Wyprawa na daleką północ, czyli Nordkapp i Lofoty, gnębiła mą biedną duszę od dobrych 10 lat. Ciągle się tam wybierałam i ciągle odkładałam, bo zawsze były jakieś przeciwności losu, przede wszystkim czas. Skandynawia to całkiem spory kawałek lądu i zwiedzanie jest jednak czasochłonne. 2 tygodnie to stanowczo za mało a na dłużej ciężko z urlopami.
Ale w roku 2009, jakoś gwiazdy zmieniły swój układ na bardziej korzystny dla mnie i udało nam się wyjechać..
Trasa tyle lat "noszona w głowie" została przelana na papier. Pomału cały plan wyjazdu, niczym puzzle, poukładał się w całość. Ustaliłyśmy termin, kupiłyśmy jedzonko, skompletowałyśmy niezbędny ekwipunek turystyczny i w drogę.
Podsumowując: 4 kobitki, jedno autko, jedzonko na 26 dni, trasa ok. 8000 km ( wg licznika), namiot, śpiwory, karimaty i różne inne....
Do Gdańska przyjechałysmy po południu i po zatankowaniu samochodu do pełna i zjedzeniu ostaniego pożądnego posiłku, wjechałyśmy na prom.
W południe następnego dnia prom przybił do nabrzeża w Nynashamn, zjechałyśmy na ląd i obrałyśmy kierunek na północ czyli drogę E4. Późnym wieczorem nocleg na kempingu pod namiotem (140 SEK) a rano następnego dnia dalsza droga.
Dopiero wieczorem dojechałyśmy do Lulei, w której był planowany postój i zwiedzanie tego miasteczka.