Podróż Kerkira-nie tylko dla moich oczu
Posejdon władca mórz zakochał się w Kerkirze, córce boga rzeki Asopos. Wkrótce zabrał ją na wyspę, którą nazwał jej imieniem.
Mitologia wiąże ten wspaniały skrawek ziemii z Grecją, choc nie oparła się ona włoskim wpływom jak również całej splątanej w jedno mieszance europejskich rządów, które łase na strategiczne położenie wyspy kolejno zdobywały ją, kształtując jej obecny charakter. Burzliwa historia Korfu kształtowana przez panowanie rzymskie, bizantyjskie, weneckie, francuskie i angielskie otwiera przed każdym człowiekiem, który pierwszy raz stawia swoją stopę na tej ziemii bogactwo wschodu i zachodu na wielu ulicach Kerkiry.
Planowanie podróży rozpoczęłam potajemnie wiosną 2009 roku ale moja druga połowa nie była do końca przekonana do tego pomysłu. Może użyte argumenty nie były zbyt trafione?
Rok później różne okoliczności nałożyły się na siebie, zaznaczone terminy w kalendarzu uległy przesunięciom i tym sposobem tydzień pozostał na załatwienie różnych spraw i przygotowanie do podróży.
Wiemy co chcemy zobaczyc. Trzeba stanąc wysoko i spojrzec w dół tak jak Roger Moore na Vlacherne.
Reszta-.....później.
Wsiadamy, lecimy
Stosunkowo blisko od stolicy wyspy znajduje się miejscowośc Glyfada położona na zachodnim wybrzeżu. Małe miasteczko? Nie mogę tak powiedziec. Miast na Korfu jest jak na lekarstwo dlatego też można poczuc klimat prawdziwej Grecji. W głębi wyspy zatrzymuje się czas. Specyficzne dzwonnice, zwężające się drogi w formie ciasno splątanych serpentyn, wystawione przed domy stoliki a przy nich babunie i dziadunie zatopieni w rozmowie.
To jest to.
Glyfada jest dla turystów miejscem z małą ilością sklepów ale z najmilszym piaskiem jak na greckie klimaty. Pierwszy widok jaki ujrzeliśmy jadąc do hotelu to była ogromna niebieska plama oblewająca skały. Wysokie klify ozdobione zielenią i ogromną ilością samochodów bo również miejscowi wiedzą gdzie są najpiekniejsze plaże. Właśnie ta ilośc samochodów pozostawionych na poboczu zapowiadała, że plaża nie będzie cicha i spokojna. I nie była ale złoty piasek i krystalicznie czysta woda rekompensowały wszystko.
Nasze plany są nadal aktualne ale póki co należy poznac stolicę. Wszystkie najpiękniejsze elementy charakterystyczne dla jakiegoś stylu czy też związane z obecnością, któregoś z jej najeżdżców zdają się napierac na przybysza troche zdezorientowanego. Weneckie kamienice i twierdze, francuska kolumnada (Liston), Pałac Św. Michała i Jerzego, brytyjski symbol neoklasycyzmu-na pierwszy plan wysuwają się obce akcenty ale.... spokojnie napisy na sklepach są greckie i greckie flagi wywyieszone w oknach. Zwiedzanie rozpoczynamy idąc wzdłuż portu tak aby jak najwięcej szczegółów zostało w pamięci. Widac mury twierdzy i ogromne statki wpływające i wypływające z portu. W mieście są dwa forty na skalnych wzniesieniach. Pierwszy-stary powstał juz w czasach bizantyjskich a w XV-XVI w. Wenecjanie wykopali kanał dzięki czemu twierdza znalazła się na wyspie.Drugi-nowy, w całości zbudowali Wenecjanie. Skupmy sie teraz na starej twierdzy, którą zwiedziliśmy jak każdy przykładny turysta na Korfu. Łączy ją z miastem 60-metrowy most po którym przemykają tłumy turystów. Twierdza powstała w XIII stuleciu na ruinach bizantyjskiego zamku a w ciągu wieków mury zmieniały swoje rozmiary tak jak swoich okupantów. Mury i bastiony otaczają skaliste tonące w zieleni wzgórze ale i tak niesamowite wrażenie robi klasycystyczny kościół Św. Jerzego(stylizowany na dorycką świątynię) dzieło Brytyjczyków i bez wątpienia spektakularny widok jaki rozciąga się ze szczytu twierdzy na miasto Korfu. Wędrówkę kończymy między uliczkami Starego miasta, do którego jeszcze powrócimy przy okazji wizyty w muzeum. ziałam, że w tej części Grecji mało znajdę Grecji i że muszę obejśc się smakiem.
Ustaliliśmy, że tym razem odrobinę odpoczniemy dlatego po jednym dniu zwiedzania był czas na relaks wśród fal,kąpiele słoneczne,pyszne jedzenie i bycie na miejscu. Jednak troche nas poniosło i zaczeliśmy błądzic po okolicy, wspinac po bardzo stromej górze z nadzieją , że spotkamy po drodze nowe, fantastyczne pejzaże. Myśleliśmy, że tylko zobaczymy co jest na górze i zawrócimy.
W greckim słońcu wspinaczka jest ciężka ale nie ma innej metody ponieważ Glyfada jest bardzo nisko położona i aby się z niej wydostac trzeba się wspinac, potem jeszcze trochę wspinac, można zrobic kilka zdjęc z punktu widokowego i ponownie wspinac. Doszliśmy na górę ale droga poprowadziła nas ku kolejnej ścieżce, a ponieważ ciekawi nowego miejsca nie mogliśmy się powstrzymac ruszyliśmy dalej. Po utracie wielu sił nagle znaleźliśmy sie w gaju oliwnym. Przepiękne miejsce. Stare, poskręcane pnie oliwek dały mnóstwo cienia. Z zarośli wyłoniły się szkielety chałupek z kamienia i dotarły do nas odgłosy zwierząt domowych. Skierowaliśmy się w ich stronę . Skończył się oliwny gaj i znaleźliśmy sie na polanie i tutaj przyciągnął moja uwagę rozciągający się widok na wioski i góry skrywające morze. Zieleń cyprysów przypomina włoskie pejzaże.
Tak szliśmy dosyc długo ponieważ cienie drzew osłaniały nasze ramiona była to przyjemna przechadzka. Dużo czasu upłynęło zanim znaleźlismy się na ścieżce prowadzącej w dół do szosy ale o powrocie nie mogło byc mowy. W końcu to było tylko kilka kilometrów w prostej linii już bez wspinaczek.
Wioska Pelekas znajduje się na szczycie wzgórza a na punkt widokowy zwany Wieżą Tronową też trzeba iśc pod górę. Widoki byc może nie jak z góry Pantokrator ale iście cesarskie. To tutaj cesarz Wilhelm II często przyjeżdżał podziwiac piękne zachody słońca na zachodnim wybrzeżu. Zachwytom nie było końca ale upał dał nam się we znaki i trzeba było udac się dalej-po zapasy.
W drodze powrotnej zwiedziliśmy kilka sklepików, w których zatrzymał się czas i wystrój nie był szczególnie zachęcający. W jednym z nich zakupiliśmy wina w korzystnej cenie bo greckie wina smakują jak mało które. Pani szalenie miła z wyrozumiałą miną patrzyła na mnie jak po kolei jej koty jeden po drugim ściskałam. Jeden z nich wyjątkowo pomysłowy został uwieczniony na zawsze.
Wieczorem otworzyliśmy butelkę Samosa i powolutku delektowaliśmy się jego wyjątkowym, słodkim aromatem.
Do Sarande wyruszamy wczesnym rankiem. Bez paszportów, na jeden dzień aby ponownie spełniły się marzenia.
Sarande jest stolicą albańskiej riviery. Jest głownym celem wakacyjnych podróży w Albanii. Kraj jest biedny, drogi i budynki straszą, domy opuszczone przez mieszkańców zawalone z wyrwanymi ścianami budzą niepokój. Na odkryte wspaniałe zabytki brak pieniędzy aby je zabezpieczyc. Mozaiki są przykryte żwirkiem ponieważ czynniki atmosferyczne działają destrukcyjne na mozaiki, które przez tysiące lat leżały zakonserwowane pod ziemią. Podziwiam ich rozważne podejście do tematu. Nie mamy środków pieniężnych do zabezpieczenia naszego dziedzictwa ale rozumiemy wagę tych znalezisk.
Mam nadzieję, że wkrótce Albania obudzi się ze swojego głębokiego snu i turystyka będzie na innym poziomie. Niedaleko Sarande jest plan aby powstało lotnisko. W tej chwili podróż z Tirany jest bardzo męcząca. Drogi to piach w kolorze szaro-białym. Ten wszędobylski pył plus kamienie utrudniają dotarcie do niektórych mijsc wartych odwiedzenia.
Pejzaże Albanii urzekają. Jestem pod niesamowitym wrażeniem chociaż widziałam maleńką cząstkę przez jeden krótki dzień. Muszę tam wrócic.
Wskakujemy do autokaru i chłoniemy niesamowitą atmosferę tego miejsca. Jest zupełnie inaczej. Wszystkie domy jeśli nie są przytulone do skał to wiszą na nich na tzw. słowo honoru. Mijamy po kolei wiele ulic, wiele domów w stanie rozbiórki, niektóre jak po uderzeniu bomby. Przewodnik oznajmił, że właśnie w tym tygodniu odsłonięto jakieś mozaiki i mamy niebywałe szczęście, że je zobaczymy. Nic mnie tak nie denerwuje jak fakt przelotu nad czymś istotnym bez nawet 2 minutowego zatrzymania się. Nawet nie zdąrzyłam zobaczyc co jest na tych mozaikach. To samo dotyczyło przepięknego jeziora, w którym hoduje się małże. Jezioro Ligen i Butrintit jest tak położone, że chciałoby się krzyknąc na kierowcę: człowieku daj nam chwilę na kontemplację. Nasza droga zawieszona nad przepaścią jest wąska i biały piach unosi się wysoko. Przewodnik ponownie się włączył oznajmiając tym razem, że w tamtym tygodniu nie było tu asfaltu.
Coraz bardziej nie mogę wysiedziec w swoim miejscu zwłaszcza, że zbliżamy się do celu. Jezioro wpada do morza, widzimy zamek Ali Paszy i..... wysiadamy!!!
Butrint, miasto zamieszkałe od czasów prehistorycznych było kolejno w starożytności iliryjską osadą, przekształconą w VII wieku p.n.e.w w grecką kolonię i miasto portowe, póżniej rzymskie a następnie siedzibą biskupstwa. Po okresie okupacji weneckiej miasto zostało opuszczone przez mieszkańców pod koniec średniowiecza ze względu na powstałe w okolicy bagna. Dzisiejszy zespół archeologiczny tworzą ruiny charakterystyczne dla każdego okresu rozwoju miasta. Odkryto resztki murów obronnych, starożytny amfiteatr z III wieku p.n.e., ruiny domów i baptysterium z VII wieku. Zachowały się również ruiny łażni rzymskich i kaplicy z V w.
Dziś Park Narodowy Butrinti wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO, miejsce gdzie od lat 30 XX wieku prowadzone są nieprzerwanie wykopaliska archeologiczne.
Wyjechaliśmy wcześnie zielonym autokarem do miasta Korfu. Chcieliśmy jak zwykle pobłądzic troszkę aby móc zobaczyc coś więcej niż w przewodnikach.
Naszą trasę wyznaczały ruiny, niektóre zupełnie niezauważalne, bardzo łatwo można było je przeoczyc. Gdybyśmy wybrali autobus do Kanoni, niczego co po drodze było szczególnie ważne nie moglibyśmy zobaczyc.
Idąc wzdłuż portu zauważyliśmy jakiś kościół i przystaneliśmy na chwilę aby móc mu się przyjrzec i zrobic kilka zdjęc. Póżniej przeszliśmy na drugą stronę ulicy szukając ruin bizantyjskiego kościoła i prawie w ostatniej chwili zauważyłam coś co gubiło się w tłumie murów i dachówek-fragment dzwonnicy. Nagle wyłonił się kościół Agios Athanassios i Anemomylos. Właściwie niewiele z niego pozostało ale dzięki niemu dostrzegliśmy na mapce pozostałe cztery punkty warte zwiedzania.
Drugi w kolejności, jeszcze bardziej schowany, stojący wśród kamieniczek kościół z przełomu X i XI wieku był trudniejszy do odnalezienia. Kościół Św. Iasonasa i Św. Sosipatrosa jest jedynym w Kofru przykładem architektury bizantyjskiej. Wspaniale zachowany a jego wnętrze ujmuje pięknymi ikonami, spływającymi złotem, specyficznym, kolorowym światłem wpadającym przez witraże kopuły i zatrzymującym się na gładkich, białych kolumnach. Wewnątrz panuje cisza i nie chcemy dłużej zakłócac tego stanu. przed nami Palaiopolis.
Idąc drogą do Kanoni po prawej stronie trafiamy na ruiny wczesnochrześcijańskiej bazyliki Palaiopolis z V w.n.e. Tuż obok, wystarczy tylko przejśc przez ulicę, znajdują się ruiny łaźni rzymskich, które wybudowano ok.200 r. z fragmentem mozaiki na podłodze.
Nie pamiętam jak to się stało ale zboczylismy z trasy odkryc archeologicznych i szliśmy w stronę lotniska. Wszystko dlatego, że już od paru godzin szukaliśmy Vlacherny a samoloty były zbyt blisko.
Wycieczkę na półwysep Kanoni zaplanowalismy już przed przylotem ale dopiero na miejscu okazało się, że to dalej niż nam się wydawało. Pierwsza scena z "Tylko dla Twoich oczu", wizytówka Korfu to wysepka połączona z lądem groblą, na której znajduje się klasztor Panagia.
Dodatkową atrakcją jakiej sie zupełnie nie spodziewaliśmy była bliskośc lotniska, dosłownie kilkaset metrów. Półwysep Kanoni połączony jest z Peramą, która leży na przeciwległym brzegu, wąską groblą przy lagunie Chalikiopoulos. Tędy przemieszczają się mieszkańcy nie tylko pieszo. Kilkakrotnie musieliśmy ustepowac miejsca przejeżdżającym skuterom. Wrażenia z grobli pozostaną wieczne. Tego dnia był silny wiatr i trudno było utrzymac równowagę ale tylko wtedy kiedy startowały samoloty. Pas startowy jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Niemalże dotykaliśmy lądujących samolotów i właśnie podczas startu krople wody, wzburzonej przez startujący samolot zachlapały mi obiektyw.
Żal było odchodzic. Jeszcze długo oglądaliśmy się za siebie obserwując Vlachernę i błyszczące w słońcu morze.
Naszym celem jest Palaiokastritsa, Sidari, Old Perithia, Pantokrator, Sinarades. Nie chcemy zwiedzac w szalonym tępie. Po raz pierwszy mają to byc wakacje . Musimy spojrzec na wszystko z innej perspektywy chociaż nie do końca uda sie to osiągnąc.
Palaiokastritsa bardzo popularna wioska uwieczniana często na zdjęciach i pocztówkach jest rzeczywiście bardzo efektowna. Postanawiamy skupic się tylko i wyłącznie na klasztorze a piękne zatoczki oglądamy tylko chwilę zatrzymując się w punktach widokowych.
Na szczycie jednego z cypli znajduje sie biały XIII wieczny monastyr Theotokou. Przekraczając bramę czułam się jakbym była w innym świecie:cały teren klasztoru rozpływał się w porannym słońcu i kwiatach. Miejscami rozlana była woda jakby ktoś przed chwilą napoił klasztorne ogrody. I jeszcze jedno-koci raj. Wszędzie spały koty, jakie tylko dusza zapragnie. Piękne miejsce, bajeczne i najlepsza pora na zwiedzanie- ciepły, grecki poranek.
Jadąc w stronę Sidari zachaczyliśmy na chwilę o wioskę Mesaria. Znajduje się tam wspaniały kościółek pięknie odmalowany, widoczny już z daleka, na trasie. Ciężko było mojemu mężczyźnie tam wjechac. Wróc, ciężko to było temu blaszakowi cokolwiek wydusic z siebie poza jazdą po równinie. Droga wiodła ostro pod górę ale dzięki temu właśnie kościól jest tak widoczny.
Nie trwało to zbyt długo i w końcu znaleźliśmy się w Sidari. Dojazd jest prosty i parking bardzo blisko. Zanim się obejrzeliśmy już skakaliśmy po skałach. Trzeba zarezerwowac sobie trochę czasu ponieważ do tej pory nie wiem w jaki sposób uciekło nam tyle godzin? Faktem jest, że na to miejsce składa się wiele zatoczek,przesmyków i kanałów i można zapomniec o czasie.
Klify w kolorze od złota po szarośc są niesamowicie ukształtowane przez morze. Na każdy piaskowiec można bez zbędnego wysiłku wejśc i obejśc przeciskając się przez gęste zarośla. Woda ma zupełnie inną barwę ale myślę, że to przez sąsiedztwo z piaskowcem, który tak ładnie odbija światło. Tak, to światło oślepia. Jest mocniejsze niż w jakimkolwiek innym miejscu na wyspie a muszę nadmienic, że my byliśmy w Sidari stosunkowo wcześnie.
Nie pojechaliśmy ogólnie dostępną szosą do Peritheia, jechaliśmy z innej strony a majaczący zza zakrętu drogowskaz z napisem OLD PERITHEIA był zachęcający. Chodzi o to, że nie spodziewaliśmy się takiej drogi. To, że była nie pokryta asfaltem to nic wielkiego. Kamienie były miejscami ogromne a przepaści..... Przez całe wieki jadąc w tempie żółwia nie byliśmy pewni czy to droga robocza do kamieniołomów czy ktoś sobie z nas turystów tylko zadrwił? Co chwilę przystawaliśmy aby sprawdzic czy są jakiekolwiek ślady budynków. Wszędzie tylko kamienie, głazy, skały, cyprysy. Nic. W pewnym momencie ściągnęłam obiektywem jakiś punkt, który okazał się czymś na kształt dzwonnicy. Hurra!!!! Obysmy tylko dojechali z całymi oponami-to jedno mieliśmy w głowach.
Sama wioska jest rozciągnięta. Nie byłam pewna czy jestem w Grecji? Ruiny domostw i kościołów robią oszałamiające wrażenie. Drzewa przypominały mi o Polsce: wiśnie, dęby, orzechy włoskie. Okna domów zieją pustką, podłogi skrzypią. Gdzieś stoi rama łóżka, wiszą na ścianach rozpadające się półki. Stare piece w malutkich izdebkach mówią wiele o mieszkańcach tej wioski.
W samym centrum wioski jest brukowana ulica, która rozwidla się i można dojśc do 3 tawern. Gospodarze tawern chętnie przyjmują spragnionych gości, można wymienic uprzejmości i odejśc z butelką dobroczynnej wody.
Peritheia jest odbudowywana. Dobrze by było, gdyby za kilka lat nie runęła jak domek z kart. Takie oblicze jak obecne mówi więcej niż na siłę zmontowane pod turystyczną nutę.
Tym razem chcieliśmy pospacerowac uliczkami starego miasta- Campiello oraz wejśc do muzeum sztuki azjatyckiej. Był to praktycznie cały dzień zwiedzania. Ja chciałam spojrzec po raz ostatni na miasto pod innym kątem. Wkraśc się bardziej w przydomowe uliczki i poczuc ..... jakbym była u siebie.
Bardzo leniwy ale mimo to atrakcyjny dzień-prawdziwa włóczęga i zakup pamiątek. Oj, duże to były zakupy :))
Na początku muszę wyjaśnic dlaczego: ''wyspa na wyspie''. Otóż po pierwsze plaże są trudno dostępne i nie można ot tak sie na nie dostac. Nie zastałam nigdy takiej sytuacji aby po przejściu kilku metrów plaża tak diametralnie zmieniła swoją postac. Plaże Myrtiotissy na początku są piaszczyste, później kamieniste. Na początku brak ścieżki gdyż wysokie klify utrudniają dotarcie do plaży by za chwilę schodząc w dół była na wyciagnięcie ręki, potulna jak baranek.
Chcąc gdziekolwiek pójśc musimy wydostac się z naszej doliny pozornego spokoju. Za każdym razem musimy pokonac tą górę ale tylko raz trzeba wchodzic tak stromo, więc lepiej zrobic to na początku aby potem bez przeszkód cieszyc się miłym spacerem. Oczywiście moglibyśmy iśc pod górę szosą ale po co mamy wdychac spaliny skoro mamy tak wspaniałe widoki?
Na naszym rozwidleniu dróg w lesie skręcamy w lewo i schodzimy w dół tak jak nam dziadunio Grek doradził będąc przy chałupce swojej.
Widzimy zaparkowane samochody ale ilośc ich jest mniejsza i to zdecydowanie jak na najpiękniejszą plażę niewiele. Plaża ta jest jednak dobrze zawoalowana i trzeba dokładnie znac drogę aby tutaj trafic. I jeszcze jedno-prowadzi właśnie tutaj tylko jedna droga, ponieważ mijając plaże po swojej lewej ręce dochodzimy do wzniesienia, na którym stoi przecudny klasztor i tam droga się kończy.
Południowy kraniec plaży zajmują nudyści ale żeby dostac się do klasztoru trzeba minąc ich plażę. Jest to niesamowita rzecz jak dla mnie.
Klify wznoszą się i opadają jeśli ktoś wybierze kamienistą plażę tak jak my zakocha się w nierównym brzegu i odcieniach różu i szarości na kamieniach. Rzeczywiście są to najpiękniejsze plaże na wyspie a jeśli dodac do tego płaczące o poranku skały efekt murowany. Woda spływa ze skał, tworząc strumyki wpływające wprost do morza. Widziałam to na własne oczy-dla mnie bomba.
Jedyną skazą na krajobrazie wydają sie byc słupy telegraficzne i przewody, które ''psują'' okolicę klasztoru. Klasztor Najświętszej Marii Panny podobno został założony ponieważ w krzaku mirtu zanleziono ikonę Matki Boskiej. Budynek klasztorny zdobią bramy w formie łuków, tkane złotem ikony, malunki na murach i ogrom roślin. W starej minie morskiej rosną kwiaty i jest to nie pierwszy raz spotykana przez nas na tej wyspie ekscentryczna donica.
Małe cyklady-to było moje pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy. Czarodziejskie miejsce, starannie utrzymane i pełne kotów :))
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Bardzo sympatyczna podróż, z masą świetnych zdjęć i bardzo ciekawym tekstem:) Z przyjemnością zanurzyłem się w tę podróż - aż by się chciało przenieść tam na Korfu:) Nigdy nie byłem na tej wyspie, ale mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda, bo wyspa ciekawa i bogata w zabytki i piękne krajobrazy:) No i interesującym jest fakt, że ta grecka wyspa jest taka mało grecka, a bardzie włoska:) Polecam zaś Albanię, ale trzeba się odpowiednio na ten kraj nastawić:) Pozdrawiam serdecznie!
-
Dziękuję, zawsze pamięcią wracam w to miejsce :)
-
Miło było dzięki Twoim zdjęciom znaleźć się w ten pochmurny grudniowy dzień w pięknej greckiej scenerii. Pozdrawiam noworocznie.
-
wiem, wiem :-D
-
Na Korfu też nam się podobało, byliśmy prawie wszędzie tam gdzie Wy :)
-
Marti, niestety (jak w większości stron) tytuły zdjęcia i tak będą przerabiane na te bez polskich znaków.
-
rzeczywiście masz rację i zauważyłam również , że pomimo nanoszenia poprawek w tytułach zdjęc nadal widnieją tam błędy: zamiast ''ł'' mam ''l'' (itd) a wiem, że wszystko skrupulatnie poprawiałam. Postaram się to poprawic w najbliżym czasie i dziękuję za to właśnie świeże spojrzenie oraz miłe słowa :D
pozdrawiam :) -
no i albańskiej troszkę też. Nie do końca rozumiem poniższy fragment, być może przypadałaby się jakaś wojna z chochlikiem :)
Burzliwa historia Korfu kształtowana przez panowanie rzymskie, bizantyjskie, weneckie, francuskie i angielskie otwiera przed każdym człowiekiem, który pierwszy raz stawia swoją stopę na tej ziemii bogactwo wschodu i zachodu na wielu ulicach Kerkiry -
Kolejny raz ukazujesz nam piękno greckiej ziemi. Kerkira ma swoje pociągające oblicze, którym kusi turystów każdego lata. Jest ono być może mniej spektakularne niż to z Santorini choćby, ale i ono ma swoje uroki.
Pokazałaś nam je w pełnej krasie -
gorąco polecam :))
-
nigdy nie zapomną jej moje oczy :)
-
...tylko cieszyć się z pięknej podróży!
-
dziękuję :))
w Achillonie byliśmy ale nie weszliśmy do środka, jeszcze mieliśmy 2 miejsca do zobaczenia, których tutaj jeszcze nie opisałam. -
Marto, piękne zdjęcia :D Korfu jest wspaniałe, zakochałam się w tej wyspie. Mamy kilka bardzo podobnych zdjęć z tych samych miejsc (o ile nie identycznych). Jako miłośniczka Bonda, powinnaś zdecydowanie odwiedzić Achillon ;) Koty cudne, sa wszędzie, to prawda :) To był miód dla mojego serca i oczu hihi Pozdrawiam serdecznie :)
-
wkrótce zajrzę na dłużej :)
-
...pozdrowienia dla koleżanki i podziękowania, że Ci umożliwiła kontakt z kolumberowym światem...
-
Ja to wiem i dlatego chociaż na chwilę wpadłam i nie wiem czy jeszcze będę mogła aż do powrotu do domu.
Dzięki wielkie :))
Odpisuję aż koleżanka zabierze laptopa :)) -
Nie wiem czemu nie możesz się oprzeć, ale oparcie w kolegach z Kolumbera masz... :-) ...
-
Dziękuje Chłopaki :))
Jestem pod wrażeniem bo wiem jak narozrabiałam ze zdjęciami :)
Nie mogłam się oprzec :D
Z roku na rok jest coraz gorzej :))
Jak wrócę szczegółowo każdemu z osobna odpiszę -
....miło Ciebie znowu widzieć Marto :))) powrót i to w jakim stylu :)))) pozdrawiam
-
Hej Marti :)) Ładnie Cię poniosło :D Oby tak częściej ;) Wprawdzie na razie tylko miniatury obejrzałem (w domu zawitam na dłużej), ale przeczytane wszystko :)
Dzięki zwłaszcza za wędrówkę do gajów oliwnych - miejsc, w których starożytni mędrcy rozkminiali zasady rządzące światem, przekazywali swą wiedzę innym :) Dzięki również za fotki morskie :D
+++++
Pozdrówki :)
Jeszcze tu wrócę! ;) -
Uwielbiam. Mam znaczną kolekcje Bondów (najlepsze z Rogerem Moorem).
Właściwie większośc scen Z Bonda była kręcona w pałacu Achillion ale tam nie byłam.
Dziękuję za plusy i komentarze a przede wszystkim za wytrwałośc.
Jak tylko powrócę odpiszę na wszystkie.
Pozdrawiam serdecznie :)) -
Marta, nie wiedzialem, ze jestes milosniczka J.Bonda. Rzeczywiscie "For Your Eyes Only" rozgrywał sie w Grecji. Ja z kolei znalazlem slady po Bondzie w Rio de Janeiro (Moonraker), gdzie Zębaty przegryzł line... :-)
Widze, że lubisz zawsze zgłębić co nieco o miejscach zwiedzanych przez siebie :-)