2014-03-28

Podróż Jak w raju… Słowackim Raju

Opisywane miejsca: Słowacki raj
Typ: Album z opisami
Często jest tak, że do jakiegoś miejsca wybieramy się latami i nie możemy się wybrać. Tak właśnie było w moim przypadku ze Słowackim Rajem. Wiedziałem, że warto, że pięknie ale ciągle wyjazd odkładałem. Może też dlatego, że z Krakowa to niedaleko (ok.2,5h jazdy samochodem). Często łatwiej zaplanować i wybrać się gdzieś dalej niż gdzieś co jest niejako ‘pod ręką’. Wreszcie pewnej październikowej soboty stwierdziłem, że najwyższy czas. Dla wszystkich, którzy Słowacki Raj mają ciągle na liście ‘must see’ i nie mogą się zmobilizować mam dobrą wiadomość, jak wybierzecie się tam raz, potem już nie trzeba będzie was mobilizować do kolejnych wyjazdów.  Nie do końca wiedziałem co mnie tam czeka, wprawdzie ktoś mi coś opowiadał o drabinkach, podestach, widziałem jakieś zdjęcia... Także z dostępnych przewodników po Słowacji dowiedzieć można się niewiele poza tym że to jedna z największych atrakcji tego kraju, że pięknie i wymienione jest kilka nazw dolinek, które warto przejść. Gdybym ja miał teraz komuś opisać jak tam jest też miałbym problem. Chyba powiedziałbym: kup mapę, weź termos z herbatą plus kanapki i jedź.  A na miejscu czeka cię przygoda i całkiem spora dawka adrenaliny. W kilku punktach Słowackiego Raju, gdy przechodziłem przez wiszący most albo byłem u szczytu kilkudziesięciometrowej drabiny przychodziły mi na myśl przygody Indiana Jones. Czy to tylko moja zbyt wybujała wyobraźnia czy może coś w tym jest to pozostawiam każdemu do oceny.

Tak więc jechałem do Słowackiego Raju. Przekroczyłem granicę, za oknem świtało i nagle przed samochodem zobaczyłem niedźwiadka. Jakby nigdy nic niespiesznie przebiegał przez drogę po czym przeskoczył przez barierkę, a że za nią był mocny spad zrobił kilka koziołków i zniknął między drzewami. Trudno jest opisać zarówno moje zdumienie tym co zobaczyłem przed chwilą jak i jadącego z naprzeciwka Słowaka…

Po dotarciu do parkingu w Podlesoku zdziwiłem się, że stoi tylko jeden samochód. Wcześniej naczytałem się o tłumach, kolejkach do drabinek itd. A tu pusto mimo, że sobota, piękna pogoda… Nie wiem jak jest w wakacje ale zawsze jak ja bywałem w Słowackim Raju, a były to zawsze pogodne weekendy, spotykałem na szlaku przez cały dzień maksymalnie kilkanaście osób. Na pierwszy rzut wybrałem dolinę Suchá Belá  bo tu podobno można zobaczyć to co w Słowackim Raju jest najładniejsze. Na początku spacer wąską doliną w górę potoku, czasem trzeba iść jego nurtem. Otacza mnie dzika przyroda, powalone drzewa. Im dalej idę tym emocje większe. Pojawiają się pomosty, drabinki, łańcuchy i to co mi się najbardziej podoba wodospady. Każdy inny i każdy na wyciągnięcie ręki bo drabinki prowadzone są wzdłuż spadającej wody. Tu należy się ogromny szacunek dla  ludzi, którzy kiedyś wpadli na pomysł by ten skrawek gór do tej pory zupełnie niedostępny pokazać ludziom. Mimo zamontowania setek drabin, pomostów, łańcuchów mam wrażenie, że przyroda na tym tak bardzo nie ucierpiała. Po dwóch godzinach mocnych wrażeń docieram do końca doliny choć właściwsze powinno być określenie początku ale w Słowackim Raju zawsze idzie się w górę doliny a większość szlaków jest jednokierunkowych. Potem jest nudny spacer przez las do punktu wyjścia. Chociaż pojęcie nudny jest tu bardzo względne skoro dla takich właśnie spacerów jeździ się np. w Gorce (właśnie z nimi najbardziej mi się kojarzą te powrotne spacery po Słowackim Raju)? No tak ale po przeżyciach przy wspinaniu się w górę przy zejściu możemy się czuć ‘znużeni’. No to pierwszą dolinkę mam za sobą. Było pięknie i zupełnie pusto. W tej rzekomo najbardziej zatłoczonej dolinie Słowackiego Raju spotkałem zaledwie jedną osobę. Tylko gdzie te sławne ‘stupačky’???

Jest dopiero południe więc zauroczony Słowackim Rajem postanawiam przejść jeszcze przez Prielom Hornádu, a następnie przez Kláštorską roklinę do Kláštoriska. Wycieczka Prielomem Hornádu różni się od wspinaczki stromymi dolinkami. Tu idzie się wzdłuż całkiem sporej rzeki. Jeżeli ktoś myśli, że ten szlak pozbawiony jest mocnych wrażeń to się bardzo myli. To tu są miejsca w których osoby z lękiem wysokości mogą zapragnąć wracać do domu. Bo to tu są te wyczekiwane przeze mnie ‘stupačky’. To podesty zamocowane w pionowych skalnych skałach kilkanaście metrów nad wartkim nurtem. To trzeba przeżyć. Podążając szlakiem zachwycony jego urodą zobaczyłem scenę, którą zapamiętam do końca życia. Przede mną pokonywała ‘stupačky’ para starszych osób. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo mimo trudniejszych fragmentów są to szlaki dla ludzi w każdym wieku, gdyby nie to, że mężczyzna był inwalidą poruszającym się o dwóch kulach!!! Pomyślałem, że ci narzekający że ciężko, że trudno i niebezpiecznie nie godni są nosić plecaka za tym człowiekiem. Miłość tego człowieka do chodzenia po górach musiała być ogromna . Czapki z głów!

Kolejną atrakcją na tym szlaku jest most linowy (tu to skojarzenie z Indianą Jones jest jak najbardziej na miejscu). Zawieszony wysoko nad nurtem rzeki, no i to bujanie przy przechodzeniu.  Za mostem skręcam w  Kláštorską roklinę. Dolina jest podobna  do Suchej Beli tylko jest krótsza, bardziej stroma i bardziej dzika. Uwieńczeniem dość forsownej wspinaczki jest polana Kláštorisko. Tu znajduje się jedyne w Słowackim Raju schronisko (chyba tylko z nazwy) i zarazem jedyne miejsce gdzie można coś kupić do jedzenia i picia. Jednak po zapoznaniu się z ofertą jestem szczęśliwy, że zabrałem ze sobą kanapki i termos z herbatą. Kláštorisko swoją nazwę zawdzięcza znajdującym się tu ruinom klasztoru Kartuzów. Umiejscowienie w średniowieczu klasztoru w tak niedostępnym miejscu idealnie wpisywało się w bardzo surowe reguły tego klasztoru. Samotność czyli jedną z podstawowych zasad tego klasztoru, Kartuzi mieli zapewnioną jak w żadnym innym miejscu.

Klasztor Kartuzów to była ostatnia atrakcja tego dnia. Został jeszcze spacer przez las by wrócić na parking ale jak już wcześniej wspominałem te powroty ze szlaków w Słowackim Raju po wcześniejszych przeżyciach do zbyt emocjonujących nie należą.
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Suchá Belá
  • Powrót Podlesoka
  • Prielom Hornádu
  • Prielom Hornádu
  • Prielom Hornádu
  • Prielom Hornádu
  • Prielom Hornádu
  • Prielom Hornádu
  • Prielom Hornádu
  • Prielom Hornádu
  • Prielom Hornádu
  • Kláštorská roklina
  • Kláštorisko
  • Kláštorisko
  • Kláštorisko
  • Kláštorisko
  • Kláštorisko

Drugi raz do Słowackiego Raju wybrałem się po niespełna roku. Zaplanowałem wycieczkę bardzo ambitną bo do Sokolej doliny, położonej najgłębiej Słowackiego Raju. Trasa ta zajmuje cały dzień i podobno potrafi sponiewierać niedzielnych turystów. Ja, żeby nie było łatwo, dodałem sobie jeszcze co nieco do standardowej trasy. Wprawdzie rano jadąc do Słowackiego Raju czułem jak rozbiera mnie grypa ale pomyślałem, że nie zawraca się z raz obranej drogi. Wędrówkę rozpocząłem od wejścia na Tomášovský  výhľad. Marzyłem by stanąć na brzegu tej skały. To taki słowacki Preikestolen.To miejsce robi wrażenie stąd też znalazło się na moim avatarku. Są dwie szkoły: jedna mówiąca, że Tomášovský  výhľad najefektowniej wygląda z dołu i druga, która mówi, że koniecznie trzeba poczuć wiatr we włosach stając na brzegu tej skały. Tego dnia dane mi było skonfrontować oba poglądy i uważam, że przeżycia na górze są nieporównywalne mocniejsze.

Po tak mocnym początku następne kilometry trasy wydawały się mało emocjonujące choć widoki śliczne. Po dotarciu do Sokolej doliny adrenalina znowu skacze. Jest tu kilka wodospadów w tym najwyższy w Słowackim Raju Závojový vodopád, który poznaję z bardzo bliska wspinając się po 80-metrowej drabinie. Żałuję, że i tym razem jestem w Słowackim Raju po kilkutygodniowej suszy. Pewnie na wiosnę te wodospady wyglądają jeszcze bardziej imponująco. Po osiągnięciu szczytu doliny czeka mozolny powrót. Ale tym razem o chwile emocji zadbali pracownicy parku odpowiedzialni za znakowanie szlaków. Generalnie szlaki w Słowackim Raju są dobrze oznakowane… poza powrotami. Zdarza się, że na polanie szlak skręca ze ścieżki a jakiegokolwiek oznaczenia brak. Idąc dalej swoją ścieżką orientujemy się, że oznaczenia naszego szlaku zginęły… A konsekwencje pójścia ‘swoją’ ścieżką mogą być przykre bo znajdziemy się po drugiej stronie masywu i będziemy zaskoczeni, że od parkingu na którym zostawiliśmy samochód dzieli nas kilkadziesiąt kilometrów. Na szczęście szybko się zorientowałem, że ktoś próbuje mnie wyprowadzić w las (dosłownie) i po kilku chwilach powróciłem na właściwą drogę. Wracając szlakiem przez Tomášovską Bele postanowiłem wdrapać się jeszcze na Kláštorisko. Podejście było bardzo strome, pot lał się po czole i plecach, a w nogach już trochę tego dnia miałem. Ale jak to zwykle bywa warto było się pomęczyć bo widoki na Słowacki Raj z Čertovego sihoťu były piękne. Na koniec jeszcze zerknąłem z dołu na Tomášovský  výhľad i po utwierdzeniu się w przekonaniu, że na tej skale trzeba przynajmniej raz w życiu stanąć, ruszyłem w stronę parkingu. Oczywiście grypa nie odpuściła, mam nawet wrażenie, że po powrocie zaatakowała z podwójną siłą. 
  • Tomášovský výhľad
  • Tomášovský výhľad
  • Tomášovský výhľad
  • Sokolia dolina
  • Sokolia dolina
  • Závojový vodopád w Sokolej dolinie
  • Závojový vodopád w Sokolej dolinie
  • Sokolia dolina
  • Sokolia dolina
  • Sokolia dolina
  • Sokolia dolina
  • Tomášovska Bela
  • Tomášovska Bela

Podczas wcześniejszych, jesiennych wizyt w Słowackim Raju zamarzyło mi się by zobaczyć kiedyś tutejsze wodospady w pełnej krasie czyli na wiosnę. Wiosna tego roku (2013) była bardzo dziwna. Śnieg i mróz nie dawał za wygraną aż do początku kwietnia. Był 21 kwietnia i od dwóch tygodni w miejsce zimy przyszło od razu lato. Stwierdziłem więc, że to idealna pora by spełnić marzenie. Tym razem wybrałem szlak przez Piecky. Zostawiłem samochód na parkingu w Pile. Wokół piękna wiosna, ciepło, słońce… Ruszyłem szlakiem. Po wejściu do doliny okazało się, że leży w niej jeszcze śnieg. Doliny w Słowackim Raju są wąskie i głębokie, rzadko dociera tam słońce a otaczające skały tworzą mikroklimat stąd temperatura jest kilka stopni niższa niż w okolicy. Nie zrażony ruszyłem z animuszem pocieszając się, że ktoś szedł przede mną bo zostawił ślady na śniegu. Im dalej tym szlak wyglądał gorzej. Trudno było znaleźć ścieżkę, kładki zasypane, wcześniejsze ślady się urwały. Musiałem liczyć tylko na siebie. Piecky uchodzą za szlak mokry czyli wskazane jest obuwie nieprzemakalne ale tego dnia szlak ten był ekstremalnie mokry.  Wędrówka po głębokim, mokrym śniegu szybko uzmysłowiła mi, że moje buty ponoć dobrej marki, „waterproof” są tylko z nazwy… Gdy zaczęły mnie nachodzić pierwsze wątpliwości czy to był dobry pomysł by tego dnia wybrać się na szlak usłyszałem huk a po chwili stanąłem jak wryty bo przede mną w pełnej krasie znajdował się Veľký vodopád. Zajęło trochę czasu zanim moje oczy i matryca aparatu nacieszyły się tym widokiem. Pozwoliło to przynajmniej na chwilę zapomnieć o niedogodnościach dzisiejszej wędrówki. Niemniej trzeba było ruszyć dalej. A szło się fatalnie. Po ścieżce prowadzącej wzdłuż strumienia nie było nawet śladu. Śnieg pokrywał kamienie i podesty. Ślisko jak diabli. Kilkakrotnie ląduję ‘na cztery łapy’ w strumieniu. Oprócz przemoczonych nóg do kolan teraz mam jeszcze mokre rękawy do łokci. Już zacząłem się nad sobą użalać jak zobaczyłem na środku szlaku… gawrę. Gdyby mnie ktoś kiedyś zapytał jak wygląda gawra nie miałbym pojęcia jak ją opisać ale teraz jak ją zobaczyłem nie miałem wątpliwości co to jest. Ślady były świeże. Na szczęście nie było lokatora ale wiedziałem, że spotkanie z wybudzonym i głodnym misiem to kłopoty. Rozejrzałem się w koło, na szczęście pusto. Za bardzo nie ma gdzie uciekać bo po bokach wysokie skały. W ułamku sekundy przypomniałem sobie jakiś film widziany na National Geographic co robić w przypadku spotkania niedźwiedzia. Wprawdzie tam chodziło o grizzly ale co to za różnica. Miałem zamiar hałasować metalowym termosem i rzucać za siebie kanapki. Ruszyłem pędem w górę szlaku. Tylko jak tu szybko się poruszać w takich warunkach? Postanowiłem iść środkiem strumienia, bo i tak mi w butach już chlupie woda a przynajmniej widzę po czym stąpam. Ucieszyłem się jak zobaczyłem następne drabiny przy kolejnym wodospadzie. Miałem nadzieję że gdyby niedźwiadek ruszył za mną to być może nie potrafi wspinać się po drabinach… Planowałem tego dnia przejść dwoma dolinami teraz obiecywałem sobie, że jak tylko wyjdę z tej szczęśliwie wracam do samochodu. Zmęczony jak diabli dotarłem  do końca doliny, tu na płaskowyżu piękna pogoda, słońce, ciepło… Siadam przy wiacie i do słońca suszę przemoczone rzeczy. Po kubku ciepłej herbaty i kanapkach wraca dobry humor i pomysł żeby jednak spróbować przejść drugą doliną. Z naprzeciwka idzie czwórka Węgrów. To dobry znak czyli nie tylko ja mam źle w głowie wybierając się tego dnia do Słowackiego Raju. Choć jestem pewien, że nikt oprócz mnie tego dnia nie pokonał doliny Piecky

Ruszam szlakiem przez Malý Kyseľ. Na początku szlaku odbijam w bok by obejrzeć  Obrovský vodopád. Nie udaje się do niego dotrzeć od dołu, udaje się od góry. Stoję na platformie i patrzę w dół na nieopisaną kipiel wody. Obrovský  to po słowacku znaczy olbrzymi i ta nazwa mówi już wszystko. Przejście przez Malý Kyseľ jest niewiele łatwiejsze niż przez Piecky. Śniegu pełno i ślisko. Nauczony doświadczeniem ruszam środkiem strumienia. Tak jest szybciej i bezpieczniej. Nawet lodowata woda strumienia tak bardzo nie przeszkadza. Po przejściu doliny docieram na Malą poľanę. Polana wcale nie jest taka mała jakby sugerowała nazwa, do tego pięknie nasłoneczniona i właśnie zakwitło na niej miliony krokusów. Ten widok rekompensuje cały trud. Od kilku lat wybierałem się ‘na krokusy’ do Doliny Chochołowskiej (do tej pory się tam nie wybrałem)  a tu zupełnie przypadkiem trafiam na taki niesamowity spektakl. Żal ruszać dalej. Teraz pozostaje mi tylko powrót do parkingu i wydaje się, że to będzie takie typowe w Słowackim Raju ‘nudne’ zejście drogą przez las. Nie tym razem. W lesie znowu pełno śniegu. Do tego nawiało go tutaj wyjątkowo dużo i przy tak wysokiej temperaturze jest to okropna mokra breja. Zapadam się w niej po same pośladki. Teraz mam spodnie całe mokre, nie tylko do kolan. Po godzinie uciążliwego brnięcia docieram do rozwidlenia znaków i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Poszedłem w drugą stronę! Nie wiem jak to możliwe, przecież szedłem w dobrym kierunku?! Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się pomylić drogi w górach?! Pierwsza myśl jaka mi przychodzi do głowy to się rozpłakać, druga to szybko zawrócić bo czas ucieka. Znowu godzinę brnięcia w śnieżnej breji. Przy tak głębokim śniegu wracanie po wcześniejszych śladach nie jest ułatwieniem. Po godzinie zagadka mojej pomyłki się rozwiązuje. W tym miejscu szlak skręca pod kątem 360° i stąd kierunek mi się zgadzał tylko że poszedłem w przeciwną stronę… Teraz już jestem na dobrej drodze. Do tego schodzę po południowym stoku i śniegu jest coraz mniej a z czasem całkiem znika. Jestem potwornie zmęczony ale wrócił dobry humor. W pewnym momencie w gęstych krzakach za moimi plecami słyszę ryk. Nie mam odwagi się odwrócić ale wiem co wydaje te odgłosy. Znowu mam przed oczami wizję głodnego niedźwiadka, przypominam sobie film National Geographic  itd. Tylko teraz nie wiem co mu będę rzucał bo kanapki wszystkie już zjadłem… W ułamku sekundy pędem rzucam się w dół szlaku. Nie wiem jakie miałem tętno i ile ‘zdrowasiek’ podczas tego biegu odmówiłem ale jednego jestem pewien pobiłem rekord szlaku. Nawet gdyby miś ruszył za mną to chyba nie miał szans. Trasę 1h15’ pokonałem w 25 minut i to wyczerpany 10 godzinową wędrówką w ciężkich warunkach. Jak dotarłem do samochodu, założyłem suche buty i skarpetki, odetchnąłem i uśmiechając się pod nosem pomyślałem: "wariat jesteś".                           

Tego dnia Słowacki Raj, raz jedyny, naprawdę mnie sponiewierał. Ale warto było.

  • Piecky. Veľký vodopád
  • Piecky. Veľký vodopád
  • Piecky. Veľký vodopád
  • Piecky. Veľký vodopád
  • Piecky
  • Piecky
  • Piecky
  • Piecky
  • Piecky
  • Piecky
  • Piecky
  • Piecky
  • Piecky
  • Piecky
  • Malý Kyseľ
  • Malý Kyseľ
  • Malý Kyseľ
  • Mala poľana
  • Mala poľana
  • Mala poľana
  • Mala poľana
  • Mala poľana
  • Mala poľana
Po pół roku wróciłem do Słowackiego Raju. Tym razem by przejść Veľký Sokol, który uznawany jest za najtrudniejszy technicznie szlak w całym Słowackim Raju. Przy „kwietniowych Pieckach” to była bułka z masłem. Pięknie jak to zawsze w raju było ale żadnych przygód, żadnych misiów… Nuda :)))
  • Veľký Sokol
  • Veľký Sokol
  • Veľký Sokol
  • Veľký Sokol

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. eli_ko
    eli_ko (11.05.2014 9:41) +2
    Piszesz w tekście o niewielkiej ilości ludzi na szlaku. Ja byłam w sierpniu, (15 sierpnia) i do pierwszej drabiny staliśmy dwie godziny w kolejce. W dużej mierze było to spowodowane tym ze jedna pani weszła mniej więcej do polowy drabiny i koniec, uczepiła się jej i ani w górę ani w dół nie chciała się ruszyć. W końcu ktoś tam podszedł i jakimś cudem udało się ją stamtąd ściągnąć. W każdym razie tłum pod drabiną był ogromny, a czułam się jak w kraju- dominował język polski :). Później gdzieś na szlaku ten tłum się rozproszył i szło się bardzo przyjemnie.
    Trzeba przyznać, że jest to przepiękne miejsce i bardzo dobrze przygotowane. Ogromną dawkę adrenaliny dostarczają te wszystkie drabiny, stupaczki i mosty, ale to właśnie nadaje temu miejscu inny, niepowtarzalny charakter.
    Byłam dwukrotnie, ale wciąż marzę żeby tam powrócić, a szczególnie teraz po zapoznaniu się z Twoją relacją.
    O takich przygodach jak spotkanie niedźwiadka czy gawry to już nawet nie wspomnę - hihihi
    Bardzo się Cieszę że tu do Ciebie zajrzałam, powróciły wspomnienia, wspaniałe wspomnienia.
    Pozdrawiam :)
  2. marger22
    marger22 (15.04.2014 7:03) +2
    natury nie oszukasz
  3. pt.janicki
    pt.janicki (14.04.2014 20:01) +2
    ...jeżeli w Szczawnicy pite było piwo, a pewnie było, to cóż, siła wyższa!...
  4. marger22
    marger22 (14.04.2014 13:06) +2
    Piotrze nie wiem czy to o tej Pile...
    ale jakby to nie o tej to też jest zwrotka którą p.Andrus cytuje jako ps do swojego utworu: 'piłem w Szczawnicy, sz...łem w piwnicy' i tu już można się dopatrzeć podobnych klimatów (chodzi mi oczywiście o górskie klimaty)
  5. pt.janicki
    pt.janicki (11.04.2014 15:38) +2
    ...za każdym razem inaczej, ale rajsko zawsze!...
  6. pt.janicki
    pt.janicki (11.04.2014 15:16) +2
    ...a parking w Pile, to ten od piosenki:
    "...piłem w Spale, spałem w Pile!..."?...
  7. arnold.layne
    arnold.layne (06.04.2014 21:43) +2
    Na razie plus za podróż i jej opis. Foty oglądnę później. Ale już się na nie cieszę :-)
    Pozdrawiam, R
  8. iwonka55h
    iwonka55h (29.03.2014 18:57) +4
    ach, zapomniałam dodać o wspaniałym opisie przeżyć na trasie, super.
  9. iwonka55h
    iwonka55h (29.03.2014 18:53) +4
    Mariuszu pokazałeś nam piękne trasy z pięknymi widokami, aż kusisz aby tam się wybrać, może kiedyś...
  10. hooltayka
    hooltayka (29.03.2014 18:48) +4
    Piękna podróż,pomimo lęku wysokości lubię wyzwania.
    Pozdrawiam-)
  11. marger22
    marger22 (28.03.2014 20:53) +6
    Gorąco polecam każdemu! Trasy są różnej długości ale przeważnie jest to ok 2,5h w górę plus ok.1h powrót. A co do trudności to kto czytał opis wie że człowiek o dwóch kulach przeszedł Przełomem Hornadu... Jedynie odradzałbym ludziom z ostrym lękiem wysokości... no i w zimie bądź wczesną wiosną...
  12. adaola
    adaola (28.03.2014 20:06) +6
    Mariusz,powiem krotko: dałeś czadu!:))) Wiele słyszałam o Słowackim Raju,
    ale nie wiem,czy bym się odważyła:) Chyba że tam jest krótka i łatwa trasa:)
    Gratuluję przygody i to trzykrotnej:) Pozdrawiam serdecznie:)
  13. ramzesik1982
    ramzesik1982 (28.03.2014 17:43) +5
    Wspaniałe miejsce, które każdego zachwycą, krystaliczna wda, nieskazitelna przyroda i niezapomniane wrażenia. Wszystkich zalet tego miejsca po prostu nie da się zliczyć...
  14. s.wawelski
    s.wawelski (28.03.2014 16:36) +5
    Zwazywszy na ilosc wody w tym raju, to ja bym byl bliższy okreslenia tego miejsca jako czyściec... Tak czy owak miejsce piekne. I przychodzi mi na mysl taka refleksja, ze czlowiek sie tlucze po Madagaskarze za takimi atrakcjami a tu pod nosem obok Krakowa takie cuda sa...