Po zwiedzeniu sanktuarium w Qom udajemy się w dalszą drogę na wschód.Mijamy niezbyt ciekawe wsie i miasta oraz zaczynamy poszukiwanie noclegu. Eyvanekey,Damavand i inne małe mieściny.Hotelu ani śladu.W końcu trafiamy do miejscowości Firuzkuh. Tu ,przy głównej ulicy, stoi kilkupiętrowy hotel,którego właścicielem jest facet o imieniu NIMA.
Faktycznie nic w nim nima-wody,światła,internetu,jest bardzo brudno i piekielnie gorąco. Ogrzewania nie da się wyłączyć. Po otwarciu okna o mało się nie udusiliśmy.W miasteczku śmierdziało tak ,jak w większości irańskich miast. Obskurne miejsce,o jakim nam się nie śniło. Nie mamy jednak wyboru. Rano wywiązuje się awantura z właścicielem,który zażądał kwoty jak za 5 gwiazdkowy luksus. Miał przewagę ,bo to jedyny hotel w tych okolicach. Dostał 2 miliony riali,czyli ok.50 euro, ale pobyt tam nie był wart nawet kilku. Hotel zapamiętamy na zawsze i ostrzegamy przed noclegiem u Nima! Tylko kiedy tam się znajdziecie,wyboru nima...
Ciąg dalszy naszej podróży pod zdjęciami...