2008-10-22

Podróż Jambo Simba czyli safari Last Minute

Opisywane miejsca: Tanzania
Typ: Inna

Nie, to niemożliwe. Tak od razu, zupełnie bez przygotowania? Tylko głowy nie widać. O, wynurza się, jest. Ładna, tylko umazana krwią. Pierwsza lwica, którą oglądamy w największym parku narodowym Tanzanii.Nasz nissan patrol z otwieranym dachem podjeżdża coraz bliżej. Od pożywiającej się w najlepsze lwicy dzielą nas może trzy metry. Ale ona tylko leniwie rzuca na nas okiem i znów zanurza głowę w cielsku upolowanej nocą antylopy. Nie wiem dlaczego, to obrzydliwe, ale nie mogę oderwać od niej wzroku. Chrupot łamanych żeber wywołuje dreszcze. Ale nawet smród świeżego mięsa mnie, wegetarianina, nie jest w stanie odgonić od tej sceny lwiej uczty. Atawizm jakiś czy co? Prymitywny łowca tkwiący gdzieś w najbardziej pierwotnych zwojach mojego mózgu się obudził? A to przecież dopiero pierwsza godzina naszego safari w Selous Game Reserve, największym parku narodowym Afryki. Jest większy niż Szwajcaria - całe 48 tys. km kw. - zajmuje pięć procent powierzchni Tanzanii, a liczebnością zwierzyny ustępuje ponoć tylko słynnemu Serengeti. Swoją nazwę zawdzięcza Frederickowi Courtenay Selousowi, legendarnemu myśliwemu, a zarazem (kiedyś chodziło to w parze) jednemu z pionierów ekologii, który zginął tu od kul niemieckiego snajpera w czasie I wojny światowej. Tyle zdążyliśmy się dowiedzieć przed przyjazdem tutaj. Bo tak naprawdę wcale miało nas tu nie być.

 


  • 17033 - Tanzania Nieeee
  • 17034 - Tanzania Nieeee
  • 17035 - Tanzania Nieeee

Tydzień do wyjazdu. Wieczór, ciągle w pracy, ledwo powłóczę nogami. Nagle telefon. Dzwoni biuro podróży. - Bardzo nam przykro, ale pański wyjazd jest odwołany.

Niech ich diabli, nigdy więcej! Miały być dwa tygodnie na Bali - z biurem taniej - a tu w ostatniej chwili organizator się wycofuje. Ponoć z powodu możliwych zamachów. Wolałbym jednak sam decydować o swoim bezpieczeństwie. Tak czy inaczej - jeśli w przyszłości polecimy na Bali, to na pewno bez pośredników.

Ale co teraz? Czasu mało. Do tego połowa lipca. W Europie tłoczno. Trzeba uciekać. Bilety lotnicze kupione w ostatniej chwili są upiornie drogie. Trudno, musimy się zresetować. Cena nie jest kluczowa. Więc kluczymy... Może Skandynawia, może Sri Lanka, może Krym, może Borneo...

Staje na Afryce. Karolina od zawsze chciała tam pojechać, mnie kusi perspektywa nurkowania na Zanzibarze. Tak, Tanzania to dobry pomysł. Ale jak to zorganizować w pięć dni?

Jest przecież Matylda.

O Matyldzie przeczytałem w reportażu Magdy Grzebałkowskiej w ?Wysokich Obcasach":  ?Pół życia spędza w fototapecie - lazurowe niebo, przezroczyste morze, palmy nad głowami. Potem szara Warszawa, zagonieni znajomi. - Rozdwojenie - mówi. - Ale przyjemne. W Polsce dygot, praca po 15 godzin i zarabianie pieniędzy. A tu nagle okazuje się, że można żyć na bosaka i dom nosić w plecaku. (...) Żyję w błogiej świadomości, że jak mnie kiedyś wszystko wkurzy i będę chciała zostawić Warszawę, znajdę pracę na najpiękniejszej wyspie świata".

Kogoś takiego mi trzeba. Matylda ma teraz dom w Nungwi na Zanzibarze i małe biuro podróży w Warszawie. Na stronie internetowej Zanzi.pl dowiaduję się, że właśnie organizuje nurkową ekspedycję na Papuę. Nie, jeszcze nie teraz. Najpierw Afryka.

 

Co  Paweł Goźliński zobaczył w Afryce? Zajrzyj do Logo24 >> 

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż