2010-04-10 - 2010-04-11
Podróż Kiwi express
auckland civic theatre harbour bridge wulkan wulkany mt.eden wieża sky tower gejzer mydło gejzer mydlany jeziorko malarza jeziorko pistacjowe lake taupo taupo huka falls wodospady pajęczyna tongariro ngauruhoe picton wyspa południowa prom morze ocean hari hari skały naleśnikowe lodowiec lodowiec foxa thunder creek falls murchison milford sound fiord fiordy foki papuga te anau jezioro hobbici jeźdźcy rohanu queenstown kawarau bridge bungy most skoki arrowtown shotover kanion łódź odrzutowa christchurch łosoś mt.cook sashimi nowa zelandia wyspa północna kiwi kiwiland rotorua moa dom domy maorys maorysi wellington sekwoja sekwoje palma palma paprociowa wyjazd
Opisywane miejsca:
(1765 km)
Typ: Blog z podróży
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
pozno dotarlam do tej dalekiej podrozy -ale dziekuje za ciekawy opis i swietne zdjacie ( moglo by byc ich wiecej), czekam na sprawozdanie z ponownego spotkania z NZ - pozdrawiam
-
Faktycznie ekspresowa wyprawa! Ale naprawdę fajnie opisana i obfotografowana. Nawet "z drogi" udało ci się zobaczyć sporo tamtejszych pustkowi, chociaż też nie wyobrażam sobie pojechać do Nowej Zelandii i nie wybrać się na jakikolwiek trekking.
-
Podróż marzenie! Zdjęcia obejrzałam z koleżanką,która 3 miesiące temu
wróciła z N.Z.
Wspomnienia odżyły...... :):) -
Mimo, ze już wcześniej oglądałam Twoją podróż to jeszcze udało mi się znaleźć kilka nie ocenionych przeze mnie zdjęć. No i wreszcie miałam czas, żeby przeczytać całą podróż.
Super!! Pozazdrościć:) A poza tym to Nowa Zelandia wydaje mi się bardzo przyjaznym miejscem. Myślę, że mieszkając tam można być szczęśliwym:) -
lekko, fajnie napisana relacja, sympatycznie się z Tobą podróżuje :)
-
Wspaniała podróż super zdjęcia i przy okazji dziękuje za odwiedzenie moich podróży
-
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Zdecydowanie było warto :)
Pzdr/bARtek -
Podróż może i długa i na pewno męcząca, ale dla takich widoków i przeżyć jak najbardziej warto się przemęczyć :) Pozdrawiam :)
-
Agnieszko,
bardzo dziękuję za miłe słowa i ciekawe komentarze. Pozwoliłem sobie napisać kilka słów na Twoim profilu.
Raz jeszcze dzięki/bARtek -
@City, wielkie dzięki za miłe słowa. O rugby nie ma wiele, prawie nic szczerze mówiąc. Właściwie nie wiem dlaczego, bo sam jestem kibicem "All Blacks" a jak się nadarzy jakaś transmisja, to chętnie oglądam... Nadrobię następnym razem :)
Pzdr/bARtek -
Jeszcze nie skończyłem, ale już doceniam ;-) Bardzo ciekawy początek i dalej (myślę). Tylko (jak na razie) o rugby trochę mało ;-)
-
Leszku, wielkie dzięki. Słowa pochwały z Twoich ust są dla mnie ważne. Ciekaw jestem Twoich wrażeń z Krainy Oz.
Dziękuję za fajne komentarze.
Pzdr/bARtek -
Bartku, dojechałem z Tobą aż do Christchurch i po krótkiej przerwie będę w Twoim towarzystwie zwiedzać Australię. Na razie pozwól, że pogratuluję ci wspaniałej podróży, zdjęć i relacji i na pożegnanie Kiwilandu zostawię również dużęgo plusa za całą podróż. Jak już pisałem, w przyszłym roku zamierzamy wybrać się na kilka wysp południowej Polinezji. Nie wiem czy czas pozwoli nam na zahaczenie o NZ. Ale bardzo bym chciał. Pozdrawiam.
-
Leszku, bardzo się cieszę i ciekaw jestem Twoich wrażeń z dalszych opowieści.
Pzdr/bARtek -
Bartku, w końcu zawitałem do Ciebie i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem zarówno zdjęć jak i opisu. Dziś dojechałem tylko do Rotorua, które przypomniało mi nieco Yellowstone, które miałem okazję zobaczyć. Jutro wrócę na Twój szlak. Pozdrawiam.
-
Cieszę się, że Ci się podobało :) i zapraszam dalej na kolejne odcinki 'express'
bArtek -
Zapraszam do Kiwi a także do innych podróży. A wrażenia rzeczywiście zapadają w pamięć, głęboko...
Pzdr/bArtek -
Wielkie dzięki. Jaką radość ma się ze zdjęć, jeśli nie można się nimi z kimś podzielić? A jeśli się jeszcze podobają, to jest wielka satysfakcja.
Dziękuję i zapraszam do Krainy Oz, znacznie bliższej Twemu sercu.
Pzdr/bArtek -
Kapitalna relacja, gratulacje! okolice bliskie mojemu sercu, bo w Australii zostawiłam kawałek mojej duszy i nie ma dnia, żebym nie kombinowała, jak tam wrócić. Ale to inne bajka. Jeszcze raz wyrazy uznania.
-
Taaaa. powiało filozofią :) Co do ginięcia gatunków itp czytałem niedawno takie zdanie, że jak można twierdzić że na ziemi ubywa gatunków zwierząt, skoro nikt jeszcze ich nie policzył, a prawie codziennie odkrywane są nowe? Ciekawy punkt widzenia... Swoją drogą, czasami mam wrażenie, że jesteśmy poddani niezłemu praniu mózgów pod kątem EKO-poprawności politycznej.
A co do pozostałości po człowieku jako gatunku, to ostatni wybuch wulkanu pokazał jacy jesteśmy malutcy. -
a wiesz... szczerze mówiąc lekko mnie to zastanawiało. tzn w kontekście tych jeleni (że sie tak uczepię). w europie tak strasznie płaczemy (słusznie), że gatunki giną, że nie maja miejsca, itp. a tu popatrz - nawet czak noris by nie poradził! to tylko pokazuje, jak marnymi istotami jesteśmy i jak szybko po zejściu człowieka z ziemskiego padołu przyroda na powrót by zdziczała.
-
A moim zdaniem na takim obszarze jak Australia nie da się niczego eksterminować - najprędzej ludzi :)
-
i pewnie dlatego tylko sie odgradzają, a nie eksterminują. za barbarzyńskie metody kolonizacji już im się oberwało, to teraz próbują w cywilizowany sposób załatwiać sprawy. świat patrzy!;-)
-
z pewnością :)
-
ale bardziej rdzenny niż króliki i irlandczycy?;-)
-
Za wikipedia:
... Na podstawie badań genetycznych stwierdzono, że przodek dingo dotarł na kontynent prawdopodobnie przed 3,5 tys lat wraz z jedną z późniejszych fal osadniczych z Azji Południowo-Wschodniej. Dingo pierwotnie były udomowionymi towarzyszami człowieka, jednak w Australii wtórnie zdziczały....
Czyli pół na pół... -
tyle że dingo, w przeciwieństwie do jeleni, są "rdzennymi mieszkańcami" australii, prawda? (chyba. czy nie?:-)
-
Chyba dingo nie mają naturalnych wrogów i po prostu się rozpleniły (podobnie jak jelenie w NZ) :)
-
no... niezły płotek! a myslałem ze takie wynalazki to tylko na granicy izraelskiej i amerykańskiej można spotkać:-)
ale podejrzewam, że z dingo jest jak z wilkami w polsce (choć zapewne na dużo większą skalę). nie byłoby problemu, gdyby zabiły jedną-dwie owce czy cielaka i później je zjadły. ale... tak przynajmniej jest z wilkami... w szale polowania zagryzają wszystko co się da, a później... tu skubną, tam skubną... i idą zostawiając pobojowisko. choc sam jestem miłośnikiem wilków, na miejscu rolników pewnie trochę bym sie wkurzał;-) -
Dokładnie. Są wszędzie.Poza tym mają płot na psi Dingo.
http://poland.informationplanet.com/Podr%C3%B3%C5%BC/OdkryjAustrali%C4%99/tabid/3340/Default.aspx
Australia posiada najdłuższy płot na świecie. Nazywa się "Płotem psów Dingo" i ma 5,531 kilometrów długości! Ma tylko 1.8 metra wysokości i żadnych dziur. Płot znajduje się w środku Queensland i został zbudowany by chronić owce przed australijskimi psami dingo.
:) -
wiesz... szczerze mówiąc walenie z karabinu maszynowego z helikoptera do stada jeleni, mi też wydaje się trochę abstrakcyjne:-) a w australii, o ile się nie mylę, maja taki problem z królikami chyba, prawda?
-
Zfieszu, bardzo cieszę się, że Ci się spodobało. Przyznam, że film o jeleniach bardzo mnie poruszył, a ponieważ w autobusie było też kilkoro małoletnich, zastanawiałem się nad tym jak to odbiorą. Ale na przykładzie mojego syna, wychowanego na grach komputerowych sądzę, że nie odebrali tego zbyt dosłownie. Film to film...
Podobne problemy ma Australia, tylko z innymi zwierzętami.
A co do GB, to rzeczywiście czasami najpierw robią, a potem myślą :)
Pzdr/bArtek -
dojechałem do końca:-) w sumie... chyba sie nie zmeczyłem:-) a już na pewno nie tak jak ty w tych autobusach. tempo trochę zabójcze!
w zasadzie, wszystkie poniższe spostrzeżenia odnoszą się i do drugiej wyspy. świetna relacja! ...i tyle:-)
trochę barbarzyńska sytuacja z tymi jeleniami, ale tak to bywa, gdy człowiek działa, zanim pomyśli. inna sprawa, że w wielkiej brytanii, myśliwi wybili własciwie wszystko co wybić sie dało. teraz podniecają się polowaniami na króliki i wrony, a jak im opowiadam, że u nas bez większego problemu spotkać mozna rogacze i dziki, a przy odrobinie szczęścia i umiejętności, całą masę innych stworzeń, to ze zdziwienia gęby otwierają:-) -
:) no to chyba mamy wspólny punkt widzenia :)
Sedna poszukam podczas deugiej, już własnej podróży.
Pozdr/bArtek
PS. a co do "cepelii', to mam bardzo różne wrażenia. np. w krainie OZ, taka cepelia była całkiem dobrze zrobiona. Ta w NZ to była 'kaszana', choć zawsze mam szacunek do wykonawców... -
i własnie to, że opisałeś co widziałeś jest w twojej relacji najlepsze. wbrew pozorom wiele turystów/podróżników (jak zwał tak zwał:-) nie zwraca uwagi na wiele ciekawych szczegów, koncentrując się na tym, co podane na tacy. a przecież podróże to nie tylko zabytki i cuda natury! to spanie, jedzenie, przemieszczanie się z miejsca na miejsce, ludzie których spotykamy... i zupełnie nie ma znaczenia, czy ktoś jedzie z biura czy sam. ważne, zeby patrzył na świat własnymi oczami, a nie oczami przewodnika. ty tak właśnie oglądasz świat. i nawet jeśli nie sięgasz sedna, przynajmniej go szukasz. dlatego mi się tu podoba:-)
co do cepeli... broń boże nie sugerowałem, że "program artystyczny" ci się spodobał! to była taka ogólna uwaga:-)
zaraz zabieram się do wyspy południowej:-) -
Hej, dzięki za miłe słowa i komentarze. Ja się nie wkurzam, opisałem to co widzi zwykły turysta, których jest zdecydowana większość. Jest nieliczna grupa poważnych wędrowców, którzy wciskają nos w każdą dziurę, spędzają w danym miejscu wiele czasu, dochodzą do sedna. Powstają z tego ciekawe książki podróżnicze czy przewodniki dla turystów.
Po rozmowach w wieloma znajomymi doszedłem do wniosku, że jest mnóstwo właśnie takich 'expresowych' turystów, którzy z powodu wyboru sposobu życia, zwiedzają świat raczej szybko i chłoną otoczenie, bez wnikania w sedno. Wiem też, z jakich przewodników i informacji korzysta się przy tego typu wyjazdach. Zwykle szuka się czegoś cienkiego, kolorowego z podstawowymi informacjami. Z Pascala korzystałem wielokrotnie organizujac własne podróże po EUropie, na takich wyjazdach, małe, cienkie z obrazkami.
Aby było jasne, po prostu taką formę zwiedzania świata wybrałem, zresztą podobnych są tysiące, zdecydowana większość :)
Co do toreb, to wylatałem w życiu mnóstwo godzin, zarówno służbowo jak i porywatnie, ale takiego lądowania jak wtedy w HKG nigdy przedtem ani potem nie zaliczyłem. Przez ostatnie 10 min, samolotem rzucało znacznie bardziej niż na najbardziej ambitnej kolejce górskiej jaką zaliczyłem.
Świetliki mnie rozwaliły - to było bardzo, bardzo ciekawe.
Co do cepelii, to mam wrażenie, że nie napisałem że mi się to podobało - nazwa 'cepelia' chyba dość wyraźnie określa mój stosunek do trakich imprez.
A co do 20 minut na lunch, to można organizować wyprawy samodzielnie, można z biurem ze wszelkimi konsekwencjami, albo nie jeździć w ogóle. Wybrałem to co wybrałem, a szacunek do pozostałych uczestników jakoś nie pozwala mi ich olewać i włóczyć się godzinę :D
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i do zobaczenia na obu wyspach, szczególnie południowej.
bArtek -
oki, dziś tylko wyspa północna. na południową mam zamiar wrócić w najbliższym czasie.
fajnie napisana relacja. z punktu widzenia... cholera... jak to napisać, żebys się nie wkurzył? kogoś "zielonego"? ale w zupełnie pozytywnym sensie! spragnionego nowości i chłonącego wszystko co dzieje się dookoła. od lodu na szybie autobusu i elektrycznego prześcieradła, po wulkany i architekturę. taka całkowicie niegroźna zachłanność i (krytyczna, co też ważne!) ciekawość. bardzo mi się tu podoba, choć nigdy nawet nie zastanawiałem się nad nową zelandią!
kilka refleksji nie zupełnie na temat:-)
"torby"... przyznam szczerze, że mimo kilku juz lotów w zyciu, nigdy nie widziałem, żeby ktoś korzystał z sickness bag. musiało ostro bujać! nieźle jak na początek podróży:-)
świetliki... z podobnej, choc nie tej samej bajki... w meksyku jest kilka miejsc, do których rok-rocznie na okres godowy zlatują się miliony motyli (chyba monarchów). widok i dźwięk tego zjawiska jest ponoć nie do opisania. niestety, mimo kilku wizyt w tym kraju, nigdy nie zapusciłem się w rejony sanktuariów(jak nazywa sie te miejsca). ale... wiem, że jedna z użytkowniczek portalu tam była i nie podzieliła się fotkami! skandal!:-)
cepelia... może ze dwa razy zdarzyło mi sie uczestniczyc w takich pokazach i zawsze byłem... zażenowany. zastanawiam się, czy komukolwiek (szczególnie z zupełnie innej kultury) takie absolutnie sztuczne i nie mające wiele wspólnego z rzeczywistym folklorem "teatrzyki", naprawdę się podobają?
"Proszę Państwa, macie 20 minut na lunch, autokar odjeżdża od 13:20..." nie, nie jestem podróżnikiem. jestem zwykłym malutkim turystą, ale tego bym nie zdzierżył!:-)
cu na wyspie południowej;-) -
Dziękuję. A ja mam ciągle dwa wrażenia:
1. wiele miejsc mi umknęło - czas i pogoda
2. to co widziałem niekoniecznie potrafiłem oddać na zdjęciach.
Zapraszam ponownie.
Pzdr/bArtek -
trochę się naganiałam twoim śladem, ale to tylko zaostrzyło apetyt na NZ ;) dzięki, wspaniała wycieczka ;)
-
Iwonko, teraz pewnie przeglądasz swoje archiwa w poszukiwaniu tego "złoczyńcy" z Islandii. :)
Zapraszam dalej :)
A co do samej NZ, to... aby coś się stało, trzeba to po prostu zaplanować, choć rzeczywiście nie jest to bardzo łatwe... -
obejrzałam zdjęcia i przeczytałam połowę tekstu, jeszcze wrócę i doczytam. Bartku, piękna i szczegółowa relacja z ciekawej wycieczki. NZ mi się marzy ale chyba jeszcze długo się nie wybiorę.
-
Smoku, dziękuję za miłe słowa i fajne komentarze. Kondycję fakt miałem niezła, w ub. roku machnąłem maraton z czasem 3:36:33 :) co jak na moje lata jest wynikiem całkiem niezłym ...
Jak pisałem już w innym miejscu, piszę w dużej części po prostu dla siebie, aby potem nie zapomnieć...
Zapraszam niebawem do mojej Krainy Oz - pewnie za kilka dni będzie gotowa.
Pozdrawiam, bArtek -
Lubie dalekie i egzotyczne podroze, wiec doceniam i te. Przyjemnie sie Twoj tekst czyta :-) Jak na osiem dni masz bardzo duzo wrazen i tresci. Ja takie dlugie relacje pisze zwykle z przynajmniej 3-4-ygodniowej wyprawy :-) Nop i podziwiam Twoja kondycje fizyczna aby takie tempo zniesc. Dziwi mnie wiec, ze oczekiwales jeszcze wedrowek po wulkanach i lodowcach :-)
-
Aniu, bardzo się cieszę że przyspieszyłem bicie Twego serca tymi zdjęciami...
Pozdrawiam, bArtek -
Krzyśku, wszystko ma swoje wady i zalety, także czas pracy :)
-
Serce mi mocniej zabiło!
-
dlatego wolę wcześniej wstać i jeszcze mieć dla siebie kawałek dnia :) za to najgorzej 9-17 :( praktycznie cały dzień zmarnowany. że o 14-22 nie wspomnę..
-
Wow. Ja to mam spokój, za to przed 18:30 raczej nie kończę...
-
ja od 6... po 4 pobudka, 5:30 w pracy, start o 6..
Wrócę tu jeszcze, na pewno!