Wybrałem się "na Sylwestra" do Tokio. Koncept ponad dwutygodniowego wypadu podczas przerwy świątecznej, powity w Londynie w 2007, wśród znajomych nie spotkał się raczej z reakcją: "OMG you're going to Japan"! Bardziej z: "Japonia jest droga... and so fucking boring". Made in Japan = Made in Germany... to równanie w moim pamiętniku z lat 80tych spowite było fascynacją masowo produkowanych dóbr z wyższej półki. Roboty i komputery, Panasonic i Sony. Podczas prowadzenia pamiętnika, w moich nastoletnich latach, nie jadłem sushi na obiad i nie miałem niczego made in gdziekolwiek (chyba, że Made in USSR tak jak te bezwonne cukierki w plastikowym kokonie o kształcie budzika o ultra post-czarnobylowskim błękitnym odblasku) ale też nie marzyło mi się odkrywanie Kraju Kwitnącej Wiśni na własnych zasadach.

  • Tokyo1
  • Tokyo2
  • Tokyo
  • Shibuya, mall na mallu mallem pogania
  • Harajuku to w sumie ta ulica :)
  • Ciekawa dzielnica, ale nie pamietam jak sie nazywa
  • 50 pieter w dol
  • Shibuya
  • Krabyi & sushi
  • mniam

Tokio smakuje zieloną herbatą i korzeniem imbirowym (sake jest tańsze niż piwo Kirin) i jest bardziej przyjazne dla turysty niż Londyn czy Berlin oraz bardziej czyste w porównaniu z europejskimi stolicami. Z Heathrow leciałem bezpośrednio na Naritę z ANA (przystępna cena bezpośrednio ze strony internetowej ich narodowego przewoznika) skąd superszybkim pociągiem Narita Express, może  nie tak szybkim jak "kula armatnia" Shinkasen, dotarłem pod swój hotel.  

 

Dwie pierwsze noce spędziłem w wysokościowcu Century Southern Tower (lastminute.com - 150$ za noc), usytuowanym w dzielnicy z wiekową "kulturą" życia nocnego. Nie zdziwiłem się, że opodal natrafiłem na wręcz mikroskopijną i "ubogą", w porównaniu z zachodnimi, wioskę dzielnicy gejowskiej (niestety w Tokio byłem poza weekendem, więc nie mogę relatywinie ocenić życia nocnego pełną gębą). Przeczytałem, że dzielnica Shinjuku zawdzięcza swój kosmopolitczny klimat największemu węzłowi komunikacyjnemu świata, stacji przesiadkowej metra i pociągów podmiejskich tego megapolis. Bywa ponoć najbardziej zatłoczona na świecie w godzinach szczytu. Przewodnik Time Out Tokyo, którym się posługiwałem podczas moich, inaczej chaotycznych, przepraw przez miejską dżunglę, opisuje stereotypowy image uprzejmych pracowników kolei JR upychających do wagonów, (czasami odzielne dla kobiet/mężczyzn)bezwolnych pasażerów, którzy znoszą tą katorgę ze stoickim spokojem.   

 

Tokijskie Metro jest miastem w mieście, ze swoimi prawami i językiem. Ja osobiście trzymałem się linii Yamanote, biegnącej po owalu w środku metropolii, łączącej większe stacje na, których gorączkową bieganinę tubylców spowalniają, obcy, turystycznie zorientowani pasażerowie.  W czasie tych pierwszych 48 godzin zdążyłem zobaczyć Harajuku i Ginzę. Wiedząc, że wracam za tydzień zabytki Pałacu Cesarskiego i Muzea zostawiłem na czas kiedy mój organizm przestawi się na czas tokijski.

 

 Tuż przed Wigilią, ultraszybkim i ultra kosztownym pociąiem udałem się na Północ, w japońskie Alpy, do Nagano (pamiętasz, tam odbyły się zimowe igrzyska olimpijskie 1998)? Luksusowo, paląc papierosa za papierosem (bo mozna i popijać wybornym Kirinem z puszki), przebyłem ponad 200 km w niecałe 2 godziny (przesadzam, że aż tak drogo mnie to kosztowało, na szczęście z polecenia przemiłej pracownicy Japan Centre w przy Piccadilly Circus w Londynie kupiłem sobie Japan Train pass ważny na miesiąc).

 

 

  • Sztuczny śnieg, w Tokio w grudniu nie padało
  • Blimp
  • View
  • Tower
  • City
  • Cars
  • City z wierzowca Mori w dzielnicy Roppongi

Tydzień, włączając Święta BN, spędziłem w narciarskim kurorcie pod Hakubą. Stoki narciarskie mnie, pocztującego miłośnika białego szaleństwa (sic!) przyprawiły o zawrót głowy... Nie przyjechałem to bynajniej świętować "gwiazdki", tylko doświadczyć białego szaleństwa Alp Japonii. Jak dotychczas szosowałem w słowackim Starym Smokowcu i w fińskim Yllas... Nikt tak nie świętuje Bożego Narodzenia jak innowiercy, oczywiście jest to złoty biznes dla gastronomii i turystyki... Większość turystów w tym okesie stanowią w Japonii Amerykanie. Wigilia z 3 daniową fuzja pan azjatyckich delicji chefa wprost z Paryża, poprzedzone wypatrywaniem pierwszej gwiazdki z basenu na wolnym powietrzu (ogrzanego wodą z gorącego zródla - onsen), nie umywa się do naszego karpia i 12 oklepanych opcji kulinarnych. Aahhh....

  • Sierra Resort Hakuba
  • Stoki Happo
  • Fuji za chmurami
  • Hakuba stacja kolejowa
  • Wioska z wysmienitym japonskim fast foodem
  • Hakuba przed Stacja
  • Happo
  • Japonskie Alpy
  • Kyoto, przerwa na ramen
Powrót do megapolis, to szaleństwo przednoworocznych zakupów w tokijskim odpowiedniku londynskiego Knightsbridge, Ginza... window shopping. Ujarzmianie obcej kultury w klubach z punkowymi deejayami kosztuje tyle ile na Zachodzie (0.5 l piwa kirin w puszce 7 zeta). Gosh! Doświadczenia z tego epicentrum pop/subkultury przyprawiło mnie o refleksje. Nasza masowa kultura powraca do korzeni co dekadę. Japonia jest dekadę do tyłu, więc jest na topie jeśli chodzi o trendy. Mówię, że jest w tyle, bo wszystko co tam obcego człowieka otacza, to owoc prosperity póznych lat osiemdziesiątych, architektonicznie i infrastrukturalnie, z elementami futuryzmu obecnego w modzie prezentowanej bez żenady na "żywych" wybiegach Harajuku i Shibuyi
  • Visit Tokyo
  • Wieza z widokiem na wieze
  • Super Cute!
  • Ueno, centrum z budynkami rzadowymi (bagno)
  • Rainbow Bridge (jak ze sceny z Kill Bill)
  • Emperor's Palace
  • Mt Fuji z superszybkiego pociagu Shinkansen
  • Odaiba w strone lotniska
  • Odaiba
  • Jak palisz, OK, tylko nie wyrzucaj niedopałków w śnieg
  • Would you?

Bez uciekania w idiotyzmy ala Gwen Stefani's Harajuku Girls... Jesteśmy w anty-tokijskim Kyoto. Tu wreszcie spacerując "ścieżką filozoficzną"- jedną z atrakcji dla miłośników "zen pośród natury", udało mi się odetchnąć po wspomnieniach Sylwestra spędzonego na wypuszczaniu balonów z postanowieniami na następny rok z terenu buddyjskiej świątyni, w towrzystwie napalonej Yoko Ono wannabee (stawiała nam gorącą sake jak ja bym stawiał jej żytnią pod Pałacem Kultury).

Kyoto, to jak Kraków dla nas, bo przenieśli im stolicę stamtąd jakoś w XVIII wieku do Tokio. W Kyoto naoglądałem się japońskich ogrodów i najadłem się pięciogwiazdkowego żarcia courtesy of "pracownicza zniżka" w hotelu w którym się zatrzymałem (50% off Food and Beverage) bez uprawnienia na takowa, bo juz w hotelarstwie nie pracuje. Odwiedzilem tez Osake... Kick ass!  

  • Kyoto
  • Swiatynia
  • Stare Kioto
  • Tradycyjny ogrod japonski
  • Osaka Akwarium
  • Hello kitty
  • Hello kitty
  • Philospohers Walk to sciezka wzdloz kanalu w starej czesci Kioto
  • Nad miastem guruja nie wiezowce tylko swiatynie
  • Ofiara modlitewna w intencji pomyslnych plonow
  • Mniam, paczek z nadzieniem z zielonej herbaty
  • Kyoto, wschodnia część miasta z ZOO
  • Kyoto wzgorza
  • Kyoto pawilon serwujacy herbate
  • Kyoto, stare miasto
  • Kyoto uliczka zasadzka na turystow
  • Kyoto
  • Kyoto, temu misiu...
  • Kyoto widok ze wzgorza
  • Kyoto Ogrod japonski
  • Kyoto abstrakcja

Kiedy jednak przestudiowałem swoje rachunki z kart kredytowych użytych w Japonii... taniej oczywiscie poszusować w Hornym Smokovcu. Świadomość doświadczenia pop przyszłości, priceless... 

Pozdrawiam, i mam nadzieję, że uda mi się opisać więcej z moich docelowych destynacji z londyńskiego Heathrow.  

  • Tokyoyo

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż