Podróż KAIR -MATKA SWIATA - KAIR -MATKA SWIATA



Kair - Matka Świata to ogromna metropolia, największa w Afryce. Mieszka tam ok 18 milionów ludzi - ile dokładnie nikt tego nie wie. Miasto tysiąca minaretów, dzielnic biedy i ekskluzywnych hoteli, miasto muzułmanów i koptów, żyjących w niespotykanej w innych częściach muzułmańskiego świata symbiozie. Wspaniałe meczety mieszają się z monastyrami, luksusowe sklepy i centra chandlowe z niezliczoną ilością kramów i bazarów, uginających sie pod cięzarem wytwartzanych na miejscu wyrobów. Miasto kawiarni i restauracji - jak równiez przydroźnych barów z żywymi kurczakami. Byłem tam kilka dni i choś zwiaedzałem i delektowałem się tym miejscem od rana do zmroku, to daleko mi jeszcze od choćby pobierznego poznania jego atmosfery i klimatu. Ale na pewno jeszcze tom wrócę, czego i sobie i wszystkim państwu życzę.  Miasto jest doskonałuym punktem wypadowym do takich miejsc jak Giza, Sakkara, Dahszur, Liszt, Medum, Mit Rahinah i wielu innych, w których można zobaczyć imponujące zabytki z okresu świetności Egiptu.   Podróż z Hurgady do Kairu trwała około pięć godzin. Po drodze mieliśmy jeden postój w przydrożnej knajpce. Do stolicy dotarliśmy około 1 w nocy. Gdy wysiedliśmy z autobusu od razu zauważyłem hotel Hilton, który swym niestandardowym kształtem prezentował się dość niezwykle pośród innych zabudowań. Na podziwianie widoków jednak przyjdzie czas, teraz trzeba znaleźć jakieś lokum (w Hiltonie nie zamierzałem się pytać o pokoje). Na taksówkarza nie musieliśmy czekać zbyt długo. Pojawił się błyskawicznie i dobrze wiedział czego nam potrzeba. Za 20 LE zgodził się zawieźć nas i cały nasz bagaż do hotelu. Zaproponowałem hotel Dahab, który widziałem w programie Discovery, ale Egipcjanin wiedział swoje i jedynie hotel New Garden Palace ** był dla nas odpowiedni. Hotel znajdował się nieopodal Uniwersytetu Amerykańskiego w zacisznej uliczce. W recepcji krzątało się kilka zaspanych osób. Zapytałem o cenę na dobę dla 3 osób plus śniadanie –220 LE. Wydawało mi się to trochę drogo ale dochodziła 2 w nocy a ja nie miałem ochoty się godzinę targować, więc przyjąłem warunki. Pokój był całkiem przyjemny i czysty, a w łazience całodobowo można było korzystać z ciepłej wody. Jedynym minusem był nieprzyjemny zapach z okien dobywający się z gruzowiska i śmietniska pod oknami, ale po zamknięciu okien i uruchomieniu klimatyzacji było całkiem fajnie. Czas spać tego dnia pokonałem kilka tysięcy kilometrów samolotem i kilkaset autobusem i jak na pierwszy dzień miałem dość wrażeń.   Mimo tego, że położyliśmy się spać dosyć późno wstaliśmy o godzinie 6 nad wyraz dobrze wyspani. Nawet nie przeszkadzały mi klaksony samochodów, które w Kairze nie cichną nawet na chwilę.

 

 

Nasz pierwszy cały dzień w Egipcie.. Postanowiliśmy wykorzystać go na zwiedzenie Piramid w Gizie dzielnicy  Kairu.Darowaliśmy sobie śniadanie i dziarsko ruszyliśmy w drogę. Tym razem postanowiliśmy spróbować alternatywnego transportu i zamiast taksówki udaliśmy się do stacji metra. Hotel znajdował się o jakieś 10 minut drogi od Maydan al.-Tahrir i stacji metra SADAT. Na stacji dołączył się do nas samorzutny przewodnik, który powiedział nam, na której stacji mamy wysiąść. Oczywiście go posłuchaliśmy. W ten oto sposób znaleźliśmy się w Gizie. Naszym oczom ukazał się zupełnie inny Egipt. Miasto wydawało się jednym wielkim gruzowiskiem. Przez środek drogi przebiegał jakiś wykop, wszędzie pełno śmieci, a przechodnie nie mogli się na nas napatrzeć. My jednak szliśmy za naszym przewodnikiem dalej. Po paru minutach doszliśmy do nieco bardziej zadbanej części Gizy. Dalszą drogę pokonać mieliśmy autobusem miejskim. Największym zaskoczeniem dla mnie był fakt, że autobusy w ogóle się nie zatrzymują, jedynie zwalniają. Jedni pasażerowie wsiadają a inni wysiadają –wszystko w ruchu. Jedynie dla takich kosmitów jak my kierowca dwa razy zrobił rzecz niebywałą –całkowicie zatrzymał pojazd. Po krótkiej  jeździe naszym oczom ukazały się piramidy. Pierwsze wrażenie było piorunujące, tyle razy widziałem je w telewizji –teraz kolej na obserwacje na żywo. Bile wstępu na obszar piramid kosztował 50 LE. Nasz przewodnik (mocno przepłacony) polecił nam rozpoczęcie zwiedzania od miejsca, w którym wszystkie trzy piramidy widać w jednej linii. Oczywiście nie mieliśmy nic przeciw, tym bardziej że nie musieliśmy iść na nogach. Wynajęliśmy bowiem na cały dzień dwa wielbłądy i konia (choć jeździliśmy na nich około godziny). Rzeczywiście widok piramid z tego miejsca był niesamowity – zrobiliśmy kilka zdjęć, nakręciłem kilka fajnych ujęć i ruszyliśmy dalej. Zwiedzanie piramid chcieliśmy rozpocząć od piramidy Cheopsa. Na miejscu jednak okazało się, że kasa biletowa jest zamknięta i dopiero za godzinę będzie można kupić bilety. Skądinąd wiedzieliśmy, że bilety do piramidy Cheopsa są limitowane, więc postanowiliśmy nie oddalać się za bardzo i nieco odpocząć. Po wypiciu kolejnej butelki wody postanowiliśmy korzystając z okazji wejść do środka Piramidy Królowej Henutsen przy Piramidzie Cheopsa. Ta niewielka piramida była preludium do wrażeń, które miały nas czekać. W środku panował lekki zaduch, ale ja nie zwracałem na to większej uwagi, byłem bardzo szczęśliwy, że wchodzę do mojej pierwszej piramidy w Egipcie. Przed wejściem musiałem dać bakszysz strażnikowi by pozwolili mi wejść z kamerą (niestety strażnicy przy piramidzie Cheopsa i Chefrena byli już mniej elastyczni i nawet 100 LE nie pomogło). Po wyjściu z piramidy udaliśmy się prosto do kasy biletowej. Na piętnaście minut przed otwarciem zaczęli się gromadzić ludzie. Udało się nam kupić trzy bilety po 100 LE[ za sztukę bez większych problemów. Prze wejściem musieliśmy zostawić kamerę i aparat fotograficzny. Po przejściu kilkunastu metrów dotarliśmy do wielkiej galerii. Było to najwyższe zamknięte pomieszczenie w starożytności, zakończone sklepieniem wspornikowym. Wrażenia jakich doznałem przemierzając wielka galerię nie zapomnę do końca życia. Na jej końcu skręciliśmy w lewo i po chwili byliśmy już w głównej komorze grobowej faraona Cheopsa. Pomieszczenie było przestronne z gładkimi, chłodnymi ścianami. Sam sarkofag nie prezentował się zbyt okazale, ale sam fakt być w tym miejscu, w sali która liczyła 4,5 tys. lat powodował gęsią skórkę. Naprawdę polecam odwiedzenie tej i każdej innej piramidy wewnątrz, co prawda nie ma tam pięknych malowideł ale wrażenie i tak są murowane. Po wyjściu z piramidy z nową energią ruszyłem ku następnej piramidzie. Piramida Chefrena (20 LE) zachowała na szczycie fragment oryginalnej licówki, którą pokryte były wszystkie piramidy. Także i tu nie mogłem zabrać do środka kamery. Droga do komory grobowej w tej piramidzie była dłuższa i trudniejsza. Sam sarkofag był lepiej zachowany, ale komora grobowa była mniejsza niż w piramidzie Cheopsa, co powodowało , że było tam bardziej duszno. Niestety nie udało nam się wejść do piramidy Mykerynosa, gdyż była zamknięta dla zwiedzających. Kolejnym punktem zwiedzania obszaru piramid było muzeum barki solarnej. Odkryto ją w latach 50 ubiegłego stulecia. Do tej pory wokół piramidy Cheopsa można zobaczyć dziury po wykopach. W muzeum podziwiać można oryginalna barkę solarną, którą zrobili poddani faraona Cheopsa z libańskich cedrów, aby mógł on udać się do krainy umarłych. Widok tego statku poskładanego w jedna całość sprzed kilku tysięcy lat robi duże wrażenie. Wizyta w muzeum była bardzo przyjemna –pomieszczenie jest klimatyzowane a bilet wstępu kosztuje 40 LE. Po wyjściu z muzeum obeszliśmy cały obszar piramid raz jeszcze zaglądając w różne zakamarki po czym udaliśmy się do naszych zwierząt i przewodnika. Ostatnim etapem zwiedzania był Sfinks. I tu po raz pierwszy we znaki dał się nam ramadan. Okazało się, że zwiedzanie kończy się o godzinie 1500 i nawet bakszysz nie mógł nic pomóc. Cóż trudno do samego sfinksa nie udało mi się podejść, ale i tak byłem na tyle blisko by przyjrzeć się dokładnie temu strażnikowi piramid. Mimo upływu lat prezentował się bardzo okazale. Efekt nieco psuły ptaki, które gromadnie oblegały jego głowę. Strażnicy coraz natarczywiej dawali znać byśmy się już wynieśli więc nie było rady –ostatnie spojrzenie na piramidy i znów jesteśmy w niezbyt urokliwej Gizie.

   Nagle przypomniało się nam, że od wczorajszej nocy nic nie jedliśmy. Adrenalina nieco opadła a my zrobiliśmy się niepokojąco głodni. Jednak jak to bywa gdzie trzech Polaków tam 4 różne pomysły i po półgodzinnym wędrowaniu po Gizie nie znaleźliśmy lokalu, który odpowiadał by wszystkim. Po małej dynamicznej  wymianie zdań zatrzymaliśmy taksówkę i pojechaliśmy na Maydan al.- Tahrir, gdzie w końcu znaleźliśmy ukojenie w MD. Może i nie było to typowo egipskie jedzenie ale w czasie ramadanu nie tak łatwo znaleźć fajny lokal z dobrym jedzeniem otwarty przed 1800. Po jedzonku bez pośpiechu udaliśmy się w kierunku hotelu. Nim jednak tam doszliśmy odkryliśmy po drodze typową egipską sziszownię, w której gościliśmy ponad godzinę. Niestety wybór nie był zbyt obfity. Poza zwykły tytoniem można było zamówić jedynie tytoń jabłkowy. Za fajkę, kawę i herbatę zapłaciliśmy 5 LE (później kasowali nas już 10 LE J). Wspaniały relaks po męczącym dniu, podczas którego poznaliśmy: naganiaczy, lipnych kontrolerów, samozwańczych przewodników, darmowe upominki, dobre ceny, wyjątkowe okazje, magów, zaklinaczy, cudowne bilety do wszystkich obiektów itd. Nie ma co zapłaciliśmy dosyć słono za naukę realiów egipskich. Inwestycja była jednak opłacalna i w przyszłości pozwoliła uniknąć wielu egipskich trików i kombinacji. W hotelu oznajmiliśmy, że zostajemy na kolejna noc i rozmieniliśmy dolary na dzień następny. Słonko egipskie dosyć mocno dało nam znać o sobie, tak więc kremy po opalaniu były pierwszą rzeczą, którą użyliśmy po powrocie do pokoju. Ostatnim wydarzeniem dnia była kolacja w hotelu. Po raz pierwszy mieliśmy spróbować typowo egipskiego jedzenia. Restauracja mieściła się na przedostatnim piętrze hotelu. Część stolików wystawionych było na tarasie. Tam właśnie się udaliśmy. Nie ryzykując jakichś ekstrawagancji nie zamówiłem żadnych surówek tylko frytki i koftę oraz butelkę wody. Dodatkowo poprosiłem o sziszę bananową po jedzeniu. Wodę kelnerka przyniosła po chwili, ale na kolację musieliśmy czekać bardzo długo. Po 40 minutach zaniepokojony zagadnąłem kelnera czy jest szansa w dni dzisiejszym na realizację zamówienia. Oczywiście –odpowiedział zaraz będzie. Zaraz to około 20 minut. Przynajmniej nic się nie zmarnowało. Myślałem, że godzinne czekanie na kolację to tylko anomalia ale bardzo szybko zostałem wyprowadzony z błędu. Fajka, którą zamówiłem razem z obiadem okazała się nieosiągalna. Kilkanaście minut po kolacji kelner zaczął się zabierać do przygotowywania sziszy. W międzyczasie powiedziałem mu, żeby przygotował dwie. No problem. Fajnie myślę i czekam fajki gotowe, węgielki rozżarzone, ale ku mojemu ogromnemu zdziwieniu i rozpaczy wędrują nie do mojego stolika, a do sąsiedniego, przy którym goście zasiedli zaledwie 20 minut temu. Ręce mi opadły i pytam kelnera o co chodzi? Nieszczęśnik odpowiada łamiącym głosem, że ten jegomość i jego goście gdzie zaniósł szisze to właściciel hotelu, a on nie chce stracić pracy. Jakby tego było mało były to jedyne dwie szisze w hotelu. W tym momencie nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać. Witamy w Egipcie. Na pocieszenie dowiedziałem się, że jutro otrzymamy dwie szisze gratis. Boroczek naprawdę był wystraszony, więc odpuściłem. Tego dnia wiecej atrakcji już nie było. 

 

  Następnego dnia również wstaliśmy bardzo wcześnie. Plan zwiedzania był napięty a czasu mało. Zamiast śniadania wstąpiliśmy na chwilkę do pobliskiej sziszownię na kawę i sziszę. Pierwszym punktem zwiedzania była wyspa Gezira. Pojechaliśmy tam metrem (1 LE). Po opuszczeniu metra na stacji Opera wyruszyliśmy w kierunku Cairo Tower, by zobaczyć panoramę Kairu. Jest ona widoczna z wielu miejsc w Kairze, ma dosyć ciekawy kształt, a na jej szczycie mieści się restauracja. Ta część Kairu jest bardzo zadbana i czysta. Po dotarciu do wieży okazało się, że jest aktualnie w remoncie i jest zamknięta. Nieco nas to rozczarowało, ale przecież głową muru nie przebijemy. Grzecznie zawróciliśmy i poszliśmy z powrotem w kierunku metra. Po drodze postanowiliśmy wynagrodzić sobie utratę wieży i wejść od Ogrodów Andaluzyjskich. . Wejściówka 10LE. Okazało się jednak, że za kamerę trzeba było zapłacić kolejne 10LE. Trudno, idziemy. Park jest bardzo ładny choć malutki z widokiem na Nil. Gdy mieliśmy przejść do następnej części, przybiegł do nas jakiś kolo i oznajmił, że aby dalej wejść z kamerą, trzeba zapłacić kolejne 30LE! Tym razem miarka się przebrała i żona mogła wypróbować świeżo wyuczone arabskie przekleństwa. Pan dowiedział się że jest GAZMA i poszliśmy dalej. Gdy się odwróciłem już przy wejściu, zobaczyłem jak jeden kontroler tarmosi tego pana. Cóż następnym razem muszą ustalić jednolitą stawkę! Po parku poszliśmy zobaczyć budynek opery i otaczający ją park. Muszę przyznać, że jest to bardzo piękny zakątek Kairu. Cały czas słyszeliśmy piękną muzykę klasyczną. Po tej relaksującej przerwie ponownie udaliśmy się do metra. Następny przystanek stacja MARI GIRGIS. Po dotarciu na miejsce  oczom naszym ukazały się zabudowania Starego Kairu. Na pierwszym planie pozostałości Wieży Rzymskiej, Muzeum Koptyjskie i Cerkiew św. Jerzego o charakterystycznym owalnym kształcie. Przy wieży, która przypominała o świetności rzymskiej twierdzy Babilon znajduje się wejście do muzeum koptyjskiego. Postanowiliśmy je zwiedzić (40 LE), niestety również i tutaj nie wolno było wnosić kamery. Muzeum mnie szczególnie nie zachwyciło, ale przecież w nie każdym można oglądać skarby faraonów. Po zwiedzeniu muzeum udaliśmy się na cmentarz koptyjski znajdujący się po lewej stronie cerkwi. Jest on bardzo piękny, posiada wiele pięknych nagrobków w helleńskim stylu. Kolejnym etapem zwiedzania Kairu Koptyjskiego były piękne zabytkowe kościoły, które nadają klimat całej okolicy. Poza kościołami, atrakcją samą w sobie jest spacerowanie po wąskich uliczkach tego skrawka Kairu. Ludzie byli bardzo mili  i jakby z innej bajki, nikt nas nie zaczepiał, nie oferował żadnych towarów, pięknie. Oprócz kościołów chciałem również zobaczyć synagogę Ben Ezry. Aby ją zobaczyć trzeba udać się na koniec Kairu Koptyjskiego. Z zewnątrz nie prezentuje się zbyt okazale, ale za to w środku urocza, niestety ponownie zwiedzałem bez kamery. W pobliżu Starego Kairu znajduje najstarszy meczet w Kairze –Amra ibn al.-Asa. Nie mogliśmy go pominąć. Po drodze minęliśmy nowoczesny budynek suku al.-Fustat. Zanim weszliśmy do meczetu, zrobiliśmy małą rundę dookoła jego murów. Widok był odstraszający. Dookoła meczetu, kłębiły się całe tony śmieci, w których żerowały psy, koty i kozy. Mijający nas ludzie przypatrywali się nam z ciekawością, widać turyści nie za często tu zaglądali. W środku meczet nie wyróżniał się niczym specjalnym. Dziedziniec wyłożony był najróżniejszymi dywanami, a z części przeznaczonej dla kobiet dolatywał odgłos odkurzacza. Żona aby wejść musiała przywdziać gustowną zieloną szatę z kapturem. Na obchodne wręczyliśmy opiekunowi meczetu mały bakszysz.

 Następnym przystankiem była wyspa Roda. Jest to malowniczy zakątek Kairu. Naszym celem na wyspie był Nilometr (10 LE). Jest to charakterystyczna budowla o stożkowatym kształcie. Kamienna kolumna w środku Nilometru została zbudowana w 861 roku, co oznacza że jest najstarszym ocalałym zabytkiem Kairu i jedyną pamiątką z okresu panowania Abbasydów. Po zwiedzeniu Nilometru przystanęliśmy na chwilę na południowym krańcu wyspy by delektować się wspaniałym widokiem na Nil i otaczającą go zieleń. Nadszedł czas na podładowanie baterii w aparacie i małą przekąskę –więc zatrzymaliśmy taksówkę z zamiarem udania się do hotelu. Kierowca jednak nie wiedział gdzie znajduje się nasz hotel. Powiedzieliśmy mu, żeby nas zawiózł pod Uniwersytet Amerykański w Kairze. Stamtąd do hotelu jest już bardzo blisko. Po paru minutach jazdy kierowca nam oznajmił, ze jesteśmy na miejscu. Okolica jednak nie wyglądała zbyt znajomo, ale tuz prze nami widniał szyld Uniwersytet Amerykański w Kairze. Może to jakaś  boczna odnoga, albo podjechaliśmy od drugiej strony, tak czy owak, kierowca zrobił swoje, więc zapłaciliśmy i ruszyliśmy przed siebie. Po kilkunastu metrach okolica nadal wyglądała nieznajomo, więc nie było sensu dalej błądzić. Wróciliśmy się do wejścia i zapytaliśmy o drogę. Okazało się, że do hotelu trzeba było przejść jeszcze spory kawałek. Po chwili wytchnienia w hotelu postanowiliśmy ponownie wyruszyć w miasto. Zbliżała się 1700, więc na zwiedzanie czegokolwiek w środku były marne szanse, mimo wszystko jednak postanowiliśmy zaryzykować.   Pojechaliśmy zobaczyć meczet Ibn Tuluna. Kierowca taksówki zaoferował swoja pomoc w dostaniu się do środka, oczywiście po znajomości. Dobra nasza, może jednak się nam uda. Opiekun obiektu, do którego się udaliśmy szybko wyprowadził nas z błędu. Meczet jest zamknięty, ale może nas wpuścić oczywiście po znajomości do położonej obok madrasy. Dobra jest bierzemy co nam dają. Oczywiście musieliśmy uiścić bakszysz –dla Allach rzecz jasna. Okazało się, że Allach po godzinach bierze więcej niż w czasie pracy. Sama madrasa choć niewielka była bardzo ładna. Najbardziej podobały mi się kolory ścian i posadzki. Skoro już dostaliśmy się do środka to może uda się wejść na szczyt minaretu. Udało się kolejny bakszysz otworzył i te wrota. Widok jaki roztaczał się ze szczytu minaretu był wspaniały, tuż pod nami w całej krasie podziwiać można było Meczet ibn-Tuluna, za nim widniały minarety meczetu Al.-Azhar i cytadela. Dookoła madrasy kotłowały się samochody, ludzie i zwierzęta, pięknie. Zadowoleni i odchudzeni z funciaków postanowiliśmy powałęsać się po okolicy. Nieśpiesznym krokiem obeszliśmy meczet ibn Tuluna. Szliśmy przed siebie aż do zmroku (do tej pory nie wiem w jakiej części Kairu byłem), oglądając codzienne życie zwykłych mieszkańców. Ostatecznie niezawodną taksówką wróciliśmy do hotelu. Podczas kolacji mogliśmy nacieszyć się w końcu sziszą o smaku bananowym (kelner godzinę go szukał na mieście!). Jednak okazało się, że słowo gratis ma różne oblicza, to wynosiło 5 LE.   Po posiłku wciąż było nam mało wrażeń, więc ruszyliśmy na kolejną, tym razem nocną eskapadę. Celem był bazar Khan Al.-Khalili i meczet Al.-Azhar, który nocą prezentuje się szczególnie pięknie. Noc czy dzień Kair o każdej porze tętni życiem. Po chwili samorzutny przewodnik oferował nam pomoc w poruszaniu się po bazarze. Poinformował nas, że po jednej stronie ulicy znajduje się bazar dla turystów, a po drugiej dla mieszkańców, a on ma tam stoisko z przyprawami. Z najwyższym trudem podziękowaliśmy za ofertę, i sami ruszyliśmy na bazar dla turystów. Po przejściu podziemnym przejściem znaleźliśmy się na głównym bazarze. Przez ponad dwie godziny kręciliśmy się obok straganów, szukając różnych ciekawostek. Nachalność sprzedawców była spora, ale kilka arabskich słów wystarczyło by pasowali. Na niektórych jednak działały jak czerwona płachta na byka, bo skoro „mówimy” po arabsku, to już nie jesteśmy turystami tylko swoimi chłopakami i dziewczynami, i w związku z tym mają dla nas good price .... Koniec końców trzeba były coś kupić, jak można wyjść z bazaru z pustymi rękoma. Tak więc żona kupiła pantofelki dla dziecka a ja węża do sziszy (wytrwał trzy miesiące). Po pewnym czasie zrobiliśmy się głodni i zaczęliśmy szukać jakiejś fajnej knajpki, ale ceny nie były zachęcające, więc wróciliśmy do centrum i może mało oryginalnie, ale w sprawdzony sposób wyładowaliśmy w MD. Gdy dotarliśmy do hotelu była już godzina 200. Na nic więcej nie mieliśmy już ochoty, a że kolejny dzień również był napięty poszliśmy spać.   Następnego dnia znów wczesna pobudka. Naszym pierwszym celem jest Muzeum Starożytności. Chcieliśmy zdążyć przed tłumami turystów ze zorganizowanych wycieczek, wiec przed muzeum pojawiliśmy się przed 900. Niestety chyba wszyscy wpadli na ten pomysł. Pomimo ogromnego tłoku byłem pozytywnie nastawiony do tego miejsca. Po zakupie biletów (50 LE), mieliśmy chwilę czasu, który przeznaczyliśmy na obejrzenie eksponatów stojących na zewnątrz. Dzięki temu, że nie odebrano mi jeszcze aparatu i kamery mogłem sfilmować co ciekawsze okazy. Najbardziej podobała mi się stella z wizerunkiem faraona Snofru z okresu Starego Państwa. Wraz z wybiciem godziny otwarcia muzeum wkroczyliśmy do środka. Tu definitywnie musiałem się rozstać z kamerą. Muzeum posiada tak wiele eksponatów i są one tak oszałamiające, że na dokładne zwiedzenie muzeum nie starczy całego dnia. My jednak wybraliśmy drogę na skróty. Zajrzeliśmy do każdej sali, ale tylko w niektórych zatrzymywaliśmy się na dłużej. Największe wrażenie zrobiła na mnie sala mumii. Wstęp do niej płaci się osobno (100 LE), ale warto zapłacić. Dla mnie była to esencja tego muzeum. Możliwość spoglądania ma zmumifikowanego Ramzesa II, Hatszepsut i innych faraonów jest bezcenna. Naprawdę nie żałujcie pieniążków i wejdźcie tam. W obu salach panuje lekki chłód i w porównaniu z innymi salami jest tam bardzo spokojnie. Koniecznie trzeba również zobaczyć mumie zwierząt, gęsi z Medum, posągi władców, salę poświęconą Ehnatonowi, w której zgromadzono pamiątki z El –Amarny. Sala poświęcona Tutenhamonowi pękała w szwach, każda grupa, pędzi tam zaraz po wejściu do muzeum. Odbiera to nieco przyjemności z podziwiania tych przedmiotów, ale ich blask i urok rekompensują te niedogodności. Oprócz sali, w której znajduje się maska i sarkofag faraona, przedmioty z grobowca zajmują całe piętro muzeum. Najbardziej podobał mi się przepiękny złoty tron przedstawiający faraona i jego żonę. Równie duże wrażenie zrobił na mnie rydwan faraona.   Na zwiedzanie muzeum zeszło nam około trzech godzin.

 Kolejnym punktem była Cytadela Salladyna. Poruszaliśmy się jak zwykle taksówką. Po wyjściu z samochodu nasz wzrok przykuła wieża al.-Mukkatam z XVI wieku w przeszłości strzegąca wejścia do cytadeli. Przed wejściem na teren cytadeli (40 LE), musieliśmy przejść przez kontrolę z wykrywaczem metali. W otoczonej murami cytadeli znajduje się kilka wartych uwagi obiektów oraz możliwość podziwiania pięknej panoramy Kairu. Tego dnia przejrzystość powietrza była bardzo dobra i wspaniale było widać piramidy w Gizie. Widok, który na długo zapada w pamięci. Centralnym obiektem Cytadeli jest Meczet Alabastrowy. Został zbudowany w latach 1830 – 1848, a ostatecznie ukończono w 1857 roku. Zegar na dziedzińcu to rewanż króla Francji Ludwika Filipa I z 1846 roku za obelisk Ramzesa II ze świątyni w Luksorze. Z zewnątrz meczet wygląda imponująco, a i wewnątrz nic mu nie brakuje. Najbardziej widowiskowe jest oświetlenie, które przypomina gwiaździste niebo w nocy. Ten meczet po prostu trzeba zobaczyć. Następnym punktem zwiedzania był dużo starszy meczet Muhammada an-Nasira położony tuż obok. Jego surowe piękno i klimat był zupełnie inny od Meczetu Alabastrowego. Ostatnim punktem zwiedzania cytadeli było Muzeum Wojskowe. Czołgi, samoloty i inne uzbrojenie to z pewnością ciekawy widok, ale jakoś nie pasował do tego miejsca. Na środku placu stoi Pomnik Ibrahima Paszy na koniu. W tym miejscu zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek. Na zegarku prawie 15 a w planie mamy jeszcze zwiedzenie dwóch niesamowitych budowli. Z cytadeli widać je dobrze i są bardzo charakterystycznym elementem miasta. Mowa oczywiście o Madrasie sułtana Hassana i Meczecie ar-Rifa`lego. Bilety do obu obiektów kupuje się w tym samym punkcie razem 40 LE. Madrasa sułtana Hassana powstała w latach 1356 – 1363. Wnętrze madrasy wyłożone jest 27 rodzajami marmuru. Finezyjne kształty i wzory tworzą wspaniałe widowisko.  Architektonicznym dopełnieniem madrasy jest Meczet ar-Rifa`lego zbudowany w latach 1869 – 1912. Meczet powstał dzięki matce chedywa Isma`ila; obecnie jest miejscem pochówku obojga, jak również króla Fauda (1868 – 1936) i króla Faruka wraz z rodziną. Znajduje się tu również grobowiec Mohammeda Rezy Pahlawiego – ostatniego szacha Iranu, jego pierwsza żona (także tu pochowana) była siostrą Faruka. Jego grobowiec przyozdabia flaga Iranu. Meczet jest olbrzymi, przestrzeń zamknięta w jego murach przytłacza. Nasz przewodnik zaprezentował nam właściwości akustyczne tego miejsca intonując jedna z pieśni muezinów – cos niesamowitego. Obie budowle robią wielkie wrażenie, ale nie samymi zabytkami człowiek żyje. Postanowiliśmy znaleźć jakąś fajna knajpkę i nieco się zrelaksować. Niestety o relaksie nie było mowy po wyjściu z meczetu znaleźliśmy się w samym centrum chaosu. Była 16 i wszyscy Egipcjanie (przynajmniej ci poszczący) byli już nieźle podkręceni w dodatku upał był niemiłosierny. Na ulicach należało mieć oczy dookoła głowy. Byłem światkiem ulicznej sprzeczki kiedy to autobus zajechał drogę jakiemuś fiacikowi. Kierowca wyskoczył z auta i z laćka zaczął okładać autokar. Krzyk, wściekłość i spaliny z samochodów, a do tego sierotki z europy szukające knajpki. Po 20 minutach lawirowania między autami wezwaliśmy taksówkę i się ewakuowaliśmy w bardziej przyjazną okolicę. Ostatecznie wylądowaliśmy w pizzerii. Następnie udaliśmy się do hotelu podładować akumulatory i zaplanować wieczór.   Ostatecznie postanowiliśmy, że wieczorem pojedziemy na wyspę Al.-Gazirah i przespacerujemy się od hotelu Mariott wzdłuż Nilu aż do naszego hotelu. Spacer rozpoczęliśmy od wizyty na pobliskim bazarze z owocami. Jednak ceny jakie kazano nam zapłacić za kilka owoców były horrendalne. Nieco zirytowany postawą handlarzy, którzy nie wiedzieli, że zdążyliśmy się nauczyć arabskich cyfr odpuściłem sobie zakupy. Spacer wzdłuż Nilu był bardzo przyjemny. Było spokojnie i mniej głośno, niż w innych częściach miasta. Po drodze do mostu minęliśmy kilka luksusowych pływających restauracji, które rozświetlały okolice tysiącami lampek. Wraz ze zbliżaniem się do mostu coraz intensywniej wypatrywałem jakiegoś chodnika czy choćby ścieżki, któryby nas zaprowadziła na most. Nic z tego trzeba było iść skrajem ulicy. Po moście bezustanni pędziły setki samochodów. Dobrze, że byliśmy po właściwej stronie mostu. Na moście zatrzymaliśmy się na chwile by nacieszyć się widokiem Nilu pod nami i przepływających po nim stateczków. Po drugiej stronie nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności wejścia do Hiltona. Jednak na pokój się już nie zdecydowaliśmy. Powoli zmierzaliśmy w kierunku hotelu, kiedy zaczepił nas taksówkarz czekający koło Muzeum Starożytności. Oczywiści proponował pomoc w zwiedzaniu miasta. Ustaliliśmy, że następnego dnia pojedziemy na całodniową wycieczkę do Medum i Liszt zobaczyć tamtejsze piramidy. Wyruszyć mięliśmy wcześnie rano, więc już nie marudziliśmy dłużej i poszliśmy do hotelu. Jednak wygląd ulic po zmroku zmieniał się niedopoznania. Wcześniej wszystko było pozamykane, teraz cała ulica tętniła życiem i wszędzie porozstawiane były stoły i krzesła, przy których gromadzili się kairczycy. Fakt ten spowodował, że skręciliśmy w nie tą uliczkę co trzeba. Spowodowało to około 20 minutowe kluczenie po okolicy. Ostatecznie się udało i dzień zakończyliśmy na tradycyjnej sziszy na tarasie restauracji.  

 

   Wcześnie rano wyruszyliśmy na wycieczkę do Medum Po powrocie odbyliśmy tradycyjną naradę, co będziemy zwiedzać do końca dnia. W ruch poszedł przewodnik i mapki. Padło na Ogród Azbakijja i Katedrę Koptyjską.. Dodatkową zaletą tego rozwiązania był fakt, że w ten rejon można było dostać się metrem (stacja ATABA). Sam ogród nas nieco rozczarował, przede wszystkim uderzający był barak wody, która powinna wydobywać się z fontanny w parku. Ogród był nieco zaniedbany. Jako turyści musieliśmy kupić bilet wstępu za 5 LE. Po chwili relaksu ruszyliśmy na poszukiwanie katedry. Jednak zadanie to nie było wcale takie proste. Na mapce, którą mięliśmy w przewodniku, powinna znajdować się tuz obok. Ostatecznie gdyby nie pomoc miejscowego kopta szukalibyśmy jej pewnie do rana. Prze katedrą znaleźliśmy się ostatecznie o zmroku. Była schowana pomiędzy inne budynki, tak że moglibyśmy przejść w jej pobliżu i nie zauważyć. Specjalnie dla nas opiekun przybytku otworzył drzwi byśmy mogli obejrzeć ją od środka. Po zakończonym zwiedzaniu udaliśmy się do przykatedralnego sklepiku z dewocjonaljami. Z wielu artykułów które były tam oferowane, postanowiliśmy kupić wino mszalne. Jak to mówią na bezrybiu i rak ryba. Po powrocie do hotelu, w końcu mogliśmy wznieść toast lokalnym trunkiem. W smaku jednak było okropne i nawet rozcieńczone wodą nie dawało się pić. Na pocieszenie pozostał nam kieliszeczek naszego rodzimego dezynfektora.   Kolejny dzień i kolejna wczesna pobudka. . O godzinie 700 byliśmy już w drodze do Abu Sir. a po powrocie ,  tego dnia postanowiliśmy zerknąć na „Miasto Umarłych”. Jest to jedna z uboższych dzielnic Kairu. Kierowca zawiózł nas do rodzinnego mauzoleum Muhammada Alego –15 LE (Hawsz al.-Baszy). Znajduje się on na cmentarzu południowym. Muhammad Ali wzniósł go w 1816 roku dla swej ukochanej żony; spoczęli w nim również jej trzej synowie i inni członkowie rodziny. Z zewnątrz budynek jest niepozorny i łatwo go przeoczyć. Grobowiec jest wart odwiedzenia, choćby ze względu na przepiękne zdobienia i niesamowitą atmosferę jaką wytwarza. Po wyjściu obskoczyło nas kilkanaście dzieciaków. Trzeba było dość zdecydowanie przejść do taksówki i zmienić lokalizację. Rozdaliśmy resztkę drobnych jaką mięliśmy przy sobie ale i tak to nic nie pomogło. Ostatecznie pożegnano nas małymi kamyczkami. Po raz kolejny kierowca otrzymał od nas zlecenie na następny dzień, co go bardzo ucieszyło. Po odpoczynku w hotelu wieczorkiem ponownie ruszyliśmy na miasto. Tym razem wykombinowaliśmy, że pojedziemy jedną z lini metra na ostatnią stację i zobaczymy co tam jest. El-Marg jednak nie był zbyt ciekawym miejscem. Miałem wrażenie, że wszyscy się nam dziwnie przyglądają. Postanowiliśmy wrócić w nasze rejony. Wysiedliśmy jednak jedną stację wcześniej (Nasser) i w tej okolicy zaczęliśmy szukać jakiejś fajnej knajpki. Nie musieliśmy zbyt długo szukać, tuz obok stacji, trafiliśmy na niezły lokal, który serwował świetne kebaby i zapiekanki.   Ostatni dzień w Kairze rozpoczęliśmy o godzinie szóstej rano. Po śniadaniu w hotelowej restauracji pojechaliśmy zobaczyć meczet Ibn Tuluna. Do tej pory mogliśmy się mu przyjrzeć jedynie z minaretu madrasy. Byliśmy chyba pierwszymi zwiedzającymi. Po założeniu specjalnych osłon na obuwie mogliśmy rozpocząć zwiedzanie. Meczet Ibn Tuluna to najbardziej imponujący i zarazem najprostszy w formie obiekt tego typu jaki udało mi się zobaczyć. Sam dziedziniec zajmuje 2,6 ha, a fryz z drewna jaworowego z wyrytymi wersetami Koranu ma ponad 2 km długości. Budowla ma specyficzny surowy klimat. Niezwykły jest również spiralny minaret, z którego można podziwiać panoramę miasta. Kolejnym punktem zwiedzania był Meczet Al.-Azhar, będący jednocześnie uniwersytetem. W nocy prezentował się wspaniale, tym razem chcieliśmy zobaczyć jak wygląda za dnia. Kompleks wybudowano w 971 roku jako pierwszy meczet kairskich Fatymidów. Ten jeden z najstarszych uniwersytetów świata pozostaje siedzibą największych autorytetów religijnych Egiptu. Do meczetu wchodziliśmy przez XV wieczną bramę fryzjerów. W przeciwieństwie do innych meczetów nikt tu nie dopominał się o bakszysz. Miejsce cechowało skupienie i religijny charakter. Ludzie odpoczywający wewnątrz byli obojętni na nasza obecność.  

 

 Ze świata islamu przenieśliśmy się do starożytności. Prosto z meczetu Al.-Azhar pojechaliśmy do Sakkary.    Po południu,chcieliśmy pożegnać się z tym miastem kolacją w jakimś fajnym miejscu. Wybór padł na park Al.-Azhar. Jest to najpiękniejszy park w Kairze jaki udało mi się zobaczyć. Dodatkowo rozciąga się z niego wspaniały widok na miasto. Bilet wstępu kosztuje 5 LE. W parku było bardzo czysto i wytwornie. Kaskady wodne, małe fontanny i wspaniała roślinność sprzyjały odpoczynkowi. Restauracja w tym parku była idealnym miejscem na kolację. Niestety nawet w tym miejscu dało o sobie znać egipskie poczucie czasu. Od złożenia zamówienia do realizacji minęła dobra godzina i to po interwencji u kierownika lokalu. Jedzenie smaczne ale nie mogę z czystym sumieniem stwierdzić, iż było go w wystarczającej ilości. Koktajle owocowe natomiast –rewelacja, prawdziwe mistrzostwo świata. Z żalem opuszczaliśmy park, ale trzeba było się spakować i nieco odpocząć przed jutrzejszym dniem, którego zwieńczeniem miała być kąpiel w Morzu Śródziemnym.  

  • Kair
  • Giza
  • Giza
  • Giza
  • Wyspy na nilu
  • Wyspy na nilu
  • Wyspy na nilu
  • Wyspy na nilu
  • Wyspy na nilu  -nilometr
  • Kair koptyjski
  • Kair koptyjski
  • Kair koptyjski
  • Kair koptyjski
  • Kair koptyjski
  • Kair noca
  • Meczety
  • Meczety
  • Meczety
  • Meczety
  • Ulice
  • Ulice
  • Ulice
  • Ulice - widoczek
  • Ulice
  • Ulice
  • Ulice
  • Przed muzeum
  • Przed muzeum
  • Cytadela  4
  • Cytadela  19
  • Meczet al azhar  14
  • Miasto  19
  • Miasto  20
  • Miasto  39
  • Miasto  47
  • Muzeum kairskie  25
  • Parki kairu  45