2012-06-13 - 2012-06-14

Podróż Wyspy Eolskie 6, Filicudi

Opisywane miejsca: Rinella, Pecorini a mare, Filicudi porto, Filicudi (21 km)
Typ: Blog z podróży

O idei tej podróży, jej programie, oraz informacjach na temat wysp można przeczytać w podróży Urodziny na czynnym wulkanie. Wcześniejsze etapy podróży:

Etap 1 - Lipari, etap 2 - Salina, etap 3 - Panarea, etap 4 Stromboli, etap 5 Ginostra 

===========================

Mimo silnego wiatru w nocy, który nie dawał mi spać (bałam się, że aliscafo, czyli wodolot ominie Ginostrę...) - jednak przypłynął. Członek załogi, kiedy powiedziałam, że płynę na Filicudi mruknął: no nie wiem, czy zdążymy... Postanowiłam się nie przejmować.

W Salinie mamy dziesięć minut spóźnienia, wodolot na Filicudi miał prawo już odpłynąć, ale czeka! To znów Calypso! Razem, w dwa wodoloty płyniemy do drugiego portu Saliny, Rinella. Mam wrażenie, jakby się goniły...

Szybki załadunek, załoga odwiązuje liny, odpływamy – a tu pomostem biegną jakieś kobiety i machają, krzycząc – Filicudi, Filicudi! I co na to załoga? A no cóż, wodolot zwalnia, wraca, na nowo cumuje, na nowo stawiany jest pomost, spóźnialskie wsiadają, dziękują i nikt się na nie nie gniewa, nikt nie ma pretensji...

  • Kurs Filicudi  (z lewej Alicudi)
  • Najpierw przystanek w Rinella na Salinie
  • Wpływamy do portu w Rinelli na Salinie
  • Wyplywamy z Rinelli
  • Alicudi z lewej a my na Filicudi  po prawej
  • Przed nami Filicudi

Na Filicudi wysiadam i wypatruję osób, oferujących noclegi. Jakiś facet coś duka po angielsku, pytam o nocleg na jedną noc. Mówi, że chyba jest to możliwe i prowadzi mnie do przyportowych zabudowań, po drodze oferując swoje usługi jako taksówkarza.

Mówi, że może mnie obwieźć po wyspie, pokazać wszystko co tu jest ciekawego. Pamiętam taką wycieczkę na Linozie, gdzie naprawdę, warto było, dlatego pytam o cenę. Coś wylicza, wychodzi jakaś astronomiczna suma. No tak, bo jestem sama... Mówię, że nie stać mnie na takie atrakcje, a on na to, że i tak będę musiała pojechać „na drugą stronę”, bo tylko tam można kupić bilet na wodolot. No tym mnie zastrzelił... A jaka to odległość, pytam. Mówi – 15 kilometrów... A to ładny numer...

Na razie klucząc (to mi przypomina nieco arabskie zabudowania i jakby podobny standard...) wchodzimy do baru la Scogliera, gdzie przedstawia mnie tęgiej kobiecie. Ta mówi – teraz nie ma pokoju, bo się sprząta. – Nie musi być teraz, a ile by kosztował? – Jedna osoba, jedna noc - 30 euro. OK, zgadzam się, bo moje poszukiwania w internecie nie przyniosły skutku, a najniższe ceny jakie znalazłam to było koło 50 euro...

Prowadzi mnie jakimiś krętymi schodami do pokoju, mam wrażenie, że nie jestem w stanie tej drogi zapamiętać. Na pierwszy rzut oka pokój wydaje mi się bardzo marny, no ale czego mi trzeba. Jest łazienka, są dwa tarasy, jeden wewnętrzny, drugi z widokiem na morze.

Czego mogę chcieć więcej? Na moje pytanie o możliwość przechowania netbooka pani wyraźnie reaguje lękiem... Przynosi reklamówkę i z nabożeństwem wkłada tam komputer...

Pokój dopiero będzie sprzątany, więc szybko przebieram się, biorę to, co mi się wydaje potrzebne przez cały dzień i wychodzę. Pani mówi mi, że nie trzeba brać taksówki, żeby dostać się „na drugą stronę”: - Widzę, że jest pani piechurem – zauważa, patrząc na moje strombolańskie buty. Można tam dojść w godzinę!

A więc idę, wiem, że to daleko, więc podejrzewam, że spędzę cały dzień poza domem. Mogła mi powiedzieć coś jeszcze, ale ... nie uprzedzajmy wypadków...

  • Przystań
  • Przystan
  • Zabudowania
  • Wybrzeże
  • La scogliera,  schodkami na górę
  • Dom
  • Z lewej bar la Scogliera,
  • Bar la Scogliera,  tu pytam o nocleg
  • Mój pokój
  • Pokój skromny ale jest ok
  • Mój pokój
  • Wyjście na taras
  • Taras i wejście do pokoju
  • Mój taras ze stołem,
  • Widok z tarasu
  • Drugi  wewnętrzny taras
  • Zabudowania w porcie
  • Pecorini a Mare
  • Na wybrzeżu
  • Mehari
  • Pecorini a Mare,  droga idzie w górę, a ja z nią...

Idę drogą. Mam ze sobą maleńką mapkę z przewodnika, próbuję coś z niej zrozumieć. Nie jest sympatycznie iść szosą, ale nie widzę innej możliwości. Szosa pnie się serpentynami coraz wyżej i wyżej. Wiem z przewodnika, że odległość między dwiema miejscowościami, czyli Filicudi Porto a Pecorini a Mare nie jest taka duża, ale problem polega na tym, że droga wije się serpentynami, tam i z powrotem... Widoki są cudne, więc idę.

W pewnym momencie widzę tabliczkę: „skrót do starej ścieżki” (czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie). Skrót prowadzi w górę. Iść wygodnie szosą, czy piąć się skrótem do jakiejś ścieżki? Wybieram skrót... Doprowadza mnie do wygodnej ścieżki widokowej, z której, po pewnej chwili widać Alicudi i zbocze Filicudi. Z nazwy ścieżki oraz mapy wnioskuję, że chodzi zapewne o Capo Graziano, gdzie znajdują się prehistoryczne wykopaliska. Jednak nigdzie tu nie widzę żadnych wykopalisk...

Dochodzę do końca ścieżki, wydaję z siebie okrzyki zachwytu, po czym wracam do drogi.

  • Droga prowadzi serpentynami
  • Widoki
  • W dole przystań,  a te serpentyny to moja droga
  • Wzgórze nade mną
  • Od drogi odchodzi ściezka panoramiczna
  • Spotkanie
  • Z bliska
  • Alicudi,  jutro tam bedę
  • W oddali la Canna
  • Koniec scieżki
  • Skała
  • Skały Canna i Montenassori
  • Ponowne spotkanie
  • Wracam na drogę
  • Oddpoczynek

Idę dalej.

Po drodze: pcham się na jakiś szlak w górę, gdzie mija mnie jakiś bolid z dwoma mężczyznami, którzy pytają, czy mnie podrzucić... Nie bardzo sobie wyobrażam jak bym się mogła zmieścić, poza tym nie wiem gdzie oni jadą – mijają mnie, gnając w górę. Potem wracam, zjeżdżając w pyle po żużlowatej ścieżce.

Im dalej idę, tym bardziej mapa nie zgadza mi się z tym co mijam. Muszę pamiętać, że moja wycieczka ma na celu nie tylko zapoznanie się z wyspą, ale muszę też kupić bilet na jutrzejszy wodolot na Alicudi!

Widzę zbiorowisko domów i kościół, schodzę w dół, bo tam wydaje mi się, że coś się dzieje. Jest port. Pewnie tam będzie kasa biletowa. Ale zaraz, zaraz, przecież na Filicudi jest jeden port! Ten, który widzę, to chyba port, w którym wysiadłam! To gdzie ja jestem??? Tu się nic nie zgadza!

Jedno co widzę – a czego nie powiedziała mi signora w la Scogliera, to ta ścieżka, która wyraźnie prowadzi w dół, do portu. Czyli nie musiałam wcale iść szosą serpentynami, po sąsiednim wzgórzu, mogłam od razu z portu pójść ścieżką w górę na to wzgórze, byłoby o wiele szybciej, no, może nie dotarłabym na tamtą ścieżkę widokową...

Idę znów w górę, no bo nie mam wrócić do mojego portu, tylko szukać „tamtej strony”, czyli pewnie Pecorino a Mare, z kasą biletową i może sklepem, morze barem... Odpoczywam, zjadam resztę prowiantu, piję wodę. Jest szosa. Idę dalej.

Dochodzę do jakiejś miejscowości, jest restauracja, a w niej wielka mapa wyspy. Przy stolikach jacyś mężczyźni. Wchodzę, witam się. Proszę o wyjaśnienie, gdzie jestem i gdzie ta nieszczęsna kasa. Pytam o miejscowość Pecorini a Mare, a oni mówią mi, że ... tu właśnie jestem! Nic nie rozumiem!

Po dłuższej chwili wreszcie dochodzi do mnie o co tu chodzi. Jest to tak pokręcone, jak tylko na Sycylii to możliwe: otóż tak, jest na Filicudi port (na mapie Filicudi Porto), ale port jest „rotto”, czyli nie działa z powodu złego stanu technicznego. W tej chwili (od około roku) rolę portu przejęła
miejscowość Pecorini a Mare z przystanią, gdzie wylądowałam, gdzie mieszkam, skąd wyszłam. A miejsce, którego szukam, to Filicudi Porto (a ja myślałam, że tam właśnie dopłynęłam i tam mieszkam!)

A wydawałoby się, że jeśli człowiek wysiadł w porcie, to znaczy, że jest to port... Czyli, patrzyłam na mapę zupełnie z drugiej strony, teraz wszystko zaczęło się zgadzać! Paranoja!

Panowie powiedzieli mi, że żeby zejść do portu, który nie jest portem, ale gdzie jest kasa biletowa (jakie to łatwe – tu port, a kasa gdzie ileś tam kilometrów dalej!), powinnam iść szosą, ale szosa się wije serpentynami w tę i na odwrót, przez co droga jest bardzo długa. Widzę w dole te serpentyny i wcale mi się nie chce nimi iść...

Panowie zaproponowali, że mnie podrzucą do portu (który nie jest portem). Po drodze poradzili mi, żebym wracając lepiej poszła schodkami w górę, będzie szybciej. Widzę na wzgórzu te schodki i trochę mi nieswojo... Prowadzą ostro w górę... No, zobaczymy.

Panowie też zapytali, jak mi się podoba Filicudi. Odpowiedziałam że jest taka... nieco dzika... Zaśmiali się i odparli: no, Alicudi też jest taka, tylko dużo, dużo bardziej...

Zjechaliśmy serpentynami w dół, wysadzili mnie w porcie i odjechali.  Mili Panowie, dziękuję Wam przeogromnie! Bez Was może do dziś bym tam błądziła w nieświadomości... 

  • Z gory widze Pecorini a Mare
  • Droga kusi w gorę
  • Oni tam wjeżdżają więc i ja mogę wejść
  • Ścieżka między wzgórzami
  • Widok z góry
  • Znów na drodze
  • Zabudowania
  • Kościółek
  • Kapliczka
  • Kościółek
  • Zabudowania na wzgórzu
  • Kamienne domy
  • Skrzyżowanie
  • Brama
  • Zabudowania
  • Wzgórza
  • Kapliczka
  • Widzę port, ale czy to ten którego szukam???
  • Dom z kaktusem
  • Wybieram scieżkę dalej
  • Ścieżka
  • Dom z zielonymi oknami
  • Trochę cienia
  • Droga
  • Widzę znów przystań i drogę którą przeszłam
  • Tam daleko Capo Graziano
  • Droga się wije serpentynami  czy mam nią iść?
  • Obrośnięty dom
  • Figura
  • Bar, w którym zrozumiałam o co chodzi...
  • Mapa wyspy, ale przede wszystkim...

W porcie jestem koło drugiej, wiem, że to pora sjesty i z pewnością trzeba będzie poczekać na otwarcie kasy. A tymczasem wcale nie! Z baru wychodzi kobieta i otwiera kasę, sprzedaje mi bilet, rozmienia też pieniądze! Nareszcie udało się to załatwić! A do tego bar, mimo sjesty, jest otwarty, kupuję białą pizzę z cukinią na teraz i drożdżówkę z mozzarellą na potem, oraz wodę. I jeszcze mapę Filicudi i Alicudi.

No, to jakby świat z powrotem stanął na nogach... 

Pokrzepiona, z biletem w kieszeni chodzę w tę i z powrotem po porcie (nieczynnym). Cisza, spokój, nic się nie dzieje. Tylko morze hałasuje i wiatr mocno wieje. Dziś wiatr wieje tak, że nie mam ochoty na kąpiel, zresztą widzę, że nikt się nie kąpie. Plaża jest kamienna, ale z takich małych kamieni, i każda fala powoduje grzechot tych kamyków... Morze tu wygląda pięknie, przy brzegu jest szmaragdowe, fajnie byłoby tu się wykąpać – ciekawe, czy drapieżne meduzy tu też grasują...

Filicudi jest inne niż pozostałe wyspy. Mniej zadbane, mniej zorganizowane, bardziej zabałaganione. Bardziej surowe. Tu nic nie jest „pod turystów”. Turyści jeśli są, no to są... I to mi wcale nie przeszkadza. (Jeśli tylko wiem, gdzie jestem...)

  • Filicudi porto,  tu port jest w remoncie
  • Restauracja na brzegu morza
  • Restauracja na brzegu
  • Tędy pójdę potem  w górę zamiast serpentynami i droga
  • Filicudi Porto
  • Kamienne schodki
  • I jeszcze schodki
  • Plaża z grzechoczących kamyczków
  • Remont przed sezonem
  • Plaża  łódki i widok na Capo Graziano
  • Ulica przy plaży
Teraz mam czas. Przede mną Capo Graziano (czyli wcale nie tam, gdzie byłam wcześniej). Wchodzę na górę w kierunku prehistorycznej wioski. Po dłuższej wspinaczce są okrągłe zarysy domostw. Wiem, że odkopano tu masę przedmiotów, które znajdują się w muzeum w Lipari. Potem idę wyżej, i na koniec mam przed sobą cudny widok... Salina, Lipari, Vulcano... A z lewej, ledwo widoczne Panarea i niemal zamglony Stromboli... Stromboli dziś znów dymi... Oj warto było tu się wspiąć!
  • Capo Graziano z portu
  • Drogowskaz do wykopalisk
  • Wygodna ścieżka
  • Widać całą wchodnią część wyspy
  • Wygodna ścieżka się kończy
  • Widać znacznie więcej
  • Na górę prowadzą kamienne schody
  • Prehistoryczne wykopaliska
  • Tablica informacyjna ... była
  • Zarysy chat z XVI w pne
  • Wykopaliska na Capo Graziano
  • Widok na Filicudi Porto i pozostałą część wyspy oraz na alicudi
  • Okrągła chata z okresu brązu
  • Filicudi Porto i reszta wyspy
  • Widok na Salinę z Capo Graziano
  • Stożek z kamieni na najwyższym punkcie
  • W oddali Alicudi
  • Widok z Capo Graziano
  • Z Capo Graziano przed zejściem
  • I już na dole
Potem schodzę, znów do portu, no i potem na te schodki... Znów mam przed sobą wspinaczkę. Ale wiatr wieje, niesie orzeźwienie, na ścieżce jest dużo cienia. W końcu pokonuję wzniesienie i jestem na górze, między eleganckimi zabudowaniami. W ten sposób uniknęłam wędrówki wzdłuż serpentyn, a droga była piękna i pełna cudnych widoków. 
  • Z Filicudi Porto idę skrótem w gorę
  • Tymi schodkami idę w górę
  • Droga cały czas w górę
  • Widoki oszałamiają
  • Capo Grazian,o  tam byłam przed chwilą
  • Salina i Capo Graziano z góory
  • Capo Graziano i port pode mną
  • Idę w górę
  • Portret Saliny
  • 0Daleko w dole port
  • Docieram do zabudowań na górze
  • Pierwsze domy
  • Sstamtąd przyszłam
  • Hotel la Canna
Jeszcze na chwilę idę w drugą stronę, żeby zobaczyć, co jest tam, za zakrętem... Pozdrawiam zamglonego Iddu z białym pióropuszem. I kieruję się w stronę mojego portu – nie-portu. Już wiem, że żeby tam dojść, nie muszę, jak to zrobiłam rano, iść szosą. Wypatrzyłam zejście schodkami od kościoła, między domami. Pani mogła mi to powiedzieć... Mogła mi też powiedzieć, że port w którym jestem, nie nazywa się port, i że mam iść do portu, który nie działa jak port, ale działa jako kasa biletowa...
  • Idę na północ,  chcę zobaczyć co tam jest
  • I znow te widoki
  • Na pierwszym planie Monte Guardia
  • Spojrzenie w stronę Valle la Fossa
  • Valle la Fossa,  dalej nie idę
  • Zabudowania Valle la Fossa
  • Wracam drogą,  widzę nie tylko Salinę,
  • Dom z niebieską bramą
  • Ostatnie spojrzenie
  • Serpentyny,  które ominęłam idąc skrótem
  • Niektóre kaktusy kłują
  • Pecorino a Mare w dole
  • Znajome wzgórza
  • Mijam kosciół
  • Schodzę w dół
  • W dółl ą dróżką
  • Między domami
  • Taras z widokiem na morze
  • Schodkami w dół
  • Kwitnące pole
  • Puchate trawy
  • Mijam zielony dom
  • Jestem na głównej drodze Pecorini,

Zmęczona nieziemsko wchodzę do mojego pokoju. Teraz sprawia o wiele lepsze wrażenie. Prysznic, przebieram się i jeszcze wychodzę do portu i spaceruję wzdłuż wybrzeża, aż do końca plaży, gdzie za skałami widać Alicudi.

Potem siadam na tarasie z idokiem na morze i piszę co dzisiaj robiłam. Na podłodze tarasu leżą cytryny, które spadły z drzewa. Słońce zachodzi po drugiej stronie wyspy, ale i tu jest ładnie...

Dziś mam zamiar pójść spać wcześnie. Wodolot na Alicudi mam o 9.15, do portu dwa kroki. Dobranoc!

  • Życie
  • Kuchnia na swieżym powietrzu
  • Plaża
  • Wzgórze nad plaża
  • Roślinność
  • Plaża
  • Kolorowe trawy
  • Alicudi
  • Alicudi za zakrętem
  • Odpoczywam sobie
  • Mój taras przyklejony do wzgórza
  • Kuchnia w sąsiędnim domu
  • Piszę blog na moim stole
  • Odpoczywam na tarasie
  • Mój zachód słońca
  • Zachód slońca w Pecorini
  • Spokój wieczorem
  • Słonce zaszło

Spokojna noc, jest cicho, wygodnie. W pokoju nie ma okna, prócz okienka w łazience, jest za to dwoje drzwi. Z drzwiami jest nieco trudniej, no bo otworzyć okno w nocy jest jakoś łatwiej niż zostawić otwarte drzwi... Nie otwieram, ale nie jest duszno, choć nie ma tu ani klimatyzacji ani wiatraka. Pokój jest przestronny, wysoki, może to dlatego.

Budzę się powolutku, potem znów zasypiam, mam czas. Na godzinę przed budzikiem, koło siódmej już nie mogę spać. Więc ostatnie zapiski z Filicudi. Wczoraj pisałam o wędrowaniu, dziś napiszę o wyspie.

Wiem, że żeby naprawdę zobaczyć Filicudi należałoby ją opłynąć dookoła. Bardzo chciałam, ale niestety, to jest możliwe tylko w sezonie – teraz nie ma chętnych, a na taki rejs dla mnie samej mnie nie stać. I tego żałuję. Ale trudno, nie można mieć wszystkiego. Wiem, że jest tu taka grota Bue Marino, czyli byk morski? Podobno jest tam cudnie... I są też skały, sterczące z morza, jedna z nich jak ogromna pochodnia, nazywa się Canna, czyli trzcina. Muszę to sobie wyobrazić.

Filicudi to górzysta wyspa. Są tu wygodne drogi i ruch samochodowy (w zamieszkałej części wyspy), nie ma jednak-  prócz taksówek - komunikacji publicznej. Wędrując spotykam wiele domów do wynajęcia, lub wynajętych, lub domów kupionych przez ludzi, którzy tu czasem przyjeżdżają. Jest też hotel w Filicudi Porto.

W odróżnieniu od pozostałych wysp ma się wrażenie, że prócz tych domów nic więcej nie jest tu zorganizowane dla turystów, nikt się nimi specjalnie nie przejmuje, nie ma się tu tego wrażenia że „turysta nasz pan”. Chodzi mi również o to, że niewiele jest znaków informacyjnych, kierunkowskazów, objaśnień, a to trochę szkoda. Po dojściu do prehistorycznej wioski na Capo Graziano też by się przydała jakaś tablica informacyjna –niby jest, ale rozbita i zniszczona... Już nie mówię o tym, że przydałaby się jakaś informacja, że jesteśmy teraz w Pecorina a Mare, a Filicudi Porto jest gdzie indziej, jakby jeszcze drogowskaz – gdzie...

Wiem, że kto przyjeżdża na Filicudi, szuka tu spokoju, i z pewnością go znajdzie. Dobrze byłoby, gdyby z czasem udało się tu nieco ogarnąć ten nieporządek, jednocześnie nie zmieniając tego miejsca w śliczne cacuszko jak Panarea.

Panowie, którzy mnie podwieźli do portu i wyjaśnili nieporozumienie z rozumieniem mapy, pytali jak mi się podoba Filicudi. Powiedziałam, że jest taka dzika. Spodobało im się to sformułowanie. Kiedy powiedziałam, że następna moja wyspa to Alicudi, zaśmiali się – tam jest jeszcze ... gorzej. No dobra, Alicudi, więc jestem gotowa!

Zaraz się zbieram, potem jeszcze zejdę do baru (należącego do tej samej pani, u której mieszkam) na kawę i ciacho, a potem wodolot i w dalszą drogę. Tu także zostawiam miejsca, które chciałabym zobaczyć...

Raniutko podziwiam jeszcze widok z mojego tarasu, Etnę i północne wybrzeża Sycylii. Potem siedzę w porcie i obserwuję gromadzących się ludzi... 

Dziś Alicudi, 200 schodków, Giovanna (ta starsza Giovanna). Zgodnie z jej radą, przygotowałam dwie torby z niepotrzebnymi rzeczami, które zostawię w kasie biletowej w porcie. Dzięki temu łatwiej pokonam te schodki...

  • Rano
  • Tam daleko jest Sycylia
  • Widok z tarasu
  • Pamiątkowe zdjęcie przed odjazdem
  • Bar la scogliera
  • Śniadanie w barze
  • Przystań, raniutko
  • Plaża i łódki
  • Główna ulica
  • W stronę Alicudi, tam płynę dzisiaj
  • Tam daleko Sycylia i Etna
  • Pecorini z przystani
  • Pecorini z przystani
  • Na przystani
  • Carabinieri
  • Płynie wodolot
  • Rzut
  • Odpływając

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. hooltayka
    hooltayka (26.03.2014 7:46) +2
    Piękne,włoskie klimaty.
    Z przyjemnością się oglądało.
    Pozdrawiam-)
  2. lmichorowski
    lmichorowski (14.04.2013 17:56) +1
    Fajnie. "Zaliczyłem" dzięki Tobie kolejną z Wysp Eolskich. Jak zwykle, ciekawy opis i ładne zdjęcia. Pozdrawiam.
  3. bkrystina
    bkrystina (02.08.2012 15:20) +1
    zrobię sobie przerwę ale jeszcze powrócę :)
  4. slawannka
    slawannka (18.07.2012 14:23) +1
    No, to już :)
  5. aniachal
    aniachal (18.07.2012 11:45) +1
    No to ja dziś wieczorkiem powędruję na Alicudi....
  6. slawannka
    slawannka (18.07.2012 8:07) +1
    A no właśnie... Ja teraz też już po prostu nie mogę, bo nic innego nie robię, tylko to, i ile można - ale jak skończę, to nie będę wiedziała, co ze sobą zrobić... Ale potem mam jeszcze masę filmów do obrobienia, a dalsze pomysły też... Czyli, dziś będzie Alicudi, potem tylko już Vulcano. A potem może wrócę duchem do Izabelina?
  7. aniachal
    aniachal (18.07.2012 7:21) +1
    Ja to wszystko oczywiście rozumiem ;o) Ale co ja zrobię jak ja taka niecierpliwa ;o)))))
    Powolutku..... ja tu czekam.... potem bedę marudzic, że sie skonńzyło ;o)
  8. slawannka
    slawannka (17.07.2012 22:59) +1
    Aniu, spokojnie! :) Ten etap siódmy to niezła kobyła, 900 zdjęć musiałam przejrzeć, wybrać i tak dalej! Myślę, że jutro będzie na Kolumberze, a jutro wieczorem, najpóźniej pojutrze na stronie w galerii. Ja już ledwo na oczy widzę przez te zdjęcia!
  9. aniachal
    aniachal (17.07.2012 22:37) +1
    Sławo Kochana zlituj się nad Anią bo ja mam kolumbera na podróże ustawionego i tylko odświeżam...... a tu etapu 7 nie widzę choć ciągle odsieżam .......
  10. pt.janicki
    pt.janicki (17.07.2012 20:28) +2
    ...póki co, Sławanko, sza po ba ... :-) ... !!! dla Twoich relacji śródziemnomorskich...
  11. slawannka
    slawannka (17.07.2012 12:22) +2
    Piotrze, taż wiem że z Ciebie językowy specjalista! Te uwagi z pewnością mi się przydadzą, jak z etapu bloga - kolumbera - galerii przejdę do realizacji etapu następnego, o którym... cicho, sza...
  12. pt.janicki
    pt.janicki (17.07.2012 11:41) +2
    ...niepotrzebny «taki, który nie jest potrzebny»...

    ...zbędny «taki, bez którego można się obejść»...

    wg. www.sjp.pwn.pl

    ...i bądź tu mądry!...
    ...może różnicować znaczenie w zależności od wagi przedmiotu, którego ono dotyczy ... :-) ... ?
  13. slawannka
    slawannka (17.07.2012 10:53) +2
    Ja też nie wierzyłam, kiedy przygotowywałam plecak wyjmując z niego co chwilę coś, w celu zmniejszenia do minimum jego wagi. Wydawało mi się, że już mniej wziąć się nie dało.
    A guzik! Dużo jeszcze rzeczy mogłam zostawić w domu. To po pierwsze.

    A po drugie, chodziło o rzeczy niepotrzebne (nie niezbędne) przez 2 dni na Alicudi. Jak trzeba wleźć 200 schodków pod górę, co samo w sobie jest nieco uciążliwe, to każde 10 dkg plecaka ma znaczenie...
  14. pt.janicki
    pt.janicki (16.07.2012 23:59) +2
    ...nie wierzę, Sławanko, że w podróż zabrałaś jakieś niepotrzebne rzeczy ... :-) ... !
slawannka

slawannka

Sława, czyli: www.jedziemynasycylie.pl
Punkty: 146741