2011-10-17

Podróż Indie Północne koleją

Opisywane miejsca: New Delhi
Typ: Album z opisami

Mam teorię- im dalej na wschód, tym bardziej wariacko jeżdżą samochodami. Zapchane do niemożliwości ulice Damaszku to nic przy teherańskim bezładzie i bezwładzie. Paykany jeżdżą z prądem i pod prąd. Delhi jest jeszcze bardziej na wschód. Jak to będzie z komunikacją w Indiach?- zastanawiam się.  Delhi wita nas nocą. ( więcej  http://gotramping.pl/index.php/pl/indie ).

  Zasad na drodze nia ma żadnych. Do tego dochodzą auta bez świateł. Hindusi nie umieją jeździć stwierdzam kiedy nocą zdążamy do hotelu na Pahar Ganj w stolicy Indii. Nie umiemy się dogadać. Szofer mówi tylko w hindi. Pokazujemy mu adres hotelu. Po kilkudziesięciu minutach kluczenia znajduje hotel. Okazuje się, że to nie ten. Po czym po kilkudziesięciu następnych minutach i odwiedzeniu innych noclegowni wracamy do pierwszej, gdyż okazuje się, że to był właściwy hotel.   Śniadanie w Delhi Poranek zaczynamy od śniadania w budach vis a vis nowego dworca kolejowego (new Delhi railway station). Coś jak dawno temu bar Smok w Krakowie tylko, że bardziej odjazdowy. 4 stoliki, które brudną szmatą przeleciał kelner o cerze szmaty przed naszym wejście. Z tyłu w wąskim zaułku palenisko, na którym kucharz, który właśnie wrócił ze śmietniska, gdzie zapewne zbierał zgniłe pomidory dla nas, mieszał stalową stągwią w kociołku. Wszyscy trzej jesteśmy twardzielami. Wychwalamy zalety indyjskiej kuchni nie patrząc na zaplecze i w ciemno zamawiamy jedzenie. Jemy tam gdzie Hindusi. Kiedy przełykam brązową papkę, którą kelner nazywa tali, przelatują mi przez głowę wszystkie choroby przewodu pokarmowego, które można złapać w Indiach. Jeden nie tyka jedzenia. Zjadam prawie wszystko. Trzeci kolega wszystko. Zobaczymy reakcję żołądka za 8 godzin i zmywamy się pod meczet piątkowy. Chlubę Wielkich Mogołów, którzy zapylili Indie islamem. Ciekawa konstatacja- władcy narzuceni i niewielka liczba wyznających religię Mahometa i 80% hinduistów, którymi rządzą. z Powodzeniem przez kilka wieków. Ludzi w meczecie mnóstwo, głównie zwiedzający. Przeciskamy się przez tłumy do pobliskiego "Czerwonego fortu". Za wysokim 4 metrowym murem ogrody. A między nimi ażurowe pawilony. Zachodzę w głowę, które to były właściwe pałace. Dopiero po chwili stwierdzam, że to są pałace otwarte na cztery strony, żeby latem było wietrznie w temperaturze ponad 40 stopni. Przed chwila przechodziłem przez nedzną dzielnicę, do której u nas nawet Cyganie baliby się zaglądać. Teraz pławię się w luksusie zmysłów patrząc na zbytkowny pałac maharadżów. Czuję się głupi z tymi Indiami. Trudno je zrozumieć. Pełno kontrastów. Dlaczego nie rozdzielą równiej tego bogactwa? Bogaczy by mniej cierpieli patrzać na niewyobrażalną nędzę biedaków.   Indyjskie religie Może pomocna tu będzie wizyta w świątyni naprzeciwko Czerwonego fortu. Faliste wieże w kształcie stożka w kolorze buraczkowym. Na przodzie odwrócona swastyka. Świątynia dżinnistów. Religię założył Mahawira w VI wieku przed Chrystusem. Dżinniści wierzą, że wyzwolenie można osiągnąć dzięki doskonałej czystości duszy. Obowiązuje u nich zasady anihisy- nieużywania przemocy. Niektórzy posuwają się do tego, że zamiatają przed sobą drogę, żeby nie nadepnąć na rzadne zwierzę. Świątynia jest akurat zamknięta ale nie hinduistyczna kawałek w głebi ulicy. Ściągamy obowiązkowo buty. Idziemy wąskimi korytarzykami. Dobiega nas monotonny mruk. Po turecku siedzi jegomość w pomarańczowej szacie, pewnie mnich obok posągu boga z głową słonia. Jak trąba to Ganeśa- bóstwo pomyślności, uwielbiany zwłaszcza na południu Indii. Grupki Hindusów wybierają się do ołtarzyka w pobliżu. Srebrzonego lub złoconego oświetlonego girlandami światełek choinkowych. Oddają cześć bóstwu. Hindusi, którzy mają miliony bóstw wierzą, że zycie toczy się cyklicznie- człowiek umiera oraz odradza się. Jeżli spełnia się obowiązki, to w przyszłym wcieleniu może uwlonić się od złej karmy i urodzi się w wyższej kaście. Stąd z pogodzeniem się znoszą niedostatki. 82% Hindusów wyznaje hinduzim. Religia powstała ok. 1000 roku przed Chrystusem. Wystraczy mi na początek tego zderzenia kulturowego. Wychodzę na ulicę. Włóczymy się przeciskając się pośród tłumów. Jest wczesna wiosna. Temperatura około 20 stopni. Miejscowi chodzą ubrani w spodnie i koszule luźno rozpięte pod szyją. Ci z najniższej kasty niedotykalni albo zamiatają ulice albo powożą ryksze. Ubrani w łachmany, wychudzeni pod górę ledwo je ciągną. Żal mi wynajmować takiego chudzielca. Ale wożąc się daję mu zarobek. Przez to może utrzymać rodzinę, dzieci.   Najpiękniejszy grób świata Jedziemy do Agry. Tadź Mahal. Według niektórych najpiękniejsza budowla świata- mauzoleum ukochanej żony szach Dżachana. Zmarła podczas połogu. Robi wrażenie biała sylwetka na pewno najpiękniejszego grobowca na planecie. Na mnie robi wrażenie co innego. Dookoła typowe zapuszczone hinduskie rudery. Drobiazgowa kontrola przy wejściu do mauzoleum- mundurowi obmacują Cię dokumentnie. A spróbuj się postawić! Niesamowite tłumy. Tadź Mahal odwiedza kilka milionów rocznie. Spróbuj się wczuć w ból umierającej ciężarnej. Ileż większe było cierpienie owdowiałego władcy? Kiedy Ci tu wchodzą na głowę tuziny pstrykaczy zdjęć. Mauzoleum zbudowano w 1633-55. Biały marmur do współczesności trzyma się świetnie. Z Agrą rzadziej wiązane jest inne mauzoleum- Akbara. Ten władca urasta do rangi twórcy wspaniałości mogolskiej. Zdobna, inkrustowana brama wysoka na kilkadziesiąt metrów łączy elementy wielu religi. W środku jest ogród zbudowany jak to w islamie na wzór rajskiego edenu. Podobno czasem przychodzą tutajz pobliskiego lasu sarny. Kolej po hindusku Indie uczą mnie innego porządku rzeczy. Taki dworzec kolejowy. Taksówką jedziemy kilkanaście kilometrów poza miasto. Poco? Okazuje się, że na półwyspie Dekan rzadku wsiadasz lub wysiadasz z pociągu na dworcu w środku miasta. Stacje węzłowe odległe są zazwyczaj od centrów o kilkanaście kilometów.Pociąg też jest specyficzny. Jedziemy do Varanasi. To około 400 kilometrów stąd. Bierzemy kuszetkę. Siedząc na peronie obserwuję pociągi. W oknach nie ma szyb. Tylko kraty. Przy tym klimacie ok. Co chwila wylatuje przez niech jakiś odpadek albo strzyka ktoś śliną na czerwono. To znaczy skończył posiłek i zaaplikował sobie paan. To proszek z orzeszków betelu, zaprawionych sproszkowanym wapieniem i przyprawami. Kończy się nim jedzenie, ma bowiem działąnie dezynfekujące jamę ustną. Od koloru orzeszków barwi usta i zęby na czerwono. Bezcielesne zawołania w pociągu masala, masala umilają mi czas. To herbata z dodatkiem mleka i korzeni, która podają domorośli kelnerzy, na każdym kroku. Chłopcy i dorośli roznoszą ją co chwila. Zaspokaja pragnienie. Zresztą pociągi turlają się powoli na peron. Ludzie wysiadają, by kupić coś na ząb, gdyż postój trwa do kilkudziesięciu minut. Spóźnialscy nie czekają na gwizdnięcie konduktora tylko kiedy wąż wagonów ślamazarnie rusza z peronu biegną w gorączce do swoich wagonów.   Ze śmiercią na ty Następnego dnia stacja w Varanasi wita nas gangiem taksówkarzy.Robią sztuczny tłok i próbują przekierować do swojej taksówki. Wsiadamy i szukamy hotelu niedaleko Gangesu. Nad brzegiem Gangesu stoją schody- ghaty, na których palone są zwłoki Hinduistów. Varanasi jest świętym miejscem. Każdy Hindus marzy by po śmierci być spalonym nad brzegiem Gangesu właśnie tutaj i by jego prochy rozsypano w rzece. Ghaty ciągną się wzdłuż rzeki przez kilka kilometrów. Jest ich tu około setki. Takich ważnych, gdzie kremuje się zwłoki jest kilka. Najlepiej wybrać się nas spacer Dasaswamedh ghat i pospacerować do Manikarniki na wysokości Starego miasta. Przechodzimy wzdłuż rzeki. Równo poukładane stosy drewna. Obok mary. Dookołą grupki ludzi i płonące zwłoki. Widzę śmierć na wyciągnięcie ręki. Umarli przykryci są zakryci całunami z kolorowych cekinów. Zgromadzeni przyglądają się raczej obojętnie. Nie wolno fotografować. Hindusi nawet karzą chować aparaty. Czuję słodkawy zapach palonego ludzkiego mięsa. Przypominam sobie czytane książki o Oświęcimiu i wyznania więźniów, że wokół krematoriów unosił się mdły, słodkawy zapach. Brrr. Gdzieś tu nóżka wyskoczyłą spod nakrycia. Kucający łapiduch kijem wpycha kończynę do ognia.To domowie z kasty nietykalnych, oni zajmują się kremacjami. Niedopalone zwłoki wynoszone są do rzeki i topione. Wokół wałęsają się watahy psów. Wyjadają resztki mięsa. Powiadają, że Varanasi jest mistycznym miastem, gdzie panuje niezwykła atmosfera. Najlepiej wynająć łódkę rano i wśród mgieł popłynąć wzdłuż ghatów i patrzeć na rytuały życia i śmierci. Wynajmuję łódkę i płyniemy. Nie ma mgły, są kremacje i pływające w Gangesie martwe święte krowy. Niebywały bród. A gdzie magia? Hindusi dokonują ablucji w wodzie- myją się, kąpią, a nawet myją zęby. 10 metrów dalej wrzuca się zwłoki. Nagromadzenie bakterii coli na mililitr wody jest tu chyba największe na świecie (1,5 mln a do mycia powinno być maksimum 500). Ci ludzie powinni umrzeć ale oni nawet nie chorują. My zamaczając palec u nogi w wodzie wylądowalibyśmy na drugi dzień w kostnicy. To jest może prawdziwa magia Varanasi? Wszak zjeżdżają tu setki tysięcy turystów rocznie. A do innych miejsc nędzy miliony. Indie są dla nas nie do pojęcia.

  • Obrazek00072a
  • Obrazek00079a
  • Obrazek00080
  • Obrazek00190b
  • Tadz mahal

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. lmichorowski
    lmichorowski (24.02.2012 22:06)
    Fajna, osobista relacja (jedyne co zakłóca przyjemność czytania, to kilka ewidentnych potknięć ortograficznych - warto może poprawić). No i szkoda, że tak mało zdjęć. Pozdrawiam.
  2. timu
    timu (20.10.2011 0:42) +2
    też chętnie zobaczyłbym więcej fotek :)
  3. city_hopper
    city_hopper (19.10.2011 7:47) +3
    Ciekawy opis :-) Będzie więcej zdjęć?