Po wielotygodniowych negocjacjach w gronie rodzinnym decyzja zapadła - zostałem przegłosowany. W tym roku jedziemy nad polskie morze. Mówiąc delikatnie nie przepadam za polskim Bałtykiem w sezonie, dlatego łatwo się nie poddałem. Zaproponowałem rodzinie, w ramach pobytu w Kołobrzegu, kilkudniowy wyjazd na Rugię, a głównymi atrakcjami miało być zwiedzanie oceanarium w Stralsundzie oraz kredowych klifów na północy wyspy. Mój pomysł zdobył aprobatę, a zakwaterowanie w namiocie spotkało się wręcz z entuzjazmem najmłodszej, zainteresowanej.
Rugia to największa niemiecka wyspa. Charakteryzuje się urozmaiconą linią brzegową z licznymi zatokami, mierzejami i jeziorami. Połączona jest z lądem mostem (Rügenbrück), który jest najdłuższym mostem w Niemczech.
Sprawdziliśmy prognozy pogody i wyruszyliśmy w drogę. Okazało się, że znalezienie wolnego miejsca na campingu w sierpniu jest bardzo trudne. Musieliśmy porzucić plan biwakowania na wschodnim wybrzeżu, w pobliżu piaszczystych plaż. Wolne miejsce na campingu znaleźliśmy po drugiej stronie wyspy, na mniejszej wysepce - Ummanz. Camping (cztery gwiazdki), w kraju gdzie panuje uwielbienie do 'ordnungu' przesadną czystością nie grzeszył. Na dodatek musieliśmy się zadowolić miejscem bez elektryczności. Za to samo miejsce wynagrodziło wszystkie niedogodności. Rozbiliśmy się na samym klifie, z pięknym widokiem na zatokę i zachody słońca.