Podczas jednego ze spacerów po Marakeszu trafiłem na niewielką agencję organizującą wycieczki po Maroku i zdecydowałem się następnego dnia udać w góry Atlas Wysoki do doliny Ourika, gdzie można wykąpać się pod wodospadem, powspinać się po stromych skałach, zjeść marokański lunch nad brzegiem rwącej, górskiej rzeki, odwiedzić berberską rodzinę i zajrzeć do centrum zielarskiego. Koszt 250 dirham (jakieś 100 zł) za ok. 7-godzinny wypad. Niezły pomysł na upalny dzień, bo w sierpniu w Marakeszu temperatura często zbliżała się do czterdziestki. Tak więc wyprawa na Saharę, to już w tym okresie ekstremalne doświadczenie z upałem nie do zniesienia i wielogodzinną jazdą w autobusie w zaduchu i spiekocie. Może innym razem.
Byłem na Saharze w Tunezji w kwietniu zeszłego roku, a góry Atlas tylko widziałem z daleka. Stąd też taki był mój wybór. Nie żałowałem tego. Wizyta w centrum zapachów była całkiem interesująca i pouczająca, zwłaszcza gdy mieliśmy okazję smarować się różnymi mazidłami oraz wąchać przeróżne zioła i mieszanki ze słojów i słoiczków, a także skosztować ostrej berberskiej herbaty. Dużo bardziej intensywna w smaku niż ta serwowana nam w tradycyjnym domostwie berberów właśnie. Trochę się tego obawiałem, że trafimy tam na aktorów odgrywających swe role przed turystami za parę groszy, ale było całkiem miło. Gospodyni pokazała nam cały ceremoniał parzenia herbaty miętowej i nalewania jej ciurkiem z dużej wysokości. Reszta rodziny była co prawda mniej ufna i trzymała się lekkko na dystans. Jedna z córek nie chciała się fotografować nawet za oferowane pieniądze, co odebrałem jak najbardziej pozytywnie.
Trekking po górach też był świetnym oderwaniem się od ulicznego gwaru Marakeszu, a chłodna kąpiel pod wodospadem to już przyjemność nie do opisania. Nie da się tu jednak uniknąć bazarowych klimatów, bo stoiska z różnościami stoją na szlaku w pobliżu najciekawszych miejsc. Co ciekawe, jeden z handlarzy ubrany w niebieski, berberski strój nie chciał się sfotografować za 10 dirham. Stwierdził, że albo mu dam 50 albo może pozować do zdjęcia za free. Wybrałem to drugie rozwiązanie, ale się okazało, że akurat teraz nie ma na to czasu, bo schodzą kolejni turyści ze szlaku i musi sie nimi zająć. Nie byłem pewien czy warto czekać. To raczej kolejny trick, by wyciągnąć więcej pieniędzy z portfela naiwnego turysty.
Kupiłem jednak córce pamiątkę w górach, odcisk skorpiona w kwarcycie, za który sprzedawca zażądał 250 dirham, czyli tyle ile zapłaciłem za całą wycieczkę. Może gdyby to był alabaster, to jeszcze bym się tak bardzo nie zdziwił, ale za zwykły kamień z wydłubanym rysunkiem to była lekka przesada. Po krótkim targu sprzedał mi go jednak za 50 dirham. Uznałem to za osobisty sukces, gdy doświadczony handlarz przystał na moją, pięciokrotnie niższą cenę od jego wyjściowej.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Ja sie zawsze balem cokolwiek kupic w Maroku, bo nigdy nie wiedzialem ile to wlasciwie jest warte :-) Ale przebicie 1do 5 nie jest zle, zwazywszy na to, ze cena wyjsciowa i tak juz byla "specjalna".
-
za niewielkie pieniądze można wiele przeżyć i zobaczyć ;)
-
...ciekawa wyprawa...
-
Koszt 250 dirham czyli jakieś 100 zł ;)
-
warto było wybrać się na tą wyprawę