2013-01-16 - 2013-01-25

Podróż Rapa Nui na Wielkanoc

Opisywane miejsca: Hanga Roa, Wyspa Wielkanocna (5168 km)
Typ: Blog z podróży

Oczywiście jak na nas przystało, nie obyło się bez przygód w drodze z Tahiti na kolejną wyspę Pacyfiku - Rapa Nui. Nic Wam nie mówi jej nazwa? W Polsce znamy ją jako Wyspę Wielkanocną. Ponad dziesięć godzin w opóźnieniu lotu, ale podobno to całkiem normalne. Trafić na tę maleńką wyspę (piętnaście na dwadzieścia kilometrów!) to nie lada wyzwanie. To najbardziej odizolowane miejsce na świecie: najbliższe wyspy Pitcairn są oddalone o ponad dwa tysiące kilometrów, a wybrzeże chilijskie o trzy i pół tysiąca!

Na lotnisku tradycyjnie z naszyjnikami z kwiatów ('lei') wita nas Benjamin, szef zarezerwowanego przez nas campingu Tipanie Moana. Lotnisko jest co prawda położone o pięć minut na piechotę od centrum miasta, ale Rapa Nui (rdzenni mieszkańcy wyspy, pochodzenia polinezyjskiego) mają wrodzony niezwykły sens gościnności. Co do "centrum miasta", nie powinnam używać takiego sformułowania. Jedyne miasto na Wyspie Wielkanocnej, a właściwie miasteczko (wioskę) - Hanga Roa -, zamieszkuje pięć tysięcy osób. Nasza pierwsza misja to małe zakupy - ponieważ przylatujemy z zewnątrz Chile, nie mamy prawa wwozić ze sobą żadnych produktów spożywczych. Marudziliśmy na Moorei, że niełatwo wszystko dostać? Tutaj to jest dopiero zabawa. Przynajmniej nie ma wybrzydzania, się bierze co jest w jednym albo w drugim sklepie. I te ceny...każda rzecz kosztuje 2000 pesos chilijskich (ok 15 złotych): paczka makaronu, butelka wody 1,5l, tabliczka czekolady i dwie piersi z kurczaka. Przynajmniej łatwo podlicza się rachunek...  

Ciężko jest w kilku słowach wprowadzić do artykułu na temat Wyspy Wielkanocnej. Zasiedlili ją przybysze najprawdopodobniej z Polinezji około VIII wieku (chociaż niektóre teorie mówią o osadnikach z Ameryki Południowej). Przez kilka wieków budowali ogromne posągi ze skał tufowych, Moai. Rozmiary tych, które znaleziono, idą od sześciu do dwudziestu jeden metrów, a ich waga od dziesięciu do dwustu ton (same kapelusze 'pukao' ważyły kilka ton, a ustawiano je na głowach gotowych już Moai...). W niedzielę wielkanocną roku 1722, wyspa została "odkryta" przez Holendra Roggeveena. Zbiega się to w czasie z momentem upadku tej tajemniczej cywilizacji (choroby? deforestacja? kanibalizm? wewnętrzne konflikty między Długo i Krótkouchymi? głód?). Gdy Cook przybił do wyspy w 1774 roku, nie było w tym momencie już żadnego stojącego Moai, wszystkie leżały przewrócone. Mieszkańcy wyspy zdążyli w międzyczasie przejść do nowego kultu boga Make-Make, człowieka-ptaka i wybić się wzajemnie w krwawych walkach. Katastrofalny cios to przybycie w połowie XIX wieku statku z łowcami niewolników z Peru. Uprowadzili oni około 1500 osób, co reprezentowało połowę populacji wyspy w tym króla, jego rodzinę oraz całą inteligencję (arystokrację i kapłanów) znającą pismo rongo-rongo (do dziś nikt nie potrafi go odczytać). Gdy po interwencji misjonarzy, Peruwiańczycy uwolnili Rapa Nui, została już ich tylko garstka, która zmarła w czasie podróży powrotnej (do wyspy dotarło tylko 15 osób...). A gwóźdź do trumny tej wymierającej cywilizacji był...francuski! Jean-Baptiste Dutrou-Bornier przybył w 1868 roku na Rapa Nui, ogłosił się królem, zadecydował o utworzeniu na wyspie wielkiej owczej farmy: połowę mieszkańców, w większości młodych, wysłał na Tahiti do pracy na plantacjach, a reszta była zatrudniona u niego. W 1876 roku, na wyspie pozostawało jedynie 110 prawdziwych Rapa Nui z czego tylko 36 miało potomstwo. Rok później Dutrou-Bornier został zamordowany przez tubylców (ponieważ porywał młode dziewice), a dziesięć lat później Chile zaanektowało Wyspę Wielkanocną. Do lat 60 XX wieku, Rapa Nui bez żadnych praw cisnęli się w rezerwacie w Hanga Roa, a wyspę eksploatowali Anglicy i marynarze chilijscy. Dopiero w 1966, nadano im prawa obywatelskie i narodowość chilijską, wprowadzono elektryczność i kanalizację, otwarto szkołę.

Dziś, wyspę zamieszkuje ponad pięć tysięcy osób, ale większość stanowią przybysze z kontynentu. Liczbę Rapa Nui szacuje się na około dwa, dwa i pół tysiąca. W 2007 roku, Chile przyznało Rapa Nui status "terytorium specjalnego" - by podtrzymać ich w tej polinezyjskiej inności, którą podkreślają na każdym kroku, w kulturze, którą się cieszą i odkrywają na nowo. Dodatkowo zamieszczam ich własną flagę Rapa Nui (oficjalną oczywiście pozostaje chilijska). Przedstawia ona 'rei miro' - symbol władzy, pokrewieństwa i tradycji zarezerwowany dla arystokracji. Jest to półksiężyc, na którego końcach znajdują się dwie wpatrujące się w siebie nawzajem twarze.  

Pierwszy dzień na wyspie jest słoneczny. Przeznaczamy go na spacer po Hanga Roa i na spotkanie z naszymi pierwszymi Moai. Maszerujemy wzdłuż wybrzeża w kierunku Ahu Tahai, wielkiego placu gdzie odbywały się niegdyś ceremonie, ale o których niewiele wiemy dzisiaj (najbardziej popularna teoria dotyczy królewskich pogrzebów). Wiemy jedynie z pewnością, że 'ahu' - wyłożone kamieniami pochodzenia wulkanicznego podwyższone platformy są święte, ważniejsze nawet od Moai (którzy są czymś w rodzaju strażników). Ahu Vai Uri to platforma na której stoi pięć Moai zachowanych w gorszym lub lepszym stanie. Ahu Ko Te Riku to jedyny Moai, który został odrestaurowany w stu procentach, z kapeluszem 'pukao' i białymi oczami z koralu.  

Tak jak przedtem na Nowej Zelandii i na Moorei, udajemy się wieczorem na spektakl kultury polinezyjskiej. Show na Rapa Nui jest trochę inny od poprzednich, bardziej wojowniczy i męski. Dziewczyny też bardziej kręcą tyłeczkami.   

Następne dni są...deszczowe. Nawet tutejsi nie rozumieją co jest grane, normalnie jesteśmy w samym środku lata! Na osiem dni na wyspie, przez pięć lało jak z cebra. Jak tu nie mówić o pechu?

Ale przecież nie będziemy siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć przez okno jak pada. Zabieramy się za położony na południowym krańcu wyspy wygasły wulkan Rano Kau. Chodzi o krater o wysokości 410 metrów, idealnie okrągły w którego wnętrzu znajduje się przepiękne, krystaliczne jezioro, zarośnięte tatarakiem. Ściana od strony oceanu jest częściowo zawalona, niczym okno widokowe. Na stromej krawędzi krateru jest położona odrestaurowana w latach 1974-1976 kamienna wioska ceremonialna Orongo. Dziś to jedno z niewielu miejsc na wyspie pozwalające zrozumieć wierzenia i sposób życia mieszkańców w poprzedniej epoce.

To z tej wioski został skradziony przez Anglików w 1869 roku przepiękny Moai Hoa Hakananai'a znajdujący się dziś w British Museum. Muzeum Luwru w Paryżu jest jednym z niewielu miejsc na świecie, mogących poszczycić się posiadaniem prawdziwego Moai z Wyspy Wielkanocnej w swoich zbiorach (i ten którego widzieliśmy poprzednio w Waszyngtonie też jest prawdziwy!).

W pewnym momencie historii, mieszkańcy wyspy odeszli od Moai na rzecz kultu boga Make-Make, czyli człowieka-ptaka. Raz na rok odbywała się wielka ceremonia w Orongo, przedziwny konkurs mający wskazać nowego człowieka-ptaka. Zwycięzca stawał się na okres roku żywym bogiem, rozpieszczanym przedmiotem kultu, któremu ofiarowano w nagrodzie kilka kobiet specjalnie wybielonych i utuczonych przez kilka miesięcy w jaskiniach (...!). Ale jednocześnie konkurs to nie były żarty: trzeba było zbiec ze stromego wulkanu do oceanu pełnego rekinów, dopłynąć wpław do maleńkiej wyspy Motu Nui oddalonej o kilometr i tam zdobyć pierwsze jajo rybitwy czarnogrzbietej, po czym dostarczyć je na miejsce startu (w całości!). Oczywiście na jajo nie wpadało się od razu, czasami trzeba było na nie czekać kilka tygodni... Cóż, co kraj to obyczaj... 

Korzystamy z wieczornego przejaśnienia by powrócić na Ahu Tahai i stamtąd podziwiać zachód słońca z dwoma Francuzami poznanymi na campingu. Ten piękny wieczór jest znakiem wyjątkowej pogody na następny dzień. Jedyny zaplanowany na ten tydzień przez prognozę. Decydujemy się więc wynająć samochód z dwójką Francuzów z naszego campingu. Planujemy objechać całą wyspę i zobaczyć jak najwięcej. Czeka nas dłuuuuuugi dzień...

Link do artykułu "Hanga Roa" na naszej stronie.

  • Flaga Rapa Nui
  • Mataveri
  • Daleko
  • Daleko
  • NO asfalt
  • Caleta Hanga Piko
  • Resto
  • Resto
  • Rapa Nui
  • Fale
  • Fale
  • Koń przy Armadzie
  • Surferzy
  • Laguna
  • Surfer
  • Ahu Tautira
  • Ahu Tautira
  • Caleta Hanga Roa
  • Laguna
  • Ahu Ko Te Riku
  • Ahu Ko Te Riku
  • Ahu Tahai
  • Akordeonista
  • Cmentarz
  • Spektakl
  • Spektakl
  • Spektakl
  • Spektakl
  • Spektakl
  • Spektakl
  • Spektakl
  • Spektakl
  • Hanga Roa
  • Rano Kau
  • Słynne wysepki
  • Słynne wysepki
  • Orongo
  • Orongo
  • Ahu Ko Te Riku
  • Ahu Tahai
  • Ahu Ko Te Roki
  • Hanga Roa
  • Ahu Tahai
  • Ahu Tahai
  • Ahu Vai Uri
  • Ahu Tahai
  • Ahu Ko Te Riku
  • Słońce już prawe zaszło
  • Ahu Ko Te Riku
  • Ahu Vai Uri

Dzisiaj, jak już wcześniej zapowiadaliśmy, wybieramy się w całodniową wycieczkę objazdową Rapa Nui samochodem. Miejmy nadzieję, że sprawdzi się prognoza pogody. Deszczu mamy już powyżej uszu, trochę słoneczka nam dobrze zrobi.

Ale powróćmy do samego początku - budzik został nastawiony na 4h30 (sic!), po to by na spokojnie dojechać do Ahu Tongariki, gdzie zaplanowaliśmy obejrzeć wschód słońca. Miejsce jest znane, odrestaurowała je ekipa japońska na początku lat 90. Jest to największy 'ahu' na wyspie, na którym ustawionych jest piętnastu Moai.

Droga jest niesamowita o tej godzinie: zero oświetlenia, mało tablic informacyjnych, asfalt na mniej więcej połowie trasy... Wreszcie, trochę przez przypadek wpadamy na tę przerażającą w ciemności piętnastkę. Póki co jesteśmy sami. Wrażenia są niesamowite - delikatne światło na horyzoncie za olbrzymami, niebo wciąż jeszcze gwiaździste, absolutna cisza poza szumem fal. W miarę jak brzask poranka jaśnieje, Moai stają się mniej straszne, wręcz nabierają fascynującego uroku. Piękne światło żółto-pomarańczowe nasilające się z każdą minutą ponad linią oceanu dodaje czaru temu niezapomnianemu momentowi.

Kiedy wreszcie światło zalewa roztaczającą się wokół polanę, zdajemy sobie sprawę, że wcale nie jesteśmy sami. Cała masa ludzi tak jak my postanowiła skorzystać z tego niesamowitego spektaklu ofiarowanego przez matkę naturę. Moment jest wyjątkowy, wszyscy szanują ciszę - jak gdybyśmy brali udział we mszy albo jakimś uroczystym przemówieniu. Odkrywamy również obecność kilkunastu dzikich koni. Hasają tu, brykają swobodnie jak małe kociaki, w ogóle nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji :)

Wracamy do naszego kowbojskiego samochodu (stary zdezelowany pick up) i udajemy się w stronę Rano Raraku, "żłobka" Moai, ich fabryki. To tutaj wyrzeźbione zostały wszystkie Moai (poza jednym), wykute bezpośrednio w skale - tuf wulkaniczny jest na tyle miękki, że poddaje się obróbce nawet przy użyciu prymitywnych, kamiennych narzędzi. Natomiast jak przetransportowano te kolosy z krateru do miejsc oddalonych nawet o kilkanaście kilometrów pozostaje tajemnicą. Wiadomo, że Moai budowano za każdym razem większe. Każde nowe dzieciątko było o kilka ton cięższe od poprzedniego. Największy kiedykolwiek wykuty Moai w dalszym ciągu znajduje się w Rano Raraku. Mierzy 21 metrów, a jego wagę szacuje się na 270 ton. Oczywiście nie został nigdy ukończony, niemożliwością pozostało przetransportowanie go na inne miejsce.

Jak już wspominaliśmy, budowa Moai została przerwana z dnia na dzień i nie wiadomo właściwie dlaczego mieszkańcy przestawili się na kult człowieka-ptaka. W kamieniołomie wulkanu Rano Raraku wciąż znajduje się ich prawie czterysta w różnym stadium obróbki: jest kilka ukończonych, wzniesionych u stóp wulkanu, kilkanaście rozbitych ("nieudanych", złamanych na wysokości karku) i całkiem sporo takich, których dopiero co rozpoczęto wykuwanie w tufie. Wyglądają jakby wypatrywały czegoś na horyzoncie, może jakiegoś znaku, by wstać i pójść w siną dal (jedna z legen Rapa Nui mówi o tym dniu) jak jakaś mistyczna armia. Na dodatek mają takie dzikie spojrzenie, normalnie ciarki przechodzą jak się na nie patrzy...

Kontunuujemy naszą rundkę po wyspię Rapa Nui. Kierujemy się na północ, w stronę dwóch pięknych plaż: Ovahe i Anakena. W zatoce La Pérousse spotykamy kolejne kuriozum wyspowielkanocne, chodzi o kamień magnetyczny Te Pito Kura ('pępek świata'). Naprawdę rozmagnetyzowuje busolę - wskazówka kręci się jak głupia we wszystkie strony! Według legend, wszyscy królowie wyspy posiadali moce magiczne. Do czarowania potrzebowali jednak tego okrągłego kamienia. Wykorzystywali go do koncentrowania swej energii, tak by "kazać iść posągom" na dane miejsce. Co ciekawe, podobne legendy o "magicznych" technikach budowlanych odnajdujemy również w starożytnym Egipcie oraz wśród Inków.

Na obiadowy piknik wybieramy drugą plażę - Anakena. Piękna, czysta ale niestety tłumnie przepełniona. To musi być jednocześnie jedyna plaża na świecie zawierająca dwa duże stanowiska archeologiczne. Jedno z nich, Ahu Ature Huki, akurat jest poddawany konserwacji - nie można więc go zobaczyć. Drugie, Ahu Nau Nau, odrestaurowano w 1979 roku z oczami. Z czasem je jednak zdjęto.

Nie możemy się powstrzymać przez powróceniem do Ahu Tongariki. Ich twarze nabierają zupełnie innego wymiaru w świetle dnia. Na południowo-zachodnim wybrzeżu znajduje się kilka 'ahu' gdzie Moai nie zostały odrestaurowane. Dla przykładu, na Ahu Vinapu, osiem Moai leży twarzą do ziemi, a kapelusze 'pukao' są porozrzucane na kilku metrach kwadratowych. Świadczą one o gwałtowności konfliktów między walczącymi przeciw sobie plemionami.

Kończymy nasze tournée Moai bardzo osobliwym Ahu Akivi. Najbardziej tajemnicze miejsce wyspy - jeśli myśleliście, że wiecie już wszystko o Moai, ten 'ahu' dowiedzie, że nie macie racji. Nie szanuje on bowiem żadnej z reguł, które udało nam się do tej pory ustanowić. Znajdują się wewnątrz ziem, a nie na brzegu oceanu. Jako jedyne wpatrują się w błękitną toń wody. Na dodatek ustawiono je specjalnie pod takim kątem, by mogły patrzeć na zachód słońca podaczas obu równonocy (mają więc znaczenie astronomiczne). Legenda mówi, że symbolizują one siedmiu synów Hotu Motua, pierwszego króla, ojców-założycieli tej niesamowitej cywilizacji. 

Nasza rundka, tak jak i dzień, dobiegają końca. Ponieważ jednak w czasie naszej wizyty wulkanu Rano Kau padało, postanawiamy tam wrócić (w końcu mamy samochód). Ten przepiękny dzień zakończy się przepysznymi lodami w porcie Hanga Roa, skąd można zaobserwować gigantyczne żółwie (symbol Rapa Nui), kilkunastu surferów i talpające się w wodzie dzieciaki. Naprawdę udało nam się z tym słonecznym dniem, zobaczyliśmy prawie wszystko - no poza wulkanicznym kraterem Puna Pau, fabryką kapeluszy Moai.

Link do artykułu "Rapa Nui, skarby wyspy" na naszej stronie.

  • Jeszcze przed wschodem słońca
  • Jeszcze przed wschodem słońca
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki z ptakiem
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • Rano Raraku w promieniach słoca
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • Półwysep Poike
  • Konie
  • Konie
  • Konie
  • Konie
  • Ahu Tongariki
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Widok na ocean
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Półwysep Poike
  • Ahu Tongariki
  • Rano Raraku
  • Tukuturi
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Poike
  • Rano Raraku
  • Oto jak wykuwano Moai
  • Ciekawe czego wypatrują?
  • Ślady po kuciach
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • Rano Raraku
  • W drodze na szczyt wulkanu
  • Kolejne słodkowodne jeziorko w kraterze
  • La Pérousse
  • Konie
  • Ahu Te Pito Kura
  • Magiczny kamień
  • Te Pito Kura
  • Fura
  • Północne wybrzeże wyspy
  • W drodze do Ovahu
  • Plaża Ovahu
  • Plaża Ovahu
  • Plaża Ovahu
  • Anakena
  • Anakena
  • Anakena i Ahu Nau Nau
  • Ahu Nau Nau
  • Ahu Nau Nau
  • Anakena
  • Anakena
  • Anakena
  • Anakena
  • Anakena
  • Anakena
  • Ahu Nau Nau
  • Turkusowa toń
  • Powrót do Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki za dnia
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • Ahu Tongariki
  • RIP
  • Ahu Vinapu
  • Tajemnicze Ahu Akivi
  • Ahu Akivi
  • Ahu Akivi
  • Ahu Akivi
  • Ahu Akivi
  • Hanga Roa z Rano Kau
  • Jezioro w kraterze Rano Kau
  • Jezioro w kraterze Rano Kau
  • Na koniec mały żart

Jak pewnie zrozumieliście, nie mieliśmy szczęścia meteorologicznego (no poza dwoma-trzema dniami). Musieliśmy znaleźć więc sposób na to, by zająć sobie jakoś czas podczas długich (całodziennych) opadów deszczu, tymbardziej, że przez opóźnienia samolotów, zostajemy na miejscu trochę dłużej niż było to przewidziane na początku. W końcu, mimo wszelkich perypetii, spędziliśmy wyśmienity czas na campingu Tipanie Moana. Jego nazwa oznacza w języku Rapa Nui kwiat plumerii białej, przepięknie pachnący i śliczny, rosnący dziko i gęsto na wyspie (na Moorei też było go pełno).

Właściciel campingu, Benjamin, to osoba o niespotykanym charakterze. Starszy sierżant w marynarce chilijskiej, który za dwa lata przechodzi na emeryturę. Zdecydował, że miesiące "wolnego" od morza przeznaczy na mały biznes na swojej wyspie ojczystej. Mimo, że ma dwoje pracowników, którzy zarządzają campingiem w czasie jego nieobecności, Benjamin przeznacza duuużo czasu na swoją "zabawkę". Pierwszego dnia, jak już wspominaliśmy, czekał na nas o 23h na lotnisku z naszyjnikami z kwiatów. Zawiózł nas do sklepu nocnego, bo nie mieliśmy nic do jedzenia. Zawsze chętny do rozmowy ze swoimi gośćmi (do których zwraca się "przyjacielu!") po hiszpańsku, angielsku, francusku i nawet po japońsku (kilka słów i wyrażeń ale mimo wszystko :p).

Ale... istnieje bardzo duża rywalizacja między wyspami polinezyjskimi - powiedzmy, że chodzi o zdrowe współzawodnictwo, którego podstawą jest duma z własnej ojczyzny. I kiedy powiemy Benjaminowi, że na Moorei zjedliśmy kolację przygotowaną w 'umu' (pamiętacie chodzi o tego podziemnego grilla), jego odpowiedź będzie ostra: "Łeeee, oni wcale nie umieją go dobrze przygotować, ja jestem mistrzem tej techniki! Nie wierzysz mi? Mogę ci nawet jutro zrobić 'umu' jeśli chcesz!".

Oczywiście chcieliśmy! Jak pamiętacie, 'umu' jest żmudne i kosztowne w przygotowaniu. Rezerwuje je się w Polinezji na rodzinne święta (śluby, narodziny, etc.). I to dlatego, gdy jest się turystą, ciężko jest spróbować tego specjału (no chyba że się zwyczajnie wypłacić w Tiki Village). A następnego dnia rano, jak Benjamin obiecał, tak zrobił!!!

Tutaj byliśmy przyjęci jak goście, a nie jak klienci, skąd ten specjalny punkt poświęcony campingowi. Dla ciekawostki dodam, że to najtańsze zakwaterowanie (kilkuosobowe pokoje i namioty) na całej Wyspie Wielkanocnej! 

Link do artykułu "Camping Tipanie Moana" na naszej stronie.

  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Makijaż
  • Makijaż
  • Makijaż
  • Makijaż
  • Makijaż
  • Makijaż
  • Makijaż
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu
  • Umu voilà!
  • Tipanie Moana
  • Tipanie Moana
  • Tipanie Moana

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. pt.janicki
    pt.janicki (02.04.2013 16:32) +4
    ...żeby tak jeszcze moai chciały zdradzić swoje tajemnice ... :-) ... !
  2. renata-1
    renata-1 (01.04.2013 21:30) +4
    fascynująca przygoda, faktycznie, można tylko pozazdroscić
  3. iwonka55h
    iwonka55h (01.04.2013 14:17) +5
    Super podróż.
  4. adaola
    adaola (01.04.2013 11:50) +5
    Gratuluję wspaniałej podróży i dziękuję za możliwość zwiedzenia Rapa Nui:)
  5. timu
    timu (01.04.2013 7:26) +6
    Fantastyczne miejsce,szkoda, że dotarcie tam tyle kosztuje ;)