Podróż Maggiore express
No i zamiast opowieści z krainy Oz, którą postaram się jednak w ten weekend także opublikować, chcę pokazać Wam kilka zdjęć z okolic Mediolanu, a dokładniej znad Jeziora Maggiore i kilku miejsc leżących niedaleko.
Miałem okazję pojechać w te okolice w drugim tygodniu kwietnia 2010, tym razem przy okazji spraw związanych z pracą (okazuje się, że praca także ma czasami dobre strony). Przyczyną wyjazdu były targi meblowe w Mediolanie. Ale z fotograficznego punktu widzenia, targi były niejako „przy okazji”.
Do Mediolanu stosunkowo łatwo można się dostać samolotem z Warszawy. Niestety powrót zajął mi trochę czasu z powodu takiego małego wulkanu na odległej Islandii (Iwonko – dlaczego go nie zatkałaś?) i zajął 26 godzin w autokarze. Ale to już przeszłość, wróćmy do zdjęć.
WYSPY BOROMEJSKIE
Jezioro Maggiore jest drugim co do wielkości jezior we Włoszech. Leży na pograniczu Włoch i Szwajcarii, w większej części po stronie włoskiej. Podobno po stronie szwajcarskiej nie widać, czy raczej słychać wielkiej różnicy, ponieważ mieszkańcy są także włoskojęzyczni.
Jezioro jest bardzo znanym i lubianym już od najdawniejszych czasów regionem wypoczynkowym, a ze względu na sąsiedztwo bogatego i przemysłowego Mediolanu, brzeg jest dosłownie „porośnięty” hotelami o różnym standardzie. Okoliczne góry to znakomite miejsce dla bogatych Włochów na kupienie willi wypoczynkowej, z której roztacza się wspaniały widok na jezioro i jego atrakcję – Wyspy Boromejskie (Isole Borromee).
Po kilku dniach pobytu w małej miejscowości Stresa, gdzie można się znakomicie odstresować, chyba na przekór nazwie, stwierdzam że te wyspy są główną i najważniejszą atrakcją okolicy.
Zacznijmy więc od wysp. Wyspy są trzy. Po kolei: Isola Bella, chyba najpiękniejsza z nich, Isola dei Pescatori i największa Isola Madre. Zamieszkała na stałe jest tylko Isola dei Pescatori, na której znajduje się wioska rybacka, licząca w 1971 roku 208 mieszkańców (za wikipedia).
Najpiękniejsza z nich – Isola Bella, została zabudowana w latach 1629-1652. Na wyspie powstał przepiękny letni pałac (niedokończony) i wielki ogród zamieszkiwany obecnie głównie przez pawie. Za kolejne kilka euro na wyspie zwiedza się ogrody i osobno płatną galerię malarstwa w pałacu.
Na Isola Bella (i pozostałe wyspy) można dostać się za kilka euro łódkami – taksówkami kursującymi w ciągu dnia – trzeba uważać, aby nie przegapić ostatniej, na wyspie nie ma żadnych mieszkańców, więc pozostaje powrót wpław, bądź wynajęcie indywidualnego transportu za nieco więcej niż kilka euro.
Niestety podczas zwiedzania tej wysepki pogoda nam nie sprzyjała i było raczej pochmurno, co niestety widać na fotkach.
W programie wizyty nie było niestety wycieczki na pozostałe wyspy, ale nie ma co marudzić, darowanemu koniowi ….
STRESA
Mieszkaliśmy w cudownie położonym hotelu Astoria. Z okiem, o ile się dobrze „wylosowało” roztaczała się wspaniała panorama jeziora, a na balkonie można było prowadzić dłuuuugie wieczorne rozmowy. Co prawda inni mieszkańcy hotelu, głównie emeryci z Anglii i Niemiec, nie byli do końca przekonani o tym, że powinni w nich uczestniczyć, ale trudno.
Do miasteczka wybrałem się dwukrotnie, raz po południu pierwszego dnia, a drugi raz zrobiłem sobie małą wycieczkę wczesnym porankiem (6:30) na okoliczne wzgórze w poszukiwaniu pięknych widoków na jezioro. Niestety wycieczka nie spełniła oczekiwań. Zabrakło mi czasu aby wyjść ponad granicę lasu i zobaczyć perspektywę jeziora. Jedno zdjęcie jeziora i urokliwego wodospadu musiało mi wystarczyć. Po zejściu nad brzeg jeziora miałem za to okazję podziwiać widok Wysp Boromejskich w świetle poranka. Ośnieżone szczyty okalające błękitne wody jeziora, na nim wyspy, świeże powietrze – WOW! Było pięknie.
Samo miasteczko jest bardzo małe, ale także urokliwe. Niewielki rynek jest prawie w całości zabudowany parasolami pod którymi można wypić świetne włoskie espresso. Wąskie uliczki zapełnione spacerującymi turystami dopełniają całości obrazu. Można się tylko domyślać, że w sezonie nadjeziorny bulwar zapełniony jest tłumem ludzi pragnących spokoju i pięknych widoków.
LAGO d’ORTA
Bardzo niedaleko od Lago Maggiore, jakąś godzinę jazdy autokarem na zachód, za lasami, za górami … leży piękne jezioro Lago d’Orta, dawniej znane jako Lago di San Julio, od nazwy świętego patrona tego regionu. Jezioro jest małe, w porównaniu do Lago Maggiore, malutkie. Ale jakże inna atmosfera. Mniej turystów, żadnych dużych hoteli, tak inaczej.
Wysiadamy z autokaru na parkingu przy miejscowości Orta San Giulio, do której wjechać się nie da (autokarem) z powodu bardzo wąskich uliczek.
Od razu widzimy ciekawy budynek – Villa Crespi. Charakterystyczna wieża przyciąga wzrok, a styl jakby nieco z innego miejsca. Kiedyś była to willa bogatej rodziny przemysłowców Mediolanu, obecnie bardzo dobry hotel i jeszcze lepsza (podobno) restauracja. Piękny widok na jezioro, dobre jedzenie, czegóż więcej chcieć?
Idziemy w ślad za przewodnikiem w stronę brzegu jeziora i wchodzimy do największego miasteczka w okolicy – Orta San Giulio. Pogoda nam sprzyja i widok tafli jeziora w której odbijają się chmury jest fantastyczny.
Wąziutkimi uliczkami dochodzimy do centrum położonego na półwyspie miasteczka – cacuszko. Knajpki, stragany z lokalnymi specjałami – wszystko z trufli, a niedaleko widać już cel naszej podróży, czyli wysepkę Isola di San Giulio.
WYSEPKA SAN GIULIO
Nazwa ‘wysepka’ pasuje do tego urokliwego miejsca w 100%. Całość ma 275 metrów długości i 140 szerokości i o dziwo jest zamieszkana. Na wyspie jedynie miejsce zasiedlone na stałe, to zakon sióstr benedyktynek zajmujących centralnie położony klasztor. Sióstr jest kilkadziesiąt, a ponieważ zakon jest zamknięty, nigdy nie kontaktują się z otoczeniem. Ich głównym zajęciem jest naprawa ornatów, które trafiają w to miejsce z całej Europy.
Spacer wąziutkimi uliczkami dostarcza wielu wrażeń i pod względem fotograficznym jest bardzo interesujący. Na koniec lądujemy w jedynej restauracji/knajpce na wyspie, czynnej w godzinach dziennych. Bardzo miłe dziewczyny z obsługi ostrzegają nas, abyśmy nie przegapili ostatniej taksówki, którą one same także wracają na ląd, ponieważ potem nie ma już żadnej możliwości powrotu.
ARONA
Po zaspokojeniu pragnienia kilkoma kuflami piwa i kieliszkami wina (w zależności od upodobań), wracamy do miasteczka Orta San Giulio i w drodze powrotnej do Stresa zatrzymujemy się jeszcze w miasteczku Arona już nad brzegiem Lago Maggiore. Niestety pogoda nam nie sprzyja i chmurzy się okrutnie, więc i zdjęcia są takie sobie…
MEDIOLAN
Na koniec, z reporterskiego obowiązku kilka zdjęć z Mediolanu, a dokładniej ze ścisłego centrum. Nie powiem, że widziałem Mediolan, to było ‘liźnięcie’. Pogoda była wstrętna, czasami padał zacinający deszcz, wiało, ogólnie czas nie na zwiedzanie. Mimo to kilka zdjęć.
Plac przed katedrą robi wrażenie, widać że budowniczowie pomyśleli aby dać katedrze przestrzeń, aby było ją widać z daleka. Tego mi brakowało np. we Florencji. Tamta katedra jest może piękniejsza, ale nie ma jej jak obejrzeć. Nie ma miejsca. Tu jest go pod dostatkiem. Całość psuje wstrętny wielki ekran na którym są wyświetlane reklamy. Ale chyba jest tam powieszony na czas remontu kamienicy którą skutecznie zasłania. Może to i dobrze, nie wiem…
Bardzo ciekawe ‘centrum handlowe’ pod dachem dawało od bardzo dawna możliwość komfortowych zakupów w najlepszych sklepach. Teraz można wysłuchać koncertu fortepianowego, no może fortepian nieco elektroniczny, ale nastrój i akustyka całkiem przyzwoite.
Cóż się dziwić, skoro znajdujemy się kilka kroków od najsłynniejszego teatru muzycznego świata, czyli La Scala. Miejsce kultowe, choć nie jestem fanem tego rodzaju muzyki, co przyznaję bez bicia.
Krótki pobyt w Mediolanie kończę króciutką impresją kulinarną z targów. A tak w ogóle, to jestem zagorzałym zwolennikiem włoskiej kuchni, więc pobyt był dla mnie świętem także od strony kulinarnej, co niestety uwidoczniło się bezlitośnie na pasku moich spodni… Ale sztuka wymaga poświęceń.
I na tym kończę krótką impresję w tego pięknego miejsca. Zapewne wrócę tu jeszcze kiedyś, ale raczej także na taką krótką przejażdżkę. Do wypoczywania wolę inne, nieco bardziej spokojne i oddalone od zgiełku miejsca, ale to już temat na inną opowieść.
Pozdrawiam, bArtek
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
:) no może to nie była 6:30 ;) chyba jakieś małe nieporozumienie... ale i tak było ładnie... :)
-
Spacer o 6,30 w takiej okolicy... to bajka !!
-
Zazdroszczę tych czasów i miejsca :) Dziękuję za ciekawe komentarze. Co do tej galerii w Mediolanie, to nie znalazłem w sieci na razie potwierdzenia nazwy. Może ktoś jeszcze podpowie?
-
łza się w oku kręci... Mediolan to moje czasy studenckie. Ciekawa podróż - to nie są szczególnie turystyczne (z Polski) kierunki, rzadko tam się trafia. A dodatkowo - znam ten ból: w zeszły wtorek wracałam "okazją" spod lotniska w Treviso w okolicach Wenecji... Zajęło mi to 19 godzin.
-
Noooo. Ale pracuję ciągle nad podróżą do OZ, a tam będzie trochę samolotów. Co prawda niektóre z ubiegłego wieku, więc nie wiem, czy Cię zainteresują, ale ...
Dzięki za wizytę, bArtek -
autokarem zamiast samolotu, kiszka :) ach ten wulkan