pochodzą chyba z 5 w p.n.e. Z drugiej strony porównanie tej wspanialej cywilizacji z obecnym stanem porażające na niekorzyść teraźniejszości. Bieda z nędzą. Ludzie mieszkający w niedokończonych domach, spora grupa na cmentarzu- dzielnica Kairu, zwana miastem umarłych, sterty śmieci na trawnikach, wysypiska przy głównej ulicy w kanale rzecznym. W Kairze poza Muzeum Egipskim i perfumerią nic nie widziałam na własne oczy. Brak czasu! Podróż trwała około7 godz. w jedną stronę. Marzę o spędzeniu tygodnia w samym Kairze, niespiesznych spacerach  uliczkami, całym dniu w Muzeum Egipskim, odwiedzinach bazarów i ulicznych prawdziwych arabskich kafejek.

  • Hurghada jest wielkim placem budowy.
  • Meczet w Hurghadzie
  • Wnętrze kościoła koptyjskiego
  • Wnętrze kościola koptyjskiego.
  • Miejsce w ktorym piłyśmy poranną kawę.
  • Palmy zawsze poprawiają mi nastrój.
  • Baseny wokół hotelu były elementem wystroju.
  • Basen z podgrzewaną wodą.
  • Skwerek z palmami przed częścią mieszkalną hotelu.
  • Główny wjazd do hotelu.

W sobotę, nazajutrz po przylocie wita nas pochmurny ranek. Śniadanie bajka, stoły pięknie nakryte, wybór prawie jak w markecie. Po lewej stronie sali tradycyjne śniadanie egipskie, płaski chlebek, który jest pusty w środku i tworzy wygodną kieszonkę napelnianą pomidorami, ogorkami i cebulą. Do tego różnego typu sery, głównie owcze, jakaś pasta z bobu lub fasoli. Pośrodku okrągły stół z „europejskim” śniadaniem; różne rodzaje pieczywa, wędlina typu salami i mortadela, sery żółte, dżemy ( wspaniały figowy!), miód. No i oczywiście warzywa. Z tyłu sali czekają kucharze, a przed nimi w wielkich patelniach- termosach parowki, jajka na twardo i sadzone, omleciki i małe kwadratowe buleczki posypane kminkiem, a może i czuszką.  Z  prawej strony sali tradycyjny stół z delicjami, różne ciasteczka deserowe, raczej bez kremów, kruche, drożdżowe i owoce. Kawa i herbata, napoje w wielkich baniach. Soki świeże dodatkowo płatne. Mamy czas do południa. Busami pojedziemy do wioski beduińskiej.                                    

       Idziemy na plażę. Jest 17 stycznia. Spacerujemy brzegiem morza w strojach plażowych. Na niebieskim niebie, bez jednej chmurki świeci piękne słońce. Na brzegu rosną palmy, spaceruje Egipcjanin z wielbłądem. Fajna sceneria do zdjęć. Szukamy muszelek i różnych skarbów wyrzuconych przez morze świadomi, że nie możemy ich wywieźć z Egiptu. Po chwili mamy pokaźny zbiór prawdziwych pamiątek. Piękne muszle, fragmenty koralowca, ukształtowane w różne kształty korzenie. Zbliża się południe.....

               Wyruszamy. Jedziemy przez dzielnice hotelowe, za kierownicą młody Egipcjanim w tradycyjnym męskim stroju, długa do kostek, biała galabija, spod której wystają gołe nogi. Jedzie szybko, ale nie mam poczucia zagrożenia. Droga jest dobrej jakości. Mijamy posterunek policyjny przy drodze. Policja spisuje numer auta, którym jedziemy i liczy  pasażerów. Od ubiegłego roku zlikwidowano konwoje, były zbyt drogie i zastąpiono je kontrolami drogowymi mniej więcej co 100-150 km.Po ok.40 minutach jesteśmy u wrót pustyni. Czeka w tym miejscu kilka osób, które pojadą z naszą grupą do wioski beduińskiej. Jako pierwszy rusza busik z siedzącym na dachu, przypominającym Rambo, młodym Egipcjaninem operatorem. Jak się później okaże sprzedawane przez niego „nagrania naszej wycieczki” są bardzo złej jakości i nie dotyczą tylko naszego wyjazdu.

       Dojeżdżamy do wioski Beduinów. Naszym przewodnikiem będzie Egipcjanin, świetnie mówiący po polsku, bo wykształcony w Łodzi i przez wiele lat mieszkający u nas. Zostajemy zaproszeni na lunch. W ogromnym szałasie, którego ściany są z maty zjadamy powtórkę śniadania, choć w znacznie okrojonej wersji: twaróg, pomidory, ogórki, jakieś strączkowe warzywa rozgotowane na papkę doprawione ziolami, berberyjski chleb i słodką słabą herbatę z listkiem mięty w niesamowicie brudnych szklaneczkach. Ryzyko biegunki podróżnych wpisane w atrakcje. Na szczęście jestem zaszczepiona tuż przed wyjazdem 2 dawkami przeciwko żółtaczce zarówno typu A, jak i B, a w torebce mam specyfik przeciwko dolegliwościom jelitowym. Wszystko smaczne i świeże.

Zwiedzamy wioskę. Od przewodnika słyszymy  wiele dziwnych i niezrozumiałych dla nas informacji o życiu Beduinów. Wioska jest zamkniętą rodzinną enklawą. Małżeństwa rzadko zdarzają się poza wioską. Kobiety zajmują się pracami domowymi i dziećmi, które są bardzo kochane i traktowane jak dar Boga. Mężczyźni chodzą sprzedawać zioła i jad żmii do miasta. Czas zatrzymał się w miejscu. W kuchni klepisko na podłodze, ale zawieszone na ścianie rondle błyszczą czystością, generalnie dom sprawia wrażenie niezamieszkałego. Żartujemy, że to wioska typu fatamorgana dla Polaków, po naszym odejściu Beduini spakują dobytek i pójdą pomieszkać do domu.Czas mija szybko, kolejne atrakcje wypelniają popołudnie: obserwujemy wypiekanie tradycyjnego chleba, obowiązkowa 10 minutowa przejażdżka na wielbłądach, jazda na qudach, podróż „oślim tramwajem” czyli wagonikami na kółkach do których zaprzęgnięto osiołki, maleńki ogród zoologiczny z gadami charakterystycznymi dla tego terenu, spacer po pustyni do miejsca w którym będziemy uczestniczyć w wieczorze folklorystycznym. To zaimprowizowany na takie okazje zajazd  w kotlinie górskiej. Zachodzi słońce, zapadają egipskie ciemności.

Zaczyna się międzynarodowa impreza mająca na celu promowanie kultury egipskiej, a więc jest i taniec brzucha, i wirujący  derwisz, tańczący zespół mieszany i rzucający z zawiązanymi oczami nożami w wybraną z publiczności dziewczynę (?) Wszystkiemu towarzyszy muzyka, charakterystyczne bębenki i klaskania, w tle przebijają się trąbki. Pokaz zręczności i niezapomniany widok góry oświetlonej żarówkami, które układają się w nazwy sponsorów dzisiejszej imprezy.

 Około 22 jesteśmy w hotelu. Minęła pierwsza doba w Egipcie.

  • Te busy zawiozą nas do beduińskiej wioski.
  • Wielbłądy czekają...
  • Nasz przewodnik.
  • Sklepik dla turystów. Można kupić ziola, amulety i różę pustyni.
  • W oczekiwaniu na gości zabawy z dziećmi.
  • Wypiek chleba.
  • Ośli tramwaj.
  • Beduińska kuchnia.
  • W oczekiwaniu na lunch.
  • Wyjątkowo groźna żmija rogata.

   Wyjeżdżamy z hotelu o 5.00. Na zewnątrz rześki chłód i mrok. Większość grupy zapada w drzemkę, wszak jesteśmy na urlopie i 4 rano, co by nie mówić, jest dla nas środkiem nocy. Jedziemy niezłej klasy drogami, przy których dość gęsto ustawione są posterunki policyjne. Z wieżyczek wystają karabiny Kałasznikowa. Co 150- 200 km zatrzymuje nas policyjny patrol.
Podróż jest dość monotonna, bo jedziemy przez pustynię. Po około 2 godzinach jazdy krótki postój na kawę . Na dużym placu, z czymś w rodzaju zajazdu, kupcy rozłożyli towary. Oczywiście figurki zwierząt i ptaków z metalu ozdobione masą perłową i z prawdziwego alabastru, bawełniane szale i arafatki, jakieś przyprawy, wachlarze i różne inne souveniry. Zbliżamy się do Nilu. Od razu zmiana krajobrazu. Z pustyni wjeżdżamy do ogrodu. Trawa jest soczyście zielona, mnóstwo drzew owocowych i parkowych.
Do Karnak przyjeżdżamy po godz. 9.

Teby nazwane przez Homera miastem stubramnym, bo z każdej bramy mogło wyjeżdżać 200 wozów bojowych, były stolicą górnego Egiptu za czasów XI i XVIII dynastii. Dzisiaj Teb już nie ma, zniszczenia miasta dokonali Asyryjczycy, a całkowitej likwidacji uległo ono za czasów rzymskich. Na miejscu Teb, a właściwie w pobliżu znajduje się obecnie Karnak i Luksor. Zwiedzanie zaczynamy od Karnak. Miejscowość położona jest na prawym brzegu Nilu ok.1,5 km od Luksoru Ruiny Karnaku zajmują ponad 100 ha. Jest to najbardziej rozległy zespół wielu świątyń starożytnego Egiptu, w dużej części zachowany, wśród których świątynia Amona ze słynną aleją baranów i sfinksów, 10 parami pylonów (wieże o prostokątnej podstawie zwężające się ku górze) i salą hypostylową (pomieszczenie o stropie opartym równomiernie na całej powierzchni na kolumnach) poraża wielkością. W okresie rozkwitu Karnak zatrudniał 80 tysięcy ludzi, posiadał 65 wsi i ponad 2000 km2 ziemi uprawnej, wielkie trzody, a nawet własną stocznię. To tu koronowano faraona. Wielka świątynia Amona w Karnaku jest najwspanialszą budowlą sakralną w całym Egipcie. Na przestrzeni 1.600 lat, aż do czasów rzymskich, każdy z władców egipskich coś w niej budował. W Wielkiej Sali Kolumnowej tej świątyni na powierzchni ponad 50 arów stoją kolumny z piaskowca, mierzące do 23 m, które pną się ku niebu niczym kamienny las. Spacer między 134 kolumnami ustawionymi w 16 rzędach rozbudza wyobraźnię. Zastanawiam się co wtedy działo się w Europie. Co robili nasi przodkowie. Niewybredne żarty dowodzą, że nie tylko ja mam problem ze zrozumieniem tego co widzę i słyszę. Nie ma już tych Egipcjan w sensie zdolności i możliwości, którzy budowali świątynię Amona. Spędzamy w Karnak ok.2 godzin, zdecydowanie za mało. Nie ma czasu żeby obejrzeć reliefy i inskrypcje na kolumnach, rzucamy okiem na poszczególne cuda i staramy się jak najwięcej zapamiętać. Wokół kłębiący się tłum z całego świata. Znajdujemy się w miejscu, które powstało około 5000 lat temu. Nieprawdopodobne.


Następnie jedziemy do fabryki alabastru. Przyglądamy się z zainteresowaniem obróbce i zdobieniu typowych egipskich pamiątek. W pobliskim sklepie mnóstwo alabastrowych wazoników, popielniczek, podstawek, figurek zwierząt i wszystkiego czego turysta potrzebuje na potwierdzenie swojego pobytu w Egipcie. Ceny do negocjacji. Jak w każdym państwie muzułmańskim handel jest bardzo ważnym elementem życia codziennego. Nie wypada kupić za proponowaną cenę, wszyscy wiedzą, ze handel opiera się tu na ustalaniu ceny i to w całym kupowaniu jest najsympatyczniejsze. Zazwyczaj kupuje się za ok.35% procent proponowanej ceny, choć zdarzają się i wyjątkowe „super price”. Podobno Polacy należą do najbardziej lubianych, bo najlepiej zbijają ceny, ale i do wyjątkowo nie lubianych klientów, bo nie dają za dużo zarobić. Spędzamy sporo czasu w sklepiku i wyruszamy do Luksoru.

      Luksor to największe muzeum świata. Z Karnak do Doliny Królów, na drugim brzegu Nilu płyniemy statkiem. Mijamy zielone brzegi porośnięte soczystą trawą, widać sady figowe i daktylowe, karłowate jabłonie i inne drzewa owocowe zapewniają obfitość owoców dla całego Egiptu. To tu wzdłuż szeroko rozlanego i leniwie płynącego Nilu znajdują się gospodarstwa rolne. Stąd pochodzą oliwki i granaty, pomidory i sałata. Mijamy zakotwiczone wielkie statki plywające poNilu i małe faluki. Wraca dramatyczne wspomnienie z dzieciństwa o katastrofie statku wycieczkowego na Nilu i śmierci wykladowcy Politechniki Krakowskiej Jerzego Ciesielskiego.

Dopiero tu można zrozumieć znaczenie rzeki w starożytnym Egipcie. Wielkiego znaczenia nabierają słowa hymnu do Nilu napisane ok. 20 wieków p.n.e: Pozdrawiamy Cię Nilu, który wynurzasz się z ziemi, który przybywasz, by dać życie ludowi Egiptu. Od początku istnienia państwa, Nil jest symbolem życia i nieśmiertelności. Nie można zapomnieć o wielkim stopniu uzależnienia ludności starożytnego Egiptu od rzeki, rzeki od której zależało wszelkie życie. Muły nilowe, bardzo żyzne, były niesione z prądem rzeki. Ziemia dzięki niewielkiemu nakładowi pracy dawała dobre plony.

Płyniemy  do miasta umarłych w którym znajdują się grobowce królów i królowych na  zachodnim brzegu Nilu, brzegu na którym zachodziło czyli umierało słońce.

Jesteśmy przed świątynią grobową królowej Hatszepsut, która jako jedyna kobieta faraon władała Egiptem w 15 wieku p.n.e. Władcą świata nie mogła być kobieta, dlatego pokazywała się publicznie tylko w męskich strojach i z doklejoną bródką. Mimo niewątpliwych talentów przywódczych i zasług dla rozkwitu Egiptu, jej następca Totmes III w imieniu którego jako regentka sprawowała władzę, nakazał zniszczyć jej posągi i zatrzeć jej twarz. na wszystkich płaskorzeźbach. W wielkim skalnym trzypoziomowym amfiteatrze, u stóp jednej z najświętszych tebańskich gór, 36 wieków temu, powstała przepiękna, zapierająca dech swym ogromem i dostojnością świątynia. Biel ścian świątyni stapia się ze skałami zbocza o które się opiera. Wznosi się na 3 tarasach opatrzonych od frontu portykami. Do najwspanialszych ozdób należą słynne reliefy i freski zachwycające żywą kolorystyką. Idąc szeroką rampą w stronę świątyni przypominam sobie, że rekonstrukcji grobowca dokonał profesor Kazimierz Michałowski z grupą archeologów i studentów Uniwersytetu Warszawskiego. W dowód uznania jego prac i przywrócenia właściwego miejsca królowej Hatszepsut wśród faraonów, otrzymał  dom zwany domem Polaków znajdujący się u stóp świątyni. Niestety również tutaj dokonano zbrojnego ataku na grupę japońskich i niemieckich turystów masakrując ich  w 1997 roku. Świątynia Hatszepsut to miejsce, które zrobiło na mnie największe wrażenie. Rozmach, wielkość, a przede wszystkim harmonia i elegancja nie mogą zostać niezauważone. Tłumy turystów z całego świata zaświadczają codziennie o podziwie i zainteresowaniu tą częścią świata i Egiptu. Wracamy do miejsca postoju wagoników, które zawiozą nas na parking, przez mały bazar na którym niektórzy sprawdzają swoje zdolnosci negocjacyjne:) Jeszcze tylko rzut oka na Dom Polaków i jedziemy do Doliny Królów i Królowych będącej miejscem wiecznego spoczynku wielkich władców starożytnego Egiptu. Wędrówka doliną przypomina spacer aleją w parku. Zamiast drzew po obu stronach piętrzą się zbocza skalne.                                                                                              

        Grobowce są chodnikami wykutymi w skale składającymi się z kilku komnat po obu stronach. Jestem rozczarowana ich zawartością, tylko w jednym znajduje się oryginalny granitowy sarkofag, we wszystkich podziwiamy płaskorzeźby i freski na ścianach pod baczną kontrolą umundurowanych strażników, którzy są szczególnie wyczuleni na łamanie zakazu filmowania i fotografowania. Jedyny nieograbiony grobowiec, który został odkryty przez Howarda Cartera i sponsora wyprawy lorda Georga Carnarvona, należał do Tutenchamona. Wszystkie skarby zostały wywiezione do Kairu i znajdują się w Narodowym Muzeum Egipskim. Cała Dolina Królów to wielki plac wykopaliskowy. Trwają tam ciągłe prace archeologiczne.

        Jeszcze tylko krótka chwila przy kolosach Memnona o których pisał Herodot i które ogladała królowa Kleopatra w towarzystwie Juliusza Cezara,  i pełni wrażeń wracamy do Hurghady.

     To była moja pierwsza, ale żyję nadzieją, że nie ostatnia wizyta w Luksorze. Jest to magiczne miejsce, w którym czas zatrzymał się w miejscu. Zabrakło mi chwili na spacer ulicami Luksoru, na wypicie filiżanki kawy i pogapienie się na niespieszacych się nigdzie tubylcow, ktorzy doskonale wiedzą,że jutro też wstanie slońce i rozpocznie się kolejny dzień:)                                                                                     

  • Kolumny oparly się próbie czasu.
  • Jeden z posągow w Karnak
  • Aleja kolumn
  • Wspaniale reliefy kolumnowe.
  • Wszystkie rysunki na kolumnach były barwione naturalnymi farbami.
  • Zachowane obeliski.
  • Posągi umieszczone są w wielu miejscach świątyni
  • Skarby historii.
  • Rzeżbienia na kolumnach
  • Karnak to lekcja historii starożytnego Egiptu.
  • Aleja lwów.
  • W fabryce alabastrowych pamiątek.
  • Wytwornia alabastrowych wazonow.
  • Alabastrowe cacka.
  • Wyjątkowo elegancki biały alabaster.
  • Charakterystyczne dla Egiptu souveniry.
  • Charakterystyczne dla Egiptu souveniry.
  • W świątyni Hatszepsut.
  • Fresk w świątyni Hatszepsut
  • Fresk w świątyni Hatszepsut
  • W Dolinie Królów
  • W Dolinie Królów
  • Rejsowe statki na Nilu

Po jednodniowym odpoczynku, do Kairu wyjeżdżamy o 2 w nocy. Mam dylemat złapać chwilę snu czy raczej doczekać do godziny wyjazdu. Nie mam wątpliwości, że będzie to najbardziej męcząca eskapada w mojej turystycznej karierzeJ. Podchodzę do sprawy zdrowo rozsądkowo -  3 godziny snu lepsze niż nic :). Jak nigdy punktualnie wszyscy jesteśmy w autokarze. Przed nami 6 godzinna podróż. Niewiele z niej pamiętam. Będąc między snem a dniem, w stanie czuwania z zamkniętymi oczami, co jakiś czas wyglądałam przez okno za którym z każdą godziną robiło się jaśniej. I coraz wyraźniej widać było, że znowu jedziemy przez  pustynię.

Około 40 km przed Kairem ruch narasta. Mijało nas coraz więcej samochodów dostawczych. Coraz większy hałas, mam wrażenie, że jedyne co słyszę to klaksony. Jedziemy szeroką aleją, po obu jej stronach niedokończone domy, do tej pory nie mam jasności czy chodzi o przepisy podatkowe czy brak pieniędzy na dokończenie budowy. Wszędzie slumsy. Na trzech pasach równolegle jedzie średnio 4 - 5 aut, a między nimi krążą przeciskając się we wszystkich kierunkach bardzo odważni, nieustraszeni wręcz ludzie. Bieda miesza się z niesamowitym bogactwem, z jednej strony najdroższe hotele świata, z drugiej ludzie mieszkający na jakichś barkach przycumowanych do brzegu Nilu, małych łódeczkach na których gromadzą swój dobytek. Ludzie bez dokumentów, a więc bez tożsamości. Żyjący z dnia na dzień. Wszędzie na ulicach mnóstwo śmieci i brudu.Kierujemy się do Śródmieścia, gdzie znajduje się pierwszy punkt programu dzisiejszego zwiedzania – Muzeum Egipskie.

                                  Muzeum założone w1835 roku od 1900 roku znajduje się w neoklasycystycznym budynku w którym na niewielkiej powierzchni zgromadzono 120 tysięcy eksponatów,  wśród nich skarby z grobowca Tutenhamona, mumie faraonów, posągi królów i królowych. Ilość eksponatów jasno określa minimalny czas zwiedzania, należałoby spędzić tam co najmniej dzień. Mamy 2,5 godziny! W oczekiwaniu na przewodnika i bilety spaceruję wokół. W ogrodzie znajduje się galeria popiersi znanych archeologów egiptologów, a wśród nich popiersie profesora Kazimierza Michałowskiego. W nabożnej ciszy rozpoczynamy zwiedzanie. Wcześniej zabrano nam aparaty fotograficzne i kamery. W półmroku, w słabo oświetlonych korytarzach i salach znajdują się skarby co do wartości których, trudno mieć jakiekolwiek wyobrażenie. Wszystkie pochodzą z odkrytego przypadkiem w 1922 roku, w chwili gdy na wyczerpaniu były środki lorda Carvarona, przez angielskiego archeologa Howarda Cartera, nienaruszonego i zabezpieczonego pieczęciami sprzed 3000 lat grobowca, młodego, bo zaledwie 20 letniego faraona Toth-ankh-amon'a. Piękna złota pośmiertna maska Tutenhamona, złote rydwany i biżuteria, tak misterna i pięknie wykonana, że budzi nie tylko zachwyt, ale i podziw dla umiejętności ówczesnych złotników, ich gustu i precyzji wykonaniaJ. Oglądamy łuki, łoże faraona i jego tron, naczynia i broń. Wszystko to co mogło przydać się faraonowi w życiu po śmierci. A wszystko wykonane z alabastru i złota. Posągi faraonów mają po kilka metrów wysokości. Z poczuciem niezaspokojenia wychodzimy z muzeum.

        Jeszcze tylko chwila w sklepiku, gdzie koniecznie trzeba coś kupić i jedziemy do perfumerii.Można dostać zawrotu głowy od zapachów i ilości perfum w szklanych, różnych kształtów flakonikach. Wszystko reklamowane jako jedyne i oryginalne olejki z których wyrabia się w Europie wody toaletowe i perfumowane. Mam na ten temat wyrobioną opinię. Nie daję wcisnąć sobie ani Królowej pustyni (podobno żeńska viagra) ani jej męskiego odpowiednika czyli Ramzesa II czy jeszcze innego imiennika wielkiego faraona. Z jednej strony ta godzina jest dla mnie czasem straconym, gdybym miała wybór wolałabym zostać w muzeum, z drugiej podziwiam starania i zdolności marketingowe  sprzedawców. Wszyscy są uśmiechnięci i przekonujący: za takie małe pieniądze oferują najlepszy na świecie towar :).Wreszcie coś na co czekamy wszyscy. Wyruszamy w stronę Gizy. Każdy wbija wzrok w szyby autokaru. I nagle, zupełnie niespodziewanie, jeszcze zanim wyjechaliśmy z Kairu, po lewej stronie widać zarys piramid. Widok jest tak bajeczny, że wręcz nierzeczywisty. Dojeżdżamy do Gizy.

          To tu znajdują się najbardziej imponujące budowle starożytności, z których jedna, piramida Cheopsa uznana została już w starożytności za jeden z 7 cudów świata. Wybudowane w 25 wieku p.n.e. piramidy Cheopsa, jego syna Chefrena i wnuka Mykerinosa są ostrosłupami o podstawie kwadratu. Największa z nich ma podstawę o boku 230 m i wysokość 147 m i zwana była Horyzontem Cheopsa, niższa piramida Chefrena ma 137 m wysokości, a najmniejsza Mykerinosa tylko 65 m wysokości. Wokół nich znajdują się piramidy satelitarne poświęcone żonom i dostojnikom państwowym. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się obok mnie. Przez głowę z prędkością błyskawicy przelatują mi różne zasłyszane i zapamiętane fragmenty artykułów o tajemnicach piramid, wyprawie Napoleona do Egiptu. W uszach brzmi zdanie: Żołnierze, 40 wieków patrzy na was… Nie wierzę, że tu jestem…Nieopodal piramidy Chefrena ustawiono potężną rzeźbę Sfinksa. Wyrzeźbiony w wielkim bloku piaskowca ma głowę faraona osłoniętą szeroką chustą i ciało lwa. Zniszczony nie tylko przez żołnierzy francuskich w 1798 roku, którzy z jego twarzy uczynili podobno tarczę strzelniczą, ale i przez trzęsienie ziemi, a przede wszystkim zerodowany przez deszcze i wiatry, długi na 57 m i wysoki na 20 m monument jest w stanie ciągłych renowacji.

                Przed nami obiad w restauracji położonej blisko jednego z najstarszych i najdroższych hoteli kairskich. Kąpiąc się w basenie hotelowym spoglądać można na piramidy. Miłą przerwę w podroży poświęcamy refleksjom o tym co zobaczyliśmy.

          Jeszcze tylko wizyta na wielkim bazarze i powrót. Zostało tak mało czasu, że wykorzystujemy go na szybkie zakupy. Wiadomo chałwa, arafatki i skarabeusze, figowy dżem i bawełniane podkoszulki to typowe souveniry z Egiptu, a tu wybór wielki. Żałuję, że nie ma czasu na wypicie z miłymi Egipcjanami szklaneczki herbaty lub kawy.

                    Wyruszamy w drogę powrotną. Przejazd przez miasto ma charakter japońskiego zwiedzania; na prawo… na lewo… Wszyscy z aparatami przyklejonymi do szyb autokaru. Kompleks budowli miasta umarłych, cmentarza zamieszkałego przez ludzi, których protoplaści byli strażnikami grobów bogatych Egipcjan, zbiorowisko biedoty, ludzi którzy żyją bez prądu, a w piwnicach swoich domów mają szczątki swoich przodków. Przejeżdżamy obok przepięknego olbrzymiego alabastrowego meczetu wewnątrz cytadeli górującej nad miastem. Mam wrażenie czegoś niedokończonego, tak jakby pokazać dziecku lizak przez szybę. Wracam rozczarowana, bo tak niewiele widziałam. Dochodzę do wniosku, że mój niedosyt jest tak wielki, że na pewno tu wrócę. Nie wiem kiedy, ale na pewno.   

Rozpoczyna się długa podróż powrotna.

  • Muzeum Egipskie w Kairze
  • Muzeum Egipskie w Kairze.
  • Muzeum Egipskie w Kairze.
  • Ogrodowa galeria poswięcona najznakomitszym archeologom-egiptologom.
  • Popiersie profesora Michalowskiego w galerii ogrodowej w Muzeum Egipskim w Kairze.
  • Muzeum Egipskie w Kairze.
  • Ulca kairska.
  • Kairska ulica
  • 40 wiekow patrzy na mnie:)
  • W towarzystwie sfinksa.
  • Szukając klienta.
  • Pod piramidami
  • W oczekiwaniu na klienta.
  • Coraz mniej chętnych na przejażdżkę.
  • Kair z okien autokaru.
  • Wielki meczet alabastrowy
  • Meczet alabastrowy.
  • Cytadela i mury obronne
  • Przed wielkim bazarem..
  • Przed wielkim bazarem..
  • Skwer przed bazarem

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. snickers1958
    snickers1958 (03.01.2016 16:56) +1
    Twoje opisy przyprawiają o bezdech i są powalające. Dziękuję za wielką dawkę informacji bez odwiedzania wujka Google. Oczywiście wielki "+" za relację fotograficzną podróży. Pozdrawiam cieplutko.
  2. hooltayka
    hooltayka (10.12.2013 13:47) +2
    Masz dar do pisania-)
    W Egipcie nie byłam,w Hurghadzie mam znajomych,którzy tam mieszkają i mówią,że to raj.
    Pozdrawiam-)
  3. eli_ko
    eli_ko (05.03.2013 17:12) +3
    Bardzo ładnie opisałaś tę podróż, czytałam z przyjemnością. Nigdy jakoś nie ciągnęło mnie do Egiptu, narazie zbierałam tylko różne informacje na jego temat i najbardziej przerażały mnie opowieści o dolegliwościach żołądkowych turystów :))
    Może kiedyś się odważę......
  4. pan_hons
    pan_hons (09.02.2013 14:51) +2
    Bardzo miło spędziłem czas w Twojej podróży Jolu:) Bardzo ciekawie opisana podróż:) Do Egiptu szybko się nie wybieram, ale warto o nim oczytać - może kiedyś się tam wybiorę:) Pozdrawiam!
    P.S. Mam jedną uwagę edytorską, a mianowicie warto byłoby podzielić tekst na trochę mniejsze kawałki Enterem, wtedy będzie on bardziej przejrzysty i mniej zbity. Ułatwi naszym oczom czytanie:)
  5. marger22
    marger22 (28.12.2012 16:43) +2
    Bardzo ciekawy opis i fajne zdjęcia. Przeczytałem i obejrzałem z ogromną ciekawością bo za kilka dni wybieram się do Egiptu i mam nadzieję zobaczyć te cuda na własne oczy. Pozdrawiam
  6. bkrystina
    bkrystina (05.04.2010 0:31) +2
    Piękna relacja. Też mam mały niedosyt po pobycie w Egipcie. Wycieczki odbywają sie w stylu "japońskim". Brakuje czasu na refleksję i wolny czas.
  7. city_hopper
    city_hopper (27.10.2009 18:13) +1
    Na razie plusik na relację. fotkami zajmę się wkrótce :-)
  8. lmichorowski
    lmichorowski (19.10.2009 13:12) +3
    Gratulacje! Bardzo ciekawie opisana podróż. Pozdrowienia.