Podróż w znajome strony - moja prababka ze strony ojca (babcia Fela) - pochodziła z Wiślicy, do Warszawy przeniosła się po I wojnie.
Pamiętam, jak z babcią Felą jeździło się w latach sześćdziesiątych na do Wiślicy. Najpierw szturm na zakopiański nocny pociąg. Oczywiście batalia ta, rozgrywała się na Dworcu Głównym. Babcia zawsze miała pod opieką kilkoro wnucząt płci obojga, w wieku od lat kilku do kilkunastu (byłem najmłodszy, i do tego babci pupilek - jedyny prawnuk;-). Pominę opis walki o miejsca w pociągu (w porównaniu z nią, szturm na Monte Cassino to pikuś); pamiętam doskonale, jak babcia zawsze potrafiła przemycić bez biletu co najmniej dwóch uczestników jazdy. Żaden konduktor nie miał cierpliwości do dyskusji z pyskatą staruszką ;-).
W Jędrzejowie, w środku nocy, przesiadaliśmy się na wąskotorówkę do Pińczowa; trzeba było czekać kilka godzin. Po zapakowaniu do ciuchci jechało się do Wiślicy coś ze dwie i pół godziny, i była to magiczna podróż. Ciuchcia jechała statecznie i dostojnie. Zawsze - o ile nie padał deszcz, przez całą drogę wyglądałem przez okno, ignorując babcine uwagi nt. niewychylania się ;-)...
Pamiętam, jak z babcią Felą jeździło się w latach sześćdziesiątych na do Wiślicy. Najpierw szturm na zakopiański nocny pociąg. Oczywiście batalia ta, rozgrywała się na Dworcu Głównym. Babcia zawsze miała pod opieką kilkoro wnucząt płci obojga, w wieku od lat kilku do kilkunastu (byłem najmłodszy, i do tego babci pupilek - jedyny prawnuk;-). Pominę opis walki o miejsca w pociągu (w porównaniu z nią, szturm na Monte Cassino to pikuś); pamiętam doskonale, jak babcia zawsze potrafiła przemycić bez biletu co najmniej dwóch uczestników jazdy. Żaden konduktor nie miał cierpliwości do dyskusji z pyskatą staruszką ;-).
W Jędrzejowie, w środku nocy, przesiadaliśmy się na wąskotorówkę do Pińczowa; trzeba było czekać kilka godzin. Po zapakowaniu do ciuchci jechało się do Wiślicy coś ze dwie i pół godziny, i była to magiczna podróż. Ciuchcia jechała statecznie i dostojnie. Zawsze - o ile nie padał deszcz, przez całą drogę wyglądałem przez okno, ignorując babcine uwagi nt. niewychylania się ;-)...