Na koniec naszego pobytu na Fuerteventurze odwiedzamy pobliskie Morro Jable - miasteczko znajdujące się na półwyspie Jandía na końcu około 20-kilometrowej plaży ciągnącej się z Costa Calma. Chwilę czasu zajmuje nam wydedukowanie, który przystanek w Costa Calma jest tym, na którym należy się spodziewać autobusu linii 5 jadącego do Morro Jable. Rozeznanie się w komunikacji miejskiej wbrew pozorom nie jest tutaj trywialne, gdyż przystanki nie są zbyt dobrze oznaczone tzn. je same można znaleźć bez trudu, ale nie zawsze wiadomo jaki dokładnie autobus na danym przystanku się zatrzyma, a rozkład należy do rzadkości. Na autobus trafiamy więc trochę przypadkiem, upewniając się jeszcze u kierowcy, że podążać będzie w interesującym nas kierunku. Podróż trwa 35 minut, choć w głównej mierze jest to spowodowane krążeniem po Costa Calma i zatrzymywaniem się przy kolejnych hotelach w celu dokoptowania większej ilości turystów, którzy stanowią niestety większość pasażerów, a łączy wspólny cel - Morro Jable.
Po dotarciu na miejsce wysiadamy przy głównej ulicy ciągnącej się wzdłuż piaszczystej plaży, naprzeciwko której znajduje się część typowo turystyczna z wieloma hotelami i sklepami z pamiątkami. W miejscu, gdzie plaża się kończy, a z brzegu wyrastają ciemne klify zaczyna się starsza część miasta, w której znajdują się już w większości zwykłe domy mieszkalne oraz typowe sklepy i punkty usługowe.
Spacer po miasteczku rozpoczynamy od dotarcia pod znajdującą się przy plaży ogromną latarnię morską - najwyższą i jednocześnie najstarszą na wyspie. Teren między główną ulicą, a faktyczną plażą jest częściowo ogrodzony z uwagi na zwierzęta, które ten obszar zamieszkują (głównie popularne pręgowce berberyjskie i ptaki). Stojąc pod wspomnianą latarnią morską wystarczy chwilę się rozejrzeć, aby dostrzec biegające wszędzie bardzo szybko gryzonie. Przed wyruszeniem w dalszą drogę przeznaczamy więc chwilę czasu na obserwację ich różnorodnych zachowań - od wspólnej zabawy, odpoczynku, poszukiwania pożywienia, chowania znalezionego pokarmu, aż po zaloty i czynności związane z dzielną pracą nad małymi pręgowiątkami. Pręgowce berberyjskie są naprawdę urocze.
Po nacieszeniu się obserwacją życia zwierzaków wyruszamy deptakiem wzdłuż wybrzeża z zamiarem dotarcia do faktycznego centrum Morro Jable. W nieturystycznej części miasteczka spacerujemy wąskimi uliczkami wczuwając się w miejscowy klimat. Dochodzimy do wniosku, że to chyba najmniej skomercjalizowane miejsce na wyspie, w jakim do tej pory mieliśmy okazję przebywać. Budynki są trochę obskurne, ulice trochę zaniedbane, na balkonach suszy się pranie, po wąskich uliczkach przechadzają się zwykli mieszkańcy... Czuję ulgę! Jednak prawdziwe życie tutaj istnieje! Mijamy nawet sklep z tak mało turystycznymi rzeczami jak miski do prania, szczotki do zamiatania i inne kompletnie bezużyteczne typowemu turyście rzeczy.
Morro Jable jest uznawane za najładniejszą miejscowość na wyspie. Zgadzam się, z tym poglądem, chociaż pewnie nie każdy zgodziłby się z moim uzasadnieniem. Każdy szuka czegoś innego. Ja znalazłam w Morro Jable kawałek tej bardziej naturalnej Fuerteventury, którą najmilej będę wspominać.