Podróż Minorka. Chwila oddechu na Balearach - Wieczorne spektakle i koncerty natury



Chodzenia nam zawsze mało, więc po kolacji urządzamy sobie spacery po najbliższej okolicy, a chodzić naprawdę jest gdzie. Wystarczy zboczyć z głównej drogi i odnaleźć początek szlaku dla pieszych, których podobnie jak ścieżek rowerowych jest na wyspie pełno. Na naszej mapie jest nawet zaznaczony szlak prowadzący dookoła całej wyspy, chociaż oględziny "na żywo" każą powątpiewać czy aktualnie jest on do przebycia na całej swojej długości.

Nieopodal naszego hotelu, za kamiennym odrodzeniem odkrywamy początek właśnie takiej ścieżki. Niepozorna droga, na której pasą się na co dzień kozy, owce i inne zwierzaki wygląda na mało uczęszczaną, ale słupki porozrzucane co kilka metrów ewidentnie wskazują na szlak w kierunku Cap de Bajoli - najdalej wysuniętego na zachód punktu wyspy. Spacer szlakiem dla pieszych to zazwyczaj droga po różnej wielkości kamieniach i pofałdowanych skałkach, które u wybrzeży zamieniają się w urwiste klify. Podchodząc bliżej wybrzeża trzeba uważać, żeby nie stoczyć się po kamieniach prosto do turkusowej wody. Spacerując wzdłuż brzegu w kierunku Cap de Bajoli odkrywamy po drodze piękno cypla zwanego Pont D'en Gil. Wysunięta w kierunku morza skała skrywa efektowne przejście, a znajdująca się pod wodą jaskinia jest częstym miejscem odwiedzin żądnych wrażeń płetwonurków. W promieniach zachodzącego słońca krajobraz wygląda wyjątkowo mistycznie. Od tej chwili przychodzimy tutaj prawie codziennie, by przed snem pokontemplować ten widok.

Podczas jednej z takich wizyt na cyplu, gdy spokojnie oczekiwaliśmy na zachód słońca, zaczepiła nas pewna hiszpańska para wykonująca zdjęcia do pewnego hiszpańskiego magazynu o podróżach. Bez wahania zaproponowałam więc, że ustąpimy im miejsca, aby nie wchodzić w kadr. Okazało się jednak, że chodzi im o coś zupełnie przeciwnego, a mianowicie, żebyśmy bynajmniej nie ruszali się nigdzie, a nawet wspólnie z nimi zapolowali do fotografii, której celem było pokazanie kilku osób podziwiających minorkański zachód słońca. To nietypowe spotkanie utwierdziło nas w przekonaniu, że Pont D'en Gil to miejsce wyjątkowe. Kolejnego wieczoru przybyliśmy na klify w pełni wyposażeni w sprzęt foto i cierpliwie oczekiwaliśmy na "złotą godzinę".

W odległych od kurortów zakątkach nietrudno znaleźć miejsca, które wydają się nietknięte ludzką stopą. Jedynymi dźwiękami, jakie możemy usłyszeć w takich miejscach są fale rozbijające się o klify oraz odgłosy ptaków i owadów, które szczególnie o zmierzchu przystępują do koncertowania. Uwielbiam repertuar świerszczy i cykad. Niektóre owady potrafią też nieźle przestraszyć. Podczas jednego z wieczornych spacerów o mało nie nadepnęłam na ogromnej wielkości konika polnego (a w zasadzie coś, co wyglądało jak konik polny pod lupą). Na szczęście zarówno ja jak i on odskoczyliśmy w porę w przeciwnych kierunkach. Nie wiem, kto się bardziej przestraszył. On zamarł w bezruchu, a ja przyspieszyłam kroku, aby czym prędzej znaleźć się w hotelu na wypadek gdyby ów osobnik okazał się zwiadowcą gotowym zwołać całą armię podobnych do siebie towarzyszy.

  • Kwiatek na szlaku prowadzącym do Pont D'en Gil
  • Pont D'en Gil
  • Pont D'en Gil
  • Pont D'en Gil