2011-07-08

Podróż Costa Blanca, na północ od Alicante

Opisywane miejsca: Alicante, Altea, Walencja (112 km)
Typ: Inna

Z Polski można dolecieć na Costa Blanca w 3 godziny, więc jest to miejsce wakacyjnie popularne wśród Polaków. Potem już tylko szybki transfer lotnisko-hotel, zamiana spodni na bikini i już leżymy plackiem na plaży łapiąc cenne promienie niczym dwunożne baterie słoneczne... Tłumy na Costa Blanca może nie są aż takie jak na Costa Brava, ale mają tendencję do kumulacji w miejscach zadziwiających. Plaża w Alicante jest mocno średnia w swej urodzie, mała i dość brudna (przechodząc chwilami w bardzo brudną), a mimo to ludzi na niej na potęgę, mimo iż w sąsiedniej miejscowości 10x dłuższa plaża świeci pustkami :) 

Mnie to wszystko dziwiło na odległość, bo publiczne obnażanie się jakoś nie leży w mojej naturze ;) Wolę pozwiedzać, co ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu w tamtej części hiszpańskiego świata jest czymś bardzo nietypowym. Cóż, ludziska wolą plażę i mnie to cieszy. Tak więc w jeden dzień oblecieliśmy wszystkie główne punkty programu w tym mieście, m.in. ruiny zamku na wzgórzu (zaniosła nas tam winda w szybie wykutym w skale w środku góry, miły zbytek), zaułki starego miasta i esplanadę wiodocą mniej więcej do plaży. 

Alicante jest dość tłoczne, ale nie o turystów tu chodzi. Mówi się, że mieszka tam 3 lub nawet 4 razy więcej ludzi niż jest to oficjalnie podawane. Są to przede wszystkim pracownicy różnego rodzaju tworów unijnych oraz międzynarodowych bogatych firm (które chciałby mieć siedzibę na plaży ;) - krótko mówiąc, ekspaci. Widać to dopiero po zmroku, kiedy kończą się godziny urzędowania i całe to międzynarodowe towarzystwo wylega do knajp i knajpeczek. Jeśli więc chcecie zjeść romantyczną kolację w jakimś bardziej ciekawym miejscu niż McDonald's, to radzę zrobić rezerwację stolika ze sporym wyprzedzeniem. W Alicante chyba nikt nie gotuje w domu... 

Ogólne wrażenia? Brzydka plaża, ładne małe stare miasto, drogie jedzenie, tanie ciuchy i upał, na który można liczyć :) Fajnie jest posiedzieć wieczorem w knajpie z widokiem na kołyszące się jachty, popijając gęstą orchatę (o ile znajdziemy wolny stolik) i wsłuchując się w mówiący różnymi językami tłum. 

  • Alicante
  • Alicante
  • Alicante
  • Alicante
  • Alicante
  • Alicante
  • Alicante
  • Alicante
  • Alicante
  • Alicante

Na początku mieliśmy w planach spędzić tych kilka dni leniwiąc się w knajpach przy plaży, ale jako że klimat Alicante temu nie sprzyjał, wyruszyliśmy na północ - do niedalekiej mieściny o romantycznej nazwie Altea. I to był strzał w dziesiątkę. 

Z Alicante jedzie się tam kolejką podmiejską (1 przesiadka), trasa wije się nad brzegiem morza, zazwyczaj tłum jest spory, ale wszyscy kończą trasę na stacji Benidorm (jest tam aquapark, a więc kumulacja rodzin z dziećmi).

Miasteczko (a raczej jego stara część) położone jest na zboczu wzniesienia schodzęcego ku morzu. Ze swoimi białymi zabudowaniami, kolorowymi okiennicami i kwiatami, przypominało mi grecką wyspę Santorini :) Turystów praktycznie brak, mieliśmy więc te wszystkie romantyczne zakątki, uliczki, tarasy widokowe tylko dla siebie :)  Nie mam pojęcia czemu to miejsce jest niemal zupełnie pominięte na turystycznej mapie, może ze wzgędu na brak piaszczystej plaży (jest za to kamienista, piach w majty nie włazi). W każdym razie dla mnie idealne. Nie ma to jak usiąść w cieniu ukwieconego balkonu i zajadać na śniadanie bagietkę z szynką serrano... Plaża jak już wspominałam jest kamienista, tuż przy niej ciągnie się szeroki słoneczny deptak z restauracjami i barami - coś, czego brak w Alicante. 

Polecam każdemu, kto wybierze się na urlop w tamte strony i będzie chciał zaznać chwili wytchnienia od jarmarcznie głośnych kurortów. Ja byłam zachwycona.

  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea
  • Altea

Kolejnym i ostatnim naszym przystankiem była Walencja, którą już od dawna chciałam zobaczyć. Pech chciał, że akurat jak przyjechaliśmy pogoda była pochmurna i padało (w lipcu...), ale potem było już tylko lepiej. 

Walencja jest zadbanym miastem słusznych rozmiarów, z muzeami, wystawami i czym tylko dusza turysty zapragnie. My oczywiście zamiast pędzić ku zabytkom zachwycaliśmy się tamtejszą paellą. Restauracje w Walencji są świetne, jest tam o wiele taniej niż np. w Alicante, wybór lepszy, obsługa milsza i (uwaga, uwaga) są wolne stoliki ;) Po napełnieniu żołądków przyszedł czas na leniwe wędrówki ulicami starego miasta, spoglądanie na zadbane strzeliste kamienice i wycieczka do architektonicznego potwora - Miasta Sztuki i Nauki, czyli zespołu modernistycznych budowli mieszczących np. kino czy operę.  

Polecam zdecydowanie. Miasto dobrego jedzenia i studentów - sporo tam ich przyjeżdża na wymianę międzynarodową, w tym duża reprezentacja Polski... wynajmowanie mieszkań to w Walencji bardzo popularny sposób na biznes :) 

W naszej wycieczce ominęliśmy drugą stronę Alicante, czyli np. Murcję. Z premedydacją, bo mając tanie loty na pewno tam na jakiś weekend wrócimy.

  • Walencja
  • Walencja
  • Walencja
  • Walencja
  • Walencja

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż