Ile można oglądać cudownie kolorowe uliczki meksykańskich miast? Na żywo? Całą wieczność!!! Na fotkach? Nie wiem, ale chwilowo... choć to zapewne stan bardzo przejściowy, wynikający z faktu, że nieprędko tam wrócę... mam dość.
Dlatego, w ramach relaksu, galeria lekko odbiegająca od tematu "urocze widoki".
Nie wiem jak to się stało, ale od pierwszego wejrzenia strasznie spodobały mi się meksykańskie tablice rejestracyjne. Wiem że może się to wydać dziwne, ale są jakieś takie... ładne. Kolorowe i charakterystyczne, z obrazkami-symbolami każdego stanu. W dodatku każda jakoś przyczepiona - a to drutem, a to w fikuśnej oprawce. Jedne zniszczone jak reszta wozu, inne zaś nawoskowane i wypolerowane. Zwyczajnie nie moglem się im oprzeć! No i postawiłem sobie cel: "zebrać" wszystkie 31(+1) stany. Niestety, mimo trzech wizyt w Meksyku nie udało się. Zabrakło mi Tabasco (tego akurat nie mogę przeboleć, bo przecież w stolicy tego stanu spędziliśmy ostatnio kilka bardzo przyjemnych dni!), Nayarit i którejś Baja California (nie wiem której, bo ta upolowana nie deklaruje przynależności ani do południa, ani do północy). To tak na oko, bo nie chce mi się zaglądać do atlasu.
A przy okazji tablic... Zauważyłem ciekawą sytuację. Kilkakrotnie, kiedy policjanci zatrzymywali samochód, którego stan techniczny już na pierwszy rzut oka pozostawiał wiele do życzenia, na "dzień dobry" odkręcali tablice rejestracyjne. Nie wiem czy to jakieś straszne utrudnienie dla kierowców, ale chyba nie do końca, skoro przynajmniej co 4-5 auto jeździło bez jakichkolwiek blach... Nieważne... Mi w każdym razie byłoby szkoda!
post scriptum: Tytuł i inspiracja: karolajnat. ¡Muchas gracias!
Podróż 36 mgnień Meksyku... - ...czyli zupełnie niepoważna galeria
- wróć do podróży
- « poprzednie
- następne »