Drogę do wymarzonego celu bardzo szybko odmierza się w wyobraźni, jednak w prawidzym życiu trzeba się mierzyć z faktami, wyrażonymi w tym przypadku bardzo konkretną liczbą 1568 kilometrów, które dzielą południowo – wschodnią Anglię od Norwegii. Być może odległość ta wydaje się nieco zniechęcająca, ale niepotrzebnie, gdy blisko autostrad istnieją takie miasteczka, jak Quickborn pod Hamburgiem w Niemczech z wygodnie umiejscowionym hotelem. Dla nas była to wyczekiwana przystań w pierwszym dniu podróży, która chociaż nie oferowała w ten wieczór jedzenia i trunku, to przynajmniej zapewniła czysty i przestronny pokój. Kobieca przezorność w zabieraniu prowiantu na wszelki wypadek, uchroniła nas także przed nieprzyjemnym uczuciem zasypiania z pustym żołądkiem.
Dzień wyjazdu zaczął się o nieprzychylnej dla samopoczucia godzinie 3:30 nad ranem, a pierwszy test nawigacyjny już miał miejsce podczas wyjazdu z portu na autostradę we francuskiej Dunkierce. Musieliśmy ufać, że chociaż podążamy za znakami na Calais znajdującym się w przeciwnym do obranej trasy kerunku, to dotrzemy do właściwego węzła na autostradzie. Nieocenioną pomocą okazał się stary i zasłużony atlas drogowy, który regulował kierunek podóży na wypadek, gdy pracowici Belgowie i Holendrzy wybudowali nowe węzły komunikacyjne, lub gdy nawigacja satelitarna nie zauważyła ważnego rozjazdu pod Antwerpią.
Niespodziewane atrakcje oferuje długi odcinek trasy przez Niemcy. Nie tylko można z czystym sumieniem testować możliwości techniczne swojego samochodu i podziwiać zdolności rajdowe Niemców, ale także najeść się do syta w przydrożnych restauracjach i zaczerpnąć świeżego powietrza w tym zaskakująco gęsto zalesionym kraju.
Następny poranek zastał nas podekscytowanych i wypoczętych. Przed nami była zaledwie kilugodzinna trasa po niebywale pustych autostradach Danii, prowadzących na samą północ do Hirtshalts, skąd odpływają promy do Norwegii. Nie warto się jednak spieszyć za wszelką cenę, gdyż Dania ma także coś do zaoferowania. Trudno uwierzyć, że płaski i bardzo monotonny krajobraz rolniczy na końcu drogi przekształci się w cudowne białe wydmowe plaże, rozciągające się na przestrzeni kilometrów. Białe piaski duńskiej Jutlandii i Kopenhaga na pewno przyczyniły się do tego, że Duńczycy to najszczęśliwszy naród Europy. A może to fakt, że nikt cię tam nie podejrzewa o nieuczciwe zamiary, nawet gdy jesteś przybyszem z zagranicy, ale to już temat na kolejną opowieść. Najnudniejszy według niektórych kraj w Europie wyróżnia się uproszczoną, współczesną architekturą, opartą na bazie figur geometrycznych w wielorakich zestawieniach. Prostotę stylu przełamują żywe kolory elewacji wzdłóż głównych ulic. Piękno Danii nie tkwi jednak w miasteczkach pokroju Hirtshals, ale w urokliwych plażach i historycznych miastach. Jednak nawet tu znaleźliśmy restaurację, w której podaje się niemalże podwójne porcje, a płaci jak za pojedyncze. Dla zaciekawionych jest to dosyć obszerna restauracja na początku Norregade serwująca między innymi pizzę i kebab.
Ta, a także wcześniejsze podróże do Danii utwierdziły mnie w przekonaniu, że naród ten nie jest zwolennikiem tworzenia miejsc pracy tam, gdzie klienci mogą obsłużyć się sami. Jest to najbardziej widoczne na stacjach benzynowych oddalonych od miast, gdzie królują automaty samoobsługowe. Na szczęście oferują one tłumaczenie zarówno w języku niemieckim, jak i angielskim.
Z pełnym bakiem i wspomnieniem relaksu na białych plażach pora wyruszać w najważniejszą podróż. W porcie czekał już katamaran Fjordline, który w niespełna kilka godzin miał nas przetransportować do norweskiego Kristiansand. Optymizmem nie napawało oberwanie chmury w oczekiwaniu na wjazd na prom i wciąż jeszcze nie wiedzieliśmy, że po drugiej stronie czekała na nas słoneczna pogoda i moc wrażeń. Na szczególną wzmiankę zasługują tu panowie z obsługi statku, którzy z niezwykłą finezją i kreatywnością wykorzystali każdy milimetr wolnej przestrzeni, aby zmieścić wszystkie samochody. Lekko zdumiony wyraz na twarzach innych kierowców świadczył o tym, że nie tylko my zastanawialiśmy się, jak stąd później wyjedziemy.
Dzień wyjazdu zaczął się o nieprzychylnej dla samopoczucia godzinie 3:30 nad ranem, a pierwszy test nawigacyjny już miał miejsce podczas wyjazdu z portu na autostradę we francuskiej Dunkierce. Musieliśmy ufać, że chociaż podążamy za znakami na Calais znajdującym się w przeciwnym do obranej trasy kerunku, to dotrzemy do właściwego węzła na autostradzie. Nieocenioną pomocą okazał się stary i zasłużony atlas drogowy, który regulował kierunek podóży na wypadek, gdy pracowici Belgowie i Holendrzy wybudowali nowe węzły komunikacyjne, lub gdy nawigacja satelitarna nie zauważyła ważnego rozjazdu pod Antwerpią.
Niespodziewane atrakcje oferuje długi odcinek trasy przez Niemcy. Nie tylko można z czystym sumieniem testować możliwości techniczne swojego samochodu i podziwiać zdolności rajdowe Niemców, ale także najeść się do syta w przydrożnych restauracjach i zaczerpnąć świeżego powietrza w tym zaskakująco gęsto zalesionym kraju.
Następny poranek zastał nas podekscytowanych i wypoczętych. Przed nami była zaledwie kilugodzinna trasa po niebywale pustych autostradach Danii, prowadzących na samą północ do Hirtshalts, skąd odpływają promy do Norwegii. Nie warto się jednak spieszyć za wszelką cenę, gdyż Dania ma także coś do zaoferowania. Trudno uwierzyć, że płaski i bardzo monotonny krajobraz rolniczy na końcu drogi przekształci się w cudowne białe wydmowe plaże, rozciągające się na przestrzeni kilometrów. Białe piaski duńskiej Jutlandii i Kopenhaga na pewno przyczyniły się do tego, że Duńczycy to najszczęśliwszy naród Europy. A może to fakt, że nikt cię tam nie podejrzewa o nieuczciwe zamiary, nawet gdy jesteś przybyszem z zagranicy, ale to już temat na kolejną opowieść. Najnudniejszy według niektórych kraj w Europie wyróżnia się uproszczoną, współczesną architekturą, opartą na bazie figur geometrycznych w wielorakich zestawieniach. Prostotę stylu przełamują żywe kolory elewacji wzdłóż głównych ulic. Piękno Danii nie tkwi jednak w miasteczkach pokroju Hirtshals, ale w urokliwych plażach i historycznych miastach. Jednak nawet tu znaleźliśmy restaurację, w której podaje się niemalże podwójne porcje, a płaci jak za pojedyncze. Dla zaciekawionych jest to dosyć obszerna restauracja na początku Norregade serwująca między innymi pizzę i kebab.
Ta, a także wcześniejsze podróże do Danii utwierdziły mnie w przekonaniu, że naród ten nie jest zwolennikiem tworzenia miejsc pracy tam, gdzie klienci mogą obsłużyć się sami. Jest to najbardziej widoczne na stacjach benzynowych oddalonych od miast, gdzie królują automaty samoobsługowe. Na szczęście oferują one tłumaczenie zarówno w języku niemieckim, jak i angielskim.
Z pełnym bakiem i wspomnieniem relaksu na białych plażach pora wyruszać w najważniejszą podróż. W porcie czekał już katamaran Fjordline, który w niespełna kilka godzin miał nas przetransportować do norweskiego Kristiansand. Optymizmem nie napawało oberwanie chmury w oczekiwaniu na wjazd na prom i wciąż jeszcze nie wiedzieliśmy, że po drugiej stronie czekała na nas słoneczna pogoda i moc wrażeń. Na szczególną wzmiankę zasługują tu panowie z obsługi statku, którzy z niezwykłą finezją i kreatywnością wykorzystali każdy milimetr wolnej przestrzeni, aby zmieścić wszystkie samochody. Lekko zdumiony wyraz na twarzach innych kierowców świadczył o tym, że nie tylko my zastanawialiśmy się, jak stąd później wyjedziemy.
Wideo do wpisu: https://www.youtube.com/watch?v=MS_nUFNPWfI
Tekst skopiowany z blogu: http://wrozjazdach.blogspot.co.uk/2012/07/to-za-co-kochamy-danie-czyli-ogromne.html