Podróż Korsyka 2009 cz. I
Po pierwszym krótkim pobycie na tej wyspie, miałam niedosyt. Przejechaliśmy właściwie wzdłuż wybrzeża, a mi się marzyło poznać też wnętrze wyspy i pochodzić po górach, które majaczyły w oddali. Udało się to pięć lat później i spędziła tam 12 dni. Zaokrętowaliśmy nasz samochód w Nicei i promem po paru godzinach przybiliśmy do Bastii.
Bastia jest drugim co do wielkości miastem Korsyki i stolicą północnej części wyspy. Miasto jest podzielone na dwie części górną i dolna przedzielona starym portem. W dolnej części miasta TerraVechia przykuwa uwagę duży plac St-Nicolas z pomnikiem Napoleona jako cesarza. Skłoniliśmy się wodzowi wykrzykując Ave Napoleon. Poszwendaliśmy się trochę wzdłuż wybrzeża, zajrzeliśmy na targ, gdzie kupiliśmy bułki z brocciu serem z dodatkiem ziół z makii. Weszliśmy do kościoła St. Jean Baptiste, gdzie akurat był chrzest. Przysiedliśmy w starym porcie przy kufelku korsykańskiego piwa La Pietra. Ale najlepiej zagłębić się w stare uliczki. Tutaj już kamienice nie są odnowione, farba się łuszczy, tynki odpadają. Budynki dziwnie nierówne i rzecz charakterystyczna w architekturze wystające pomieszczenia, jakby doklejone do muru – to łazienki. Na jednej z ulic odnajdujemy stary zakurzony zakład fotograficzny, właściciel wspomina stare czasy kiedy robił zdjęcia takim sławom jak Mick Jagger.
Wpinamy się do górnego miasta Terra Nova. Jak parę innych miast na Korsyce na wzgórzu wznosiła się, twierdza, w której w średniowieczu mieszkała tylko i wyłącznie genueńczycy. Ludność tubylcza nie miała prawa wstępu do cytatedli. Za murami kryją się dwa zabytki warte zobaczenia katedra Sainte Marie - XVII w. i barokowa kaplica Saint-Croix, gdzie znajduje się krucyfiks wyłowiony z morza w XV w.
Przez góry Nebbio przedzieramy się na przeciwną stronę wyspy. Po drodze jedziemy przez znane z wina tereny okolice Patrimonio zakupując oczywiście butelkę dobrego wina, którą wypijamy na skałach z widokiem na zatokę St. Florent.
Niedziela. Trzeba udać się na mszę. Jak to we Francji jest niedobór księży i nie każdy kościół jest otwarty w niedziele. Po zasięgnięciu języka jedziemy do położonego na wzgórzu miasteczka Monticello. Mszę, jak się okazało odprawiał polski ksiądz, który przebywał tam od paru miesięcy. Jak się dowiedzieliśmy na wyspie jest paru polskich księży i na jeszcze jednego trafiliśmy w Bonifacio, ale o tym później.
Jak już tu byliśmy to zwiedziliśmy miasteczko. Parę kamiennych ukwieconych domków, piękne widoki na zatokę, a za miastem góry.Jadąc dalej wzdłuż zachodniego wybrzeża docieramy do Calvi. W tym mieście podobnie jak w Bastii jest cytadela wzniesiona przez genueńczyków. To także miejsce, które jest uważane za miejsce narodzin Krzysztofa Kolumba. Mieszkańcy uparcie w to więżą i w 500 letnią rocznicę odkrycia Ameryki wystawili mu pomnik. Faktem jest, ze mieszkała tu jego rodzina w obrębie twierdzy. Teraz można zrobić pamiątkowe zdjęcie przy ruinach domu przy wmurowanej tablicy.
A zwiedzeniu starej części miasta warto przysiąść w jednej z portowych knajpek, żeby nasycić się pokarmem i pięknymi widokami na zatokę.
Jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża ku kolejnej atrakcji turystycznej Rezerwatu Scandola. Najlepiej podziwiać te masywne czerwone klify z wody. Najpopularniejszą wersją zwiedzania rezerwatu jest parogodzinna wycieczka statkiem np. z miejscowości Porto. My jednak wybraliśmy inną formę zwiedzania. Przenocowaliśmy na campingu i rano przez przełęcz Bocca a Croce starym szlakiem dla osiołków doszliśmy do miejscowości Girolata.
Mała wioska z genueńską wieżą, do które codziennie przybijają turyści, żeby coś przekąsić w czasie morskiej wycieczki po rezerwacie. My także zasiedliśmy w jednej z knajpek, żeby ugasić pragnienie przed morską wyprawą. Wypożyczyliśmy kajaki wypłynęliśmy w morze. Była to niezła przygoda i wyzwanie dla fotografa. Walcząc z prądami morskimi i falami od płynących statków, płyniemy wzdłuż skał Scandoli i robimy zdjęcia. Beczka, w której jest aparat ma małą średnicę, więc robimy zdjęcia, druga osoba kontroluje otoczenie na hasło statek, szybko odkręcamy obiektyw, wkładamy korpus do beczki, dokręcamy obiektyw i zakręcamy beczkę. A jest co fotografować, wiec co chwila powtarzamy operacje.
Gdy słońce chyli się ku zachodowi, mokrzy ale szczęśliwi wracamy do Girolaty oddać sprzęt i ponownie drogą dla osiołków wspinamy się na przełęcz na nocleg.
Czeka na nas wąska droga wśród kolejnej formacje skalne Calanche. Tym razem najlepiej podziwiać skały jadąc drogą z Porto do Piany z krótką wycieczką w góry. Kilkanaście skał w Calanche ma swoje nazwy jak Głowa Psa, Donżon, Serce itd. Zatrzymujemy się przy tej pierwszej Głowie Psa, żeby krótką trasą wśród skał dojść do klifu, gdzie jest inna znana skała Donżon. Co za widoki, a jakie formacje skalne.
Jedziemy dalej robiąc krótkie przystanki przy kolejnych ciekawych skałach. Mamy szczęście bo nie zawsze jest wolne miejsce w nielicznych zatoczkach, a droga jest wąska zbudowana jeszcze za Napoleona gdzie szerokość drogi była wyliczana tak, żeby mogły się wyminąć dwa osiołki. I mimo, że to tak wąska droga jest jedyną wzdłuż wybrzeża i jeżdżą po niej TIR-y. Z podziwem patrzyliśmy jak na tej wąskiej drodze wyminął się TIR z Campingcarem. Cała operacja trwała z 15 min i oba samochody posuwały się milimetr po milimetrze blokując oczywiście ruch.Ajaccio rodzinne miasto Napoleona. Stolica północnej części wyspy. Miasto tak różne od Bastii. Tu co krok widać piękne odnowione kamienice i pałace. No i nie można mówić, że nie ma tu akcentów związanych z Napoleonem, a tu posąg Napoleona, a tu dekoracja nad ulicą z głową wodza. Widać kult wodza kwitnie. Żar z nieba sprawia, że po krótkim spacerze po mieście zwiewamy dalej