2009-01-29

Podróż WYLOT Z CHILE

Opisywane miejsca: Concepcion
Typ: Blog z podróży
Wystarczyło pojechać na trzy dni i wrócić. Żadnej wielkiej morskiej podróży, jeżeli nie liczyć osiemnastu godzin między San Antonio, a Lirquen. Mielismy wypłynąć 20 stycznia rano, a mój wylot z Chile planowany był na 22 stycznia, więc to żaden problem. Coś się zaczęło psuć w nocy z 19 na 20 stycznia. Kiedy wstałem rano, dowiedziałem się, że z powodu strajku dokerzy przez całą noc nie pracowali. W związku z tym, nasze wypłynięcie z San Antonio przesuwa się z rana na wieczór. Nawet nie zmartwiło mnie to specjalnie. Zdążyłem jeszcze wyjść po inspekcji zbiorników do miasta. Gorzej, że kiedy wróciłem, jakichś wielkich przygotowań do odcumowania nie zauważyłem. - Wyjdziemy o północy. – poinformował mnie oficer wachtowy. Żaden problem. Przypłyniemy do Lirquen około osiemnastej, a tymczasem dzień w morzu spokojnie wykorzystam na inspekcje dźwigów i ładowni, po których w porcie w trakcie pracy pochodzić nie można. Zbliżała się jednak północ a tu nadal nic. - Co się dzieje? - Już kończą. Wyjdziemy niedługo po północy. Kiedy zasypialem, poczułem w półśnie znajomą wibrację kadluba. Wystartował silnik główny. A kiedy otworzyłem oczy po sygnale budzika, byliśmy juz na otwartym oceanie. - Będziemy na miejscu o dwudziestej – powiedział mi rano oficer wachtowy. Chciałem pogadać z kapitanem, lecz ten odsypiał zarwaną noc. Złapałem go około południa. - Komplikuje się twój wyjazd – powiedział – bo mamy stanąć na kotwicy. - Jak to? - Keja nie będzie wolna. - W takim razie powiedz agentowi, zeby na siódmą rano załatwił motorówkę. Przyszedł wieczór. Dopłynęliśmy na miejsce. Znów spytałem kapitana czy coś wie na temat cumowania. - Nie. Nikt nic nie wie. Statek, który zajmuje nasze miejsce ma jakieś problemy z odprawą kontenerów. Nikt nie wie ile to potrwa. Może godzinę, może trzy, a może pół doby. - A co z motorówką? - Nie wchodzi w grę. Statek jest nieodprawiony, więc przed odprawą nikomu nie wolno go opuszczać. A nie będą wysyłać specjalnie na redę celników i Immigration. Cholera jasna! Ale się porobiło. Nie przeszkadzałoby mi to zbytnio, ale muszę być w Polsce z powodu egzaminu i związanych z nim kursów. Nie da się tego tak po prostu przełożyć na później. Dwudziesta druga, dwudziesta trzecia, dwudziesta trzecia trzydześci... Cisza. Do siódmej coraz mniej czasu. Wchodzi kapitan. - Dochodzi północ. Nadal nikt nic nie wie. Kłade się spać. W tej chwili nic więcej nie damy rady zrobić. Może w nocy coś się wyjaśni. Wtedy cie obudzę. Rozsądnie gada. Życzę mu dobrej nocy, pakuję walizki na wszelki wypadek i też idę spać. Gdzieś przez sen czuję jakby znów silnik startował. A może tylko mi się śni? Nie miałem ochoty sprawdzać. - Wstawaj! Agent jest na burcie, to się dogadacie. – kapitan budził mnie przez uchylone drzwi. Zegar pokazywał trzecią. Wypełniam jakieś kwitki, otrzymuję w zamian inne, celnik sprawdza mój bagaż i w końcu dogadujemy się, że raniutko przyjedzie pod statek taksówka. Uff! Udało się. Wskakuję jeszcze na dwie godziny do łóżka, lecz sen nie przychodzi tak łatwo. Już czuje się tą przyjemną reise fieber. Kiedy zamykam oczy niemal natychmiast podrywa mnie dźwięk budzika. Jestem nieprzytomny. Przez  prawie dwadzieścia minut odkładam moment wstania. W końcu dalsze czekanie grozi spóźnieniem. Zrywam się szybko, i energicznie powtarzam codzienny rytuał porannej toalety. Ubieram się, chowam kosmetyczkę i piżamę, zakładam marynarkę i niemal w tym samym momencie do drzwi puka marynarz z informacją, że tasówka czeka. Lot z Concepcion do Santiago mam o 09:20. Na lotnisko przyjeżdżamy kwadrans przed ósmą, wiec spoko. Jeszcze pójdę obejrzec ofertę lotniskowych sklepików. - Masz bilety tylko z Santiago do Sao Paulo, Frankfurtu i Gdańska. Nie masz lotu krajowego z Concepcion do Santiago. - Mam – podaję numer rezerwacji. - Nie. Nie ma takiego w systemie – odpowiada pani w okienku. Przychodzi jej szefowa. Pokazuję e-mail z potwierdzeniem rezerwacji. Odchdzimy do innego okienka by nie blokować kolejki. Ona dzwoni w rozmite miejsca, sprawdza.... - Sorry, ale nie ma. Nie ma zamówionego ani tym bardziej opłaconego biletu na twoje nazwisko. W takich wypadkach należy skontaktowac się z naszym działem podróży albo jedną ze współpracujących agencji. Tyle tylko, że moja nokia podczas ostatniego lotu uległa awarii i wciąż jest naprawiana, a zastępczy aparat, który zabrałem w podróż, akurat w chilijskim systemie nie działa. Próbuję dodzwonić się blackberrym, lecz ten ma zablokowaną mozliwość rozmów w ramch cięcia kosztów. Korzystamy z niego jedynie do wysyłania i odbierania e-maili. - Mogę skorzystać z telefonu? – zapytałem panie z linii lotniczych – Zadzownię i zaraz wszystko się wyjasni. - To będzie rozmowa międzynarodowa czy lokalna? - Międzynarodowa. - To niestety nie możemy się zgodzić Spoglądam nerwowo na zegarek Jest juz grubo po ósmej. Jeżeli teraz pójdę szukać karty do telefonu publicznego, zadzwonie do Działu Podróży, tam zacznie się sprawdzanie, a potem znów będe musiał ustawić się w kolejkę do odprawy, to nie zdążę. - A moge kupić kupić bilet samemu? - Oczywiście. - To poproszę. Pani ściąga należność z karty i po chwili trzymam bilet. Biegnę do okienka, gdzie obok wagi od kilkudziesięciu minut stoi moja walizka - Mam bilet! – informuję panią. - To świetnie. – Pani zaczyna drukować kartę pokładową i nagle zamiera. - Ale to jest bilet na pojutrze. - Jak to na pojutrze? Pokazuje mi i rzeczywiście, ja wół napisane: 24 stycznia. Znowu blokujemy kolejkę i znowu woła swoją szefową. Sorry, pomyłka, już drukują własciwą datę. Czasu coraz mniej, więc stoję tam spięty jak w blokach startowych. W końcu walizka odjeżdża na taśmę, a ja z biletem w garści wskakuję na prowadzące na piętro ruchome schody. Chwila wytchnienia, więc sprawdzam i... natychmiast przesiadam się na schody prowadzące z powrotem. - Tu jest wydrukowana gdzina wylotu 11:50! – krzyczę. A mój lot jest o 09:20. Za pół godziny! - Tak, a le na ten lot o 09:20 nie ma już miejsc, więc dałam ci na późniejszy. - Ale wtedy mam na styk połączenie do Sao Paulo. Nie zdążę odebrac bagażu i jeszce pójść po bilety do okienka Lufthansy! - Pokaż. – przyglada się mojemu rozkładowi lotów - Rzeczywiście możesz nie zdążyć. Poczekaj, coś sprawdzę. Zabiera mi bilet i drukuje nowy. Godzina wylotu 08:30. - On już przecież poleciał - Nie, nie poleciał – pani przekreśla godzinę i długopisem wpisuje 10:20. Jest opóźniony i na niego są miejsca. - Dobrze, niech wiec będzie ten. Ale trzeba zmienić naklejke na walizce. Walizka jednak już pojechała do dystrybutorów. Pani woła kolegę, wręcza mu nowe zawieszki i każe mu iść, poszukać mój bagaż i przyczepić te zamiast poprzednich. Nie bardzo wierzę w powodzenie tej misji, ale nie mam wyboru. Trudno, najwyżej walizka przyleci za trzy dni. Odchodzę i wysyłam e-maila, zeby firma nie płaciła nikomu za bilet, który przed chwilą kupiłem sobie sam. Odpowiedź przychodzi niemal natychmiast: „Poniższe loty zapłacone wczoraj, wiec nie rozumiem zaistniałej sytuacji...” Wychodzi na to, ze zapłacilismy dwa razy za ten sam lot. Wracam do okienka. - Według tego e-maila lot został opłacony wczoraj. Pani woła jeszcze kolegę i sprawdzają obydwoje. - Nie ma. Rozkładają bezradnie ręce. - O! Teraz się pojawił! Jest! – wykrzykują - No to teraz proszę mi zwrócić pieniądze za ten drugi bilet. - To poproszę kartę Daję, a pani anuluje płatność. - Mogę dostac jakiś kwitek? - Nie. Nie mamy takiej możliwosci - To jaki będę mieć dowód, że płatność została anulowana gdyby coś nie wyszło. - Nie ma możliwości wydrukowania. Musisz uwierzyc na slowo, że anulowano. - To może chociaż jakieś oświadczenie? Pani pisze na jakimś kwitlu odrecznie, że anulowano płatność 108 dolarów. - Ale na paragonie zakupu cena jaką zapłaciłem jest 116 dolarów. Pani do kwoty 108 dopisuje jeszcze 8, zeby się zgadzało. Potem daje mi nowy bilet. - Ale to jest bilet na ten lot, za który właśnie anulowaliscie płatność. A ta, która pozostała opiewa na lot o 09:20 - Tamten o 09:20 też jest opóźniony. Polecisz tym, na który ci dałam bilet, bo nie będziemy teraz szukać walizki. – pani zaczyna być poirytowana. Własciwie to sie jej nie dziwię. Sam się zaczynam gubić w tej pogmatwanej sytuacji, a pani na dodatek preferuje hiszpański, którym ja władam tak, jak ona angielskim - No dobra, ja się nie upieram, ale chcę tylko żeby było dobrze. - Będzie dobrze. I było. Kiedy poszedłem na górę, samolot z Santiago własnie wylądował. A przed dziesiątą zaczął przyjmowac nas na pokład. Uff! Udało się! Jak niewiele czasem potrzeba do szczęscia. Leciałem do Polski zgodnie z planem, a cieszyłem się, jakbym trafił wygrany los na loterii. Jeszcze tylko po powrocie trzeba będzie sprawdzić, czy bank rzeczywiście nie potrącił mi z konta tych stu szesnastu dolarów. Sao Paulo, 22.01.2009; 19:20 LT

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. bartek_sleczka
    bartek_sleczka (28.04.2010 8:58)
    Podziwiam....
  2. kokopelmana
    kokopelmana (14.12.2009 12:38)
    mrożące krew w żyłach...
  3. zfiesz
    zfiesz (29.01.2009 18:06)
    fajny tekst! zdecydowanie ciekawszy od tego z "zaprzyjaźnionego portalu", pretendującego do bycia poradnikiem, a z którego nic nie wynika.

    gratuluję mocnych nerwów! ja na szczęście jeszcze nie miałem takich przejść.
  4. dino
    dino (29.01.2009 15:06)
    są luzacy co nie przechodzą :)
    moje Safari na Maku nie obsługuje wszystkich funkcji, ale jak odpalę równolegle Firefoxa jest OK - może to będzie wskazówką
  5. zfiesz
    zfiesz (29.01.2009 15:06)
    no tak... prawie wszyscy:-p
  6. voyager747
    voyager747 (29.01.2009 14:59)
    He he, nie wszyscy :)))
  7. zfiesz
    zfiesz (29.01.2009 14:29)
    zgłoś to na tablicy ogłoszeń: http://kolumber.pl/g/2158-Tablica%20ogłoszeń . jest szansa, że cos z tym zrobią, bo rzeczywiście, to wyjątkowo irytujący błąd (?) i nie załamuj się... na pocieszenie dodam, ze wszyscy muszą przechodzić przez to samo:-D
  8. searover
    searover (29.01.2009 12:03)
    Trzy razy ustawialem akapity oraz uklad dialogow i za kazdym razem po kliknieciu "zapisz" otrzymywalem sieczke jak powyzej. Dluzej nie mam cierpliwosci. Za kazdym razem jest to samo. Nie wiem jak jest tego przyczyna, ale wystarczajaca, zeby sie zniechecic do pisania tutaj, bo za kazdym razem sa te same problemy.
    Jesli ktos chce to przeczytac w normalnym ukladzie to zapraszam na moj blog.
    http://www.mojaszuflada.blox.pl
    Tam przynajmniej nie dzieja sie takie cuda.

    O czym informuje z przykroscia.
    Pozdrawiam.
    D.S.
searover

searover

Dariusz Stefaniak
Punkty: 6372