2012-06-26

Podróż Norwegia po studencku

Opisywane miejsca: Oslo, Trondheim, Hellesylt, Bergen, Finse, Goeteborg (1176 km)
Typ: Album z opisami

Był rok 1998. Przepustką do upragnionej podróży było przesunięcie egzaminu licencjackiego na wrzesień. Skandynawia stała przed nami otworem. Po pół roku snucia planów, zakupów sprzętu i byliśmy gotowi. Plan był prosty. Jedziemy autostopem na Nord Cap. Plan wydawał się genialny w swojej prostocie, a sam kraniec Europy wydawał nam się najbardziej interesującym miejscem na świecie. Zgromadzone w ciągu roku fundusze przeznaczyliśmy na zakup potrzebnego sprzętu. W trakcie zakupów okazało się, że wystarczyło nam na solidne plecaki, kiepskie buty, śpiwory z którymi powinniśmy pojechać w zupełnie innym kierunku, najmniejszy i najtańszy namiot (1 powłokowy !) jaki udało nam się znaleźć, coś co nazywało się szumnie kurtką przeciwdeszczową, oczywiście kuchenkę gazową z zapasem nabojów. Cały sprzęt przypięty był do troków plecaka, 3/4 plecaka, czyli cała górna komora wypełniona była prowiantem, który był skrzętnie wyliczony na miesiąc pobytu w Norwegi. Policzyliśmy pieniądze - powinno starczyć na prom. A inne wydatki? Znając zawrotne ceny w Norwegi, zabraliśmy po "wagonie" papierosów z myślą o sprzedaży okazyjnej. Prosty rachunek - 20 paczek po 35 zł, dawał nam bajońską sumę 700 zł. A co najlepsze udało nam się sprzedać każdą paczkę :)

Czerwiec dobiegał końca, nasza ekscytacja sięgała zenitu. Do Oslo mieliśmy dojechać samochodem, z koleżankami które wybierały się tam do pracy. Pierwszy problem pojawił się jak zapakowaliśmy plecaki na dach leciwego Opla Kadeta. Opony ocierały o nadkola i zdawało się że nigdzie nie pojedziemy. Małe roszady, ciężsi do przodu, lżejsi do tyłu i się udało :)

Pierwsza noc w samochodzie, w drodze Wrocław - Międzyzdroje, wszesny poranek na plaży, ładujemy się na prom w Świnoujściu i cały dzień płyniemy do Ystad. Wieczorem jesteśmy w Szwecji, przejeżdżamy jeszcze kawałek za Malmo. Zatrzymujemy się na noc na parkingu. Rankiem ruszamy w dalszą drogę, w jedynym słusznym kierunku - na północ. Popołudniu żegnamy nasze koleżanki i zostajemy sami z plecakami nie dopodniesienia przed dworcem kolejowym w Oslo.

PS.

Przepraszam za jakość zdjęć. Fotki wykonywane były Zenitem TTL, jak się okazało na nie najlepszych materiałach. Do tego skanowane z odbitek, mało profesjonalnie. Mało brakowało, a nie mielibyśmy żadnego zdjęcia. Zaczepił nas Norweg i oferował za Zenita jakieś krocie, pokusa była ogromna, ale odmówiliśmy. To były czasy, kiedy nie było jeszcze ibejów, fejsbuków i taki sprzęt budził zainteresowanie "po tamtej stronie".

Stojąc z plecakami na chodniku, odprowadziliśmy wzrokiem znajomego Opla i zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy zdani na samych siebie, dość daleko od domu, bez funduszy, żeby szybko i komfortowo wrócić do Polski. Czyli przygoda się zaczyna! Nieśmiało zaczęliśmy się rozglądać dookoła, wszystkie napisy w jakimś kosmicznym, zupełnie niezrozumiałym języku. Pamiętam, że wtedy poczułem się jeszcze bardziej obco. Nie licząc górskich wypadów do Czech lub na Słowację, Norwegia była moim pierwszym wyjazdem na tzw. "zachód". Pierwsze kroki skierowaliśmy na dworzec, żeby pozbyć się przygniatających bagaży. Pierwszą godzinę zajęło nam oswajanie się z automatem do wymiany walut. Nie mogliśmy uwierzyć, że nam nie połknie naszych 10 marek niemieckich i z uporem maniaka szukaliśmy kantoru. Kolejna godziana zeszła nam na upychaniu placaków do jednej szafki depozytowej (żeby było taniej) - po ich wyjęciu szafka już nie wróciła do poprzednich kształtów ;) Zostało nam niewiele czasu i ruszyliśmy "na miasto". Oslo chłonęliśmy zachłannie, wszystko było nowe i jakieś inne. Najwięcej czasu spędziliśmy w dzielnicy portowej, ulicy pełnej knajpek z widokiem na statki, promy, jachty, łódki, kajaki...

Nadchodził wieczór i trzeba było rozejrzeć się za noclegiem. Wyjechaliśmy z miasta metrem, które zamieniło się w kolejkę naziemną. Końcowa stacja zlokalizowana była praktycznie już w lesie, po ciemku znaleźliśmy odpowiednią polankę i rozbiliśmy namiot. Po tych wszystkich emocjach spaliśmy jak niemowlaki, chociaż do końca nie byłem pewien czy nas stąd ktoś nie pogoni.

Po szybkim śniadaniu zajęliśmy miejsce na wylotówce, oczywiście na północ i rozpoczęliśmy przygodę z autostopem. Ta forma podróży okazała się całkiem prosta i efektywna w Norwegii, szczególnie na głównych trasach. Statystycznie częściej zabierały nas kobiety, chociaż czasami miały obawy i pytały czy nic im nie grozi. Po naszym szczerym zapewnieniu, że są zupełnie bezpieczne, z uśmiechem zapraszały do środka. Czasami kłopot sprawiały nasze plecaki, do aut kompaktowych sztuką było się zmieścić, nawet gdy w środku był sam kierowca.

Kolejny przystanek i nocleg mieliśmy w Lilehammer. Nigdy przedtem i nigdy później nie widziałem tak pustego i wymarłego miasta. Obiekty olimpijskie straszyły z daleka i hulał po nich wiatr. Bez zalu ruszyliśmy w dalszą drogę, trzymając się drogi E6, która miała zaprowadzić nas do celu podróży.

Wszystko zawaliło się kolejnego dnia. Nasze wielomiesięczne plany legły w gruzach. Napotkanemu kierowcy podczas rozmowy pochwaliliśmy się naszymi planami. Był to człowiek, który jak twierdził zjeździł całą Europę i 2 najbrzydsze, niewarte odwiedzenia to Balaton na Węgrzech i właśnie Nordcap. Zachęcał nas do odwiedzenia zachodniej Norwegii, zwłaszcza fiordów. Spędziliśmy długie godziny nad mapą na skrzyżowaniu szlaków. Dyskusja była długa. Jak to już na początku po 2 dniach mieliśmy zrezygnować z naszych planów? A z drugiej strony nasz rozmówca wyglądał na takiego, który dobrze nam życzył. Postanowiliśmy - pojedziemy do Trondheim, a później się zobaczy. Decyzję bardzo długo podejmowaliśmy i ku naszemu zaskoczeniu było po 23 jak zaczęliśmy łapać stopa. Było zupełnie widno. Zatrzymał się kolejny kierowca, zawiózł nas bezpośrednio do Trondheim, a właściwie to znalazł nam miejsce na nocleg, na klifie, nad brzegiem fiordu.

Cały następny dzień zwiedzaliśmy Trondheim, mając nadzieję, że dostaniemy jakis znak w którą stronę podążyć. Pokusa podróży na północ była ogromna, tym bardziej, że dobrze nam szło - w 2 dni pokonaliśmy ponad 500 km, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że im dalej, tym może być gorzej. Niech się dzieje co chce - jedziemy karmić fiordy ;)

  • New 8 2
  • New 2 2
  • New 3 2
  • New 4 2
  • New 5 2
  • New 6 2
  • New 7 2

Po zmianie planów przestaliśmy zerkać na zegarek. Od tej chwili nie mieliśmy żadnych planów, oprócz jednego, żeby spędzić miesiąc w Norwegii. Mieliśmy wszystko co było do tego potrzebne, byliśmy samowystarczalni, mogliśmy siedzieć w lesie długie tygodnie. Zwolniliśmy, zboczyliśmy z głównych tras. Jak znaleźliśmy ładną miejscówkę, to potrafiliśmy spędzić 2 noce nad rzeką, delektując się dziką, norweską przyrodą.

Sielankę przerwał nieoczekiwany wypadek. Padało i postanowiliśmy posiłek przygotować w namiocie. Palnik gazowy buchnął wielkim płomieniem i spalił nam jedną ściankę namiotu. Jak teraz sobie to przypomnę, to oddałbym każde pieniądze, żeby zobaczyć nasze twarze. Nie wiem jak długo siedzieliśmy w odrętwieniu i ciężkim szoku. Oczywiście nie poddaliśmy się, a przed deszczem chroniliśmy się przywiązywaną do namiotu folią plastikowo-aluminiową, lub wyszukiwaliśmy noclegów w najróżniejszych miejscach, byle były suche.

W taki oto niespieszny sposób dotarliśmy do Trollstigen (Drabiny Troli). Jest to zapierająca dech w piersiach droga. Tak przynajmniej sobie ją wyobrażam, gdy nie jest cała spowita w chmurach. Wjechaliśmy na szczyt i poprosiliśmy kierowcę, żeby nas wysadził. Kilka razy upewniał się, czy napewno się dobrze rozumiemy, czy jesteśmy pewni i świadomi naszej decyzji, bo przecież on może na nas chwilę poczekać. Uprzejmie podziękowaliśmy za przysługę i oddaliliśmy się we mgłę. Kupiłem widokówkę ze słoneczną Drabiną Trolii i zaczęliśmy łapać kolejną okazję. Po kilku godzinach bez rezultatu ruszyliśmy pieszo. średnio co godzinę mijał nas jeden samochód wypakowany po brzegi turystami. Nie było szans zabrać się z nikim. Już wiemy skąd takie zdziwienie naszego kierowcy. Mieliśmy tylko mapę całej Skandynawi w jakiejś ogromnej skali i nie chcieliśmy jej wierzyć że tu nic nie ma oprócz bezleśnych gór, strumieni i jezior. Mapa miała rację. Krajobraz urozmaicały tylko płaty śniegu, jeśli cokolwiek byliśmy w stanie dostrzec oprócz własnych butów. Mgła, deszcz, asfalt. Tak minęły nam chyba najbliższe 2 dni wielogodzinnej wędrówki z plecakami przygniatającymi nas do ziemi.

  • New 9 2
  • New 10 2
  • New 11 2
  • New 12 2
  • New 13 2
  • New 15 2
  • New 16 2
  • New 17 2
  • New 18 2
  • New 19 2
  • New 20 2
  • New 21 2
  • New 22 2
  • New 23 2
  • New 24 2
  • New 25 2
  • New 26 2
  • New 27 2
  • New 28 2

Zachodnia Norwegia, zwłaszcza fiordy są piękne i zapierają dech w piersiach. Wiem, bo widziałem na widokówkach ;) My widzieliśmy mgłę, ołowiane niebo, mgłę, wodę w każdym odcieniu szarości, mgłę, chmury no i oczywiście mgłę. Mielismy pecha, takiego lata najstarsi norwegowie nie pamiętali, chociaż było to dla nas marnym pocieszeniem. Przez ta pogodę ruch na drogach ustał niemal całkowicie.

Nad Innviksfjorden zmarnowaliśmy 3 dni, próbując  się stąd wydostać. Zdawało się że nasz los się odmieni. Zabrały nas dwie panie miniaturowym jeepem. Jedna z nich była po kilku drinkach i gadała non stop. Podpytywała skąd, po co itd. Co prawda zrozumiała 'geologist' jako 'jornalist', a może właśnie dlatego zaprosiła nas na "party on the ship". Chwilę później wybuchła awantura pomiędzy koleżankami (oczywiście po norwesku), a my mieliśmy przed sobą kolejną noc w mokrym, dziurawym namiocie. Rozbiliśmy się nad samym fiordem, tęsknym okiem spoglądając "on the ship". Na pocieszenie rankiem przypłynęła do nas foka i pluskała się kilka metrów od nas.

Z dalszej podróży do Bergen pamiętał kierowcę, który częstował nas czym tylko miał w samochodzie, a miał tyle jakby to on się wybierał na Nord Cap. Od 2 tygodni tak się nie najadłem. Nasza dieta była dość uboga, przykładowe menu to np. pure z sosem pieczeniowym jasnym, albo kus kus z sosem pieczeniowym ciemnym, albo płatki ryżowe ze smakiem. Konserwę (jedną na pół) zostawialiśmy na te gorsze dni, kiedy dostawaliśmy w kość.

W taki oto sposób dotarliśmy do Bergen, gdzie oczywiście padało. postanowiliśmy, że nie bedziemy szukać noclegu. Spragnieni cywilizacji, pchani stadnym instynktem chcieliśmy spędzić noc wśród ludzi. Zostawiliśmy plecaki na dworcu i ruszyliśmy na starówkę. Po krótkim zwiedzaniu zrobiło się późno i postanowiliśmy zaszaleć. Starannie wybraliśmy najtańszy bar i zamówiliśmy po kuflu piwa (o zgrozo, w przeliczeniu po 35 zł). Czas nam szybko minął, koło 1 w nocy zrobiło się pusto wokoło, a nasze szklanki juz dawno wyschły. Skierowaliśmy się na dworzec, aby tam doczekać rana. Jakie ogromne było nasze zaskoczenie, gdy zastaliśmy zamknięty dworzec kolejowy z naszymi bagażami wewnątrz. Robiło się coraz zimniej i wietrzniej, na szczęście przestało padać. Rozpoczęliśmy wędrówkę po nocnym Bergen szukając jakiegoś zacisznego, ciepłego miejsca. Oczywiście byliśmy jedynymi spacerowiczami o tej porze w mieście. Wszystkie przejścia podziemne były monitorowane i nie chcieliśmy się głupio tłumaczyć. Były 2 miejsca w których spędziliśmy godziny w oczekiwaniu na ranek i otwarcie dworca. Wiata przystanku autobusowego pozwalała usiąść, rozprostować nogi, lecz strasznie wiało, przez co było bardzo zimno. Budka telefoniczna była cieplejszym miejscem, ale musieliśmy w niej oczywiście stać. Ależ ja wtedy zmarzłem, wtedy jeszcze myślałem że już zimniej człowiekowi być nie może.

  • New 29 2
  • New 30 2
  • New 31 2
  • New 34 2
  • New 32 2
  • New 33 2

Z Bergen postanowiliśmy udać się wgłąb lądu, z nadzieją że tam jest lepsza pogoda. Ruszyliśmy w kierunku wschodnim. W Voss zabrała nas para austryjaków camperem i zupełnie przypadkowo dotarliśmy z nimi do Flam. W dalszą drogę ruszyliśmy pieszo, piękną doliną głęboko wcinającą się w wysokie góry. Spaliśmy na pięknych wysokogórskich łąkach, w opuszczonych wioskach. Na trzeci dzień dotarlismy do Myrdal. W tym miejscu kończyły się wszystkie drogi ooprócz jednej - kolejowej. Wsiedliśmy do pociągu, na gapę, z założeniem, że najwyżej wysadzą nas na najblizszej stacji. Kontrola biletów nas ominęła, a do tego poczęstowano nas kanapkami. Sami wysiedliśmy na najbliższej stacji - Finse na wysokości 1222 m n.p.m. Zerknęliśmy na naszą super mapę samochodową i wpadliśmy na genialny pomysł, że jeśli będziemy szli cały czas na południe to ominiemy Hardangerjokulen (lodowiec na płaskowyżu na wysokości ok 1800 m n.p.m.) i po 3-4 dniach powinniśmy dojść do głównej drogi. 

Ruszylismy początkowo wydeptaną ścieżką, później od kamiennego kopczyka do kopczyka, a następnie poprostu na południe. Przekraczaliśmy kolejne strumienie. Okolica była zupełnie pusta i płaska jak stół. Żadnej roślinki, nawet mech tam nie rósł. Lodowiec wyszlifował wszystko na gładko, nawet najdrobniejsze kamyki pozabierał. Pogoda się oczywiście załamała, zaczął padać deszcz ze śniegiem, a do tego zdawało mi się że wiatr mnie zaraz przewróci i będzie turlał po idealnie płaskiej okolicy. Mokre i sztywne dżinsy zamieniłem na krótkie spodenki. Tak było jakos przyjemniej. Przez wiele godzin nie mogliśmy znaleźć najmniejszego załomu skalnego, gdzie byłaby szansa na postawienie namiotu i wbicie szpilek. W końcu udało się. Zgrabiałymi z zimna rękami uruchomiliśmy kuchenkę. Załom skalny i namiot chronił przed deszczem i wiatrem. Folia przywiązana do namiotu tak hałasowała, że ciężko było rozmawiać, a o zaśnięciu nie było mowy. Następnego dnia postanowiliśmy wrócić tą samą drogą do Finse. Nie mieliśmy pojęcia jak daleko daliśmy radę przejść poprzedniego, nie było żadnego punktu odniesienia, a na naszej mapie w skali 1:2 000 000 - 1 cm to 20 km. Skorzystaliśmy z pociągu, sprawdzoną metodą i wysiedliśmy na najbliższej stacji, kilkadziesiąt kilometrów na wschód.

Nasze plecaki robiły się coraz lżejsze i bardziej puste. Chcąc, czy nie chcąc kierunek naszej wędrówki zmieniał się na południe. Trzymaliśmy się głównych dróg. Trzeci tydziej powoli mijał i coraz głębiej zagladaliśmy do plecaka. Przecięliśmy z zachodu na wschód region Norwegi o znajomej nazwie Telemark, ominęliśmy Oslo, skracając drogę przez Oslofjorden. Norwegia powoli zostawała na północy.

  • New 35 2
  • New 36 2
  • New 39 2
  • New 37 2
  • New 38 2

Do Goeteborga dojechaliśmy z trzypokoleniową rodziną austryjaków, którzy podróżowali starym autobusem przerobionym własnoręcznie na camper. W Goeteborgu oczywiście padało, chociaż z przerwami. Po krótkim zwiedzaniu miasta rozpoczęliśmy poszukiwania miejsca na nocleg. Musiało spełniać następujące warunki: musiało byc darmowe, suche i blisko miejsca, gdzie będziemy łapać okazję następnego dnia. W dużym mieście nie było to proste. Najbliższa ideałowi była podpora pod autostradą. Wystarczyło rozłożyć karimatę i śpiwór. Było sucho, przytulnie, nikt nie był w stanie nas tu dostrzec. Było bardzo głośno, ale kto zwracałby uwage na takie drobne mankamenty. Okazało się, że było to nasz ostatni nocleg w Skandynawi. Następnego dnia rano zabrał nas Holender, który jechał na Olandię, wyspę na Bałtyku, po drugiej stronie Szwecji. Nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Wilogodzinną jazdę umilały nam Spice Girls (jedyna płyta którą miał w aucie, podobno córki ;) Szwedzki krajobraz powoli mijał za oknem, na tempomacie ustawione 90 km/h, kierowca siedział w kucki w ogromnym Voyagerze. Zamiast w Ystad w rezultacie znaleźliśmy się w Karlskronie i zamiast w Świnoujściu wysiedliśmy z promu w Gdyni.

Od samego początku do końca nie było tak jak zaplanowaliśmy sobie. Co nam pozostało po powrocie? Trochę mało udanych zdjęć i cały ogrom wspomnień, które po kilkunastu latach dalej są żywe we mnie.

  • New 40 2
  • New 41 2

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. olaf43
    olaf43 (11.09.2014 21:03) +1
    Oj fajnie, ja uwielbiam Norwegię i to bardzo, za jej widoki, za klimat, za spokój ;)
    chyba tak , sentymentalni się staliśmy :))))
  2. g_firlit
    g_firlit (11.09.2014 20:40) +1
    Najfajniejsze było uczucie, że nic nie musimy, nic nas nie goni. Nawet to, że po jakimś czasie nie mieliśmy planu było fajne. W epoce bez streetview, google earthów i takich tam Norwegię odkrywaliśmy jak prawdziwi pionierzy ;) Wszystko było zaskoczeniem, od znaku drogowego po cudowne krajobrazy... Ech, człowiek z wiekiem taki sentymentalny się robi... :)
  3. olaf43
    olaf43 (11.09.2014 20:31) +1
    Wyprawa na całego, do końca życia jej nie zapomnicie ;)))) uśmiałam się i ciarki mi przechodziły jak sobie pomyślałam ile wy na tych nogach przeszliście ;) znam te tereny, wiem jak długo się jedzie z a do b...
    szok.... a jeszcze w tamtych czasach gdzie turystów nie było aż tyle co teraz, i ta pogoda, jakaś masakra, to trzeba mieć pecha ;)
    Norwegia jest przepiękna jak świeci słońce, ja gdybym mogła to co tydzień gdzieś bym wyruszyła, ale się nie da ;)
    rewelacyjne wspomnienia, super opisane ;)
    pozdrawiam ...
  4. s.wawelski
    s.wawelski (17.10.2012 4:19) +1
    Ale wyprawa!! I to jeszcze jak znakomicie opisana! Jak siegne pamiecia wstecz, to przypominaja sie nam nasze podroze z aparatem na klisze. Mimo, ze czlowiek robil malo zdjec i nie zawsze wychodzily, to jednak wspomnienia z tamtych czasow sa przednie i niezapomniane... Gratuluje Wam wytrwalosci i niezlomnosci.
  5. avill
    avill (13.07.2012 22:22) +2
    Nie ważne co zaplanowaliście, ważne jak wspaniałe wspomnienia zostały. Super.
  6. neiven
    neiven (12.07.2012 16:42) +2
    Gratuluję podróży! Może nie zrealizowaliście w całości założonego planu, ale nie brakowało wrażeń i ciekawych doświadczeń.

    Ja Norwegię miałam okazdję odwiedzić już kilka razy i po każdej wizycie bez względu na to, czy była mniej czy bardziej udana, wracam z nowymi pomysłami na kolejne podróże na północ.
    Niestety w Norwegii pogoda bywa mało przewidywalna (jak pokazuje również Twoja relacja), a w okolicy Finse, na Hardangervidda potrafi padać śnieg w środku lata ;)

    Polecam Tobie powrót w okolice Bergen (to zdecydowanie moje ulubione norweskie miasto), ale też małe norweskie miejscowości (np. piękne, spokojne Aurland), górskie wędrówki i oczywiście fiordy :) Wspomniany przez ciebie spacer doliną z Flam do Myrdal także bardzo miło wspominam.
    Mi również nie udało się dotrzeć jeszcze na daleką północ, ale oczywiście mam w planach odwiedzić Narvik, Nordkapp, Lofoty...
  7. avill
    avill (11.07.2012 22:36) +2
    Zaczyna się fajnie, przypomina mi trochę mój studencki wypad do Grecji. Tez był to mój pierwszy "zachodni" kraj i wszystko mnie zachwycało. Wróciłam tam po wielu latach i czar prysł, czego na pewno o Norwegii powiedzieć nie można. Jeszcze tu wrócę :)
  8. kielec
    kielec (28.06.2012 18:59) +3
    Lecimy do Norwego w lipcu tego roku ale chcemy zobaczyć Preikestolen i Kjerag przy Lysefjordzie koło Stavanger, tak więc całkiem inne rejony niż wy...mam nadzieję, że nam pogoda będzie bardziej sprzyjać, bo też bierzemy namioty, choć liczymy też na autobusy aby nie drałować po asfalcie na piechotę, wystarczy treking do Preikestolen i na Kjerag :) ......ale gdyby nawet padało to zawsze to jakaś przygoda...Norwegia to kraj do którego można wracać wiele razy...któregoś lata na pewno będzie słonecznie :)
  9. iwonka55h
    iwonka55h (27.06.2012 19:38) +3
    Fajna wycieczka. Takie zakręcone wyjazdy mają to do siebie, że w trakcie wycieczki wkurzają człowieka ciągłe przeciwności losu, ale po powrocie do domu takie wspomnienia są najpiękniejsze.