Podróż W drodze na Podlasie
Korzystając z dobrodziejstwa długich weekendów postanowiliśmy spędzić kilka czerwcowych dni na Podlasiu. Planując trasę zauważyłem, że prowadzi ona niedaleko Kazimierza Dolnego. Obok Kazimierza jest Janowiec. Grzechem byłoby nie zajrzeć.
Najpierw zaglądamy do Janowca by obejrzeć monumentalne ruiny dawnej siedziby Firlejów. Kiedyś był to jeden z największych zamków w Rzeczpospolitej. Dzisiaj wydaje nam się, że są to jedne z najpiękniejszych ruin. Na naszą entuzjastyczną opinię mają niewątpliwie wpływ ‘piękne okoliczności przyrody’. Czerwcowa zieleń jest tak soczysta… Do tego piękna pogoda z błękitnym niebem i obłoczkami.
Obok zamku znajduje się park z malowniczym typowo polskim dworkiem.
Po takim wspaniałym początku dnia wydawało się, że dalej będzie jeszcze piękniej bo jedynie przeprawa promowa dzieliła nas od Kazimierza Dolnego – miasta perełki. A obraz jaki pozostał w głowie, choć precyzyjniej to pewnie w sercu, po poprzednich wizytach w tym miasteczku był taki sielankowy. Senna atmosfera małego miasteczka, wybrukowany kocimi łbami malowniczy rynek wznoszący się ku kościołowi farnemu z charakterystyczną studnią pośrodku, renesansowe kamieniczki i wspaniałe panoramy ze wzgórza zamkowego i Góry Trzech Krzyży. Cóż za szok przeżyliśmy jak zamiast tego zobaczyliśmy dzikie tłumy, rynek szczelnie zastawiony kramarzami wszelakimi a w całym mieście i okolicach słychać było niewyobrażalne wrzaski dobiegający z ogromnej sceny ustawionej pośrodku. Mieliśmy niebywałe szczęście trafić na Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych połączony z ludowym jarmarkiem… Uwaga to jest impreza cykliczna i odbywa się corocznie w czerwcu!
Po kilku chwilach spędzonych w wyjątkowo ‘przytulnym’ tego dnia rynku, zjedzeniu obowiązkowego koguta od Sarzyńskiego uciekliśmy na Górę Trzech Krzyży. Tu było niewiele lepiej… Po raz pierwszy z ulgą i radością wyjeżdżałem (uciekałem) z Kazimierza. Ale kto wybiera się w takie miejsce w długi weekend?!
Późnym popołudniem docieramy na Podlasie. Nocujemy w pięknym dworku w miejscowości Bubel-Granna 200m od granicy z Białorusią. Wieczorem jest czas by pójść na spacer po pięknej okolicy. Cisza, spokój, piękna przyroda, bociany… Tak właśnie sobie wyobrażałem Podlasie. Idę nad Bug. Po drugiej stronie rzeki jest już Białoruś. Mimo że jest to granica nie tylko między dwoma państwami ale wręcz światami, a do tego tuż przed moją podróżą stosunki Polski z Białorusią po raz kolejny się zaogniły, nie ma żywego ducha. Nie spotykam żadnego żołnierza po naszej stronie, nie widzę też nikogo po białoruskiej…
Tego dnia mamy zamiar zobaczyć Grabarkę. Miejscowi radzą nam by zamiast jechać zaplanowaną trasą przez Siemiatycze, skorzystać z promu na Bugu do Niemirowa, co znacznie skróci drogę. Po dotarciu nad brzeg okazuje się, że prom do niewielka łódka na linie do której z trudem mieszczą się dwa samochody osobowe. Ten prom napędzany jest za pomocą rąk a raczej specjalnego drąga. Jakie było nasze zdziwienie jak ‘operatorem’ okazała się kobieta! Jak stwierdziła zastępuje męża, który się ‘pochorował’. Po przepłynięciu ucięliśmy sobie miłą pogawędkę z panią operator, ku jej uciesze bo jak stwierdziła dla niej to jedyna rozrywka z przyjezdnymi porozmawiać. Oczywiście pierwsze o co zapytaliśmy dlaczego nikt nie zastosuje jakiegoś silnika do napędu bo przecież XXI wiek a tu prom napędzany rękami i to kobiety… Bardzo się na to stwierdzenie obruszyła i stwierdziła, że straciłaby z mężem pracę a to tu jedyna dostępna praca i ta posada to marzenie wszystkich mieszkańców wsi. Wypaliła jednego papierosa, potem drugiego… Na przeciwległym brzegu zniecierpliwieni kierowcy klaksonami przywoływali prom… Pani operator tylko krzyknęła, że jak się nie podoba to niech jadą przez Siemiatycze… Klaksony potulnie zamilkły.
Niemirów to wieś, jak się dawniej określało, letniskowa na samej granicy z barokowo-klasycystycznym kościołem stojącym na dużym rynku.
Dojeżdżamy do Mielnika. W miejscowości tej wpływy wschodniej kultury i prawosławia zawsze były dość silne. Naszą uwagę zwraca stojąca na wzgórzu XIX-wieczna cerkiew. W środku jest pop, który bardzo się ucieszył z naszej wizyty i z zapałem zaczął opowiadać o swojej parafii, prawosławiu. Pochwalił się m.in. tym, że w Mielniku współczynnik wyznawców prawosławia do całości mieszkańców jest najwyższy w Polsce. Z czasem jego opowieści przybierały coraz dziwniejsze treści i jak próbował nam wmówić że zbrodnia katyńska jest bezpodstawnie nagłaśniana przez Polaków stwierdziliśmy, że na nas już czas…Docieramy do Grabarki. Podchodzimy pod Wzgórze Pokutników. Tysiące krzyży robi ogromne wrażenie. Duże, małe, nowe, stare, drewniane, metalowe... Przyniesione przez pielgrzymów dla których Grabarka jest ‘Częstochową prawosławia’. Na szczycie stoi cerkiew Przemienienia Pańskiego, której niewielkie rozmiary trochę zaskakują. Jeszcze kilka łyków wody z cudownego źródełka i jedziemy dalej.
W Siemiatyczach zwraca naszą uwagę współistnienie a może nawet rywalizacja dwóch religii. Trochę klimaty jak u Bromskiego w „U Pana Boga za piecem”. Nawet na nowych osiedlach stoją obok siebie nowe świątynie zarówno prawosławne jak i katolickie.
Na dłużej zatrzymujemy się w Drohiczynie. Kiedyś stolicy Podlasia, dziś jakby na uboczu ale może właśnie dzięki temu jest to miejsce niezwykłe, pełne uroku. Liczba wspaniałych kościołów w tak niewielkiej miejscowości zaskakuje ale jest świadectwem dawnej świetności. Drohiczyn był ulubioną siedzibą księcia Witolda, który tak ukochał to miasto, że podobno kazał spalić je po swojej śmierci, aby nie dostało się w inne ręce.
Na koniec dnia trafiamy do Korczewa by obejrzeć późno klasycystyczny pałac Kuczyńskich.
Ostatni dzień na Podlasiu. Jest niedziela, w Starym Bublu trafiamy na mszę. Stary, pachnący drewnem kościół gdzieś w maleńkiej wiosce na granicy z Białorusią. Jesteśmy chyba jedynymi ‘z zewnątrz’.
W Starym Bublu możemy podziwiać setki bocianów. Gniazdo jest na każdym słupie. Podobno bocianów jest tu więcej niż mieszkańców. Klekot siedzących w gniazdach bocianów zagłusza wszystko. Dodatkowo bociany prostują skrzydła jakby pozowały do zdjęcia. To można zobaczyć i przeżyć chyba tylko na Podlasiu.Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Piękny zakątek Polski,pozdrawiam serdecznie
-
Bardzo interesująca galeria. Z przyjemnością ją sobie obejrzałem.
-
Piękne strony zupełnie mi nieznane i to w super relacji:) Jak zawsze u Ciebie bardzo mi się podobało:) Do Podlasia ciągnie mnie od pewnego czasu - myślę, że w końcu muszę się tam wybrać, bo tyle tam wspaniałości, że aż głowa boli. Bardzo miło spędziłem tutaj czas i dziękuję za to:) Pozdrawiam!
P.S. Co do długich weekendów to z jednej strony tłumy straszne a z drugiej strony grzechem byłoby gdzieś nie jechać. Ale jak to pogodzić? Ano nie jechać nigdzie w Polskę! Bo gdy u nas są długie weekendy, u naszych sąsiadów czy dalej też już wcale nie. Więc zamiast męczyć się stojąc w korkach na drogach, przeciskać na szlakach jeden obok drugiego na polskich górach, czy czekać długo na zamówienie obiadu w restauracjach, a w miastach nie mogąc zrobić fajnych fotek, bo wszędzie tłumy, lepiej pojechać (czy polecić) gdzieś za granicę, a Polskę zostawić sobie na zwiedzanie w normalne dni tygodnia podczas urlopu. -
piękne miejsca
-
Na Podlasie zawsze plus!
-
...warto było się puścić ...w taką drogę!...
-
Jak zawsze u Cibie ciekawie opisana podróż. Fantastyczne zdjęcia z Podlasia i nie tylko. Pozdrawiam:)
-
Niezwykle sielska podróż w piękne strony,w których nigdy nie byłam.
Przyjemnie sie oglądało.
Bociany super!
Pozdrowienia-) -
Bardzo mi się podobało :))
-
no właśnie z tymi długimi weekendami to jest problem bo z jednej strony jest czas wolny i grzech gdzieś nie pojechać a z drugiej strony wtedy wszędzie tłumy...
zwykle staram się omijać wtedy takie popularne miejsca ale nie zawsze się da...
z drugiej strony przejeżdżając koło Kazimierza kto by się nie zatrzymał ?! -
ja jeszcze niedawno też lubiłam wypady weekendowe, ale tłumy ludzi, którzy uważają podobnie i też w tym czasie zwiedzają sprawiły, że od tego roku wolę wyjechać w innym terminie niż długie weekendy.
-
Wspaniałą podróż sobie zafundowałeś!:) Dobrze,że mamy długie weekendy:)
Z przyjemnością czytam i przeglądam. I trochę zazdroszczę mimo tłumu w Kazimierzu,do którego jeszcze nie dojechałam,albo skręciłam nie w tę stronę:) Chyba wpadnę tam kolorową jesienią:)) -
super podróż przypomniałeś mi nasz ubiegłoroczny wyjazd na Podlasie, zdjęcia też piękne.