2011-09-30 - 2011-10-10

Podróż Lampedusando 2 i 4, czyli w drodze na Lampeduzę i z powrotem

Opisywane miejsca: Mediolan, Bergamo (79 km)
Typ: Blog z podróży

Amuni! - ruszamy!

(to było dziś rano, jeszcze w Warszawie, a co było wcześniej, czyli prolog - co to Lampedusa, czemu Lampedusa itp - w podróży Lampedusando... )

(i wieczorem) To był udany dzień. Dotarłysmy do miasta z lotniska pociągiem (7 E), zostawiłyśmy rzeczy w przechowalni bagażu (4 euro za 5 godzin) i poszłyśmy w miasto.

Udało nam się dotrzeć do centrum, po drodze zjadłyśmy pizzę Romana od Arabów - dobra była - przeszłyśmy galerię i utknęłyśmy w Duomo. To moja druga wizyta w Katedrze - znów wielki zachwyt... Wlazłyśmy na dach, podziwiałyśmy tę nieprawdopodobną architekturę.

Alka chciała coś kupić do jedzenia. Przez 5 godzin łażenia po mieście nie natknęłyśmy się na żaden sklep spożywczy... Po prostu - nie ma. Bary, restauracje, sklepy fantastycznych marek, ale sklepów spożywczych nie ma... W końcu wodę kupiłyśmy w barze, wcale nie tak drogo jak myślałam i uratowała nam życie.

Jest ciepło, ok 26 stopni. Milano oceniamy bardzo pozytywnie. Nawet nie było dużego ruchu. W końcu wracamy na dworzec ledwo żywe, kupujemy bilet i jedziemy do Bergamo. 

  • W chmurach
  • Malpensa
  • Malpensa
  • Malpensa, już na lotnisku pojawiają się słonie...
  • Malpensa
  • Milano Centrale
  • Milano Centrale, peron
  • na peronie
  • pstrykanie
  • baaardzo ciekawa architektura
  • Milano Centrale
  • na dworcu
  • po prostu kiosk
  • kościółek
  • bardzo ciekawy budynek
  • kamienica
  • nasz obiad!
  • do stołu podano!
  • śliczna lampa
  • pojadłyśmy, możemy iść dalej
  • w parku
  • Pomnik Leonarda da Vinci przed La Scala
  • kolorowy słoń przed La Scala
  • Galeria Vittorio Emanuele
  • krzesła i przechodnie
  • Galeria Vittorio Emanuele
  • Galeria
  • w galerii
  • Alka i Gucci :)
  • widzieliście takiego Mac Donalda?
  • galeria Vittorio Emanuele
  • Oto i Duomo
  • wieżyczki Duomo
  • Duomo
  • okno
  • nogi
  • scenka
  • płaskorzeźby na ścianie frontowej
  • wnętrze Duomo
  • zaduma
  • w Duomo
  • konfesjonał
  • wchodzimy na górę
  • las na szczycie Duomo
  • wchodząc na górę
  • zachwyt
  • wieże, wieżyczki
  • to chyba statek kosmiczny, gdzieś w oddali
  • na szczycie Duomo
  • strzeliste wieże
  • płotek
  • stojąc nad miastem
  • jak w filmie science fiction
  • relaks na szczycie Duomo
  • zdobienia
  • główna wieża ślicznie wygląda nawet tak
  • nie chce się stąd zejść
  • element zdobienia
  • trzy wieże
  • ciekawy budynek nad miastem
  • Milano
  • spojrzenie na miasto
  • w dole tętni życie
  • kontemplacja
  • i już na dole
  • plac Duomo i galeria
  • Duomo między budynkami
  • niezwykły budynek
  • jeszcze raz
  • Porta Venezie
  • piętrowy garaż
  • zaułek
  • przechodnie

Do Bergamo dotarłyśmy po zmroku, więc trudno powiedzieć, czy jest to ładne miasto, ale będziemy mieć możliwość je zobaczyć z Anną, rodowitą Bergamaską po powrocie z Lampeduzy. Nasz hostel jest ładny, pokoje kolorowe i masa udogodnień. W tym wi-fi, dzięki czemu zamiast paść do łóżka i odespać poprzednią i następną noc - piszę...

Ciekawe udogodnienie - możemy zostawić w schowku nasze ciepłe rzeczy, których nie będziemy potrzebować na Lampeduzie, oraz prezent dla Anny, która przyjedzie tu do nas za tydzień. Wystarczy kłódeczka (trzeba ją było kupić za 2 euro, ale gdybyśmy wiedziały, można było przywieźć własną. Schowamy rzeczy w schowku i będą na nas czekać! (o ile nie zgubimy kluczyka od kłódki! :)

Teraz szybko mycie, przepakowywanie rzeczy i idziemy spać, bo czeka nas znów wczesne wstawanie. Lot mamy o 8.15, na szczęście autobus mamy dwa kroki od hostelu, a na lotnisko jedzie stąd 15 minut.

(i tu następuje część główna podróży Lampedusando, czyli jak to na Lampeduzie było, a dalsza część niniejszej podróży - to już droga powrotna z Lampeduzy...) 

  • hostel
  • W hostelu
  • korytarz
  • w hostelu
  • sala telewizyjna i przechowalnia bagażu

(patrz: Lampedusando 3...)

A tu klops... Anna się rozchorowała, i nie przyjedzie pokazać nam Bergamo! Zostałyśmy więc zdane na siebie. Zjadłyśmy śniadanie, zostawiłyśmy rzeczy w przechowalni hotelu (kłódeczka znów się przydała) i poszłyśmy w miasto, nieprzygotowane bo miałyśmy je zwiedzać z Anną, która stąd pochodzi. Szybko zorientowałyśmy się, że w głębi głównej ulicy Papa Giovanni XXIII znajduje się stare miasto, a do tego, jest ono położone na wysokim wzgórzu i wjeżdża się tam kolejką. Minełyśmy coś rodzaju jarmarku w centrum miasta, stragany z pachnącymi wędlinami, serami, plackami i innymi specjałami (degustacja!!!), a następnie długi tor ze sztucznym śniegiem gdzie odbywały się jakieś pokazy narciarskie, a również dzieciaki i wszyscy chętni mogli spróbować swoich sił na nartach (na głównej ulicy miasta!)

Potem znalazłyśmy kolejkę, do której stała długa ludzka kolejka, ale czas się nie dłużył, bo krzątały się między ludźmi dziewczyny z plakietkami City Steward, rozdające mapki i tłumaczące dokładnie, co warto na górze zobaczyć, gdzie pójść, czego nie można ominąć. Dowiedziałyśmy się od nich, że na nasz bilet możemy również wjechać drugą kolejką jeszcze wyżej, o ile się zmieścimy w 75 minutach.

Stare miasto (La Citta Alta) jest cudne, eleganckie, co moment człowiek wydaje okrzyk zachwytu, szczególnie w okolicach Piazza Duomo i Piazza Vecchia. Szkoda tylko – żal do architektów – że nie ma jak złapać tych cudów w obiektyw – tyle tam tego, jedno przy drugim, jedno na drugim, że aż głowa boli.

Kupiłyśmy limoncino, słodycze z cukierni pożarłyśmy wzrokiem – i obiektywem aparatu, złapałyśmy wszystkie cuda do pudełeczka i zeszłyśmy do miasta, do hotelu…

Przydały się wczorajsze specjały z Frigeria Lampegusto, przechowane w hotelowej lodówce. Polane cytrynką na zimno smakowały nie gorzej niż świeżo usmażone (a w każdym razem teraz nie musiałyśmy się tak strasznie spieszyć.

Teraz jedziemy pociągiem do Mediolanu. Muszę przyznać, że w tutejszych pociągach – wygodnych wydawałoby się – problemem jest taka banalna rzecz jak bagaż. Pod sufitem albo nie ma wcale miejsca na bagaż, albo jest tyle, że można tam włożyć damską torebkę. W przejściu walizek nie da się umieścić. Nie ma żadnych półek ani miejsc na bagaże. Zrobiłyśmy więc tak jak ludzie robią – udało nam się znaleźć 4 miejsca, na dwóch położyliśmy walizki… 

(poniżej filmik, nagrany w kościele Sant'Agata. Podkład muzyczny jest oryginalny - gdzieś w innych pomieszczeniach kościoła śpiewał chór...)

  • Po prostu ładny dom
  • fontanna przed dworcem, w tle Citta Alta
  • scenka uliczna przed dworcem
  • stoisko ze smakowitościami
  • jakiś taki żałosny
  • sery i prawdziwy dzik!
  • narty na głównej ulicy Bergamo 9 października
  • budynek banku
  • idąc w kierunku Starego Miasta
  • Stare Miasto nad nami
  • zbliżenie
  • kolejka do kolejki
  • "stewardessa" z planem Starego Miasta
  • od przemiłych dziewczyn można się dowiedzieć
  • jadąc kolejką mijamy kolejkę
  • z kolejki
  • stacja kolejki na górze
  • ach!!!
  • Piazza Vecchia
  • tłum turystów w niedzielę na Starym Mieście
  • strażnik porządku
  • w kościele Świętej Agaty
  • W kościele Świętej Agaty
  • wjechalyśmy kolejką jeszcze wyżej
  • z góry widać cały świat
  • widoki
  • widoki
  • widoki
  • idziemy w kierunku zamku - jeszcze wyżej
  • spojrzenie na miasto
  • spojrzenie z góry
  • i na góry
  • na murze
  • góry
  • i już w dół
  • schodząc
  • mnóstwo tu zieleni
  • dachy domów pod nami
  • ogród, czy park
  • różne odcienie zieleni
  • zieleń
  • czyjeś podwórko
  • zieleń
  • i zieleń
  • schodzimy
  • Citta Alta
  • te budowle za nic nie mieszczą się w kadrze
  • Basilica di Santa Maria Maggiore
  • wieżyczka
  • lwy przed wejściem
  • patrząc w górę
  • Citta Alta
  • Citta Alta
  • jak krużganki
  • Piazza Duomo
  • kaplica
  • Cappella Colleoni
  • Rozeta
  • front Duomo
  • kaplica
  • wieża zegarowa
  • fontanna
  • na Piazza Vecchia
  • w cukierni
  • smakowitości, a jakie śliczne
  • arcydzieła
  • to musi być fantastyczne
  • słodkie kwiaty
  • smakowitości
  • slodkie prosiaczki
  • i kiełbachy
  • wędliny
  • przy kawiarni na krawężniku
  • pasta
  • słodkości
  • orzechy w miodzie
  • kwietnik
  • idziemy w dół, jeszcze patrzymy na Stare Miasto
  • brama
  • góry przed nami
  • góry w oddali
  • Castello di San Vigilio
  • w parku
  • w parku były i takie eksponaty
  • widoki z Citta Alta
  • patrząc na miasto z góry
  • miasto z góry
Dziś nocujemy w hotelu CentralStation Milano, tuż obok dworca. Tak dla wygody – bo tu przyjeżdżamy dzisiaj, i stąd wyjeżdżamy jutro na lotnisko Malpensa. Zaraz po zakwaterowaniu jedziemy metrem do polskiego konsulatu, gdzie mamy oddać nasze niezastąpione głosy w wyborach… 

Jutro mamy samolot o 19.30, a więc pół dnia możemy poświęcić na łażenie po mieście i jakieś mediolańskie zakupy. Hostel jest faktycznie przy stacji, z tym, że stacja jest długa. Ale jest to ok. 15-20 min. piechotą od dworca. Pokoik maleńki, ale czego nam więcej trzeba, do tego internet śmiga, a bagaże można zostawić bez problemu do czasu naszego wyjazdu. Hostel prowadzą Azjaci.
  • hostel Central Station
  • kopuły dworca
  • siedzonka przed restauracją
  • ładne wejście do metra
  • kwietnik
  • Alka uwielbia skuterki
  • kościółek
  • ładny budynek
  • skuterek z koszyczkami
  • lokal i jego kelner
  • Castello Sforzesco
  • przed zamkiem
  • jedna z baszt zamku
  • na dziedzińcu
  • Alka i Senegalczyk
  • most zwodzony
  • przed zamkiem
  • herb
  • i tu słonie
  • taki sobie widoczek
  • przy fontannie
  • jedzie ogród
  • scenka uliczna
  • oni też muszą czekać na światłach
  • na skwerku przed la Scala
  • na ławeczce
  • w galerii
  • w galerii
  • konserwatorka przy pracy
  • praca przy konserwacji mozaiki
  • mediolańska ulica
  • Alka w Mediolanie nic tylko pstryka
  • pomnik na tle
  • i jeszcze raz pomnik na tle
  • Duomo jak ufo
  • jeszcze raz spojrzenie na Duomo
  • podwórze
  • przed Uniwersytetem Mediolańskim
  • przed Uniwerkiem
  • przed Uniwerkiem
  • pomnik
  • ciekawy budynek - zdjęcie w drodze na Malpensę

Piszę już z domu - dom stoi, pełno żółtych liści, mokro, zimno...

Jeszcze wczoraj chodziłyśmy po Mediolanie, było nam chłodno, bo tylko 20 stopni w dzień. Jeszcze przedwczoraj chodziłyśmy po Lampeduzie, było nam raz ciepło, raz chłodnawo, bo wiał silny wiatr, ale kiedy wyszło słońce robiło się gorąco, około 23 stopni. Jeszcze dzień wcześniej opłynęłyśmy Wyspę Królików, było upalnie, 27 stopni w dzień, 20 w nocy...

W Mediolanie było słonecznie, elegancko. Co prawda nikt nami się nie interesował, nie pytał co tu robimy ani skąd jesteśmy (prócz Senegalczyków, którzy odpowiadali - a ja jestem z Senegalu, może masz 1 euro...?), wszyscy się dokądś spieszyli, a turyści gnali od zabytku do zabytku z mapą w ręce. Tym się różni (m.in) Lampedusa od Mediolanu czy Bergamo, czy Rzymu że na Lampeduzie nie ma ... imigrantów. Po prostu nie ma. Nie ma imigrantów, nie ma żebraków, nie ma bezdomnych. Nie ma pośpiechu (no chyba, że się dostaje furę jedzenia i ma autobus za 15 minut...).

Ale ma być o Mediolanie. Chodziłyśmy po mieście przez 4 godziny, pstrykałyśmy zdjęcia, podziwiałyśmy i nowoczesne, strzeliste wieżowce i zabytkowe kościoły, zamek, kamienice. Siedziałyśmy na ławeczce przed la Scala i kontemplowałyśmy ruch dookoła - głównie turyści, ale również kilku modeli jak od Versace - ten ruch, te buty, ten szalik na szyi, to spojrzenie - jaki jestem piękny... Milano - centrum mody, centrum elegancji, centrum biznesu. 

OK, ale ja chciałam kupić ze 3 kilo kawy w ziarnach, we Włoszech lavazza kosztuje ok. 10 euro za kilo - 2 razy mniej niż w Polsce. I amaretti, migdałowe ciasteczka, które uwielbiam do porannego cappucino. Na campingu la Roccia co rano brałam 4 amaretti do papierka i szłam do baru na cappucino. Na Lampeduzie mogłyśmy kupić kawę w ziarnach nawet dwa razy taniej niż lavazza, może nie była aż tak dobra, ale z pewnością lepsza od kawy, jaką kupuję w Warszawie. Ale wozić ciężary z Lampeduzy? Poza tym limit na bagaż w samolocie na Lampeduzę był niższy - tylko 15 kg, bałam się przekroczyć.

Wyobraźcie sobie miasto, gdzie chodzicie ulicami bez przerwy, w centrum, po uliczkach starego miasta ale nie tylko, również całkiem normalnych ulicach - i przez te 4 godziny nie znajdujecie ani jednego - słownie - ani jednego sklepu spożywczego!!! Ani dużego, ani malutkiego, żadnego!!! To się wydaje nieprawdopodobne - ale tak było. Dodajmy do tych czterech godzin ostatniego dnia jeszcze kilka z dnia pierwszego - wtedy też - ani jednego sklepu spożywczego! Owszem, piekarnie (panificio) gdzie można kupić i pieczywo, i pizzę w kawałkach, i wodę, ale takiego zwyczajnego sklepu spożywczego, ani supermarketu, ani nawet straganu z owocami - ani jednego! Czyli - nie kupiłam kawy, ani amaretti. Trudno, co zrobić...

A hostel - takie miejsce do przenocowania. Plusy: super blisko dworca (góra 15 minut, może 10 do autobusu na Malpensa). Tanio - 44 euro pokój dwuosobowy. Czytałam że bardzo głośno - nie było tak źle (poprosiłam o pokój z oknem na boczną  uliczkę). Czytałam że duszno, bo nie ma klimatyzacji - ale był wiatrak, cichuteńki i przy tej temperaturze nie był to problem. Super wygodne łóżka. Można zostawić bagaże. Minusy: bez śniadania (można kupić kawę, wodę itp, ale takiego typowego B&B nie ma). Dwie łazienki, czyste, ale z prysznica leje się strumień wody. Trudno naregulować temperaturę, ale mnie się udało, i pod strumieniem wody udało się wykąpać. Odpada tynk w niektórych miejscach, warto byłoby odnowić, pokoik maciupeńki - ale jest wszystko co potrzeba, żeby przenocować jedną noc.

No a potem - autobus na lotnisko (7,50 euro), tam początkowo problemy z biletami (czegoś nie dopełniła Lufhansa, zmieniając naszą rezerwację i nie istniałyśmy w bazie, Alka miała strach w oczach, ale - calma - poczekałyśmy chwilę i wszystko się dało załatwić. Potem przechodząc przez kontrolę, po doświadczeniu z pierwszego przejścia, grzecznie zdjęłam pasek z metalowymi sprzączkami i - przemaszerowałam przez bramkę z tym paskiem w ręce! Ale to też nie był problem, tylko się obśmiali, i nawet nie kazali mi wracać, bardziej byli zajęci tym, że Alka miała na sobie koszulkę z napisem Io vado a Lampedusa...

Leciałyśmy Lotem, atmosfera zrobiła się jak w domu. Po starcie czekałam z niecierpliwością aż zgaśnie napis "zapiąć pasy" i wzięłam się za przeglądanie i edycję zdjęć. Kiedy napis się znów zapalił, grzecznie wyłączyłam netbooka. Jak już byliśmy nisko nad Warszawą stanął przede mną steward, uśmiechnął się grzecznie i powiedział: - Czy mogę mieć do pani prośbę? - Tak? - Czy mogłaby pani zapiąć pas?... Ojej, jak mi było wstyd!!!

Podróżować razem z Wami było bardzo miło, dziękuję!

  • Na lotnisku w Mediolanie
  • niebo na lotnisku Malpensa
  • niebo się pali
  • widowisko na niebie
  • płomienie
  • Malpensa nas żegna
  • spektakl
  • ostatnie spojrzenie na niebo
  • w samolocie

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. s.wawelski
    s.wawelski (18.11.2011 23:15) +2
    Zawsze z przyjemnoscia czytam Twoje reportaze. Powaznie potrakuje Twoja przestroge o podrozowaniu pocigiem z bagazem we Wloszech :-) Tu mi sie przypominaja moje podroze pociagiem szybkim jak strzala w Japonii - tam jednak zmyslni Japonczycy przewidzieli miejsce na bagaz nad glowa (miesci sie srednia walizka) oraz miedzy kolanami a oparciem jest dosc sporo miejsca i z powodzeniem mozna tam wsadzic mala walizke. Obok na siedzeniu nie, poniewaz sa miejscowki.

    Zaczalem ogladanie od filmu (ciagnie wilka do lasu :-)) i podobalo mi sie to dlugie ujecie slizgajace sie po kosciele :-)
slawannka

slawannka

Sława, czyli: www.jedziemynasycylie.pl
Punkty: 146741