2011-11-08

Podróż Sri Lanka herbatą pachnąca

Opisywane miejsca: Negombo, Unawatuna, Nuwara Eliya, Adam's peak (120 km)
Typ: Album z opisami

Sri Lanka pojawila sie na mojej mapie podrozy nagle i niespodziewanie. Kumpel polecial na herbaciana wyspe w lutytm ubieglego roku, namawial mnie na wyjazd, ale jak to zwykle bywa, nie dostalem urlopu i na tym skonczyla sie moja przygoda z Sri Lanka. Musialem poczekac kilka miesiecy kiedy odezwali sie znajomi podrozujacy po Indiach, z  pytaniem czy nie chcialbym dolaczyc do nich w koncowym etapie wyjazdu i przyleciec na Sri Lanke. Rozmawialem z nimi przez telefon a druga reka wystukiwalem na skyscannerze ceny biletow na Sri Lanke. Chwile pozniej juz mialem wydrukownay bilet lini Emirate do Colombo. Jest pazdziernik 2011.Polecialem sam. Nie wiedzialem, za bardzo czego oczekiwac, jak sie nastawic na ten wyjazd. Mialem zaledwie 12 dni,a chcialem odpoczac, naladowac pozytywnie baterie na zimowe wieczory i zobaczyc choc czesc tej uroczej wyspy. Z perspektywy czasu wypad okazal sie strzalem w dziesiatke....

Linie Emirates na dzien dzisiejszy moje linie number one. Lecialem wtedy z nimi poraz pierwszy i Ameryki nie odkryje, piszac, ze zadne europejskie linie lotnicze nie dorownuja im do piet. Klasa i jakos mowia za siebie, i smiac mi chce chce na mysl, ze zaplacilem za bilet tylko 450 euro! Szybki bezproblemowy lot z przesiadka w Dubaju, i po kilkunastu godzinach laduje w Colombo. Lotnisko wyglada jak patio w srodku ogrodu botanicznego. Swieci slonce, kolysza sie plamy, rosna storczyki...Wychodze z lotsniska i mam wrazenie, jakbym wkladal glowe do piekarnika. Jest 36C, a ja czuje ze zyje :)

Zmiana czasu robi swoje, po krotkiej podrozy miejscowym busem, spie z glowa oparta na ramieniu miejscowej kobiety, nikt nie krzyczy, nikt nie zwraca uwagi a ja spie. To byla pierwsza oznaka dobrego i przyjacielskiegio podejscia tubylca do bialego mieszczucha. Do konca wypadu nie zmienilem zdania. Obralismy kurs na Negombo, miescinke znajdujaca sie w niedalekiej odleglosci od lotniska. Potrzebowalem plazy i aklimatyzacji. Hoteli pensionatow od groma i ciut ciut, wybieramy ten najbardziej ekskluzywny, z klima i sniadaniem wliczonym w cene za cale 12 euro :) I choc Negombo samo w sobie nie ma nic do zaoferowania, to okazalo sie swietnym miejscem na pierwsze spotkania z miejscowymi, pierwsze zimne piwo i pierwszy lokalny posilek: ryz z curry. Skromny posilek, z mega pikantna moca. Jesz i beczysz, krzyczysz i dalej sie dusisz, machasz rekoma, a okoliczne dzieciaki zwijaja sie ze smiechu. To ja ,ulubieniec curry, dostaje po dupie. Ostre curry okazalo sie za ostre dla bialasa, przez kolejne dni jadlem juz tylko rybki. 

  • Dsc 1201
  • Dsc 1205
  • Dsc 1223
  • Dsc 1233
  • Dsc 1247
  • Dsc 1258
  • Dsc 1264
  • Dsc 1271
  • Dsc 1282
  • Dsc 1294
  • Dsc 1298
  • Dsc 1304
  • Dsc 1306
  • Dsc 1310
  • Dsc 1314
  • Dsc 1328
  • Dsc 1368
  • Dsc 1387
  • Dsc 1389
  • Dsc 1391
  • Dsc 1400
  • Dsc 1405
  • Dsc 1192
  • Dsc 1194
  • Dsc 1203
  • Dsc 1276
  • Dsc 1285

 

Tak naprawde to rybki zaczely mi sie snic juz po 23 wieczorem, bowiem zmeczenie i zmiana czasu zagonily mnie do lozka prawie z kurami. Corka wlascicieli pensionatu z goraca kawa stanela w drzwiach pokoju o 4 rano. Scena jak z filmu. Cejlonski usmiech, czerwona szminka ( czy to dla mnie?) filigranowa osobka i wielki kubek kawy...prawie jak w domu. Chwile potem pedze riksza wiejskimi drogami na miejscowy, poranny targ rybny. Uwielbiam targi, kocham wszelkiego rodzaju "mercados", gdzie mozna kupic wszytko, zobaczyc rybska od najmniejszych akwariowych po gigany morskie, rekiny i plaszczki, tunczyli i mieczniki, ktore w mgnieniu oka sprzedawane sa miejscowym knajpom, hotelowym resturacja i okoliczny mieszkancom. Mozna zjesc to co tubylcy, pogadac i pstrykac zdjec ile dusza zapragnie. Kobiety sprzedaja owoce, pozuja do zdjec, chlopaki wnosza , patrosza i wynosza ryby, bezdomny pies goni kota, ktory ucieka w krzaki z kawalkiem rybiej pletwy. Sniadanie zaliczone. 

Poludnie wyspy i  jego malownize plaze byly nastepnym punktem na mapie Sri Lanki, ktore chcielismy zobaczyc. Oslawione biale rajskie piaski zniszczone w 2004 roku przez tsunami, wydaja sie zapominac o tragedii, ktora nawiedzila poluniowa czesc wysypy. Z Kolombo na poludnie Sri Lanki docieramy po kilu godzinach jazdy miejscowym pociagiem. Koszt przejazdu w granicach kilkunastu zlotych. Bilety kupuje w okienku kasy, na dworcu, ktory wyglada jakby czas stanal w miejscu gdzies w latach 40tych. Wagony obszarpane, wentylatory wlaczone na pelna moc, zadna kobieca ondulacja nie ma szansy dotrwac do konca podrozy. Tubylcy pojawiaja sie zaraz kiedy widza turyste, sprzedaja kolorowa wate cukrowa, orzeszki, napoje i wszechobecne curry. Pociag toczy sie jak zabawkowa ciuchcia, mozna wyskoczyc zalatwic potrzebe pod palma i dogonic ostatni wagon. Klimat jest, pogoda jest,wiec dusza sie raduje. Do miasta Galle dojezdzamy poznym popludniem, krotkie targowanie sie o dojazd moto riksza do plazy i po 15 minutach mocze stopy na plazy w Unawatuna. Hotel znajduje sie sam, miejscowi przedstawiaja ceny i warunki noclegow, ja sacze zimne piwo Lion, a kumpel, zamiast wspolpracowac ze mna, idzie plywac. Wachlarz miejscowych noclegow jest oszalamiajacy, od wyboru do koloru. Ze sniadaniem,bez sniadania, z klima czy bez, z posciela, albo na hamaku, z tv albo tv i dvd w wersji kombo.... mozna wybierac i decydowac. Wszedzie slychac muzyke, choc turystow niewielu, czuje grilowana rybe i juz wiem, gdzie bedziemy jedli kolacje.

Poludnie Sri Lanki zachwyca. Okoliczne plaze nie maja sobie rownych, bez dwoch zdan dorownuja tym w Wenezuelii czy Brazylii. Plaze na Unawatuna, Mirissa, czy Tangalle maja piekno i nature w jednym. Lazur wody, kolyszace sie na wietrze palmy, spadjace kokosy i dziewczyny grilujace na plazy swieze steki z tunczyka, sa jak z folderow reklamujacych okolice, ktore wiadac w witrynach okien biur podrozy, kiedy kazdego zimowego wieczoru przechodzac kolo takiego okna, wzdycha sie i marzy. A ja te marzenia mam przed soba, stoje na piachu, slonce prazy, jest gorace i wilgonie, mam wode przed nosem i nowe gacie Billabong i ide skakac w fale. Zyc nie umierac. 

 

  • Dsc 1430
  • Dsc 1435
  • Dsc 1474
  • Dsc 1483
  • Dsc 1505
  • Dsc 1543
  • Dsc 1568
  • Dsc 1572
  • Dsc 1582
  • Dsc 1587
  • Dsc 1602
  • Dsc 1609
  • Dsc 1610
  • Dsc 1612
  • Dsc 1613
  • Dsc 1621
  • Dsc 1628
  • Dsc 0552
  • Dsc 0591
  • Dsc 1065
  • Dsc 1512
  • Dsc 1520
  • Dsc 1521
  • Dsc 1523
  • Dsc 1530
  • Dsc 1753
  • Dsc 1764
  • Dsc 1769
  • Dsc 1957
  • Dsc 2001 2
  • Img 8637
  • Img 8692

Plywajac i byczac sie na plazach Mirissa, szwedajac sie uliczkami kolonialnego miasteczka Galle, mozna zapomniec o bozym swiecie, zapomniec o telefonach, pracy, wrednej szefowej i upierdliwych znajomych. Liczy sie tylko przygoda, piekno okolicy i niechec do opuszczenia tego egzotycznego zakatku. 

Podroz autobusem z nadmorskiego miasta Matara w glab wyspy zajmuje dobre 6 godzin. Wyjezdzamy krotko przed poludniem, szybka wlka o miejsca i siedzimy na szarym koncu obok nas pani z corka i chlopak z dziewczyna. Na naszych kolanach dwa plecaki, torba dziewczyny ( tej od chlopaka ) i tornister corki. Autobus pruje szybciej niz Sandra Bullock w Speedzie, muzyka wyje, ludzie sie kolysza, chciales przygody chlopcze? Masz przygode. Za oknem zielono, palmy ustapily miejsca, herbacianym dolinom, gigantycznym paprocia i spadajacym ze skal malym wodospadom. Autobus wciaz w wersji "Speed 2, Niebezpieczna predkosc", droga nie ma barierek, tylko maly nasyp zwirowy a w dole same doliny spowite we mgle, nie widac juz nic.... ach jak pieknie, ach jak szalenie niebezpiecznie. Przypominaja mi sie klimaty drogi smierci w Boliwii. Temperatura spada, jestemy w Nawara Eliya. Wsrod herbacianych pol, ukrytych w lasach wodospadow i swiatyn zostajemy na kilka dni. Sporo do zobaczenia: fabryka herbaty w okolicach misteczka Bandarawela, wysoki wykurty w skale Budda w Badulla, wodospady, malpy i relax, a jak relax to masaz..nie ma nic lepszego nie dwie godziny klepania, wykrecania i wyginania przez male dlonie miejscowej dziewoji.

  • Dsc 1407
  • Dsc 1825
  • Dsc 1829
  • Dsc 1830
  • Dsc 1836
  • Dsc 1843
  • Dsc 1854
  • Dsc 1873 2
  • Dsc 1892
  • Dsc 1893
  • Dsc 1896
  • Dsc 1899
  • Dsc 1904
  • Dsc 1906
  • Dsc 1908
  • Dsc 1926
  • Dsc 1945
  • Dsc 2062
  • Dsc 2230
  • Feqfqwfqefeqf
  • Dsc 1021
  • Dsc 1071
  • Dsc 1106
  • Dsc 1117
  • Dsc 1656
  • Dsc 1691
  • Dsc 1701
  • Dsc 1723
  • Dsc 1753
  • Dsc 1788
  • Dsc 1801
  • Dsc 1809
  • Dsc 1820
  • Dsc 1948
  • Dsc 2001 2
Z Adamem to bylo tak. Yoni moj towarzysz w podrozy, pochodzacy z Izraela chlopak, planowal zdobycie szczytu Adama, byczac sie na plazy w Goa. Kiedy juz spotkalismy sie na trasie cejlonskiej probowal zarazic mnie swoim pomyslem. O Szczycie Adama, wznoszacym sie dumnie nad Cejlonem, na 2243 m n.p.m.  mozna w necie wyczytac wszystko. Porady, zasady, uwagi i przestrogi, co i jak, gdzie i dlaczego trzeba wchodzic tam w nocy. Pomysl byl, ale jakos nie specjalnie spodobalo mi sie wstawania o 2 nad ranem, ubieranie podwojej pary dresow, zeby po kamiennych stopniach wbiegac na gore Adasia tylko po to, aby zobaczyc piekny wschod slonca, klimatyczne widoki itp. Los jednak chcial inaczej, wedrujac uliczkami Elya, poznalismy Anne, francuzke przemiezajaca Sri Lanke solo, ktorej oczy zaswiecily sie jak palec E.T kiedy Yoni zaczal opowiadac o nocnej przygodzie. Izraelczyk dopial swego a ja w ten oto sposob zostalem przeglosowany. Marudze troche, ale prawda jest taka, ze gdyby owa dwojka mnie nie namowila, plulbym sobie w twarz , ze nie poszedlem, lezac w hostalowym metalowym wyrku do rana. Wstawanie o 2 rano ma swoj klimat, kiedy nie ma pory letniej, a co za tym idzie nie ma tabunow turystow. Okazuje sie jednak, ze brak turystow to brak lokalesow sprzedjacych napoje i jadlo, a jak nie ma lokalesow to nie ma nic, a jak nie ma nic to na prawde nie ma nic...nawet oswietlenia prowadzacego na gore. Tak, oswietlenie! Adas jest pieknie przygotowany dla wspinajacych sie turystow,ale tylko w okresie turystycznym. My bylismy sami i wtedy wlasnie nocna wyprawa na"Adasia" okazala sie przygoda jak z fimow Spielberga. Francuzka, Izraelczyk i Polak na trasie. Ciemno wszdzie glucho wszedzie. Skalne stopnie i my na stopniach, w krzakach jakies wycie, tu i tam przebiegnie zwierz, wiewiorkal dziki zajac, mama dzik i male dziki...a my z malymi lornetkami zamocowanymi gumka na czole, jestesmy na trasie. Ciemno jak w… kazdy wie jak w lesie moze byc ciemno, nie uzyje wulgaryzmu, a mikro latarki mimo zapewnien wlascicieli hostelu o kilugodzinnej wytrwalosci wyladowaly sie po godzinie wspinaczki. A potem juz zostaly tylko telefony. Bogu dzieki za aplikacje latarkowe. Dalej w droge. 4 godziny wchodzenia i jestesmy na gorze, a tam...mgla! A gdzie boski wschod slonca? Nie mozna miec wszystkiego rzucila Anna, bijac w dzwon znajdujacy sie na szczycie. Nie bylo spektakularnego wschodu, slonce strajkowalo, pojawily sie chmury, a stopy odmarzaly, bo gora swieta wiec na szczycie biegasz na bosaka. Chlodne powietrze, tak przyjemnie kontrastuje z otaczajaca nas wilgotnoscia jeszcze kilka godzin wczesniej. Schodzilismy na dol jak zajace w swietle dziennym przeskakujac ze stopnia na stopien, i po kilku godzinach bylismy juz w pociagu do beztroskiego uroczego miasteczka Kandy. Jedni na Kandy psiocza, inni zachwalaja i polecaja, mysmy zwiedzili, jezioro w miasteczku obeszli, warany karmili i swiatynie o zlotym dachu odwiedzili, a wieczorne noce razem z lokalnymi chlopakami piwo w lokalnym browarze wypili. Kandy położone jest w malowniczej dolinie i od wiekow uznawane jest za duchową stolicę kraju. Z racji znajdującej się tam świętej dla buddystów relikwii "Zęba samego Buddy" przyciąga nie tylko Lankijczykow ale i ciekawskich z calego swiata. 
  • Dsc 1179
  • Sdc10937
  • Img 8819
  • Dsc 2007 2
  • Dsc 1038
  • Sdc10950
  • 76
  • 78
  • Sdc10998
  • Dsc 0444
  • Sdc11022
  • Sdc11044
  • Dsc 1061
  • Sdc11046
  • Dsc 2116
  • Dsc 2142
  • Dsc 2168
  • Dsc 2176
  • Dsc 2213

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. kahlan77
    kahlan77 (17.12.2014 15:42)
    Super
  2. pt.janicki
    pt.janicki (20.02.2014 23:06)
    ...faktycznie, za "moich czasów" herbata ceylon była najdroższą herbatą w "naszym" sklepie, a nie były ro "Delikatesy" ... :-) ...
  3. lmichorowski
    lmichorowski (16.02.2014 21:29)
    Piękna wycieczka i piękne z niej zdjęcia. Pozdrawiam.
  4. eli_ko
    eli_ko (15.02.2014 20:10)
    bardzo fajnie opisane i super zdjęcia :)
  5. iiwia
    iiwia (13.02.2014 19:30) +1
    mmm za chwilę się tam udaje.... i sprawdze czy rzczywiście tak pięknie .... Pozdrawiam :)
  6. traveluk
    traveluk (30.01.2014 15:02) +1
    Na gore Adama nie wchodzi sie boso, mysle ze byloby to ostre poswiecenie. Buty zdejmujemy na samym szczycie, gdyz dla lankijczykow to miejsce swiete. A wejscie na szczyt zaczynasz pozna noca, zeby po kilku godzinach wspinaczki po skalnych stopniach , dotrzec na szczyt przed wschodem slonca, ktory jest gawarantem magicznych widokow i celej kolorystyki na niebie, oczywiscie pod warunkiem , ze niebo bedzie bezchmurne a slonce nie bedzie sie lenic jak bylo w naszym przypadku :)
  7. disco.ibiza
    disco.ibiza (30.01.2014 10:32) +1
    plaża, góry - to co lubię;-) bardzo mnie zachęciłeś do podróży na Sri Lankę, zwłaszcza że często zdarzają się promocje. Ale na górę to bym raczej boso nie szła. Btw - dlaczego trzeba iśc w nocy?Może nie doczytałam....
    Super relacja,pozdrawiam!