Podróż Obrazki z wyprawy, czyli ... Japonia po raz pierwszy
Tekst i zdjęcia: Agata i Marek Jackiewicz
Z okazji okrągłej rocznicy ślubu postanowiliśmy wybrać się do Japonii. Wyruszyliśmy na początku listopada. Krótki z konieczności pobyt przeznaczyliśmy na Kioto, gdzie spędziliśmy cztery dni i Tokio, w którym byliśmy kolejnych pięć. Z Kioto pojechaliśmy na całodniową wycieczkę do położonej w pobliżu Nary.
Poniżej obrazki z wyprawy. W krótkich tekstach znalazły się informacje, których źródłem są zarówno nasze obserwacje jak i liczne przedwyjazdowe lektury.
Przeczytaliśmy gdzieś, że japońskie pociągi są najlepsze i najdroższe na świecie. I rzeczywiście są. Podróż Shinkansenem (japoński odpowiednik TGV i Eurostara) to sama przyjemność. Ponad 500-kilometrową trasę Tokio-Kioto ekspres pokonuje w niewiele ponad dwie i pół godziny. Pasażerowie siedzą w lotniczych fotelach, miłe hostessy w różowych fartuszkach roznoszą wilgotne serwetki do rąk, w oddali widać ośnieżony szczyt Fudżi. Jest cicho i idealnie czysto. Pociągi lokalne, choć dużo wolniejsze od shinkansenów, są równie jak one punktualne i czyste, a na dodatek w niektórych składach znajdują się wagony przeznaczone wyłącznie dla pań. Przed podróżą warto odwiedzić peronowy kiosk (jest ich mnóstwo) i zaopatrzyć się w napoje oraz pełne smakołyków lunchowe pudełko (800-1000 jenów, czyli 20-25 zł).
To wszystko brzmi zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwe? Rzeczywiście - jest jedno istotne ale. Zanim zajmiesz miejsce w wygodnym fotelu, musisz znacznie odchudzić portfel. Bilet (druga klasa) z Tokio do Kioto (w jedną stronę) kosztuje ponad 13 tys. jenów (ok. 320 zł). Co prawda, jest na to sposób, ale wcale niełatwo zeń skorzystać. Sposób nazywa się "Japan Rail Pass" i jest karnetem uprawniającym do dowolnej liczby przejazdów dowolnymi pociągami. Można kupić karnet na 7, 14 lub 21 kolejnych dni. Żeby nie było zbyt łatwo i prosto, aby go dostać, należy uprzednio nabyć specjalny voucher. Te rozprowadzane są wyłącznie przez wytypowaną sieć biur podróży poza granicami Japonii. Mając w ręku voucher, należy go wymienić na właściwy pass. W tym celu zagraniczny turysta (bo to dla niego właśnie przeznaczone jest to udogodnienie) winien się udać do biura Travel Service Center (znajdziesz takowe na lotnisku lub dużym dworcu), okazać voucher i paszport (koniecznie z wbitym stemplem "Temporary Visitor"), zadeklarować, od którego dnia pass ma być aktywny, poczekać chwilkę i ze wzruszeniem odebrać srebrną książeczkę. Ta przyjemność kosztuje od 28 tys. 300 (2. klasa, 7 dni) do 79 tys. 600 (1. klasa, 21 dni) jenów, czyli od 700 do blisko 2 tys. złotych. Więcej informacji znajdziesz pod adresem www.japanrailpass.net .
Podobnie jak inni obywatele Japonii taksówkarze mówią wyłącznie po japońsku. Dlatego warto wydrukować nazwę i adres miejsca, gdzie chcesz dojechać, i kartkę wręczyć kierowcy. Za to auta są prześliczne - duże, kanciaste, wygodne, z białymi, koronkowymi pokrowcami na fotelach. W Kioto korporacje taksówkowe mają zabawne oznaczenia - można jechać koniczynką, słonikiem czy serduszkiem. Pasażer nie dotyka klamek - kierowca naciska guzik i drzwi automatycznie się otwierają (lub zamykają). Taksówki są relatywnie niedrogie, w Tokio istotnie droższe niż w Kioto. Opłata za "otwarcie drzwi" wynosi ok. 700 jenów (18 zł), za przejazd z dworca w Kioto do hotelu zapłaciliśmy ok. 1 tys. (25 zł).
Rower to bardzo popularny w Japonii środek komunikacji. Najczęściej jest używany, aby dostać się do najbliższej stacji metra. Tam pozostawiony czeka, aż właściciel będzie wracać z pracy. W Kioto nieopodal dworca widzieliśmy nawet piętrowe parkingi rowerowe. Sami z rowerów nie korzystaliśmy.
Więcej praktycznych porad i obserwacji z Kraju Kwitnącej Wiśni znajdziecie w serwisie Logo24 >>