2006-06-17 - 2006-06-23

Podróż Irlandia zielona

Opisywane miejsca: Shannon, Ennis, Lehinch, Cliffs of Moher, Doolin, Lisdoonvarna, Limerick, Adare, Quin (241 km)
Typ: Blog z podróży
Do Irlandii dolecieliśmy późną nocą. Ponieważ było wiadomo, że dotrzemy o takiej porze, z góry zarezerwowaliśmy sobie nocleg. Był drogi, ponieważ potrzebowaliśmy, żeby było blisko lotniska; ale uznaliśmy, że jedną taką noc możemy sobie zafundować. Hotel znajdował się (podobno) 3km od lotniska; sądziliśmy, że dotrzemy na piechotę. Niestety, przeliczyliśmy się. Musieliśmy zadzwonić do hotelu, żeby wysłali po nas samochód i zdjęli nas z szosy... Następnego dnia, po wymeldowaniu, wpadliśmy jeszcze do lokalnego sklepiku po wodę mineralną do picia, gdzie kasjerka zagadała nas po polsku, po czym zaczęliśmy łapać stopa. Finalnie wylądowaliśmy w autobusie do Ennis...
  • Hotel Oak Wood Arms
  • Hotel Oak Wood Arms
Ennis jest absolutnie uroczym miasteczkiem. Znaleźliśmy tam tani hostel, po czym ruszyliśmy na zwiedzanie. Na początku trafiliśmy na zrujnowane opactwo. Bardzo klimatyczne ruiny, świetnie się tam czułem, piękne widoki. Ennis posiada też bardzo fajne, nowoczesne muzeum, które opowiada o historii całego hrabstwa. No i oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić wypadu do pubu na guinessa :-)
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Opactwo w Ennis
  • Nasz hostel
  • Opactwo w Ennis, widok z zewnątrz
Natępnego dnia pojechaliśmy na samo zachodnie wybrzeże. Do Lehinch dojechaliśmy autostopem, dzięki uprzejmości kilku różnych osób. Celem było dotarcie do miejsc, gdzie żyją jeszcze ludzie natywnie mówiący po irlandzku. Chcieliśmy dotrzeć do samych korzeni Irlandii. Tak trafiliśmy przypadkiem do lokalnej mekki surferów ;) Zakwaterowaliśmy się w chyba jedynym w miasteczku hostelu; dostaliśmy pokój z widokiem na ocean. Widzieliśmy stamtąd ludzi, łapiących fale na deskach surfingowych. Magda nazwała ich "ślimole", bo z daleka wyglądali jak małe ślimaczki, pełzające po falach ;) Tego dnia też zepsuła się pogoda, zaczęło mżyć. No cóż, Irlandia...
  • Widok na ślimole ;)
  • Zachodnie wybrzeże
  • Skalisty brzeg Atlantyku
  • Esencja pubowej irlandzkości ;)

Właściwym celem wyprawy była mała wioska o nazwie Doolin. Po drodze z Lehinch obejrzeliśmy jeszcze absolutnie imponujący cud natury, jakim są Cliffs of Moher - wysokie, pionowe ściany, schodzące do samego oceanu. Dojechaliśmy tam autobusem, i tak samo autobusem stamtąd wyruszyliśmy do Doolin.

  • Cliffs of Moher
  • Atlantyk
  • Cliffs of Moher
  • Cliffs of Moher
  • Cliffs of Moher
  • Cliffs of Moher
  • Magda :)
Irlandia

Doolin 2006-06-19

Na miejscu nie było hosteli, skorzystaliśmy więc z pola namiotowego, usytuowanego nad samym oceanem. Trochę się baliśmy, że w razie sztormu zdmuchnie nam namiot, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło :-)

Samo Doolin jest przeurocze. Malutka wioska, z fantastycznymi pubami, sklepem z instrumentami muzycznymi i praktycznie niczym więcej. Można stamtąd przejść spacerkiem na skaliste wybrzeże Atlantyku, podziwiać fale roztrzaskujące się z hukiem o brzeg. Wieczorem zaś nie można nie wpaść do pubu, posłuchać muzyków zjeżdżających się tutaj z całej Irlandii (i nie tylko), którzy dają spontaniczne koncerty. Fantastyczne miejsce.

  • Doolin
  • Irlandia zielona :)
  • Irlandia zielona :)
  • Obowiązkowy guiness
  • Wnętrze pubu w Doolin
  • Kamienny płot
  • Ładne kwiatki ;)
  • Zachodnie wybrzeże
  • Płaskowyż Burren
  • Dziwna konstrukcja z kamieni
  • Irl064
  • Zachodnie wybrzeże
  • Muzykanci
  • Muzykant
Doolin opuszczaliśmy w deszczu. Trudno było złapać stopa, ale autobusów też nie było. W końcu złapaliśmy jakiegoś kierowcę, który ulitował się nad dwójką kompletnie już przemoczonych autostopowiczów i przewiózł ich niedaleko, ale jednak w miejsce, skąd łatwiej było złapać coś jadącego dalej... W Lisdoonvarnie byliśmy już tak zmarznięci, przemoczeni i zmęczeni, że dostaliśmy głupawki :) Ale finalnie udało się złapać kolejną okazję. Gdzie?...
...oczywiście do Ennis :-) Ale nie zatrzymaliśmy się tam na długo. Zjedliśmy tylko obiad i ruszyliśmy dalej, ponieważ naszym celem tego dnia było miasto...
...Limerick! Ojczyzna frywolnej formy wierszowanej, zwanej limerykiem, ale też miasto, w którym znajdowały się (podówczas) największe zakłady Dell'a, gdzie pracowało wielu Polaków ;-) Niemniej naszym celem były raczej zabytki. Dotarliśmy jednak na tyle późno, że udało się nam tylko znaleźć hostel i zameldować w nim. Nie mieliśmy nawet siły na wieczorny wypad do pubu.

Następnego dnia, wypoczęci, ruszyliśmy na podbój miasta. Okazało się być w sumie sympatyczne. Kilka ładnych kościołów, urocze uliczki, oraz imponujący zamek króla Jana Bez Ziemi, w którym znajduje się bardzo fajne muzeum. Po raz kolejny w trakcie tej wycieczki żałowaliśmy, że takich muzeów nie ma w Polsce...

Po południu wyprawiliśmy się w dalszą podróż. Celem była znowu nieduża wioska o nazwie Adare. Magda w przewodniku wyczytała, że wieś powstała w wyniku kaprysu jakiegoś lokalnego możnowładcy, który zbudował ją na wzór wsi angielskiej; niestety, obecnie nie jestem w stanie tego potwierdzić (wikipedia milczy na ten temat), niemniej skusiło nas to do jej odwiedzenia. Było to wystarczająco blisko do Limerick, a musieliśmy zostać w pobliżu Shannon, bo zbliżał się już termin naszego odlotu. Ale to też osobna historia...

  • Kościół w Limerick
  • Widok na zamek króla Jana w Limerick
  • Rzeka rozdzielająca Limerick
  • Kościół w Limerick
  • Cmentarz przykościelny
  • Kościół w Limerick
  • Kościół w Limerick
  • Kościół w Limerick
  • Kościół w Limerick
  • Zamek króla Jana w Limerick
  • Widok z zamku
  • Zamek króla Jana w Limerick (baszta)
  • Widok z zamku króla Jana w Limerick
  • Widok z zamku króla Jana w Limerick
  • Sam król Jan ;)
  • Zamek króla Jana w Limerick

Do Adare dojechaliśmy na tyle późno, że już nie chciało się nam szukać najtańszego noclegu. Skorzystaliśmy z oferty B&B (bed and breakfast); udało się nam też przechować u miłej pani plecaki przez pół następnego dnia, który poświęciliśmy na zwiedzanie wsi. A było co zwiedzać. Sama wieś jest urocza: nieduże chaty, piękne, gotyckie (lub romańskie, nie znam się ;)) kościoły; na horyzoncie widzieliśmy jeszcze więcej malowniczych ruin. Idąc spacerkiem w ich kierunku zorientowaliśmy się, że jest to pole golfowe. Zrujnowane opactwo było dokładnie na środku lokalnego pola do golfa! Bezbrzeżnie zdumieni spytaliśmy, czy możemy zwiedzić ruiny. Okazało się, że nie ma problemu - trzeba tylko trzymać się wyznaczonych ścieżek dla pieszych, żeby nie dostać piłką golfową w głowę :-) Akurat wtedy wyszło słońce... Było to jedno z najsympatyczniejszych miejsc, jakie wtedy zwiedziliśmy. Na deser, po drodze do Adare, weszliśmy jeszcze do działających klasztorów i obejrzeliśmy uroczy, stary, zarośnięty cmentarzyk.

Potem przestało być fajnie. Tranzytem przez Limerick dojechaliśmy do Shannon, ponieważ nasz samolot odlatywał o 3 nad ranem. Gdy o 23:00 wciąż nie było go na tablicach świetlnych, zaczęliśmy się poważnie niepokoić. I słusznie - 3 nad ranem we czwartek była prawie dobę wcześniej :( Spóźniliśmy się na samolot o 24h!

  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
  • Adare
Zrozpaczeni, zarezerwowaliśmy (sporym wysiłkiem finansowym) bilety na najbliższy lot do Polski (z piątku na sobotę) i ostatnim autobusem dojechaliśmy z Shannon do Ennis, gdzie zakwaterowaliśmy się w dobrze nam znanym hostelu...
Mając niespodziewanie więcej czasu na miejscu, niż planowaliśmy, zaczęliśmy wertować przewodnik w poszukiwaniu miejsc, które jeszcze można by zwiedzić. Niestety, w Ennis widzieliśmy praktycznie wszystko; siedzenie w pubie nas mało bawi, więc nie braliśmy tego pod uwagę. Któreś z nas gdzieś dostrzegło drogowskaz na Quin, z informacją, że znajduje się tam coś ciekawego. Przewodnik nie był wylewny w tym temacie, ale ponieważ było to tylko 25km od Ennis, postanowiliśmy zaryzykować. Dotarliśmy tam stopem - i opłaciło się. W Quin znajdują się ruiny imponującego niegdyś zamku lub opactwa. Miejsce jest mało znane, nie ma tam turystów, ale naprawdę warto tam pojechać; choćby po to, żeby dotknąć murów, które widziały już tyle zim i lat.
  • Ruiny w Quin
  • Ruiny w Quin
  • Ruiny w Quin
  • Ruiny w Quin
  • Ruiny w Quin

Po powrocie z Quin do Ennis odebraliśmy plecaki z hostelu i pojechaliśmy znowu do Shannon. Tym razem dotarliśmy na czas ;>

Irlandię opuszczaliśmy z łamiącym się sercem. Pomimo niezbyt udanej pogody, pomimo wpadki ze spóźnieniem się na samolot, wrażenia mieliśmy jak najbardziej pozytywne. Kraina ta przyjęła nas bardzo ciepło, zobaczyliśmy wiele fantastycznych miejsc, poznaliśmy wielu fajnych ludzi (kierowców, którzy wozili nas autostopem) i zwiedziliśmy wiele pięknych zabytków. Od tamtej wycieczki autentycznie pokochałem Irlandię...

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. arim
    arim (29.06.2011 11:20) +1
    W UK jeszcze nie byłem; chętnie pozwiedzałbym Szkocję (szczególnie Highlands, destylarnie whisky... :-)). Trzeba się będzie kiedyś wybrać :-)
  2. przedpole
    przedpole (28.06.2011 20:54) +1
    Ja,lecąc kiedys do Irlandii,zadawałem sobie pytanie,czy różni się ona od swej większej sąsiadki.Okazało się ,że niewiele.W zasadzie Irlandia i Wielka Brytania w zabudowie są nie do odróżnienia.