2009-12-10 - 2010-05-30

Podróż Oczami jednego majtka...

Opisywane miejsca: Warszawa, Sukošan, Pašman, Skradin, Primošten, Trogir, Žirje, Kornati (5305 km)
Typ: Blog z podróży

Kilka miesięcy temu powstał pomysł wyjazdu do Chorwacji pod żagle. W firmie mamy grupę zapaleńców, która już kilkakrotnie brała udział w regatach mazurskich. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia i tym razem ciągnęło nas na morze. Nasz wspaniały kolega Michał w ubiegłym roku podwyższał swoje kwalifikacje skippera. Tym razem on miał być kapitanem i podstawowy problem z wynajęciem jachtu się sam rozwiązał. Zrobiliśmy rezerwację i tylko wypadało czekać na wyjazd...

W przedzień wyjazdu robiliśmy zakupy na nasz rejs. Trochę jedzenia rozpisane na posiłki, napoje, apteczka, uzupełnianie sprzętu turystycznego.

W sobotę rano po zapakowaniu wszystkiego ruszyliśmy na dwa samochody w trasę do Chorwacji. Warszawę opuszczaliśmy przed nadejściem najwyższej fali powodziowej. Darek mieszka w budynku najbliższym do wału w Porcie Praskim. Ja mieszkam czterysta metrów od Wisły. Według najgorszych prognoz na wypadek przerwania wałów przeciwpowodziowych nasze domu mogły znaleźć się pod wodą. Po drodze też padało. Rozmawialiśmy przez CB radio. Dobrze mieć jakiś środek łączności poza telefonem komórkowym. Gdyby tylko działał dobrze. U nas padł głośnik, a nasłuchiwanie szumów przez słuchawkę nie jest miłe... To tak na początek. Pierwsza awaria.

Udało się wjechać do Czech. Krótki postój na jedzenie zrobiliśmy w Mikulovie. W wielokrotniej sprawdzonej knajpce zamówiliśmy smaczne dania. I ruszyliśmy w dalszą drogę.

Gdzieś na parkingu przy autostradzie w Austrii postanowiliśmy się przespać. Była północ. Cztery godziny spania na niby i ruszyliśmy dalej.

Do portu w Sukošanie dotarliśmy na dwunastą w południe. Wizyta w kapitanacie, załatwienie formalności, opłaty. Potem odbiór łódki. Nasz jacht - Bavaria 36 miał być później, ale okazało się, że już czeka. Podjechaliśmy samochodami jak najbliżej kei i przepakowaliśmy nasze zapasy i inne rzeczy.

Około piętnastej odbiliśmy w pierwszy rejs. Michał jako skipper sprawdził się doskonale. Odeszliśmy książkowo od kei. Złapaliśmy wiatr. Koledzy wcześniej we czwórkę pływali: Michał, Darek, Rafał i Mirek. Ja i Witek powiększyliśmy załogę. Moglibyśmy płynąć w ósemkę, ale sześć osób na jachcie tej klasy to jest optimum. Inaczej z trudem mijalibyśmy się na pokładzie.

Po wyjściu z portu postawiliśmy żagle. Ach, to uczucie bryzy w twarz, mile przygrzewające słońce i bryzgi spod dzioba. "Bavarka" nominalnie wedłu dokumentacji "wyciąga" na żaglach osiem węzłów. Jak na pierwszy raz  siedem i pół węzła to dobry wynik. Warunki mile zaskoczyły. W ciągu czterech godzin zrobiliśmy w przeliczeniu czterdzieści kilometrów. Bardzo dobry wynik zważywszy późne wypłynięcie. Znaleźliśmy cichą zatoczkę przy wysepce Pašman na jej południu i zacumowaliśmy na bojce. Kolacja we własnym zakresie, ponieważ okoliczne knajpki były zamknięte. Jeszcze przed sezonem? Byłem kucharzem. Jakoś załoga nie miała zastrzeżeń do efektu moich zabiegów w kuchni.

Najedliśmy się, długie rozmowy w noc. Whisky moja żono…. I w końcu sen. Pierwsza noc na łódce. Miłe kołysanie, sen przyszedł szybko.

  • W porcie
  • W porcie
  • Już na morzu
  • W drodze do wyspy Pašman
  • W drodze do wyspy Pašman
  • Ścigają nas :)
  • Znaki nawigacyjne bardzo pomagają...
  • W drodze do wyspy Pašman
  • Była impreza...

Pospaliśmy do ósmej trzydzieści. Śniadanko z zapasów i odbijamy. Na dzisiaj przewidziany jest rejs do Skradina. Wychodzimy z zatoczki na "grot diesel'u", znaczy na silniku. Idziemy kursem wzdłuż wysepek na południe. Omijamy obszar wyłączony z żeglugi. Około trzynastej zaczyna wiać. Stawiamy genuę (foka, który jest większy od grota), a następnie grota. Na dwóch żaglach robimy siedem i osiem dziesiątych węzła. Prawie maksimum łódki na żaglach. Kładziemy pięknie jacht, balastując na sterburcie. To jest uczucie. Ale jazda. Nasz kolega tydzień wcześniej żeglował na Bałtyku, ale… głównie na silniku. Może nam zazdrościć.
Brakuje tylko spinakera, ale tę opcję darowaliśmy sobie na początek wypraw morskich. Może następnym razem.

Spod dzioba bryzga woda. Zamknięte okienka na pokładzie, żeby nie nabrać wody do kajut. Słonko ślicznie grzeje, krem opalający wskazany. Robimy kilka zwrotów przez sztag. Ćwiczymy sprawność załogi. Przydają się rękawiczki, bo liny potrafią łatwo zedrzeć delikatną skórę, nie nawykłą do kontaktu z czymś ostrym, przy dużym tarciu. Dla mnie to pierwszy raz. Na chwilę zamienić się ze szczura lądowego na wilczka morskiego - spełnione marzenie, po żeglowaniu na Galapagos. Ale tam to był jacht motorowy i nie takie wrażenia.

Wybieramy żagle, Michał ostrzy do wiatru. Próbujemy wyrobić maksimum szybkości. Mijamy kilka jachtów, dwa idą tym samym kursem w bliskiej odległości, w jednakowym przechyle. Ach, co za widok. Kolejny zwrot i wchodzimy do zatoki w kierunku Sibenika. Zwijamy żagle, dalej idziemy na silniku w górę rzeki Krka. Nasz cel to Skradin, port z którego odchodzą promy do wodospadów Krka. Prawie dwie godziny żeglugi rzeką, przechodzimy pod dwoma mostami. W przerwie robimy przegryzki. Kabanosy kupione w Polsce mają duuuuże wzięcie :)

Widać port. Marina nie jest duża, chociaż przybyło pomostów do cumowania od ubiegłego roku. Podchodzimy do kei. Wzorowe cumowanie obok Austriaków. Mooringowy na pomoście podaje cumę dziobową, rzucamy cumy do kei. Podejście naszego skippera na szóstkę. Facet chwali wykonanie manewru. Trap wyłożony, wychodzimy na pomost. Niestety, ponieważ to nowa część portu, nie ma jeszcze przyłączy zasilania energii i wody. Trudno. Mamy obiecane, że jeśli ktoś zwolni miejsce to nawet zostaniemy obudzeni, żeby uzupełnić zapasy na pokładzie.

Minęło kilka minut i po przecinej stronie do naszej kei ktoś właśnie wychodzi z portu. Zwolniło się miejsce. Świetnie. Powtarzamy manewry portowe. Zwalniamy cumy, Michał znów robi wzorcowy zwrot w basenie portowym i podchodzi do nabrzeża. Cumy rzucone, podebrane, zawiązujemy węzły knagowe (ćwiczenie "na luzie" bardzo się przydało). Mooringowy chwali: - And you are not good skipper, please stop kidding… :) I nie jesteś dobrym skipperem, weź nie żartuj sobie.

Michał jest dumny, bo od ubiegłego roku nie miał szansy jeszcze ćwiczyć manewrów na silniku. Podłączamy prąd, ładujemy akumulatory, komórki, laptopy… Lodówka po zasilaniu z silnika przechodzi na zasilanie zewnętrzne. To największy odbiornik energii na pokładzie. Trzeba uważać, żeby nie rozładować akumulatorów.

Idziemy się myć. Jest za mało pryszniców i toalet, ale to na szczęście to nie pełnia sezonu. Po myciu robimy kolację. Sprawdzamy zasięg wifi w porcie. Jest kilka hot spotów, ale każdy płatny. Wykupuję jedną godzinę, żeby poczytać wiadomości z kraju: powódź w Warszawie i w reszcie kraju. Wysyłam maile. Czas na spanie, bo już pierwsza...

  • ... jak okręt, pod pełnymi żaglami... :)
  • ... jak okręt, pod pełnymi żaglami... :)
  • ... jak okręt, pod pełnymi żaglami... :)
  • Chłopaki w pośpiechu
  • Przesmyk do Šibenika
  • Przesmyk do Šibenika
  • W dali Šibenik
  • Idziemy w górę rzeki Krka
  • Pierwszy most na rzece Krka
  • A chmurki przyglądają się
  • Pierwszy most na rzece Krka
  • Pierwszy most pokonany
  • W górę rzeki
  • Do Skradina
  • Okazałe skały
  • Jeszcze kilkanaście minut
  • Drugi most na rzece
  • Drugi most na rzece
  • Drugi most na rzece
  • W porcie Skradin
  • W porcie Skradin
  • W porcie Skradin
  • W porcie Skradin
  • Skradin
  • Zakątki Skradina
  • Zakątki Skradina
  • Zakątki Skradina
  • Zakątki Skradina
  • Zakątki Skradina
  • Port nocą

Wstaliśmy o ósmej trzydzieści. Szybkie mycie. Chłopaki pognali do sklepu po resztę produktów do jedzenia. Znów jestem kucharzem. Czekam na jaja, bo miała być jajecznica. Przygotowuję parówki, cebulę, wstawiamy czajnik na herbatę. Wrócili na pokład z zakupami. Patelnia już się grzeje, zaraz wleję jaja. Jest świeży szczypiorek. Jajecznica pyszna.

Zbieramy swoje rzeczy żeby zdążyć na prom do wodospadów Krka. To nasz dzisiejszy cel przedpołudniowy. Jako jedni z ostatnich wchodzimy na pokład promu. Pół godziny podróży w górę rzeki, wysiadamy, kupujemy bilety wstępu po osiemdziesiąt kun. Załoga idzie wzdłuż szlaku, ja postanawiam zostać na dłużej na dole przy pierwszym dużym wodospadzie. Nie chcę ich opóźniać, bo mamy mało czasu. Trzeba wrócić przed czternastą, żeby nie zapłacić za kolejną noc w porcie. Miejsce jest piękne. Przepiękne. Tylko… moja szerokokątna Tokina 12-24 przestaje współpracować z aparatem. Wciąż aparat pokazuje Error 01. Zezłościło mnie to, bo już zająłem dobrą pozycję do zdjęć. Specjalnie przeszedłem brodząc po wodzie w inne miejsce, żeby zrobić zdjęcia z innego kąta niż wszyscy z mostu-kładki. Zakładam inny obiektyw, skupiam się na szczegółach, a nie całości. Potem ruszam w górę szlaku wzdłuż wodospadów za resztą naszej paczki. Zatrzymuję się w kolejnych punktach. Umówiliśmy się na spotkanie po drodze. Mam chwilę, żeby założyć filtry, zrobić zdjęcia na różnych czasach.

Po dwunastej zarządzamy odwrót. To był krótki pobyt w tym pięknym miejscu. Mam nadzieję, że kiedyś tu wrócę na dłużej.

Powrót promem do portu. Robimy check-out w kapitanacie. Skasowali nas na sześćdziesiąt jeden euro. Przy jachcie ostatnie przygotowania. Uzupełniamy wodę, wszystko elektryczne naładowane. Odbijamy. Cumy rzucone, dziobowa pierwsza. Wychodzimy z portu. Manewry znów na szóstkę. Idziemy tym razem w dół rzeki. Mam okazję stanąć za sterem. Pilnuję echosondy. Głębokość to bardzo ważny parametr żeglugi. Poza tym trzeba zwracać uwagę na pozostałych uczestników żeglugi, udzielać pierwszeństwa. Wychodzimy na otwarte morze. Stawiamy genuę, potem grota. I znów ta zabójcza jazda. Wieje pięknie, około osiemnastu, dwudziestu węzłów. Śmigamy ponad siedem węzłów. Kurs na Primošten, ale zanim to, w planie są zabawy z naszym pontonikiem. Mirek po dopompowaniu powietrza, opuszcza go na wodę, a następnie wsiada. Holujemy go za rufą. Dosiada się do niego Rafał. Kupa zabawy. Ja schodzę do mesy, bo jakoś zachciało mi się pospać.

Budzę się jak rzucamy kotwicę na miejskim kotwicowisku w Primošten. Pakujemy rzeczy w wodoszczelne worki i na trzy razy płyniemy do brzegu. Idziemy na kolację na pizzę. Małe zwiedzanie miasteczka. Chwilę spędzamy na ławeczce obserwując ośmiornicę przy brzegu. Zmienia kolor, chowa się na dnie. Pierwszy raz oglądamy takie dziwactwo na żywo.

Wracamy na jacht, ale po drodze jest przecudny zachód słońca. Wygląda na to, że wulkan na Islandii zrobił swoje. Nie są potrzebne żadne filtry. Intensywne czerwienie i pomarańcze. I jeszcze łódeczka w tle. Trzaskam dużo zdjęć. już na ekraniku aparatu wyglądają wspaniale. Mam nadzieję, że takie będą w rzeczywistości. Czekam na brzegu na pontonik, wracam na pokład jako ostatni.

  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Primošten
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Wodospady Krka
  • Primošten
  • Primošten
  • Ośmiornica przy brzegu w Primošten
  • Primošten
  • Primošten
  • Primošten
  • Primošten
  • Primošten
  • Primošten
  • Primošten

Pospaliśmy do 8.00 rano. Zaczęliśmy od toalety i przygotowania śniadania. Świeże pomidory, ser żółty, wędlina, herbata.

Około 9.00 wychodzimy z portu. Na silniku, bo wieje nam od dziobu i nic po tym. Dopiero w dalszej odlegości od lądu stawiamy żagle i zaczynamy halsować. Na GPSie ślad wygląda jak zęby piły. Morze spokojne, wiatr południowy 3-4 Beauforta. Wysyłam SMS do Kunia. Teraz wiem jak potrafi ciągnąć morze :) Nagle chłopaki zobaczyli delfiny. Znikam pod pokładem po aparat z długim obiektywem. Mam. Udało się złapać dowód spotkania, trzy wystające płetwy grzbietowe ponad wodę.

Podchodzimy do Trogiru. Z daleka widać twierdzę na wyspie u wejścia do portu, kolejne mariny. Zatrzymujmy się w ACI. Znów popisowe podejście do  nabrzeża. Stojący obok Węgrzy na chwilę oderwali się od dyskusji i wstali patrząc na bardzo szybki manewr Michała. Chyba trochę bali się o swoją łódkę. Zacumowaliśmy. Dalej normalna procedura. Trap. Zasilanie. Włączenie lodówki. Następnie wycieczka pod prysznice.

Potem pakujemy niezbędne rzeczy, sprzęt foto i ruszamy w miasto. A w tym miejscu jest co oglądać. Wspaniałe pozostałości po Wenecjanach. Piękne łuki, ornamenty, okna. Wciskamy się przez Bramę Lądową w wąskie uliczki starego miasta. Po drodze spotykamy mnóstwo turystów krążących grupami z przewodnikami. Słychać różne języki w tym i nasz polski. Uliczki są malownicze, błyszczące, wyślizgane kamienie, białe ściany domów. Wychodzimy na rynek przy katedrze. Naprzeciw jest ciekawy budynek z wieżą zegarową. Obok inny, bardzo okazały. Część grupy postanawia wejść na wieżę katedry i podziwiać miasto z góry. Reszta idzie na lody. W końcu wszyscy spotykamy się przy lodziarni. Pyszne. Idziemy spacerem przez miasto równolegle do kanału portowego wzdłuż wyspy. Dochodzimy na kraniec z twierdzą, którą oglądaliśmy z daleka z pokładu jachtu. Z bliska podziwiamy flanki. Wracamy szeroką promenadą z całym szeregiem knajpek. Zatrzymujemy się w jednej z nich. Potem grupa się rozdziela, część wraca na łódkę robić posiłek, część na zakupy. Spotykamy się na pokładzie.

Już wieczorem wychodzimy po raz drugi na spacer. Zabrałem statyw z myślą robienia zdjęć nocnych. Na wodzie kolorowe światla układają się w przedziwne wzory. Niebo jeszcze jest granatowe. Najlepsza pora na takie obrazki.

  • Żegnamy Primošten
  • W dali Primošten
  • W drodze do Trogiru
  • Dowód spotkania delfinów :)
  • Latarnia morska po drodze
  • Widok na wyspę - Trogir
  • Widok na wyspę - Trogir
  • Wieże na wyspie - Trogir
  • Wejście do kanału portowego - Trogir
  • Port w Trogirze
  • Widok na wyspę - Trogir
  • Promenada w Trogirze
  • Brama Lądowa - Trogir
  • Forteca w Trogirze
  • Fortyfikacje na wyspie - Trogir
  • Kościółek w Trogirze
  • Zakątki Trogiru
  • Zakątki Trogiru
  • Katedra w Trogirze
  • Katedra w Trogirze
  • Zakątki Trogiru
  • Zakątki Trogiru
  • Katedra w Trogirze
  • Kamienica na rynku przy katedrze
  • Wieża zegarowa
  • Wieża katedry
  • Jedna z wież - Trogir
  • Zakątki Trogiru
  • Samolot dla Voya
  • Wyspa - Trogir
  • W marinie ACI - Trogir
  • Forteca w Trogirze
  • Samolot dla Voya
  • Kościół na wyspie  - Trogir
  • Kościół na wyspie  - Trogir
  • Zakątki Trogiru
  • Forteca na wyspie - Trogir
  • Promenada w Trogirze
  • Weneckie okno
  • Kościół na wyspie  - Trogir
  • Jedna z bram miejskich
  • Zakątki Trogiru
  • Zakątki Trogiru
  • Brama Lądowa
  • Fragment wrót Bramy Lądowej
  • Koniec promenady, przy moście
  • Widok z mostu na wyspę - Trogir
  • Port w Trogirze
  • Port w Trogirze
  • Port w Trogirze
  • Port w Trogirze - nasz jacht

Rano wstajemy wcześnie. Kolejka pod prysznicami. Porty są coraz większe, przybywa miejsc do cumowania, ale infrastruktura jakoś nie zmienia się.
Po śniadaniu na jachcie znów wychodzimy do miasta. Konieczne jest uzupełnienie prowiantu.

Zanim wyjdziemy z portu uzupełniamy wodę w zbiorniku. Na jachcie są dwa: jeden na dziobie, jeden na rufie. Jeden pusty, nie wiadomo gdzie jest zawór przełączający żeby czerpać wodę z drugiego. Ściągam instrukcję Bavarii 36 w wersji trzykabinowej i szukam w tekście. Niezły numer. Zawór jest pod moją koją. Spałem na nim w zupełnej nieświadomości.

Jeden z kolegów trafił na targ rybny, ale nic nie kupił. Idziemy we trójkę po jakieś ryby. Padło na trzy całkiem duże świeże makrele. Mamy dobrze wyposażoną kuchenkę, więc nie będzie trudno je przyrządzić. Ale zanim odbijemy muszę je oprawić, żeby odpadki nie zatruwały nam atmosfery. Wypatroszyłem, podzieliłem na filety. Ostatni raz robiłem to chyba trzydzieści lat temu jak sam łowiłem ryby. Skrobanie zostawiam już na rejs.

Wypływamy, a ja przygotowuję sobie stanowisko do skrobania nisko na rufie, tuż nad wodą. Deskę przywiązałem krawatówką. Garnek z filetami stawiam za nogą. Chłopaki trzaskają zdjęcia jak lecą na boki łuski. Płuczę filety w morzu. Resztę pod kranem w kuchni. Jeden filet śmignął mi spod noża do wody. No jedna porcja poszła się… Odpalam patelnię, olej się podgrzewa, a ja robię panierkę z jajka i mąki. Stół nakryty, Mirek kroi pomidory i ogórki na sałatkę. Już skwierczy. Po pokładzie rozchodzi się drażniący zapach smażonej ryby. No i fajnie, ci na pokładzie postawili żagle. Dobrze, że kuchenka wychyla się, a naczynie na gazie można złapać w takie przykręcane łapy. Inaczej wszystko wylądowałoby na podłodze. Mamy niezłe fale od rufy. Jacht tańczy, a na stole talerze jeżdzą od prawego do lewego krańca stołu. Na szczęście jest listwa ograniczająca. Jemy na raty pilnując steru i żagli na podkładzie, reszta zajada w mesie. Pycha. Warto było popracować nad rybami, to miłe urozmaicenie. Płyniemy w kierunku Kornatów, ale dzisiaj jeszcze tam nie dotrzemy. Szukamy zatoczki na nocleg. Pierwszy strzał przy wyspie Žirje jest nietrafiony. Osada jest wyraźnie poza sezonem. Przez lornetkę lustrujemy jedyną knajpę na brzegu. Zamknięta. Pozostaje płynąć dalej.
Znów pojawiają się na krótką chwilę delfiny. Próba podpłynięcia na silniku kończy się niepowodzeniem. Znikają pewnie wystraszone.

Na horyzoncie kolejna zatoka. Tutaj lepiej rokuje, bo widać jakiś maszt stojącego jachtu. Jest duże nabrzeże i basen portowy. Sprawdzamy ciąglę głębokość, żeby nie uderzyć kilem. Cumujemy burtą do brzegu. Znów procedura. Poprawiamy obijacze, bo wraz z odpływem zmieni się położenie pokładu względem nabrzeża. Trzeba szanować sprzęt.

Krótki spacer. Nic do zobaczenia poza portem, w którym generalnie pustki. Jakaś para zaczepia nas, czy nie mamy prognozy pogody. Zabraliśmy wydruk z portu w Trogirze. Ich jacht cumuje jakieś sto metrów od naszego. Na kolację potężna porcja spagetti z sosem Bolonesse i mięsem zakupionym przez Darka.

Noc jest niespokojna sprawdzamy poziom morza, bo zaczął się odpływ. Nie ma wachty na pokładzie, ale trzeba czuwać. Poprawiamy z Michałem obijacze, żeby dobrze chroniły burtę łódki. Ale najgorszy jest jeden dźwięk. Słyszałem go już wcześniej, ale tej nocy staje się naprawę dokuczliwy. Tak jak byśmy mieli przeciek. Sprawdzamy po kilka razy zęzę, łazienkę, luki pod kojami i komorę silnika. Sucho, ale ciągle ten drażniący dźwięk.

I jeszcze jedna dodatkowa atrakcja. Zanim poszliśmy spać do jachtu podeszła kotka. Siedziała na nabrzeżu metr od nas i przyglądała się. Dostała kawałek kabanosa. Po jakiej pół godzinie odważyła się i wskoczyła na pokład. Mruczała i łasiła się. Zaglądała do kambuza, ale nie przekraczała progu. Dostała jeszcze kawałek, ale na koniec usunęliśmy ją z pokładu. W nocy wróciła. Łaziła po pokładzie i zaglądała przez okienka. W końcu… skubana wskoczyła mi na głowę i podrapała rękę pazurami. Co ją podkusiło. Przecież nie wiedziała co ją czeka wewnątrz. Darek wstaje, łapie ją i wypuszcza na zewnątrz. Ręka piecze...

  • Ciekawska mewa
  • Tak się cumy układa...
  • Przyczyna nocnej pobudki
  • Jak skrzydła :)
  • Otok Žirje
  • Otok Žirje
  • Port na Otok Žirje
  • Port na Otok Žirje
  • Nasza "bavarka"
  • Nasza "bavarka"
  • Załoga w komplecie :)
  • Na otwartym morzu
  • Na otwartym morzu
  • Na otwartym morzu
  • Na otwartym morzu
  • Na otwartym morzu

Wstajemy o ósmej, szykujemy śniadanie. Wyruszamy o dziewiątej. Staję za sterem. Idziemy na silniku, bo trzeba podładować akumulatory i ochłodzić lodówkę. Całą noc była wyłączona, bo trzeba rozsądnie gospodarować energią akumulatorów. Po dwóch godzinach męki w końcu rozwijamy oba żagle. Cisza. To znaczy nie buczy silnik tylko słychać świst wiatru na wantach i łopot ogromnych powierzchni żagli. Wychodzimy na otwarte morze, żeby od zewnętrznej strony zobaczyć klify na wysepkach. Tutaj morze jest bardzo rozbujane. Jedna wielka kolejka górska. Nagle Michał, nasz kapitan, zauważa znów delfiny. Tym razem cała duża grupa płynie wprost na nas. Jest ich ponad dziesięć. Zanim wszyscy złapali aparaty tak szybko jak się pojawiły, znikają pod powierzchnią wody. Witkowi udało się zarejestrować kilka sztuk.

Klify są okazałe. Jedna wyspa ma ciąg kolumn i wnęk, zarys jakby budowli wyrzeźbionej przez wiatr i wodę. Dalej robimy zwrot w kierunku stałego lądu, a następnie wpływamy na wody archipelagu Kornatów. Przechodzimy na silnik. Pojawia się problem, bo piszczy alarm i nie gaśnie jedna kontrolka. Można na chwilę skasować błąd, ale powraca po raz kolejny. Na postoju musimy sprawdzić przyczynę usterki. Na szczęście motor pracuje pomimo tego błędu.

Szukamy miejsca przy boi w dużej zatoce, niedaleko brzegu. Robimy dwa podejścia, bo zerwał się ostry szkwał. Znosi dziób jachtu, dlatego postanowiliśmy podejść rufą, ale cumę przeciągnąć z dziobu przez oczko boi i wrócić do drugiej dziobowej knagi. Tym razem manerw udaje się. Koledzy postanowili popłynąć do brzegu naszym pontonikiem. Montują silnik. Ja jako jedyny zostaję na pokładzie. Mam plan na czas ich nieobecności. Zajmuję się kuchnią. Postanowiłem usmażyć na kolację naleśniki. Są potrzebne produkty, nic tylko spróbować. Ja nie wyjdzie to wywalę nieudane danie za burtę i wcale się nie przyznam. Na szczęście nie trzeba było nic wyrzucać. W międzyczasie wraca Michał na pokład i zajmuje się silnikiem, a reszta wycieczki zwiedza klify. Wracają na jedzenie, podano do stołu. Pokazują zdjęcia z wysokiej części wyspy. Białe skały ślicznie oświetla słońce chylące się już do zachodu. Ale do tego momentu jest jeszcze według GPS'a ponad dwie godziny. Postanawiamy wszyscy wrócić na zachód w to samo miejsce.

Przeprawa na brzeg na trzy razy podobnie jak w Primošten. Zakładamy na brzegu lepsze buty niż klapki i rozpoczynamy nietrudną wspinaczkę. Niestety zbierają się chmury. Nie będzie widać tarczy słonecznej jak poprzednio. Cały horyzont spowijają chmury. Za to szykuje się kolejna atrakcja naszej morskiej wyprawy. Idzie burza. Przybliża się ściana frontu i co chwila błyska się. Robię w pośpiechu serie zdjęć ratując sytuację oświetleniową przy pomocy filtrów. Efekt do zobaczenia poniżej. Zawracamy do jachtu. Musimy zdążyć zanim zacznie padać.

Na pokładzie robimy przegląd cum, mocowanie szpryc budy i bimini, ściągamy silnik z pontonu i mocujemy na jachcie. Wszystkie okna pozamykane poza zejściem pod pokład. W środku duszno. Zajmujemy się oglądaniem zdjęć, przegrywaniem na dyski. No i wzmacniamy się troszeczkę…

Burza na szczęście przechodzi bokiem. Na pokład spadło raptem kilka kropel deszczu. Cieszymy się z takiego obrotu sprawy. Czas spać. Jutro ostatni dzień żeglugi.

  • Panel przy kole sterowym
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Na pełnym morzu
  • Na pełnym morzu
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Na pełnym morzu
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Skaliste wysepki Kornatów
  • Klify na Kornatach
  • Klify na Kornatach
  • Klify na Kornatach
  • Samotne drzew na klifie
  • Klify na Kornatach
  • Klify na Kornatach
  • Klify na Kornatach
  • Klify na Kornatach
  • Klify na Kornatach

Wstajemy wcześnie o siódmej. Szykujemy śniadanie. Zostało dużo prowiantu zabranego na wyjazd z Polski. Następnie kilku śmiałków wskakuje do wody. Czysta, turkusowa, o dużej przejrzystości. Ale jak dla mnie za zimna. Kąpią się Darek, Michał i Witek. Robimy im zdjęcia z pokładu. Mirek wrzucił do wody okruchy ze stołu. Wokół zaroiło się od ryb. Niezłe sztuki tylko żal, że nie można łapać na terenie parku narodowego jakim są Kornaty.

Czas się zbierać. Zwalniamy cumę. Idziemy na silniku żeby znów schłodzić lodówkę. I znów po półgodzinie powraca problem. Kontrolka od silnika nie chce zgasnąć. Najprawdopodobniej padł alternator i nie doładowuje akumulatorów. Musimy jakoś wrócić do portu w Sukošanie. Zajmiemy się problemem później. Przechodzimy na krótko na żagle. Do celu nie jest daleko, a jeszcze nie ma południa. Znajdujemy zaciszną zatoczkę, rzucamy kotwicę i jemy obiad. Próbuję zanęcić ryby chlebem. Pojawia się kilka sztuk i nagle nadlatują mewy. Mam okazję do zrobienia zdjęć typu BIF (birds in flight, czyli ptaki w locie).

Ruszamy w ostatni etap naszej morskiej podróży. Zostało sześć kilometrów. Cały czas jest źle z silnikiem. Najwyżej zadzwonimy i nas zholują do portu. Ale docieramy do portu. Sukošan to chyba największa marina w całej Chorwacji, a nasze miejsce przy kei jest jedno z pierwszych. Zanim cumujemy, musimy uzupełnić paliwo. Jacht mamy oddać w stanie takim jak był tydzień temu w chwili odbioru. Kolejne świetne podejście do stacji paliw, a następnie do naszego miejsca przy nabrzeżu. Cumujemy, trap, itd.

Część idzie pod prysznice, część zaczyna pakowanie przed powrotem. Podstawiamy z Michałem samochody i pierwsze torby trafiają do bagażników. Nazajutrz będzie mało czasu, bo chcemy wcześnie załatwić formalności i ruszyć w drogę powrotną do kraju.

Zbieramy się do wyjścia na jedzenie do jednej z restauracji w pobliżu portu. Podjeżdżamy samochodami, bo do bramy mariny jest ponad dwa i pół kilometra wzdłuż kanałów portowych, doków, parkingów i garaży.

Jedzenie smakuje, wracamy na dalszą część pakowania. Wchodzimy na wieżę widokową i robimy nocne zdjęcia portu. A na jachcie zgrywamy zdjęcia i filmy na kilka dysków twardych. Po powrocie będziemy wybierać zdjęcia do pokazania rodzinom i znajomym ze wspólnej puli. Przed pierwszą kładziemy się spać. Czeka nas co najmniej czternaście godzin jazdy do Warszawy.

  • Towarzyszki żeglarzy :)
  • Towarzyszki żeglarzy :)
  • Osiołki na Kornatach
  • Osiołki na Kornatach
  • Opuszczamy Kornaty
  • W drodze do Sukošanu
  • W drodze do Sukošanu
  • W drodze do Sukošanu
  • Towarzyszki żeglarzy :)
  • W drodze do Šukosanu
  • Towarzyszki żeglarzy :)
  • Towarzyszki żeglarzy :)
  • Cicha zatoka na Kornatach
  • Cicha zatoka na Kornatach
  • Cicha zatoka na Kornatach
  • Porządek na pokładzie :)
  • W drodze do Sukošanu
  • Noc w Sukošanie

Wstaliśmy wcześnie. Ostatnie pakowanie, porządki. Odbiór łódki. Na szczęście zgłoszoną poprzedniego dnia awarię silnika uznają za przypadek. Reszta wyposażenia jachtu nie ucierpniała z naszego powodu.

Jemy ostatni posiłek na łódce - śniadanie. Takie wystawne. Michał ze sklepu przyniósł dwadzieścia jaj :) Plus dodatki. Będziemy jechać wiele godzin. Następny posiłek ponownie "U Urbana" w Mikulovie.

Po drodze Michał ma kłopoty z sinikiem własnego samochodu. Byleby przekroczyć granicę. Jego diesel kopci. Po drodze odstawiamy Witka i Mirka w Jaworznie i Katowicach. Jeden ma w planach nurki na "Koparkach" na Zakrzówku, drugi wcześniejsze połączenie do Piły, niż z Warszawy.

Szczęśliwie dojeżdżamy do domów. Kiedy jestem pod domem Darka, Michał przysyła SMSa: - Dojechałem :) 

Wchodzę z windy do mieszkania. Za oknem powalający wschód słońca. Nie mam siły wyjąć aparatu. Tarcza jest czerwona, kolory jak w czasie zachodu w Primošten.

 

Wygląda na to, że tygodniowe rejsy po morzu mogłyby stać się coroczną tradycją...

 

Tekst i zdjęcia: Sylwester Zacheja

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. kuniu_ock
    kuniu_ock (25.08.2010 21:25)
    Wracam sobie czasem do tej podróży, Gadzino, fajnie pooglądać te miejsca.. :)
    Jak w domu się czuję :D
    Najs..
  2. s.wawelski
    s.wawelski (11.08.2010 6:50)
    Wreszcie mogę trochę ponadrabiać zaległości.

    W tydzień tyle tekstu i zdjeć, no, no... :-)
  3. voyager747
    voyager747 (03.07.2010 22:01)
    brawo, 22 plusy :)
  4. solanus_bydgoszcz
    solanus_bydgoszcz (29.06.2010 10:57) +2
    Morskie opowieści... Super :-)
  5. bkrystina
    bkrystina (26.06.2010 17:40) +2
    Piękny urlop,widoki przepiękne a zdjęcia - jak zawsze cudowne. Jeszcze kilka zdjeć pozostało mi do popodziwiania.
  6. kuniu_ock
    kuniu_ock (19.06.2010 6:51) +2
    Kielec, zjechać Chorwację (czy inny kraj) autem to zupełnie coś innego niż poznać od strony wody :)
    Będziesz w tym roku na Mazurach?
  7. lmichorowski
    lmichorowski (16.06.2010 23:23) +2
    Super wyprawa. Pozazdrościć!
  8. miderska
    miderska (13.06.2010 15:27) +2
    Moim faworyci to Trogir i Krka , uwielbiam !
    Nie mozna odmówić uroku Dubrownikowi , następnym razem musisz odwiedzić ! :)
  9. renataglin
    renataglin (10.06.2010 15:10) +2
    super wyprawa :)
    pobudziła moje wspomnienia i chęć powrotu na morze :)
  10. sagnes80
    sagnes80 (08.06.2010 19:58) +1
    wspaniale się czyta te Twoje morskie opowieści :)
    a zdjęcia jak zawsze mistrzowskie :D
  11. kielec
    kielec (08.06.2010 9:55) +2
    sam żegluję czasem na Mazurach i znajomi już wielokrotnie wyciągali mnie na Chorwację, wyspy greckie czy Karaiby, ale Chorwację objechałem kiedyś całą własnym autem, w Grecji byłem na wczasach...więc chyba najbliższy rejs na Karaiby, chyba że kasy braknie to Chorwacja z sentymentem jest na drugim miejscu...a tobie zazdroszczę wrażeń, AHOJ :)
  12. dino
    dino (07.06.2010 0:06) +2
    Marku, jak znajdę to będą.... właśnie zdałem sobie sprawę, że na moich dyskach nie ma.... jedyna szansa, że u kolegi...
  13. iwonka55h
    iwonka55h (06.06.2010 23:01) +2
    doobejrzałam i czekam na c.d.n.
  14. mapew
    mapew (06.06.2010 21:47) +2
    Sylwku, bardzo ciekawa relacja. I jakze inny urlop, niz ten w Ekwadorze :-)
    A beda jeszcze zdjecia nocne z Trogiru?
  15. kuniu_ock
    kuniu_ock (06.06.2010 19:51) +3
    Witam w gronie Czujących Wiatr... :)
  16. amused.to.death
    amused.to.death (05.06.2010 12:05) +3
    Fajny wyjazd:)
  17. mj1945
    mj1945 (05.06.2010 10:43) +2
    Z Kornati będą foty ?
    A w Primosten ,piwko Primostem piloście ?
  18. iwonka55h
    iwonka55h (05.06.2010 10:40) +2
    przeczytałam, obejrzałam, czekam na c.d.
  19. voyager747
    voyager747 (05.06.2010 2:01) +1
    Super, tak sobie popływać zapewne :) Pogoda chyba dopisała.
dino

dino

Sylwester Zacheja
Punkty: 128715