São Vicente to miasteczko na północnym wybrzeżu Madery.
W nim spędziłam najwięcej czasu, ponieważ mieszkałam w hotelu leżącym bardzo niedaleko centrum. Mimo to pogoda w sąsiedztwie hotelu i pogoda w miasteczku diametralnie się różniły. Hotel znajduje się przy samym brzegu Atlantyku, gdzie praktycznie zawsze niebo jest zachmurzone i wieje dość silny wiatr (północna część Madery jest chłodniejsza i bardziej pochmurna). Natomiast São Vicente jest położone w dolince, nieco bardziej w głębi lądu. Nadbrzeżne góry blokują napływ wilgotnego powietrza, dlatego w mieście przeważnie jest słonecznie.
Miasteczko jest niewielkie, żyje tu ok. 3500 ludzi. W jego centrum znajduje się plac otoczony szerokimi i wysokimi schodami, które sprawiają, że może on służyć jako amfiteatr. Wszystko co najbardziej potrzebne można znaleźć w pobliżu - aptekę, pocztę, posterunek policji, kilka małych restauracji i sklepów, dwa place zabaw, dostęp do internetu (praktycznie w każdym miasteczku maderskim jest bezpłatnie dostępne Wi-Fi).
Główną atrakcją turystyczną miasta są jaskinie (port. grutas) w postaci długich korytarzy. Odwiedzający mogą spacerować po nich za opłatą, a dla grup organizowane są pokazy trwającego 15 min. filmu w 3D opowiadającego o powstaniu Madery. Właściwie nie można się z niego dowiedzieć zbyt wiele, a jako że filmy trójwymiarowe można zobaczyć teraz praktycznie w każdym kinie, ten pokaz nie należy do szczególnie interesujących. Ciekawsze są same groty, chociaż wchodząc do nich trzeba się przygotować na zmoknięcie. Zdarzają się co prawda dni, w których woda w jaskiniach w ogóle nie kapie, ale ciężko to przewidzieć, więc lepiej mieć ze sobą kurtkę i wygodne buty (które nie będą ślizgać się po mokrej powierzchni).
Na wybrzeżu, w pobliżu centrum miasteczka, znajduje się restauracja z pięknym widokiem na ocean. Jej główną zaletą jest to, że podłoga górnego piętra kręci się powoli, dzięki czemu za każdym razem gdy wyjży się przez panoramiczne okna restauracji widzi się inny krajobraz. Miałam okazję zjeść tam bardzo smaczny obiad składający się z zupy warzywnej, świetnie przyrządzonej soli (gatunek ryby), deseru z owoców i lodów, oraz kawy na zakończenie. Chętni mogli po posiłku skosztować jeszcze znanego maderskiego napoju, czyli Ponchy - mieszanki mocnego rumu, świeżego soku owocowego (najczęściej z cytrusów) i miodu.