Podróż do Wiednia odbyliśmy Polskim Busem. Firma ta co pewien czas, wrzucając pulę biletów na nowe terminy, oferuje jakiś procent biletów w cenie 1 zł. Udało mi się zakupić bilety z Katowic do Wiednia, oraz powrotny za 26 zł dla czterech osób, daje to 6,50 zł za osobę.
Do Wiednia dojechaliśmy mniej więcej o godzinie 5 rano. Było bardzo zimno, większość zabytków otwarta do zwiedzania od godziny 9, tak więc szukamy dowolnego miejsca, w którym, w cieple będziemy mogli przetrwać te kilka godzin. Po godzinie poszukiwań zostały otworzone piekarnie, w których można zamówić ciepłą kawę, lub herbatę.
O godzinie 8 wychodzimy w kierunku Belwederu, niestety mylimy drogę i trafiamy pod Kościół św. Karola Boromeusza. Mieliśmy w planach odwiedzić go później, wcześnie rano niestety jeszcze zamknięty i podziwiamy go jedynie z zewnątrz.
Pogoda się pogarsza, zaczyna sypać śnieg. Uciekamy szybko, mając nadzieję, że tym razem trafimy pod Belweder. Po drodze mijamy ciekawy plac z kolumną, niestety nie wiem jak on się nazywa, może ktoś mi wyjaśni :)) Pod Belwederem czekamy chwilę na otwarcie, kupujemy studenckie bilety, osoby do 18 roku życia wchodzą gratis. Śnieg sypie co raz mocniej, więc z ulgą chowamy się do pałacu. Kupować można kombinowane bilety, na upper+lower Belweder itp. itd. Mnie osobiście wnętrza Belwederu nie zachwyciły, zwiedza się głównie wystawy malarskie.
Wychodzimy z Belwederu, niestety okazuje się, że śnieg zamienił się w deszcz, jest bardzo zimno, przed nami dużo spacerów pod otwartym niebem, dlatego humor nam nie dopisuje. Kierujemy się w stronę Opery Wiedeńskiej, po drodze mijając oddział jakiejś uczelni, wydział fizyki. Przemykamy do środka, żeby się posilić, trochę ogrzać i idziemy dalej. Opera Wiedeńska, niestety zamknięta dla zwiedzających, jedynie próbowano nam wcisnąć bilety, na spektakl, najtańsze bilety, które nam proponowano to około 60 euro, cały budżet naszej wycieczki nawet tyle nie wynosił :)
Kolejnym punktem do odwiedzenia, była Katedra św. Szczepana. Niestety w remoncie, dodatkowo straszna ulewa pogarsza nam jej obraz. Wchodzimy do środka, obchodzimy go dokoła, na koniec przysiadamy na ławce, żeby wyschnąć.
Teraz ciągle w deszczu, spacerujemy w kierunku Hofburga. Nie chcemy go zwiedzać wewnątrz, także przechodzimy jedynie tunelem na drugą stronę, podziwiając od dołu fantastyczną kopułę. Przeciąg jest niemiłosierny. Wracamy kawałek, żeby coś zjeść. Wybieramy małą restaurację, w której siedziało sporo ludzi, zamawiamy zupę czosnkową, żeberka z grilla w sosie miodowym, do tego opiekane ziemniaki, zdecydowanie najprzyjemniejsza część dzisiejszego dnia. Pojedzeni, śpiący, zdenerwowani wyruszamy już w kierunku naszego hotelu, po drodze mijamy Nowy Ratusz, Burgtheater, dochodzimy do Kościoła Wotywnego.
Największym zaskoczeniem dla mnie była olbrzymia reklama wywieszona na kościele, podchodząc bliżej okazało się, żę reklama powieszona jest na rusztowaniach przed kościołem. Znowu remont, wchodzimy do środka, niespodzianka, także remont. Odpoczywamy chwilę w cieple i wyruszamy do hotelu. Dostajemy klucze do pokoju czteroosobowego, który w praktyce okazuje się wielkim studio, z dwoma oddzielnymi pokojami, łazienką i kuchnią, jest ciepło, czysto, mamy wifi, jest dobrze.