Rzym na weekend majowy chodził nam po głowie od dłuższego czasu - niemal od mojego powrotu z ubiegłorocznego krótkiego objazdu po Włoszech. A i Młody zafascynowany Wielkim Miastem naciskał, żeby wrócić tam na dłużej. Nie bez powodu zatopił w fontannie di Trevi kilka euro :)
Ale może od początku - zdecydowaliśmy że jedziemy na przedłużony majowy weekend i rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedniego lokum, co biorąc pod uwagę bliskość Wielkanocy i owegoo weekendu proste nie było, ale się udało. Gdy już mieliśmy wstępnie zarezerwowane bilety lotnicze, okazało się, że męzowski urlop w tym terminie nie jest możliwy. Chwilę zajęła walka o kilka dni wolnych i zarazem zmiana terminów noclegowych i kiedy już byliśmy o krok od kupna biletów ogłosili termin beatyfikacji Jana Pawła II i jak wiadomo ceny poszybowały kolosalnie do góry przekraczając zdecydowanie granice naszych planów wydatkowych. Cóż robić - korzystając z oferty zaprzyjaźnionego biura pielgrzymkowego udaliśmy się na uroczystości do Rzymu autokarem z Wrocławia.
Jak wyglądała msza i towarzyszące tej uroczystości wydarzenia wszyscy zainteresowani mogli się dowiedzieć z mediów. Braliśmy udział w takim ludzkim zgromadzeniu po raz pierwszy. Dla Młodego niesamowitym przeżyciem było spędzenie nocy na ulicy - trudno mówić w tej sytuacji o jakimś nastroju biwaku, ale najpierw mieliśmy miejscówkę z widokiem na zamek Anioła, a resztę nocy spędziliśmy na Via della Conciliazione. Ogarnął nas oczywiście nastrój chwili i czuliśmy się jak miło widziani i podejmowani goście - witani owocami, ciastkami i wodą rozdawaną powszechnie przez wolontariuszy zarówno w nocy, jak i podczas mszy. Oczywiście zdarzały się też niezbyt miłe incydenty - pewna pani chciała postawić Młodemu krzesło na stopie i nie była w stanie zrozumieć, że robi źle. Ale jednak podsumowując - spotkało nas tam dużo dobra :) Ne obyło się też bez niespodzianek - ogromnym przypadkiem, cudem czy też zbiegiem okoliczności udało nam się spotkać z naszym przyjacielem.W ponad milionowym tłumie udało nam się być w jednym miejscu w tej samej chwili. To niesamowite przeżycie, kiedy w potoku ludzi rozchodzących się z placu i sąsiednich ulic niespodziewanie słyszysz swoje imię i odkrywasz, że jest ono skierowane do Ciebie.
Niestety przyjemności i radosne chwile skończyły się wraz z opuszczeniem Włoch. W drodze powrotnej towarzyszył nam deszcz i wiatr, a to jak przywitał nas kraj 3 maja - może lepiej przemilczeć
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Olu, skoro navigare necesse est, to i podróżowanie, które bez navigare sie nie obejdzie, jest koniecznością. A nie od dziś wiadomo, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu... :-) ...
-
No to niezle zaszaleliscie :-) Gratulacje :-)
-
Dzięki, przez chwilę poczułam tę atmosferę, a powrót do domu mieliście niezwykły :)
-
dziękuję - miałam pewne obawy - taka mało podróżnicza ta podróż, ale z drugiej strony ludzie ze wszystkich stron świata pielgrzymowali, więc chyba jednak podróż to jest
-
...się dołączam!
-
Taka relacja, to dużo więcej niż jakakolwiek transmisja w mediach. Dziękuje, że się tym podzieliłaś/ liście.