2013-09-23 - 2013-09-27

Podróż Kirgiz nie zszedł z konia

Opisywane miejsca: Kegen, Karakol, Toktogul, Osh (464 km)
Typ: Blog z podróży

Jest to już dziewiąty dzień podróży (I część - Wielki Step )

Po opuszczeniu kazachskiego kanionu udaliśmy się w stronę Kirgistanu. Na przejściu granicznym w Karkara Kazachowie przeszukali każdy bagaż, po czym znaleźliśmy sie w Kirgistanie, 2.000 m n.p.m.. Krajobraz zmienił się diamtralnie - góry, dużo zieleni, drzew, stada krów i owiec i przede wszystkim tabuny pięknych koni.

 Po przekroczeniu granicy w pewnym momencie droga rozwidlała sie i zawahaliśmy się, którą jechać. Obie wiodły do celu, ale ta, którą jechaliśmy była szutrowa i zastanawialiśmy sie, czy ta druga nie będzie w lepszym stanie. Po niedługim czasie spotkaliśmy przy drodze tubylców przy samochodach. Wyglądało, jakby mieli tutaj spotkanie, choć nie wiem czy umówione, czy przypadkowe. Ale chyba są przygotowani na obie sytuacje i zawsze znajdzie się jakaś butelczyna do opróżnienia i to pewnie niejedna. Poinformowali nas, że droga "haroszaja to budjet" za 80 km, więc pojechaliśmy dalej.

Gdy przejeżdżalismy przez wsie, na bramach wielu domów były napisy "bienzin", co oznaczało, że można tam kupić benzynę. Paliwa mieliśmy odpowiedni zapas, ale po pobycie w kanionie skurczył nam się zapas wody. Zatrzymaliśmy się przy stacji benzynowej w nadziei, że tam się zaopatrzymy, ale nic z tego, wody nie było. Pojechaliśmy dalej i zatrzymaliśmy się we wsi. Postanowiliśmy zapukać do bram jednego z domów i poprosić o wodę. Starsza pani najpierw powiedziała, że nie ma wody, kiedy wytłumaczyliśmy naszą sytucję, przyniosla z domu całe wiadro. Stwierdziliśmy, że potrzebujemy więcej i zapytaliśmy, skąd biorą wodę, to sobie przyniesiemy. Jak się okazało wodę mieli w zbiorniku, z ktorego nabraliśmy ile nam było potrzeba. Do tego zbiornika dochodziła rura jak z wodociągu, więc domniemaliśmy, że być może woda jest tylko w określonych godzinach, dlatego zbierają zapas do zbiornika. Uszczęśliwieni dobrodziejstwem tych sympatycznych ludzi w podziękowaniu podarowaliśmy wnukom sok jabłkowy i paluszki i ruszyliśmy w dalszą drogę, rozglądając się za miejscem na nocleg. Trudno było takowy znaleźć, gdyż wsie ciągneły sie jedna za drugą, ale w końcu udało się i to nad rzeczką. Nasz samochód zwracał na siebie uwagę, ludzie machali do nas z pozdrowieniami, głównie dzieci.

  • w stronę gór
  • koniki
  • u wodopoju
  • znów koniki
  • spotkanie na drodze
  • stacja benzynowa
  • wieś
  • wieś
  • nasi darczyńcy
  • we wsi

 Jest już 23 września, dziesiąty dzień naszej wyprawy. Po śniadaniu i spakowaniu obozowiska wyruszyliśmy w stronę Karakol. Po dotarciu do tego miasteczka wymieniliśmy walutę (100 som=6,5 zł), zrobiliśmy zakupy, skorzystaliśmy z informacji turystycznej, w krórej miły, młody człowiek, mówiący swobodnie po rosyjsku i angielsku, udzielił nam informacji o atrakcjach, jakie można znaleźć w okolicy i nie tylko. W związku z tym, że kilka osób chciało pojeździć konno, postanowiliśmy udać się do doliny Dżeti Ogóz (Siedem Byków), słynącej z czerwonych formacji skalnych. Miejsce to słynie równiez z sanatorium, do którego udaliśmy sie w poszukiwaniu gorących źródeł i prysznica. Niemiła pani odprawiła nas z kwitkiem mówiąc, że nie ma basenu, nie ma gorących źródeł, nie ma prysznica, nie ma wc, zaproponowała tylko masaż. U miejscowych zasiegnęliśmy języka na temat konnej przejażdżki. Okazało się, że jest już po sezonie i koników już nie ma, ale jak pojedziemy jeszcze dalej 5 km, to tam, na polanie, jest jeszcze jeden gospodarz, który ma konie. Po potwierdzeniu tej informacji u innych tubylców postanowiliśmy tam pojechać. Droga wiodła górską doliną, a towarzyszył nam, raz z jednej, raz z drugiej strony, wartki strumień górskiej rzeczki, która chyba także nazywa sie Dżeti Ogóz. W końcu dotarliśmy na miejsce, do Doliny Kwiatów i na wysokości 2200 m npm rozbiliśmy nasze obozowisko. U gospodarza przebywającego całe lato na tej polanie koniarze zamówili konie na następny dzień. Wieczór upłynął nam na podziwaniu miejsca, w którym się znaleźliśmy i pogaduszkach przy ognisku. Następnego dnia 6 osób udało się konno na ośmiogodzinną wyprawę w góry, a ja, Kasia i Piotrek mieliśmy dzień błogiego lenistwa.  Kasia i ja nie jeździmy konno (ja chcę jeszcze trochę pożyć), a dla Piotrka nie starczyło koni. Poświęcił się dla drużyny i zrezygnował, bo chyba musieliby grać w marynarza albo ciągnąć zapałki. Wynajęcie konia na 8 godzin kosztowało 1.100 somów od osoby, prysznic 100 som/os, chleb własnego wypieku 100 som, krowie mleko 40 som za 1,5 litra (butelkę trzeba mieć własną). Zaplaciiśmy też za korzystanie z toalety, 200 albo 400 som za wszystkich za dwa dni (dokładnie nie pamiętam).

A wieczorem znów ognisko i kiełbaski i kolejny nocleg w tym uroczym miejscu. W nocy było bardzo zimno. 

  • Dżeti Ogóz
  • pani z konikiem
  • w drodze na polanę
  • droga
  • jurty
  • nasze obozowisko
  • nad rzeczką
  • nasze obozowisko
  • polana
  • konie przybywają
  • przeprawa przez rzekę
  • Kirgiz
  • oko
  • okolica
  • okolica
  • okolica
  • okolica
  • idą owce i barany
  • na bezsenność

Dzień 12. Po śniadaniu wyruszyliśmy do Osz (do pokonania mieliśmy ponad 1.000 km).

Jechaliśmy wzdłuż południowego brzegu największego jeziora Kirgistanu Isyk-Kul. Jest to drugie pod względem wielkości jezioro wysokogórskie w świecie (po boliwijskim jeziorze Titicaca). Ma turkusowe zabarwienie, 180 km długości i 60 km szerokości, a w najgłębszym miejscu ma 700 m. Nazwa jeziora oznacza Gorącą Wodę, ponieważ mimo położenia na wysokości ponad 1700 m npm woda w nim nie zamarza i jest lekko zasolona. Wpływa do niego ponad 80 strumieni, a żaden nie wypływa.

Kiedy zbliżaliśmy się do obwodnicy Biszkeku, w głosowaniu jednomyślnie podjęliśmy decyzję o ominięciu stolicy ze względu na małą atrakcyjność turystyczną.

Przejeżdżaliśmy przez małe wsie pełne jabłkowych sadów, zaopatrzyliśmy się w jabłka i gruszki (za 8 kg owoców zapłaciliśmy 300 som), zostaliśmy zatrzymani przez pijanego policjanta, który dziarsko przedstawił się, uścisnął dłoń kierowcy, zapytał, czy jesteśmy turystami i kazał jechać dalej, minęliśmy także chińską rafinerię.

Po drodze w mijanych wsiach i miasteczkach widzieliśmy dużo dzieci wychodzących ze szkoły, wesołych, uśmiechniętych. Dziewczynki były ubrane w czarne spódniczki, białe bluzki i z białymi kokardami we włosach. Chłopcy w czarnych spodniach, białych koszulach i czarnych kamizelkach lub marynarkach, wyglądali bardzo elegancko.

Jechaliśmy, aż przed nami pojawiły się Góry Kirgiskie  (wchodzące w skład Tienszanu Zachodniego), droga wiła się serpentynami,  zaczęło się ściemniać gdy dojechaliśmy do przełęczy Too-Aszu (wjazd płatny 10  USD). Znaleźliśmy się na wysokości ponad 3000 m npm i po przejechaniu przez 3-kilimetrowy tunel  zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Było już całkiem ciemno, więc postanowiliśmy zatrzymać się na nocleg, przy nadarzającej się okazji odbiliśmy w boczną drogę i rozłożyliśmy nasze obozowisko. Kontynuując podróż następnego dnia znaleźliśmy się w malowniczej Kotlinie Susamyru, zamieszkałej sezonowo przez pasterzy i jadąc dalej dotarliśmy do kolejnej przełęczy Ala-Bej, skąd droga wiodła do Doliny Narynu. W górach na przydrożnym straganie dokonaliśmy zakupu miodu z pobliskiej pasieki – 1 litr za 350 som.  Dalej malownicza droga prowadziła nas wzdłuż brzegów jezior zaporowych Toktogul i Kurp-Saj u stóp Gór Fergańskich, aż dotarliśmy do Kotliny Fergańskiej, a ok. 18:00 dojechaliśmy do Osz.

  • jezioro Issyk-Kul
  • Kotlina Susamyr
  • Kotlina Susamyr
  • Kotlina Susamyr
  • Kotlina Susamyr
  • Kotlina Susamyr
  • Kotlina Susamyr
  • Kotlina Susamyr
  • Kotlina Susamyr
  • w drodze
  • ule
  • jezioro Toktogul
  • okolice jeziora Toktogul
  • jezioro Toktogul
  • w drodze
  • na postoju
  • na postoju
  • rzeka Naryn
  • rzeka Naryn
Kirgistan

Osz 2013-09-27

Po pięknych górskich krajobrazach dotarliśmy do Osz - miasta  ruchliwego, gwarnego, pełnego spalin i kurzu, od którego drzewa i rośliny były całe szare, gdzie kierowcy jezdżą jak chcą i często używają klaksonów. Po ulicach jeździło bardzo dużo samochodów marki daewoo - matizów i tico, również na taksówce. 

W Osz próbowaliśmy znaleźć jakiś nocleg. Trzy osoby wzięly taksówkę i wyruszyły w miasto. Taksówka bez taksometru, cenę ustaliliśmy z góry. Udało nam się znaleźć nocleg w hotelu o dźwięcznej nazwie Tadż Mahal, za 400 som od osoby, pokoje z łazienką. Generalnie nie polecam, nie oczekuję luksusów, jak na tamte standardy pewnie nie było źle, ale właścicielka nie byla zbyt miła. Jedyne oświetlenie w pokoju to kinkiet, zapalający się poprzez przekręcenie żarówki. Gdy wróciliśmy w nocy próbowałam go zapalić, ale przy wkręcaniu żarówki urwała sie szklana bańka i zostałyśmy bez światła. Nic wielkiego, w końcu zaoptrzone byłyśmy w czołówki i bylo wesoło, ale sam fakt. Wieczorem świętowaliśmy 80-te urodziny jendego z uczestników. Zaprosił nas do restauracji, gdzie skosztowaliśmy wszystkiego w nadmiarze: łagman, zupa, sałatka z krochmalu (bez smaku), kebab. Posililiśmy się i to obficie, a z uwagi na niemożność spożywania alkoholu w restauracji zakończyliśmy imprezę przed hotelem, na przychodnikowym murku, delektując się wcześniej zakupionym alkoholem. Solenizant otrzymał od nas w prezencie kirgiską czapkę zwaną kalpak, a w Polsce znaną pod nazwą kołpak.

W cenie za hotel nie było śniadania, więc następnego dnia postanowiliśmy kupić coś do jedzenia w  sklepikach koło hotelu, była tam też kawiarenka, a może raczej bar? i na chodnik były już wystawione stoliki. Z lokalu tego wyszło dwóch panów z wielką tacą pyzów (tak to wygladało na pierwszy rzut oka). Jak się okazało były to samsy - bułki z nadzieniem mięsnym z baraniny, które po chwili zostały przyklejone do ścian ceglanego pieca stojącego na chodniku. Wypiekanie trwało ok. 50 minut, ale cierpliwie czekaliśmy. Warto było, były pyszne, za jedyne 50 som za sztukę. Czekając na samsy spożyliśmy zamówioną kawę, niektórzy wymienili walutę (w pobliżu było kilka kantorów), poobserwowaliśmy życie toczące sie obok.

Najedzeni udaliśmy do miasta szukając OWIR-u, czyli biura meldunkowego. Zajęło nam to trochę czasu i okazało się, że rejestracja meldunkowa do dwóch miesięcy nie jest potrzebna.

Następnie pojechaliśmy na Świętą Górę Tacht-i-Sulejman (Tron Sulejmana). Jest to święte miejsce dla środkowoazjatyckich muzułmanów, trzecie święte miejsce pod względem znaczenia dla islamu, po Mekce i Medynie. W tym czasie do pobliskiego meczetu przybyli wierni na modlitwę. Swoimi samochodami zastawili nasze auto ze wszystkich stron i nie mogliśmy wyjechać, musielismy czekać pół godziny do zakończenia nabożeństwa.

Na koniec poszaleliśmy na miejscowym bazarze (Bazar Dżajma - Piątkowy, ciągnący sie wzdłuż rzeki Akbuura - Biały Wielbłąd), kupując pamiątki itp i pozbywając się kirgiskich pieniędzy. Do granicy uzbeckiej  z Osz niedaleko, dotarliśmy tam ok. 17:00. Odprawa kirgiska przebiegła szybko i sprawnie. O odprawie uzbeckiej będzie w oddzielnej podróży. 

  • Osz
  • Osz
  • bazar
  • bazar
  • bazar
  • bazar
  • bazar
  • oczekiwanie
  • przygotowania
  • pieczenie samsy
  • samsa
  • przed sklepikiem
  • dostawa lepioszki
  • rodzinka
  • starszy pan
  • wiecznie żywy
  • widz
  • spacer
  • ściana
  • podwórko
  • oktober fest
  • balkony
  • sklepik
  • Święta Góra - Tron Sulejmana
  • widok na Osz
  • widok na Osz
  • meczet
  • przy ulicy

Historia regionu środkowo-azjatyckiego w znacznej mierze związana jest z cywilizacją plemion koczowniczych. Za czasów ZSRR już od lat 30-ych XXw. w regionie tym rozbudowano przemysł zbrojeniowy, wydobywczy, przeprowadzono kolektywizację rolnictwa, a koczowniczą ludność przymuszano do osiadłego trybu życia.

Górskie położenie Kirgistanu sprzyjało hodowli koni, owiec, myślistwu. W przeszłości Kirgizi wiedli koczowniczy tryb zycia, koń stał się ich nieodzownym towarzyszem, a jazda konna jest sportem narodowym. Jak mówi przysłowie, Kirgiz zrósł sie z koniem. Obserwując małego, kilkuletniego chłopca na koniu stwierdziłam, że lepiej radzi sobie z nim niż z chodzeniem po ziemi, rzeczywiście tworzyli jedną całość. Nawet pomyślałam, że Kirgizi chyba rodzą sie na koniu, choć nie wiem, co na to powiedziałyby Kirgizki-mamy i jak wyglądałoby to od strony praktycznej, chyba trudne. Upodobanie do tradycyjnego stylu życia, zwłaszcza na wsich położonych w górach, z dala od ośrodków miejskich powodowało, że Kirgizi nie chcieli przenosić się ze swoich jurt do nowoczesnych mieszkań, oferowanych przez Państwo (dotyczy dawnego ZSRR) i przyjąć osiadły tryb życia. Kirgiz jednak nie zszedł z konia, nie spełniło się proroctwo Ryszarda Kapuścińskiego.

"Ludzie jurt pozostają panami gór. Gdy w żyznych dolinach Fergany powstawały lub upadały różne osady, kultury i zwyczaje, w życiu mieszkańców gór nic się nie zmieniało. Żyli oni ze swoją rodziną niezależni od nikogo, nawet od pór roku, wypasali swoje bydło, kontrolowali górskie szlaki, nawet nie interesowały ich granice republik. Czuli się wolni, a wolność tę cenili najbardziej." (E. i Z. Różańscy "Azja o zmierzchu dnia").

 Zapraszam do wspólnej podróży.

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. koniczyna
    koniczyna (23.08.2015 22:36) +2
    Miejsce oryginalne i jeszcze nie zdeptane przez rzesze turystów.
    Urocze góry, bezdroża i noclegi w jurtach. Typowa podróż Back to Basic.
    Gratuluję wyboru! Takie miejsca przyciągają mnie najbardziej.
    Super!
  2. treize
    treize (15.01.2015 22:24) +3
    Renia, zdopinguj mapewa do pokazania Jego zdjęć z Kirgistanu :) Porównamy sobie miejsca :)
  3. kahlan77
    kahlan77 (26.03.2014 21:47) +2
    Super relacja z Kirgistanu
  4. lmichorowski
    lmichorowski (22.02.2014 0:08) +2
    Relacja z Kirgizji też przednia. Pozdrawiam.
  5. pt.janicki
    pt.janicki (18.01.2014 20:28) +2
    ...tereny poza miastem jednak ładniej się prezentują!...
  6. pt.janicki
    pt.janicki (13.01.2014 17:49) +2
    ...myślę, że jeszcze jakiś czas Kirgiz z konia nie zejdzie a jw w końcu podróż obejrzę!...
  7. luciola1951
    luciola1951 (13.01.2014 17:01) +2
    Wspaniala, egzotyczna wyprawa.
  8. eli_ko
    eli_ko (01.01.2014 9:43) +4
    wspaniałe widoki, super przygoda i cudne wspomnienia świetnie przedstawione :)
  9. renata-1
    renata-1 (30.12.2013 10:32) +3
    bez jazdy konnej też można tam żyć, ale umiejętność ta może się przydać na wypady w góry. Jeden z uczestników pierwszy raz siedział na koniu i wrócił zadowolony, a więc tam też można się podszkolić w praktyce.
  10. amused.to.death
    amused.to.death (29.12.2013 20:49) +3
    Ciekawe.
    Widzę, że jednak muszę kontynuować naukę jazdy konnej jeśli chcę się kiedyś udać w tamte rejony:)

    Jakie są typowe pamiątki? Bo wspomniałaś o kupowaniu, ale nic o rezultacie tego kupowania:)
  11. przedpole
    przedpole (28.12.2013 18:51) +4
    Ciekawa podróż z mało znanego kraju. Pozdrawiam
  12. avill
    avill (27.12.2013 20:33) +4
    bardzo mi się podobało :)
  13. hooltayka
    hooltayka (27.12.2013 9:54) +5
    To jest prawdziwa podróż i prawdziwa przygoda.
    Super kolejny etap i te widoki,pięknie.
    Pozdrawiam!
  14. pan_hons
    pan_hons (26.12.2013 20:54) +5
    Bardzo się cieszę, że pojawiła się kolejna część Twojej wielkiej podróży do Azji Centralnej. Z przyjemnością się w nią zagłębiłem:) Wspaniałe widoki, zazdroszczę ich strasznie:) Mam nadzieję, że moje marzenie się spełni i tam kiedyś także dotrę:) czekam na kolejną część, czyli na bajkowy Uzbekistan:) Pozdrawiam!
  15. renata-1
    renata-1 (26.12.2013 11:41) +6
    z kolejnym etapem podróży nie będzie łatwo, dużo przeżyć różnych było
  16. iwonka55h
    iwonka55h (26.12.2013 11:20) +4
    Renatko, czekamy na kolejny etap podróży...
  17. mapew
    mapew (25.12.2013 23:45) +6
    Renatko, z wielka przyjemnoscia przeczytalem i poogladalem. Osz bylo chyba jedynym miejscem, gdzie przeciely sie trasy naszych podrozy (poza Uzbekistanem oczywiscie). Ale miasta w sumie nie widzielismy, bo dodarlismy do niego dopiero po godz. trzeciej w nocy (pobladzilismy kilka godzin prowadzeni :-) od granicy z Tadzykistanem przez miejscowa przewodniczke), a juz rano musielismy wyjezdzac do Sary-Tash.
  18. renata-1
    renata-1 (25.12.2013 21:36) +4
    dzięki