Podróż W poszukiwaniu śniegu - Jesienne Monte Bondone



Do sprawy podeszliśmy poważnie. Odwiedziliśmy kilka biur podróży, przewertowaliśmy katalogi, zapoznaliśmy się z mapkami ośrodków narciarskich. Chcieliśmy trafić idealnie, ale chyba za dużo chcieliśmy... W końcu wybór padł na Monte Bondone, niedaleko Trento. Polecony, sprawdzony - będzie super! Grudzień i połowa stycznia wypełniona była studiowaniem tras narciarskich, układu wyciągów, prognozy pogody, obrazków z kamer internetowych, pokrywy śnieżnej... nic nie zapowiadało katastrofy. Jeszcze kilkanaście godzin przed wyjazdem wszystko wyglądało pięknie. Wszystkie trasy czynne, no to się najeździmy! Jedziemy, humory dopisują pomimo deszczu, który towarzyszy nam od Drezna. Na przełęczy Brennero pada deszcz ze śniegiem, ale mijamy czynne wyciągi i nie możemy się doczekać kiedy wskoczymy na narty. Nawet +8 stopni koło Bolzano i Trento nie jest w stanie popsuć nam humorów. Spokojnie, w oddali widać białe szczyty. Zjeżdżamy z autostrady i pniemy się w górę. Mijamy kolejne serpentyny, a w samochodzie coraz ciszej. Zaparkowaliśmy pod hotelem i patrzymy się na siebie. Vaneze sprawia przygnębiające wrażenie. Ulicą spływają potoki wody, w miejscowości nie widać żywego ducha. Pozamykane szczelnie okiennice nie wróżą nic dobrego. Widok dopełnia smętnie huśtające się na wietrze krzesełka nieczynnego wyciągu. Jesteśmy zdezorientowani, sprawdzamy aplikacje narciarskie i zaczynamy wietrzyć spisek administratorów strony internetowej. W międzyczasie przyjeżdżają dwie kolejne uczestniczki naszego wyjazdu. Po ich twarzach widać, że również nie wierzą własnym oczom. Każda kolejna chwila utwierdza nas w przekonaniu, że to jednak nie jest okropny sen. Postanawiamy przyjrzeć się ośrodkowi w jego górnej części, gdzie podobno jest czynna jedna trasa i jeden wyciąg. Pokonujemy kolejne serpentyny, mijamy puste skibusy, a na napotkanego narciarza reagujemy niemal entuzjastycznie. Widok stoku i kilku osób na nim wcale nie poprawia nam humoru. Za chwilę będzie zmierzch i postanawiamy wrócić do hotelu i zameldować się. Mamy nadzieję, że pokrzepieni włsoskimi smakołykami łatwiej podejmiemy decyzję. Na recepcji rozmawiamy z właścicielem hotelu. Bezradnie rozkłada ręce i tłumaczy, że to wszystko przez ciepły front, który przyszedł znad Adriatyku. Ulewny deszcz i silny wiatr zrobiły swoje. Nie wiem czy na pocieszenie, ale skutek odniosło to odwrotny, na zakończenie naszej rozmowy dodał, że w ubiegłym roku było tyle śniegu, że nie mogli wyjść z hotelu.

Czekając na kolację zasiadamy w lobby hotelowym z tabletami i wszystkimi innymi gadżetami, mając nadzieję, że cała ta elektronika podejmie za nas decyzję, w końcu nie taką łatwą. Pada hasło Livigno. Szybko wpisujemy kilka liter i już wiemy - minus 10 st, 115 cm śniegu, słońce. Brzmi to jak opis dalekiego, niedostępnego raju. Uruchamiamy booking.com i ku naszemu zaskoczeniu dostajemy długą ofertę wolnych hoteli i pensjonatów w przystępnych cenach. Pierwszy telefon nie odpowiada, ale już w drugim hotelu uprzejma pani przyjmuje naszą rezerwację. Do kolacji zasiadamy w lepszych nastrojach. Cieszymy się, że pobyt rezerwowaliśmy indywidualnie i wpłaciliśmy niewielką zaliczkę, która praktycznie pokryła jadną noc. Pyszna kolacja jeszcze bardziej potęguje żal, że nie ma śniegu. Zmęczeni podróżą rozchodzimy się po pokojach.

Następnego ranka, przed śniadaniem wybieram się na krótki spacer po Vaneze. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie wyciągi działają. Informację tą potwierdzam w telefonie, w serwisie narciarskim i punkcie informacji turystycznej. Okazuje się, że na trasach pozostała wystarczająca ilość śniegu. Wczoraj większość ośrodka była zamknięta ze względu na fatalną pogodę. Wpadam do znajomych z informacją, że "tutto aperto", co powoduje delikatną konsternację. Po chwili namysłu postanawiamy nie zmianiać wczorajszej decyzji i po smacznym i obfitym śniadaniu opuszczamy hotel. Obsługa ze zrozumieniem przyjmuje naszą decyzję. 

  • A22
  • Nocne Trento z Vaneze (Monte Bondone)
  • Trento
  • Trento o poranku
  • A22 Trento - Bolzano