Podróż Indonezja-Bali,czyli wyspa Bogów
Nadszedł czas,aby pożegnać Australię.Dwa miesiące spędzone w tym pięknym kraju i przejechanych sporo ponad 20 tys.km pozwoliło mi chociaż troszkę poznać Czerwony Ląd.Patrzę na mapę i pomimo takiego szmatu przejechanej drogi okazuje się,że poznałam tylko troszkę południowo-wschodniej części Australii.
Niestety sezon w jakim byłam nie pozwolił mi na zwiedzenie północnej części,czy pustyń(chociaż byłam na ich skrajach).Australia mnie totalnie zauroczyła ,ale jest już marzec i pora na realizację dalszego planu naszej wycieczki.Przed nami Indonezja i wyspa Bali oraz sześć godzin w powietrzu.
Wylatujemy z Adelaide.Rozglądamy się po samolocie-jest wypełniony mniej niż w połowie.Niedawno skończyły się wakacje szkolne i studenckie,ruch turystyczny na tej trasie gwałtownie zmalał.Zajmujemy miejsca przy oknie i za chwilę samolot startuje.Szybko nabiera wysokości i zawraca ze startowego kierunku wschodniego na północno-zachodni.Mamy więc okazję oglądać z powietrza rejon,w którym mieszka Marek i w którym spędziłam tyle czasu.
Po chwili samolot wlatuje nad Zatokę Św.Vincenta,błyskawicznie przelatuje nad Półwyspem Yorke i na powrót jesteśmy nad wodą- Zatoką Spencera.Znowu chwila i jesteśmy nad lądem...tym razem nad krainą wielkich jezior.
Oczywiście nie są to takie jeziora jak Mazury w Polsce, ale ogromny system zróżnicowanych wielkością jezior w których nie ma wody i pokryte są wielokolorową warstwą soli, lub też woda jest bardzo płytka i ogromnie zasolona.
Z góry rejon ten wygląda jak aborygeński obraz. Rozmawiamy o tym i oboje mamy tą samą myśl. Aborygeńskie obrazy garściami czerpały swoje motywy z barw i wzorów tej ziemi. Pytanie tylko w jaki sposób Aborygeni mogli wiedzieć jak ich ląd wygląda z lotu ptaka?
Pod nami przesuwają się brunatno,czerwono,różowo,biało,niebieskie fantastyczne wzory z psychodelicznego snu.Barwy początkowo wysycone powoli zmieniają się w buro czerwone. Przelatujemy nad środkiem kontynentu. Pilot właśnie mówi,że pod nami Uluru. Niestety nie widzimy go, bo widocznie jest prosto pod samolotem, natomiast widzimy pobliskie Mt Olgas. Jeszcze półtora godziny lotu i przychodzi mi już całkowicie pożegnać się z Australią.
Gdzieś w okolicach Broome wlatujemy nad Ocean Indyjski. Nieco ponad dwie godziny i naszym oczom ukazuje się Nusa Dua i zaraz potem lotnisko w Denpasar.
Jesteśmy w Indonezji!
Według balijskiego kalendarza saka mamy tu rok 1936.
Formalności nie trwają długo. To moje pierwsze kroki w Azji. Wprawdzie nie jestem jeszcze na kontynencie, ale to, co widzę dookoła jest typowe dla południowo-wschodniej Azji.Tak mówi Marek,który tu był wiele razy.Ja jestem oszołomiona bo nic tu nie widzę typowego,wszystko pachnie dla mnie nowością.
Taksówką przejeżdżamy przez niesamowicie zatłoczone,tętniące życiem uliczki i po ok.30 minutach jesteśmy przy wypożyczalni samochodów. Tutaj na czas naszego pobytu wynajmujemy przestronną pięciodrzwiową Toyotę,za którą płacimy ok 22 dol. dziennie ( razem z ubezpieczeniem).
Próbujemy wydostać się poza Kuta w kierunku północno-zachodnim,aby dojechać do słynnej Tanah Lot. Nie idzie nam to dobrze.Na drodze prawdziwy obłęd.Jazgot i kto pierwszy ten lepszy.Tysiące turystów,tubylców i setki policjantów.Obecność policjantów jest tu zrozumiała po tym ,kiedy 12 października 2002 roku w Kuta dokonano zamachu terrorystycznego na dwa kluby nocne.Zginęły wtedy 202 osoby w tym 88 Australijczyków.Ponad 200 osób zostało rannych.
Jadę w tym tłoku i myślę,czy to naprawdę rajska Bali?
Co chwilę błądzimy w labiryncie jednokierunkowych uliczek. Do odległej 30 km od Kuta Tanah Lot docieramy po dopiero 3 godzinach. Nie jest to więc wynik, który wpisany będzie w księgę rekordów.
Pura Tanah Lot to świątynia z XVI wieku,jedna z najważniejszych świątyń na Bali,wygląda jakby została wybudowana na małej wysepce.Pogoda niestety bardzo marna. Na niebie chmury, ale takie najgorsze - mleczne i bez żadnej faktury. Co chwile pada drobny deszczyk, a przy świątyni tłumy. Nie jest to pogoda wymarzona dla fotografa.Marek w ogóle nie zabiera aparatu. Ja oczywiście pstrykam zdjęcia .Wieczór spędzamy przy kolacji i pluskając się w basenie.Jest niesamowicie wilgotno,ciepło i pachnie upojnie kwiatami.
Rano idziemy do świątyni. Pogoda - wczorajsza kalka.Zarówno wczoraj wieczorem, jak i teraz Tanah odcięta jest od lądu wodami przypływu.Czekać nie będziemy.Ja kupuję wszystkie możliwe pocztówki z Tanah Lot. Wiem jak ta słynna świątynia wygląda chyba w każdym miesiącu.
Postanawiamy pojechać do Ubud. Pakujemy się, gdy Marek zauważa brak portfela z dokumentami. Jego paszport był na recepcji, a wiec odebraliśmy go tylko, ale z najważnieszych - brak nam mojego paszportu, karty Visa Marka, prawa jazdy. Szukamy wszędzie, lecz bez skutku. Powiadamiamy obsługę. Oni zaskoczeni i zasmuceni….szukają razem z nami...i też bez skutku. Wybebeszamy torby na wylot!Nic!Ponieważ nie ma mojego paszportu, więc musimy niestety sprawę zgłosić na Policję.
Przyjechało dwóch całkiem sympatycznych mundurowych. Z pół godziny porozmawiali z obsługą, po czym mówią nam, że musimy pojechać za nimi na komisariat, gdzie spiszemy protokół.
Z formalnościami uporaliśmy sie do południa. Jedziemy niesamowicie załoczonymi drogami, a raczej ich labiryntem do kulturalnej stolicy wyspy - Ubud.
Ta niewielka miejscowość w środku wyspy jest niezwykle popularna wśród turystów.
Nie jest daleko, ale w takim tłoku szybko jechać się nie da.Po dwóch godzinach docieramy do celu.Znajdujemy bez trudu pokój w rodzinnym hoteliku.Ja wchodzę na internet i skypem staram się dodzwonić do polskiej ambasady w Jakarcie. Wyjaśniam bardzo uprzejmej pani konsul co się stało. Ona odpowiada, że nowy paszport dostanę w parę dni, ale musimy przyjechać do Jakarty, a poza tym muszę mieć numer zaginionego paszportu.Marek pyta, czy może poprosić swój bank, aby wysłał jego kartę na adres ambasady, na co Pani Konsul wydaje zgodę.
Jakoś niedobrze się ta nasza podróż rozpoczęła.
Jasny gwint! Nigdzie nie zapisałam numeru swojego paszportu! Marek mówi, że pomogą nam Jetstar Airlines , którymi tu przylecieliśmy. Dzwonimy do Denpasar, ale dogadanie sie nie jest proste. Postanawiamy więc, ze jutro rano pojedziemy na lotnisko, gdzie linie maja swoją siedzibę.Nazajutrz więc przeciskamy się najbardziej na wyspie zatłoczonymi drogami w kierunku aeroportu. Tutaj na szczęście nie mają problemów , by nam pomóc i w parę minut podają mi numer mojego paszportu.
Wracamy do Ubud oczywiście jeszcze bardziej zatłoczonymi drogami i w rzęsistym deszczu.
Już na miejscu postanawiamy połazić po mieście. Jestem zauroczona Ubud.Samo miasto słynęło kiedyś z uprawy ziół. Praktykowano tu również medycynę naturalną.Ubud w języku balijskim oznacza mniej więcej "lekarstwo". Obecnie najbardziej znane jest z artystów a'la Cepelia, jak również z rzemiosła artystycznego.Miasto ma niesamowity klimat.Wąskie uliczki,restauracje,knajpki,galerie,świątynie.Zapach potraw miesza się z zapachem kadzidełek. Słychać niemiecki,angielski,francuski…muzykę i taniec.
Następnego dnia pogoda pod zdechłym psem i widzę, że to jest już norma w tym sezonie, ale to mi nie przeszkadza.Idziemy na lunch, później na piwo. Łazimy po uliczkach Ubud.Widzę wiele kobiet ,które pięknie ubrane niosą dary do świątyni.
Ceremonie i uroczystości religijne wypadają tu niespodziewanie,a rytuał składania ofiar bogom odbywa się kilka razy dziennie.Trzeba bardzo uważać jak się chodzi,bo ofiary leżą na chodnikach przed domem lub sklepem i składają się z ryżu,liści kukurydzy zawiniętych w łódeczkę i kolorowych kwiatów.My uważamy jak możemy,ale nie da się normalnie iść po chodnikach.Turystów jest dużo,ale tych ofiar na chodnikach jeszcze więcej.Balijczycy wierzą,że składanie ofiar jest ich obowiązkiem i polega na oddaniu bogom tego,co się od nich otrzymało.Składane ofiary mają obłaskawić bogów i przynieść rodzinie zdrowie i pomyślność.
Balijski hinduizm jest dosyć specyficzny,przesiąknięty naturalizmem .Potwierdzeniem tego może być choćby często spotykany widok drzew obwiązanych chustami w czarno-białą kratę lub ofiarne koszyki nad brzegiem oceanu.Balijczycy wierzą,że wszystkie te elementy natury są manifestacją sił nadprzyrodzonych,które mieszkają w górach.Morze to miejsce demonów i potworów.Charakterystyczne dla tej religii jest wiara w równowagę dwóch przeciwstawnych sił,dobra i zła,ciemności i światła,chaosu i porządku.Totalny odjazd i egzotyka. Ja o tym wszystkim dowiaduję się z internetu i wypatruję demonów.
Ubud otoczone jest polami ryżowymi , stromymi wąwozami i wzgórzami.Idealne miejsce na wypad w malownicze okolice.
Zachodzimy do blisko położonego Małpiego Gaju,królestwa makaków- podobno sympatycznych małpek z przewrotnymi oczkami .Małpki są skoczne i nie okazują sympatii.Wręcz przeciwnie,skaczą po nas,kradną co mogą i w nogi!Mam dosyć , wracamy do hoteliku.
Jutro wyruszymy do Amed. Marek przepakowuje plecak, a ja sączę drinka na małym tarasie, jednocześnie przeglądając na internecie atrakcje Bali. Nagle słyszę: IRENAAAA!!!! Marek znalazł portfel z dokumentami:)
Wiedział,że trzeba je schować dobrze przed ewentualną próbą kradzieży i zrobił to chyba zbyt dobrze,tak że żadna z wielu osób obsługi hotelu, czy też policjant, którzy również dokładnie przeszukiwali nasze rzeczy tego portfela nie znalazł :) Oczywiście zaraz zadzwoniliśmy do recepcji, na policję i do Pani Konsul. Markowi było mocno wstyd...no ale trzeba było jakoś przełknąć tą żabę :) Niestety procedur związanych z wydaniem nowej karty nie da sie odwrócic. Kartę już wysłano na adres polskiej ambasady. Dzwonimy wiec jeszcze raz i mówimy , że odbierzemy ją za jakiś miesiąc.
Humory mamy wyraźnie poprawione. Nie musimy się już obawiać spędzenia paru dni w Jakarcie, o której mój towarzysz podróży wyraża się jak najgorzej.
Droga do Amed jest po prostu śliczna ( chociaż nie w całości).Początkowo wśród ryżowych pól wspina się na przedgórze Gunung Agung. Ten wulkan jest tak piękny,że nie można od niego oderwać wzroku.Ryżowe pola piękniejsze niż na pocztówkach.Na tych polach widać zwykłych ludzi,mieszkańców tej wyspy,którzy ciężko pracują .Czasami podnoszą oczy i unoszą rękę ,aby nas pozdrowić.Zmęczone oczy,spracowane dłonie,schylone plecy budzą w nas szacunek.Bali…dla jednych raj,dla innych komercja.Tu żyją ludzie ,rodzą się ,pracują i umierają.Dla turystów to wyspa ze snów,z folderów w biurach podróży.Jednych zachwyca egzotyczny świat mitów,innych przeraża komercja.Każdy tę wyspę odbiera inaczej.O złej stronie tego miejsca nie będę pisać.Nie będę pisać o powszechnej praktyce naciągania turystów przez lokalnych handlarzy,oraz ( i tu uwaga) cinkciarzy w nieautoryzowanych punktach wymiany walut.O brudzie na ulicach i innych ciemnych stronach tego miejsca.Rozumiem,że Ci ludzie muszą jakoś żyć. Tak gwoli ostrzeżenia - jeśli kurs wymiany waluty wygląda zbyt dobrze - omijajcie go dalekim łukiem! W najlepszym wypadku, gdy nie dacie się nabrać, stracicie sporo czasu, a wymiana nie dojdzie do skutku.
Najlepszy sposób na zwiedzenie wyspy to wypożyczenie samochodu.My tak zrobiliśmy.
Chyba tylko od nas samych zależy jak tę wyspę odbierzemy,przeżyjemy,odczujemy.Ile z tego,co zobaczymy zostanie pod powiekami.To wyspa,która zostanie na zawsze w naszym sercu,albo nigdy nie będziemy chcieli tu wrócić.Ja przez cały mój pobyt na Bali wybierałam dla siebie tylko to ,co najlepsze.Zapachy,kolory,smaki,aromaty,błękit morza i dym z kadzidełek,tropikalną zieleń,mgłę i szum ulewnego deszczu.Tak gdzieś we mnie powstała moja osobista Bali.
Mijaliśmy kolejne wioski i przyglądaliśmy się dziwnym uroczystościom.Tuż przed wylotem na Bali czytaliśmy,że 23 marca będzie na wyspie obchodzony Nowy Rok,ale traktowaliśmy to jako ciekawostkę.Bali to wyspa hinduistyczna,wiele tu świąt i obrzędów.Rok trwa tu 210 dni według balijskiego kalendarza pawukon,a tydzień ma pięć dni.Chcę wspomnieć,że na Bali są trzy kalendarze-saka,pawukon i gregoriański.Był 21 marca,okazało się,że jesteśmy świadkami trzydniowego święta.Najpierw jest ceremonia Melasti.Drogi są zablokowane niekończącymi się procesjami.Mieszkańcy są specjalnie ubrani i niosą ołtarze hindu.Idą w tych procesjach do oceanu,aby dokonać oczyszczenia.Potem wracają do wiosek i lokalnych świątyń.Razem z tymi ołtarzami niesie się dary i często towarzyszy tej procesji orkiestra.Snuliśmy się wiele razy za takimi pochodami,chociaż często turystów przepuszczano.Na drugi dzień obchodzi się święto Tawur Kesanga.Tawur oznacza zapłatę i tego dnia znowu byliśmy świadkami pochodów,które poświęcone są demonom.Mieszkańcy robią ogromne kukły,które przypominają ludzi.Jak zobaczyłam kukłę kobiety z aparatem fotograficznym,to odechciało mi się robić zdjęcia.Te demony to uosobienie wszelkiego zła na tej ziemi.Wszystko to wygląda jak kolorowy festyn.Pełno tu śmiechu i zabawy.Wieczorem odbywa się wymiatanie wszystkich kątów i wyganianie demonów.To oczyszczanie,aby zachować harmonię między Bogiem,przyrodą i człowiekiem.Demony są uroczyście palone.Trzeci dzień to Nyepi Day,do którego jeszcze wrócę.
Jadąc do Amed zatrzymujemy się w Kintamani,skąd podziwiamy Jezioro Batur i Mt Batur.Widoki są chwilami spektakularne.Jednak pogoda jest fatalna,bardzo zimno i chwilami ogromne opady deszczu.W to miejsce wracamy w czasie naszego pobytu na Bali kilka razy.
Ogromne ulewy towarzyszą nam przez kilka pierwszych dni na Bali,potem jest słonecznie.Ogromna wilgotność powoduje,że chwilami czuję się jak w palmiarni.
Trafiamy też w niesamowite miejsce.Tu gdzie rośnie pieprz i wanilia!Nigdy w życiu nie myślałam,że zobaczę laski wanilii na drzewach,goździki,gałkę muszkatołową,kakao,pieprz.Ogromna dżungla kryje skarby ,a uroczy chłopak,który mieszka w tym gąszczu pokazuje nam te wszystkie cuda i krętą ścieżką prowadzi nas do pięknego wodospadu.Wracamy ,a ja piję mleko z kokosa.Jest wilgotno i gorąco jak w saunie.Zastanawiam,czy to nie sen.
Dotarliśmy w końcu do Amed.Miejcowość mnie urzekła.Znaleźliśmy nocleg w uroczym hoteliku tuż przy plaży.Plaża miała ciemny wulkaniczny piasek. Widoki rano były boskie.Amed leży na północnym wschodzie wyspy i nie jest tak bardzo oblężone przez turystów.Można tu spokojnie wypocząć i dobrze zjeść.Ryż każdego dnia?Dlaczego nie…smakuje wybornie.Kuchnia indonezyjska jest wyśmienita,ale nie każdemu smakuje.Ja wybierałam tylko niektóre potrawy.Wieczorem siedzimy z turystami z Europy i delektujemy się winem do późnej nocy.Tuż przed wschodem słońca jedziemy na punkt widokowy.Kto rano wstaje,ten dostaje widoki nie z tej ziemi.Magiczne wschody słońca są tutaj warte każdej ceny.Ruszamy dalej…
Zwiedzamy dwa przepiękne miejsca,coś w rodzaju pałaców skąpanych w kwiatach i otoczonych fontannami.Tirta Ganga i Taman Ujung.Ja jestem zachwycona,pogoda dopisuje.Bali potrafi oczarować.
Wyspa jest cudownie zielona, słońce i klimat wymarzony do celebrowania życia.Gdyby nie zatłoczone do granic możliwości drogi na południu wyspy i przekraczająca chyba wszelkie rekordy liczba spalin to byłby prawdziwy raj na ziemi.Dotarcie z jednej miejscowości do drugiej graniczy z cudem.Podziwiam Marka za jego umiejętności na drodze.Spaliny nie pozwalają oddychać i wywołują kaszel.Zastanawiam się,czy tu ktoś ma prawo jazdy.Jeździ kto może i na czym może.Widok rodziców z trójką dzieci na jednym skuterku przestaje mnie dziwić.Na skuterku widziałam matki z niemowlętami.Kasku na głowie u nikogo nie widzę.Nawet ciemności im nie straszne.Sporo tu pojazdów bez świateł.Czegoś takiego to ja nie widziałam.Ryk skuterów słychać praktycznie całą noc.To chyba cud,że przeżyliśmy na Bali.
Wśród cudownych pól ryżowych wracamy ponownie do Ubud.Wieczorem robimy zakupy i całe szczęście.Na drugi dzień przypada Nyepi Day,czyli balijski Nowy Rok.Nyepi Day znaczy cichy dzień.Jest 23 marca i największe hinduskie święto.Co roku przypada ono w innym dniu,zależnym od fazy księżyca.Na wyspie trwa cisza.Nie latają samoloty,wszystkie sklepy i urzędy są pozamykane.Turyści są uziemieni w hotelach.Nikomu nie wolno wychodzić z domu,gotować,rozmawiać.Najlepiej milczeć.Na ulicach jest religijna policja.Wąskie ulice wypełnione milionową rzeszą samochodów,skuterów,motocykli są jak wymarłe.Balijczycy wierzą ,że w tym dniu nad wyspą latają demony i jak będzie cisza to demony odlecą.Siedzimy więc też cicho w hotelu,aby pomóc tubylcom ocalić wyspę od złych mocy.Niby nic nie wolno robić,ale robimy pranie jak i inni okoliczni turyści i z nudów robimy zdjęcia motyli,kwiatów i drzew.Żaden demon nad nami nie lata.
Posiłki przyniesiono nam do pokoju.Godziny dłużą się niesamowicie i koniec święta przyjmujemy z ulgą.Wyspę ponownie ogarnia jazgot nie do wyobrażenia.Chce tu zaznaczyć,że informacje na temat Nyepi,zwyczajów i obrzędów na Bali zaczerpnęłam z internetu.
Ponownie wyruszamy do Kintamani licząc na lepszą pogodę.Po drodze mijamy cudowne pola ryżowe.Takiej zieleni w życiu nie widziałam.Wprost nierealnie,nie możemy nacieszyć oczu.Trafiamy nad jezioro Tamblingan.To dopiero widok…część budynków i świątynia po dachy w wodzie.Drzewa też w wodzie, a dzieciaki na łódeczkach łowią ryby.My brniemy w bagnach robiąc zdjęcia.Nad wzgórzami unosi się mgła,klimaty niesamowite.Cała wyspa pokryta jest niezliczoną ilością pięknych pachnących kwiatów.Tu też rośnie ich ogromna ilość.
Jedziemy dalej szukając noclegu i trafiamy na Ulun Danu.
Późnym wieczorem trafiamy do hotelu w Pupuan i idziemy spać.Rano mamy bajkowe widoki.Hotel jest cudownie położony z widokiem na pola ryżowe o czym przekonujemy się po wstaniu z łóżek.Nie chce nam się wyjeżdżać,tak pięknie.Ciągle mamy widok na wulkan i przepiękne okolice.Ale pora jechać dalej.Jedziemy wśród pól ryżowych i mijamy wzgórza,jeziora i wodospady.W końcu znowu trafiamy nad jezioro Batur.Na niebie prawdziwy spektakl.Słońce i ulewy,droga kręta i ciężka.Ciągle się dziwię,że żyjemy.Okolice jeziora i samo jezioro jest niesamowite.Ja oczywiście robię mnóstwo zdjęć.Chcemy dostać się do cmentarza w pewnej wiosce,ale droga tylko wodna i ceny są nie do wyobrażenia.Rezygnujemy i wracamy do Amed.
Ulun Danu to świątynia na Jeziorze Bratan. Wybudowana w 1663 roku poświęcona jest bogini wody Devi Danu.
W tym samym rejonie znajdują sie jeszcze dwa jeziora - większe i powszechnie znane Jezioro Buyan i mniejsze, bardzo rzadko odwiedzane Jezioro Tamblingan.
Świątynia na wodzie,troszkę tu dziwnie.Pokoje hotelowe wokół są,ale miejsce jakby wymarłe.Po wodzie pływają wielkie plastikowe kaczory wypełnione turystami.Park też z dziwnymi rzeźbami.Nic tu do siebie nie pasuje.Tylko kwiaty piękne.Pogoda też pod zdechłym Azorem,więc jedziemy dalej.
Ponownie nocujemy w znanym nam hoteliku z widokiem na wulkan .Następnie zwiedzamy świątynię Besakih.Pogoda dopisuje,a czas naszego pobytu na wyspie powoli dobiega końca.To co dostrzegam na tej wyspie to kult ciała.Ciało to dla Balijczyków dar od Boga.Chyba od tych ludzi trzeba uczyć się radości życia.Ciągle widzę kąpiących się w rzekach mieszkańców.Nie wstydzą się,nie uciekają na widok turystów.Chętnie pozują do zdjęć,jeśli ich się poprosi.To ludzie prości i pracowici.Turystyka oprócz upraw ryżu czy rybołówstwa to dla nich też życie.Kiedy patrzę na ich łagodne,uśmiechnięte twarze to myślę,że wszystko przyjmują z pokorą.Pogodzeni są z bogami,przyrodą i turystami.
Postanawiamy zwiedzić jeszcze plantację najdroższej kawy na świecie.Produkuje ją sympatyczne zwierzątko,zwane na Bali luwak.Inaczej łaskun muzanga.Zwierzątko to chętnie zjada owoce kawowca,ale nie trawi jego nasion,a jedynie miąższ.Po przejściu przez przewód pokarmowy nasiona tracą gorzki smak i są wydalane.Po oczyszczeniu kawę się przetwarza.W dzień łaskun śpi i niechętnie obudził się do zdjęcia.Miejsce jest sympatyczne,miłe panie częstują nas kawą.Na plantacji jest maleńki sklepik,gdzie za odpowiednią sumę zakupiliśmy troszkę tej niesamowitej kawy.Jest smaczna,zapewniam.
Trafiamy jeszcze do pięknie położonej na wybrzeżu świątyni w Uluwatu.Kamienne bądź drewniane posążki bożków z powykrzywianymi twarzami to widok bardzo powszechny.Te figurki strzegą świątyń,a jednocześnie budzą niepokój.Tu świątynię opanowały małpki i trzeba bardzo pilnować każdej rzeczy którą ma się przy sobie,bo te przechery kradną co się da i uciekają.Jest to ostatnie miejsce,które zwiedziliśmy na Bali.Oddajemy na lotnisku samochód i wylatujemy na Lombok.
Bali znaczy”Wyspa Bogów”.Coś jest magicznego w tej nazwie.Jestem zauroczona tą wulkaniczną wyspą.Dla mnie pozostanie w pamięci jako miejsce pełne słońca,zieleni i pachnących kwiatów, smacznej kuchni,świątyń,pól ryżowych i miłych ludzi o pięknych twarzach i łagodnym uśmiechu.To wyspa,która będzie nam się śniła po nocach,jeżeli tylko zechcemy.Zapach frangipani i kwiatów ylang –ylang przywiozłam zamknięte w buteleczkach olejków.Bali przywiozłam w swoim sercu.
Jak zwykle podróż ta uzupełniona jest zdjęciami Marka z jego poprzednich wypraw.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Super relacja z rajskiej wyspy!
Chylę czoła za niesamowite fotki w całej podróży, ale przede wszystkim te z lotu ptaka na samym początku relacji, zachwycają!
Gratuluję podróży!
-
Pięknie, pięknie, pięknie :) do końca nie doszłam ale wrócę z wielka przyjemnością ;) wyprawa niesamowita, bardzo bym tam chciała pojechać, może kiedyś mi się uda :) pozdrawiam...
-
Wow,piękna relacja i jeszcze piękniejsze zdjęcia i wydaje mi się że bardzo podobnymi drogami podróżowaliśmy.Myslę że niebawem tez coś napiszę o Bali.
-
Wspaniała podróż, bardzo podoba mi się Twoja relacja, odkryłaś przede mną piękny kawałek świata. Zdjęcia fantastyczne. Pozdrawiam
-
Irenko, wczoraj zabrałam się do tej podróży. Przeczytałam tekst i chciałam przeglądać zdjęcia, klikam, klikam ...i nic....już myślałam ze to znowu kolumber szwankuje, ale to niestety mój internet odmówił posłuszeństwa- dziś nie mogłam się doczekać kiedy będę mogła tu wrócić.......jestem zachwycona i z pewnością jeszcze nie raz wrócę na Bali.....
Pozdrawiam :)) -
Ciekawy odcinek Twojej podróży ze świetnymi zdjęciami.
-
Wpaniała podróż ,ciekawy opis i przepiękne zdjęcia . gratulacje !!!!!!!!!!! Pozdrawiam serdecznie ze Szkocji .
-
Jeśli kiedyś, Hoolatayko napotkasz gówniarza,
Co głupio coś wymyśli, a potem powtarza,
To najlepiej zignoruj te wymysły głupie
I zapomnij je zaraz! Po prostu miej w dupie ... :-) ... ! -
Dzień dobry :)
Wow! Świetna relacja, super zdjęcia :D Zawsze chciałem zobaczyć Indonezję, z kilku powodów, między innymi z powodu prześwietnych warunków żeglarskich :D Jakiś czas temu w pracy poznałem kilku Indonezyjczyków, usilnie namawiają mnie na przyjazd, jednak póki co nie mam możliwości. A szkoda, Twoja podróż utwierdziła mnie, że naprawdę warto :) Dzięki piękne :) Szczerze zazdraszczam tej wyprawy :)
Pozdrawiam :) -
Irenko, ja na Bali byłem krótko, ale dzięki Twoim zdjęciom zobaczyłem więcej. Wyspa jest piękna, przyroda, zabytki i ludzie.
-
Wiem i to z pewnością, że w swej podróży byłaś tam przed II wojną światową a to znaczy , że również jesteś w posiadaniu wehikułu czasu. Fantazja. Opis Waszej podróży wręcz przytłacza treścią i faktami. To za dużo jak na ten moment, zapewne jeszcze raz powrócę by to na spokojnie bez emocji przetrawić. Dziękuję za Indonezję i wybacz, że "przyczepiłem" się ostatnio do Ciebie. By ochłonąć muszę troszkę zejść na ziemię i powędrować bliżej ziemii, po Europie, tak dla równowagi. Zostawiam serdeczności.
-
Skażony Twoją egzotyką tj. podróżami egzotycznymi przystępuję do oczywistego plusowania. Tekst opisówek zostawiam sobie na potem do głębszego przeanalizowania. Witaj Indonezjo.
-
Bardzo przydała mi do gustu ta podróż. (:
-
Z przyjemnością obejrzałem i przeczytałem relacje z Bali,początki mieliście nie ciekawe z tym paszportem ale za to pózniej rewalacja. Pozdrawiam serdecznie Irenko :)
-
Kolejny raz jestem pod dużym wrażeniem i opisu i zdjęć. Wspaniała, godna pozazdroszczenia podróż. Pozdrawiam.
-
Pierwsze spotkanie z Indonezją można uznać za udane:) Jak zawsze świetne zestawienie tekstowo-zdjęciowe:) Z ogromną przyjemnością dziś zapoznałem się z Bali - piękna i ciekawa to wyspa, choć niestety bardzo skomercjalizowana. Mimo tego chyba i tak warto tam polecieć, bo ma wiele ciekawych miejsc do zaoferowania, zarówno przyrody jak i zabytków:) Super podróż! Pozdrawiam!
-
Zacząłem czytać i oglądać. Widzę, że czekam mnie duża dawka pięknych zdjęć i ciekawych tekstów.
-
Bardzo wszystkim dziękuję za pozytywny odbiór tej podróży-)
-
Przyjemnie się czyta, z przyjemnością ogląda. Cudne zdjęcia. Zapachniało mi Bali.... Dziękuję
-
Kto rano wstaje... ten piękne światło do zdjęć dostaje :-).
I to na Twoich zdjęciach widać :-). Piękna podróż. -
Piekne zdjecia , ciekawy i przydatny opis, Bali mam w planach :-)
-
...ja też się cieszę, że pasażerom z wodującego "737" nic się nie stało i ciesze się także, że Wam taka przygoda na Bali się nie trafiła!...
-
to był Lion, nowiusieńki samolot, chyba z 2 miesiące miał, dobrze że się nic nie stało ludziom
-
ta sama linia chyba :) na szczęście wszyscy żyją :) Podróż piękna okraszona fantastycznymi zdjęciami :)
-
my tam 747 lądowaliśmy i startowaliśmy
-
Sławek,widziałam lądowanie.
Nie chciała bym być na miejscu tych pasażerów. -
Bardzo fajna podróż z mnóstwem bardzo udanych zdjęć, jeszcze tu wrócę :)
-
widziałaś samolot w Denpsar jak wylądował ?
-
Z wielką przyjemnością oglądnąłem Twoje zdjęcia i na 100% jeszcze wrócę. Kilka z nich jest wspaniałą ucztą do oczu. Wspaniale miejsce i świetnie pokazane na zdjęciach. Klimaty z pól ryżowych, a także zdjęcia plenerowe wspaniale oświetlone.
SUPER!
Pzdr/bARtek -
Sławku....miło mi,że wszystko to,czego doświadczyłeś,poczułeś i zapamiętałeś nasze zdjęcia Ci przypomniały-)
Ja też dziękuję za tak miły odbiór-) -
My byliśmy tam w 2007, ale po obejrzeniu Waszych zdjęć przypomniały mi się te zapachy, kolory, roślinki, świątynie, wszystko tam jest inne niż u nas. Też byliśmy oszołomieni tym wszystkim. Dzięki.
-
Obejrzałem i przeczytałem całość. Świetnie napisana relacja i rewelacyjne zdjęcia. Przeglądanie Twoich podróży to prawdziwa przyjemność. A na kolejne spotkanie z Australią już się cieszę.
Serdecznie pozdrawiam -
jak my tam byliśmy, to wcale nie było ludzi, aż się dziwiłem, zdecydowanie więcej było nad Jeziorem Bratan
-
Marger...kolejne spotkanie z Australią będzie-)
-
Smok....dokumenty się znalazły w plecaku-)
Tam tyle kieszonek,że nawet policja tego nie odkryła.
Dzieki,że przeczytałeś ten kryminał-) -
Voyager...na południu byliśmy,ale w tej świątyni nie.Sa one do siebie podobne ,a my unikaliśmy tłumów i uciekaliśmy gdzie pieprz rośnie-)
-
Z przyjemnoscia jeszcze ogladnalem zdjecia... Przypomnialem sobie w ten sposob swoj wlasny pobyt na tej wyspie i te wszystkie miejsca...
Pozdrowienia :-) -
Hooltayka, piekną opowiesc nam tu zaprezentowlas. Jak zwykle czyta sie jednym tchem - ten styl i wartkosc akcji wciaga jak powiesc detektywistyczna :-) Zreszta maly kryminal wrecz przezylismy, z tym portfelem... Ale w koncu nie dowiedzialem sie a moja ciekawosc siega zenitu - to gdzie go w koncu Marek znalazl????
-
piękna podróż, piękne zdjęcia, dobrze że nie muszę zazdrościć, bo udało nam się zobaczyć tę piękną wyspę
-
Czekałem na czwarte spotkanie z Australią a tu niespodzianka. Będę wpadał wieczorami na dłużej bo czytania i oglądania dużo. Świetnie.
A na czwarte spotkanie z Austarlią czekam dalej :)
Pozdrawiam -
Marek chyba ni narzekał na brak chmurek :)
-
a w Taman Ayun nie byliście?
-
warto było czekać, przynajmniej tutaj część miejsc mogłem rozpoznać, zdjęcia super, jak zwykle
-
cieszę się, że pokazałaś nam kolejny etap swojej podróży przez pół świata, czekam na ciąg dalszy.
-
Podróż marzeń.Pozdrawiam
-
pierwsza!
Wyspa faktycznie rajska,w ubiegłym roku ponownie ją odwiedziłam i jestem jeszcze bardziej zauroczona.