Podróż W przedsionku Orientu - Znowu Turcja



2013-03-16

              W Turcji byłam dwukrotnie: raz na 4 dniowej wycieczce w Stambule w 1988, a potem w 2000 na dwutygodniowych wczasach w Alanyi. Zarówno z pierwszego, jak i drugiego wyjazdu wróciłam pod wielkim wrażeniem i z zamiarem powrotu. Turcja jest takim przedsionkiem Orientu, idealna dla tych, którzy znudzeni są już klasyczną elegancją Europy Zachodniej, momentami nudnej i bardzo przewidywalnej, ale nie dojrzeli jeszcze do prawdziwej egzotyki, takiej jaką spotkać można w Indiach czy Ameryce Południowej.             

     Wielkie wrażenie podczas pierwszego pobytu spowodowane było  obserwacją dotyczącą zaradności Polaków. W 35 osobowej grupie byłyśmy z koleżanką jedynymi osobami nie mającymi pojęcia, że wycieczka jest imprezą handlową. Kiedy po szybko przespanej nocy, do hotelu przybyłyśmy o 3 nad ranem, a do 8 zobowiązane byłyśmy zjeść śniadanie, wyszłyśmy na spacer, bo rezydent nie miał nam nic do zaoferowania, ze zdziwieniem zauważyłyśmy, że nikogo z "naszych" nie widać. Zmęczone spacerem po Wielkim Bazarze, jedyne warte zobaczenia tego dnia miejsce, wróciłyśmy zmęczone do hotelu i postanowiłyśmy uciąć sobie drzemkę. Na kolację w małej restauracji hotelowej zeszłyśmy wypoczęte, rozpromienione i wtedy pół grupy po informacji od nas, że odpoczywałyśmy śpiąc zakrzyknęło "Przyjechały do Stambułu spać?" Salwa śmiechu powitała nasze pytanie: "A co mamy robić, skoro zwiedzanie zaplanowano na 4 dzień wycieczki?". Odpowiedzi na pewno spodziewacie się po uczynionym przeze mnie wstępie: "Kupować jeansy, swetry i co tam chcecie!". Grupa mimo, że bardzo zajęta rozwijaniem małej dzialalności handlowej na wielką skalę, czwartego dnia karnie zgłosiła się prawie w całości, aby zwiedzić Stambuł. Największe wrażenie? Pałac Topkapi z pięknymi mozaikami, kołyską dla sułtaniątka wykonaną ze złota i ozdobioną szmaragdami, perłami i rubinami, wielkim, bo piątym co do wielkości brylantem świata - 86-karatowy Diament Wytwórcy Łyżek oświetla swoim blaskiem pomieszczenie w którym został zawieszony na jedwabnych nitkach pod sufitem, tak aby światło wpadające przez niewielki lufcik załamywało się w nim i rozjaśniało pokoik, pięknie wyeksponowanym serwisem obiadowym z porcelany ćmielowskiej, dar króla Stanisława Augusta dla sułtana Selima III, pyszna kolacja nad Bosforem i tyle. Nie pamiętam ani Hagia Sofia ani Błękitnego Meczetu. Pamiętam za to doskonale słowa przewodniczki: "Nie rozpoczęto nigdy posiedzenia Diwanu, bez słów "Niestety nie przybył ambasador Lechistanu" oznaczające, że Turcja nigdy nie uznała rozbiorów Polski".             

            Po raz drugi zaplanowałam z koleżanką dwutygodniowe wczasy w Alanii. Już na Okęciu okazało się, że w hotelu w którym dokonałyśmy rezerwacji nie dokończono remontu i przedstawiciel biura proponuje nam zamianę miejsca pobytu na hotel odlegly od Analyi o 17 km! Cóż było robić. Przyjęłyśmy zamianę nie wiedząc co nas czeka na miejscu. Ta zamiana to była najbardziej miła niespodzianka jaka spotkała mnie w czasie wszystkich podróży. Zamiast pokoju z łazienką w głośnym centrum miasta, otrzymałyśmy apartament położony w ogrodzie w którym kwitły hibiskusy, w pięknej willowej dzielnicy i z prywatną plażą  na którą przechodziło się tunelem ok. 100 metrowej długości. Koleżanka okazała się bardzo mało mobilna i niezainteresowana generalnie zwiedzaniem, za to bardzo rozrywkowa. Biegałyśmy więc na dyskoteki w pięknych ogrodach, leżałyśmy na plaży i tylko czasem udało mi się ją namówić na wyjazd dolmuszem do Alanyi. Niestety zdjęcia z obu pobytów znalazły miejsce w albumie rodzinnym, bo na każdym jestem obecna.           

            Obecny wyjazd do Turcji nie był przez nas planowany. Planowaliśmy wycieczkę objazdową we wrześniu, taką długą 3 tygodniową. Niespodziewanie mąż otrzymuje z programu lojalnościowego prowadzonego przez wycofujące się z Polski biuro sprzedaży wysyłkowej w którym od lat kupujemy książki, "w podziękowaniu za Państwa lojalność podróż marzeń GRATIS!". Ten gratis nie do końca jest gratisem, ale i tak jest to bardzo atrakcyjna oferta, a ponieważ mąż stwierdza, że sam nie chce jechać tylko ze mną, więc jedziemy. Program jest mało atrakcyjny, zaplanowano w nim zwiedzanie tylko Antalyi oraz Pammukkale i Hierapolis. Szukając jakie atrakcje zapewnia Belek i Kemer, miejscowości w których zaplanowano po 3 noclegi znajduję takie perełki jak Olympos, Phaselis i Aspendos. Postanawiamy i tam pojechać.       

        Zanim wylądujemy w Antalii lądujemy w Stambule. Samolot opuszcza grupa lecąca na wycieczkę objazdową po wybrzeżu Egejskim zaczynającą się w stolicy Turcji. Moją nadzieję na zobaczenie przez okienka samolotu kopuł Hagia Sophia i minaretów Błękitnego Meczetu niweczy pogoda - nad Stambułem kłębią się ciemne chmury z których pada deszcz. Pierwsza myśl biegnie do Asi z Kolumbera, która ostrzegała mnie, że może padać. Ale zaraz przychodzi refleksja: przecież ja lecę dalej i przez 8 dni na pewno padać nie będzie. Dosyć długo czekamy na start do Antalii, bo nie zgadza się liczba osób, które miały wysiąść w Stambule. Stewardesa sprawdza bilety, wysadza 4 osoby, które mają lot do stolicy Turcji. Za jakiś czas wracają twierdząc, że pomyłkowo wypisano im bilety, bo wykupiły wycieczkę do Antalii. Wreszcie startujemy. Przed nami przedostatni etap podróży Belek.     

         Antalya to miasto położone w południowo – zachodniej Turcji w Anatolii nad Zatoką Anatolijską u południowych podnóży gór Taurus. Jest znanym kurortem położonym na riwierze tureckiej w którym latem odpoczywa około 1,5 miliona osób.

  • Klifowe wybrzeże Antalyi
  • Oko proroka
  • Kilimy