Podróż Letnie Alpy czyli z powrotem w Austri
Podróż zaczeła się od podstawowego pakowania...wiadomo o co chodzi :-)Gdy wyjechaliśmy z Warszawy było jeszcze ciemno, tata za kierownicą, mama obok, a ja z tyłu i smacznie śpię. Obudziły mnie dopiero pierwsze promienie słońca. Byliśmy już w Częstochowie i jak zwykle zatrzymaliśmy się w KFC. Po załatwieniu pewnych spraw pojechaliśmy dalej w stronę Bratysławy. ale tam się nie zatrzymywaliśmy. Bratysławę zwiedzaliśmy już przy okazji podróży do Wiednia. Przemkneliśmy tylko obwodnicą i już nas tam nie było. Pierwszy przystanek po Częstochowie to była granica słowacko - austriacka na zakupienie winiety i śniadanko. Później pomkneliśmy do Ansfelden, przytulnego miasteczka leżącego obok autostrady, parę kilometrów od Linzu. Tam mieliśmy rezerwację hotelu . Bardzo ładny hotelik z WI FI bardzo blisko supermarketu Spar.
Z Ansfelden wyjechaliśmy około 9.30. Nie spieszyliśmy się, mieliśmy do przejechania tylko ok.300 km. Około 11.30 byliśmy pod Salzburgiem, Alpy były już bardzo blisko. Doba hotelowa zaczynała się od 14, więc wstąpiliśmy do Bischoshofen, żeby obejrzeć skocznię narciarską latem. Prezentowała się tak ładnie jak w zimie. Wszedłem na samą górę, co widać u dołu na zdjęciach Nie zdajecie sobie sprawy jaka odległość jest między progiem a miejscem gdzie zaczyna się igielit. To około 20 -25 metrów. Widoki super. Była dobra pogoda i mogliśmy robić dużo zdjęć. W Rauris byliśmy równo o 13.25. Poszliśmy na krótki, krajoznawczy spacer. Porównywaliśmy jak zmieniło się Rauris w lecie. Nie zdawałem sobie sprawy, że tam może być tyle krów. Dzień zakończyliśmy kolacją i ponownym spacerem.
Tego dnia mieliśmy zamiar pojechać na szczyt góry, pod którą jest Rauris, i na której jeździłem w zimie :) . Poszliśmy do informacji żeby zakupić szeciodniowe Karty Salzburskie za po 43 euro dla rodziców, a dla mnie 21.50 euro. Ta karta umożliwia jeżdżenie autobusami po całym Salzburgerlandzie i wiele innych atrakcji za darmo. No i po zakupie pojechaliśmy na góre. W połowie góry ( średnia stacja dalej nie można wjeżdżać) są pokazy orłów i różnych ptaków oczywiście w cenie tej karty. Jest także jeziorko retencyjne którego nie widać w zimie. Po bardzo ciekawym pokazie orłów zjechaliśmy na najniżej położoną stację na poławianie złota. Złoto to takie drobinki, które ledwo widać. Bierze sie łopatę nabiera się ziemi i wrzuca ją do miski z wodą. Trzeba płukać tę ziemię. Jeżeli zobaczymy coś bardzo małego co się świeci zapewne jest to złoto. Chowa się je w fiolki i zabiera na pamiątkę, a dzieci dostają dyplom. Niby krótka wycieczka a zajeło nam to cały dzień. Pogoda znowu dopisała, widoki cudne i cała masa zdjęć.
Wyjechaliśmy z Rauris około 8.00 . Nie mieliśmy czasu do stracenia ponieważ wiedzieliśmy, że na Grossglockner jeździ bardzo dużo ludzi. Poza tym zależało nam, aby pogoda była dobra, wiadomo tam ważne są widoki. Wjazd na Hochalpenstrasse kosztuje 26 euro za samochód osobowy, sporo ale przeżycia są niezapomniane. Droga tam ciągnie się przez 48 km, jest bardzo dużo agraweczek, serpentynek i bardzo duże nachylenie. Jeszcze tego dnia był zjazd zabytkowych traktorków ( zdjęcie można znaleźć na początku mojej galerii), które jadą baardzo wolno i trudno je wyprzedzić . Jednym z ciekawych miejsc widokowych jest wieża widokowa na Edelweissspitze. Jest to też miejsce spotkań motocyklistów. Po zrobieniu kilku zdjęć pojechaliśmy do celu, czyli pod szczyt Grossglocknera, na lodowiec o nazwie Pasterze. Przeżycie było niesamowite, a na dodatek ze swoich norek powychodziły świstaki, żeby się poopalać :) . A jeszcze większym przeżyciem było zobaczenie samych Pasterzy. Można je było oglądać gołym okiem lub pójść do obserwatorium Svarovskiego i patrzeć przez specjalne lornetki. Dowiedziałem się też, że lodowiec ten miał kiedyś 700km długości i 10 km wysokości. Znowu mieliśmy szczęście do pogody. Jak wracaliśmy na parking nad góry zaczęły nachodzić chmury i padała mżawka.
Tu są zdjęcia z poprzedniego punktu
Wracając z tej podróży przejechaliśmy przez miaso Lienz. Też bardzo ładne. Czyste jak każde alpejskie miaseczko i ładnie udekorowane. Powrót zają nam sporo czasu ponieważ wstąpiliśmy jeszcze na obiad. Wracaliśmy około 3 godziny. Chciałem jeszcze żebyśmy w drodze powrotnej wstąpili do Włoch ponieważ mieliśmy tylko 40 kilometrów do granicy, ale tata powiedział że nie już czasu i że jest zmęczony :( . No i wróciliśmy do domu bardzo zmęczeni.
Ten dzień zapowiadał się bardzo dobrze ponieważ pojechaliśmy do Salzburga.
Chcieliśmy zobaczyć dom pana Mozarta, zamek i poznać architekturę tego miasta. Jest to duże miasto. Pierwszym naszym celem był zamek, twierdza Hohensalzburg, do której wjeżdża się kolejką lub idzie po schodach. Z twierdzy widać piękną panoramę miasta i trochę Alp. Twierdza miała być obronna. Mieszkał w niej biskup Salzburski. Mnie najbardziej podobała się zbrojownia i sala tortur :) Były tam różne urządzenia do torturowania heretyków i innych osób,które nie zgadzały się z władzą kościelną. W środku była jeszcze czasowa wystawa o I i II wojnie światowej, były różne ubrania, broń z czasów wojny. Później po obejrzeniu całości poszliśmy na Stare Miasto. Chcieliśmy zobaczyć dom Mozarta, tam gdzie się urodził i komponował przez jakiś czas. W muzeum były obrazy związane z nim i jego rodziną. Stał fortepian z czasów dziecięcych Mozarta. Były nawet włosy kompozytora ( nie wierze, że to jego ). Opisane było jak się przemieszczał do innych miast, była nawet księga z jego rękopisami, były nawet bardzo ładnie zachowane. Po obejrzeniu muzeum poszliśmy jeszcze pospacerować po mieście. Stare Miasto jest bardzo ładne. Cała wycieczka zajeła nam około 8 godzin.
Tego dnia pojechaliśmy do jednych z największych wodospadów w Austri. Największe mają ponad 120 metrów wysokości. Można sobie wykupić za kilkanaście euro spływ znaczy się zeskok z 25 metrowego wodospadu. Fajne uczucie, chociaż nie chciałbym trafić na jakiś podwodny kamień. Ciekawe przeżycie i duużo chodzenia po schodach :) Są dwie trasy krótka pod największy wodospad i długa na szczyt wodospadu. My wybraliśmy krótką, ale i tak było ciekawie, tylko schodzenie jest niebezpieczne, ponieważ schodzi się po takich niczym nie zasłoniętych korzeniach i łatwo się potknąć.
Bardzo ładne, zadbane i ciche miasteczko pod górą, na której w zimie można sobie pojeździć na nartach. A w lecie też jest dużo atrakcji jak: poławianie złota i pokaz orłów. A w mieście jest minigolf, basen, trasy spacerowe.. Dużo małych knajpeczek, gdzie można zjeść smaczne potrawy. Polecam to miasteczko na letnią i zimową wyprawę.
Monachium, moim zdaniem drugie z najciekwszych miejsc z tej podróży. Jak wiadomo jest to miasto piwa i sławnych samochodów BMW. Cztery miejsca, które mieliśmy zamiar zwiedzić to były : Stare Miasto, BMW Museum, Alianz Arenę i Olimpia Park oraz Muzeum Techniki. Pierwszy dzień zaczął się ponuro, ponieważ padał deszcz i było bardzo zimno. Poszliśmy na Stare Miasto, żeby poznać co gdzie jest i jak wygląda stare Monachium. Nie spieszyło nam się za bardzo ponieważ mieliśmy być tu trzy dni. Moje pierwsze wrażenie to to, że miasto jest bardzo zatłoczone, ale myśle że to za sprawą turystów, a nie mieszkańców. Turystów jest tam bardzo wielu, da się usłyszeć każdy język z każdej strony świata. Byłem także w jednej z najstarszych piwnych hal w Monachium. Zamówiłem sobie tam Weissewurste . No to tak dostałem w rondelku z gorącą wodą zwykłą białą kiełbasę bez niczego.Myślę że to był najgorszy posiłek w czasie tej podróży. A dopicia oczywiście almdudlera. Do hotelu wróciliśmy około 22.
Pierwszm punktem naszego zwiedzania było BMW WELT i BMW MUSEUM, czyli siedziba szefów BMW. Wysiedliśmy na stacji metra Olimpia-Zentrum. Od razu zacząłem robić zdjęcia. Była godzina 8.30 a muzeum otwierano o 9, więc obeszliśmy na około BMW Welt, czyli taki jakby duży salon z ekskluzywnymi beemkami. Przy wejściu do muzeum stoi jaskrawo pomarańczowy prototyp M1, który wkrótce będzie można oglądać na drogach. Muzeum ma kilka poziomów i na pierwszej ścianie którą sie mija przez trzy piętra na wysokość i szerokość stoją motory zgodnie z latami ich produkcji. Później jest tak samo z samochodami, tyle że już na jednym poziomie. I tak są potem najciekawsze modele w tym samochody, którymi jeździł James Bond. Po BMW poszliśmy na Olimpia Turn. Z tego miejsca widać całe Monachium. Sama wieża jest bardzo podobna do tej w Berlinie i Wiedniu. Obejrzelismy stadion olimpijski, baseny akurat były w remoncie. Ostatnim miejscem do zwiedzania w tym dniu była Alianz Arena. Imponujący stadion. Wykupiliśmy wycieczkę po nim. Ale muszę powiedzieć, że w Berlinie na Olimpia Stadion, mimo że zwiedzalismy sami zobaczyliśmy dużo więcej niż tu z przewodnikiem. Oczywiście zrobiliśmy zakupy w fun-shop'ach, które są na stadionie.
Galeria zdjęć z monachijskiego stadionu jest w zdjęciach i to by było na tyle. Tam jest wszystko opisan.
Wracaliśmy 9.5 godzniny wliczając w to przerwy.
Była to niezapomniana podróż napewno nigdy jej nie zapomne
Pozdrawiam CZarek :)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Ładna trasa i fajne fotki (szczególnie te z Grossglockera). Życzę następnych, równie udanych podróży. Pozdrawiam.
-
Piękne te alpejskie fotki. Tego skakania do dzikiej górskiej rzeki trochę bym się bał.
Ciekawa trasa, interesująco opisana
Pozdrawiam -
hehehe... bywa.. ;)
-
Przepraszam pomyliłem się w ocenie miałem dać plusa ale mi się wymskneła myszka i przez przypadek nacisnąłem na - . :)
-
lol... minus dla Marka... :P
-
Jeszcze dodam Monachium i drogę powrotnią
-
Dziękuję bardzo :)
-
Witaj Czarku, bardzo fajnie opisales wasza podroz. Czekam jeszcze na pozstale punkty.
Zycze Ci kolejnych udanych wyjazdow, fajnych zdjec i ciekawych relacji z podrozy :-) -
Spoko z okna a literówki to poprawie i to jeszcze nie koniec jeszcze Wodospady i Monachium wtedy będzie fajnie
-
No, Czarku - podróż jak się patrzy :) Oby tak dalej :) Fotki z Grossglockner fajne :) nawet na ten datownik można przymknąć oko ;) Przy okazji - były robione z okna samochodu, przez szybę?
Szkoda, że nie dałeś fotek z poławiania złota, to fajna sprawa :)
Zwróć jeszcze większą uwagę na literówki i będzie w porządeczku :)