2012-04-06 - 2012-04-08

Podróż Isle of Wight - Brytyjski Cape Canaveral (albo Baikonur)

Opisywane miejsca: Isle of wight, The needles, Shanklin, Sandown, Ventnor (51 km)
Typ: Blog z podróży

Isle of Wight to wyspa brytyjska na Kanale la Manche (Angielskim z wyspiarskiego punktu widzenia), oddalona 5 kilometrów od południowego wybrzeża Anglii. Przez lata słynąca przede wszystkim z przemysłu stoczniowego – to tutaj w Cove, przez firmę J. Samuel White zostały zbudowane ORP Grom oraz Błyskawica. Tutaj też powstał pierwszy na świecie wodolot.

Isle of Wight jest dosyć popularna wśród Anglików, ze względu na swoje walory  turystyczne, a także historię. Na północy wyspy, w East Cove mieściła się ulubiona rezydencja letnia królowej Wiktorii - obecnie otwarty dla zwiedzających Osbourne House. Tutaj też Brytyjczycy przeprowadzali pierwsze testy swoich rakiet kosmicznych i stąd wystrzeliwali pierwsze satelity. Odbywają się tu także liczne festiwale muzyczne, wyspa jest także, bardzo polecana  rowerzystom. W bibliotekach i księgarniach można znaleźć liczne i obszerne opracowania na ten temat. Wyspa reklamowana jako „raj dla rowerzystów”, przekonała nas do siebie na tyle, że zdecydowaliśmy się spędzić tam nasze Święta Wielkanocne wraz z rowerami.

Przeprawienie się przez kilkumilową cieśninę Solent nie trwa długo ani nie stanowi zbyt wielkiego wyzwania; promy wypływają z Portsmouth Southsea oraz Lymington co godzinę, za to koszty mogą być znaczne, jak na tak krótki rejs, szczególnie w weekendy. My wybraliśmy opcję drugą, ze względu na łatwiejszy dojazd.

Aby zdążyć na poranny prom o 7:45, musieliśmy wyruszyć z domu dosyć wcześnie, bo około 5. Jako, że drogi wczesnym porankiem w Wielki Piątek były puste, na miejsce dotarliśmy z porządnym marginesem czasowym, bo mogliśmy jeszcze pomachać pasażerom odpływającym godzinę wcześniej. Rejs do Yarmouth trwał trochę mniej niż pół godziny. Po szczęśliwym wylądowaniu udaliśmy się na parking na południu wyspy, przy Freshwater Bay, żeby tam przesiąść się na rowery i udać się do pierwszej atrakcji na naszej liście czyli the Needles.

  • Lymington
  • Załadunek na prom
  • Nie byliśmy jedynymi
  • Odbijamy!
  • Na promie - rzut oka na wschód
  • i na zachód, czyli w kierunku Bournemouth
  • Freshwater Bay
  • Freshwater Bay

Wybierając się do miejsca określanego jako „raj dla rowerzystów”, spodziewałem się czegoś przynajmniej przypominającego duński Bornholm. Jakież było moje ździwienie, gdy po ruszeniu rowerem w trasę nie udało mi się namierzyć żadnej ścieżki rowerowej, oddzielonej choćby przerywaną linią od drogi dla samochodów. Cóż może Anglicy inaczej pojmują raj.

Celem wycieczki było dotarcie do najdalej oddalonego na zachód punktu wyspy nazwanego the Needles, czyli „igieł”. Nazwa ta wzięła się od kształtu kredowych skał w tamtym miejscu, a szczególnie jednej zwanej „Żoną Lota” której niestety dziś nie można podziwiać, bo została zniszczona przez sztorm w 1764 r. Szczęśliwie zachowała się jednak na rysunkach: KLIK

Trasa o długości 5 km nie była ekstremalnym wyzwaniem, chociaż trzeba było pokonać kilka górek i trochę uważać na samochody.

Po około godzinie dotarliśmy do powoli zapełniającego się parkingu z wesołym miasteczkiem przy Alum Bay, gdzie zostawiliśmy nasze rowery i kontynuowaliśmy naszą wędrówkę już na własnych nogach. W końcu dotarliśmy na skraj klifu, gdzie mieści się historyczna bateria dział (the Needles Battery), które służyły do obrony przeciwlotniczej i przeciwokrętowej podczas I i II wś. Nieużywana po wojnie, obecnie jest dostępna dla zwiedzających pod szyldem National Trust.

Innym ciekawym miejscem, które zobaczyliśmy, jest leżące nieopodal High Downs, które służyło za poligon dla rakiet balistycznych, na co nie można wpaść patrząc na idealnie wyprofilowaną łąkę na szczycie klifu, w którym wykute są liczne korytarze służące kiedyś za laboratoria. Obecnie niektóre z pomieszczeń udostępnione są dla zwiedzających.

Po spędzeniu kliku chwil na zwiedzaniu instalacji militarnych, oraz posileniu się herbatą z ciastkiem, w kawiarni z widokiem na morze, skierowaliśmy nasze kroki na plażę przy zatoce, aby móc pooglądać klif z dystansu, a następnie ruszyliśmy w drogę powrotną na parking przy Freshwater Bay.

  • Klif przy Alum Bay
  • Klif przy Alum Bay
  • Droga prowadząca do "Igieł"
  • Wnioskuję, że to miejsce to jest
  • dosyć wietrzne
  • Widok na Alum Bay
  • Prawie u celu
  • "Stara Bateria"
  • XIX w. działa w "Old Battery"
  • The Needles, czyli "Igły"
  • Zbliżenie na "Igły"
  • W bunkrach wykutych w klifie
  • Widok na południe z High Downs
  • Widok na Alum Bay
  • "Igły" z daleka
  • Ciekawy klif

Następnym punktem programu było miasteczko w którym postanowiliśmy się zatrzymać na noc. Shanklin uważane jest za najbardziej popularny kurort wyspy, tytuł ten zawdzięcza ono przede wszystkim swojej ogromnej piaszczystej plaży, ale oferuje też kilka innych atrakcji przyciągających rzesze turystów.

Ciekawie prezentuje się część miasteczka zwana „starą wsią” (Shanklin Old Village), gdzie zachowały się najstarsze budynki miasta w których mieszczą się sklepy z pamiątkami, a także przeróżne kawiarnie, hotele i oczywiście puby. Prawie wszystkie budynki w tym rewirze, są pokryte strzechą, co sprawia wrażenie (gdy akurat nie ma samochodów), jakbyśmy przenieśli się 500 lat wstecz, albo weszli na plan jakiegoś filmu historycznego. Jeżeli ktoś szykuje się na kolację w tej okolicy w sezonie, albo w weekend, zalecam zrobienie rezerwacji, bo bardzo trudno gdziekolwiek znaleźć stolik.

Innym popularnym miejscem, szczególnie wśród dzieci jest Shanklin Chine, najstarsza atrakcja turystyczna wyspy. Jest to coś w rodzaju parku botanicznego utworzonego w bardzo wąskim i stromym wąwozie. Podobno można się tutaj natknąć na rude wiewiórki, co jest rzadkością w Anglii, niestety nie było nam to dane. Ciekawostką jest że w czasie lądowanie w Normandii, przez park przechodziła rurociąg PLUTO (Pipe Line Under the Ocean, nic związanego z Disneyem), który zasilał wojska sprzymierzone po drugiej stronie kanału w paliwo. Na miejscu można zobaczyć jego pozostałości.

 

  • Promenada w Shanklin
  • Knock Cliff na południu
  • Ryby w Shanklin Chine
  • Shanklin Chine
  • Shanklin Chine
  • Shanklin Chine
  • Plaża w Shanklin
  • Plaża w Shanklin
  • Plaża w Shanklin
  • Ciekawe zjawisko motoryzacyjne
  • i inne, jeszcze ciekawsze
  • Shanklin Old Village

Pomimo, że infrastruktura rowerowa wyspy mocno zawiodła i nie dostaliśmy tego co było w katalogach, nie dawaliśmy za wygraną i ponownie dosiedliśmy rowerów. Tym razem mieliśmy podjechać do Sandown, miasta podobnie jak Shanklin wyraźnie zorientowanego na turystę plażowego. Jako, że Sandown od Shanklin dzieli zaledwie kilka kilometrów, postanowiliśmy dotrzeć tam okrężną drogą, by uniknąć samochodowego ruchu, oraz móc napawać się pięknem angielskiej wsi.

Niestety ku naszemu rozczarowaniu mniej uczęszczane trasy też obfitowały w ruch samochodowy, jednak w końcu udało nam dotrzeć do parkingu w Sandown, u podnóży klifu Culver widocznego z Shankling.

Następnie, już na piechotę podjęliśmy się wspinaczki na jego szczyt, aby się trochę rozejrzeć po okolicy. Pomimo, że nie jest on rekordowo wysoki (99m. n.p.m.), ale wystarczyło to żeby stał on się najpopularniejszym miejscem dla samobójców na wyspie.

W nagrodę za jego zdobycie, mogliśmy podziwiać obelisk postawiony na cześć Charlesa Andersona-Pelham (Yarborough Monument), założyciela „Królewskiej Eskadry Jachtowej” (Royal Yacht Squadron), dowódcę marynarki oraz polityka żyjącego przez wiele lat na wyspie.

  • Culver Down
  • Culver Down
  • Sandown widok z podejścia na klif
  • Sandown widok z podejścia na klif
  • Szczyt Culver Down, widok na pn
  • Szczyt Culver Down, widok na pn
  • Angielska wieś
  • Yarborough Monument
  • Yarborough Monument
  • Widok na południe
  • Widok na południe
  • Wyspiarskie króliki

Już jak cywilizowani ludzie, czyli samochodem udaliśmy się na południe wyspy, aby zdobyć najwyższy punkt wyspy, mierzący 241 m. n.p.m. St. Boniface Down . Podejście od strony Nansen Hill było dosyć łatwe, jednak pogoda trochę zepsuła wrażenia, bo nie dane nam było podziwiać panoramy wyspy, przez deszczową i mglistą pogodę.

Wzgórze opuściliśmy stokiem południowym, wprost na uroczo położone miasteczko Ventnor. Pokręciliśmy się po jego krętych uliczkach, angielskim zwyczajem zatrzymaliśmy się na ciastko z herbatą i udaliśmy się w drogę powrotną. Tym razem wzdłuż plaży na pn-wschód, a później lasem od strony Steel Bay udało nam się dotrzeć na parking.

Ambitny plan zakładał też pokręcenie się po Yarmouth, miasta z którego mieliśmy wziąć powrotny prom. Niestety po raz kolejny obfity deszcz spowodował, że plany spełzły na niczym. Zamiast kręcić się po mieście utknęliśmy w pubie.

Niemniej całą wycieczkę należy uznać za udaną, chociaż wiele zostało jeszcze do zobaczenia, szkoda tylko było zachodu z rowerami (musiałem zamówić dodatkowe mocowania na dach), bo niestety wbrew marketingowi, daleko jeszcze temu miejscu do „raju dla rowerzystów”.

  • St. Boniface Down
  • Radiostacja na St. Boniface Down
  • St. Boniface Down
  • St. Boniface Down
  • Widok na Ventnor
  • Widok na Ventnor
  • Idąc w kierunku Ventnor
  • Ventnor - plaża
  • Ventnor - wybrzeże
  • Ventnor - idąc wzdłuż wybrzeża
  • Pułapka na homary
  • Szlakiem przez las
  • Zmutowane drzewa
  • Mała pomoc we wspinaczce...
  • ale i tak nie jest łatwo

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. cairos
    cairos (21.02.2013 10:00) +1
    Bardzo ciekawe miejsce. Znów poznałem coś nowego. Fajnie się oglądało i czytało.
  2. marger22
    marger22 (19.02.2013 21:53) +3
    Fajne miejsce, piękne widoki a pogoda ... chyba typowa wyspiarska... a końcowe 'utknięcie w pubie' chyba też całkiem przyjemne :)
    pozdrawiam
  3. iwonka55h
    iwonka55h (19.02.2013 19:39) +2
    W sumie fajna wycieczka, nie przejmuj się brakiem pogody. Ja trochę jeździłam rowerem i wiem, że po jakimś czasie w pamięci zostaną tylko miłe wspomnienia a o tym co niemiłe wspomina się ze śmiechem.