1997-06-15

Podróż Mój pierwszy rejs

Opisywane miejsca: Gdynia, Svaneke, Kopenhaga, Oslo, Amsterdam, Ipswich, Londyn, Den Helder, Kraków (3165 km)
Typ: Plan podróży

Opis: teraz już sentymentalny rejs ;)
Pierwszy raz na morzu.
Pierwszy raz na żaglowcu.
Jedyny, jak na razie, rejs po chłodnych akwenach.
I póki co najdłuższy, ponad trzy tygodnie, choć w morzu dużo mniej jednak.

Pierwsze wyjście w morze zostało poprzedzone paromiesięczną pracą na Pogorii, jako pomocnik załogi. Przez trzy miesiące mieszkałam ze stałą załogą, gdy Pogoria stała na Ołowiance w ramach remontówki. W ramach zasług za pracę popłynęłam na rejs - no "trochę" trzeba było za to dopłacić ;>

Tuż przed wyjściem w morze, kumpel, który był chiefem zabrał mnie do wesołego miasteczka, żebym zobaczyła jak będzie... no i wpadłam w przerażenie, na jakiejś strasznej machinie, która kręciła się we wszystkie strony.

Potem odbyło się pierwsze spotkanie kapitana Patataja, który oświadczył, że nie lubi żeglarstwa i młodzieży ;> Na Pogorii 80% to była młodzież z 1 klasy LO.

No a potem wyszliśmy... o rany! :)

A potem przeleżałam jakiś czas... w sztormiaku, przyczepiona szelkami do relingu. To nie było miłe i poważnie się zastanawiałam po co mi ta rozrywka. 

Jak wiadomo najlepszym lekarstwem na chorobę morską jest relaks pod dębem. Takim relaksem było zawinięcie na Bornholmie, do Ronne. Port, jak port, ale brak kołysania i słoneczna pogoda, to było to czego brakowało zbolałej duszy pseudo marynarza.

PS. To oczywiście było Ronne, ale na razie nie udaje mi się dodać tej miejscowości ;) 

To był rejs 4 stolic. Pierwszą i dla mnie najprzyjaźniejszą okazała się Kopenhaga, może dlatego, że poczułam klimat tych wszystkich opisów z Chmielewskiej... :)

Zupełnie niebywałe miasto, ogromne i szare - Gotham City bez Batmana ;) Nie udało mi się niestety zwiedzić muzeum Muncha, tylko hol i sklepij przy muzeum, bo przejazd przez 3/4 Oslo pochłonął wszystkie korony.

Za to obejrzałam park z ogromnymi rzeźbami i byłam na mszy. Bardzo lubię msze w innych krajach, a zwłaszcza w innych obrządkach. Ta mnie swoją innością nie zawiodła. Zbór był pozbawiony ozdób, jasny, przestronny, choć niezbyt duży. Każdy z wiernych dostawał książeczkę z psalmami i my też. Drzwi na czas nabożeństwa są zamykane, choś gdy zastukałyśmy to zostały otwarte i bardzo miło nas przyjęli :).

Wpływając do Oslo  mijaliśmy "skrzyżowanie" Skagerrak i Kattegat, po którym promy szusowałytam i z powrotem, klimat Mew, Tomka Opoki nie został stwierdzony. Za to brzegi fiordów piękne.

Głównym wspomnieniem jest widok piętnastoletniego Tymianka, po wizycie w muzeum seksu ;> Biedny chłopiec nie mógł się na nas patrzeć, a w wachcie miał 7 bab, przez jakieś dwa dni patrzył na swoje buty ;>
Świetne miejsce, trochę staroci, trochę pubów z śpiewającymi tubylcami, trochę sklepików z winylami, trochę prowincji a trochę wielkiego świata :)

Niestety nie wpłynęłam żaglowcem i nie poczułam się, jak starzy marynarze, tylko zostałam dowieziona autokarem z Ipswich w ramach wycieczki krajoznawczej.

Najpierw nas autokar przewiózł koło najważniejszych zabytków, a potem już można było oglądać po swojemu.

Obejrzałam dokładnie sklepik w muzeum Sherlocka Holmsa, będąc przekonaną, że oglądam muzeum właśnie. Dosyć mnie rozczarował ;> Obejrzałam też uliczkę misia Paddingtona. Zgubiłam się swojej wachcie ;) Dotarłam tam gdzie nie było turystów tylko klockowe ceglane domki. I popatrzyłam sobie na malarstwo w National Gallery.

Mogłabym zupełnie swobodnie tu zamieszkać, tak sobie wtedy pomyślałam :) Ciekawe, czy dalej tak uważam, trzeba by sprawdzić.

Ostatni port w czasie tego rejsu, był równocześnie pierwszym portem ówczesnego Cutty Sarku. Więc chociaż okolica portu nie była zachęcająca, to imprezy przygotowane na powitanie załóg rekompensowały stratę :)))

Z Den Helder autokarem do Szczecina. Ze Szczecina pociągiem do Warszawy. Z Warszawy kolejnym pociągiem do domu, do Krakowa.

Późnym wieczorem, zachrypnięta, lekko kulawa (jeden taki Ukrainiec mi w czasie tańca nóżkę zepsuł), w spodniach od piżamy (takich męskich, w paski) i bluzie do kolan (bo tylko to było jeszcze względnie czyste), z wielkim plecakiem, do którego było przyczepione mnóstwo rzeczy wysiadłam na dworcu w Krakowie i podreptałam do domu. Reklamiarze hotelowi na dworcu wzięli mnie za cudzoziemkę z czego wniosek, że musiałam wyglądać bardzo nietypowo ;>

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. snickers1958
    snickers1958 (06.04.2014 11:42) +1
    ...no właśnie, czekamy...
  2. lmichorowski
    lmichorowski (20.04.2013 16:24) +1
    Szkoda, że nie ma żadnych zdjęć.
dorota.bugla

dorota.bugla

oshin
Punkty: 845