Z Bonifacio mkniemy do samego serca wyspy Corte, wokół którego rosciągają się najwyższe szczyty Korsyki. Jest już koło 22.00 trzeba znaleźć camping. W Corte jeden zamknęli nam przed nosem. Właścicielowi nie chciało się odchodzić od kolacji, żeby nas przyjąć. Szczęścia mieliśmy poszukać w kolejnym oddalonym 5 km od miasta w Wąwozie Restonica. Udało się, i ten camping był o niebo lepszy niż w Corte. Położony w górach nad pięknie szemrzącym potokiem, po prostu bosko, tylko jak w tych ciemnościach egipskich wybrać jakieś fajne miejsce na namiot. Rano wyruszamy na szlak. Jako pierwszy punk programu jest wycieczka po Wąwozie Retsonica. Na wąskiej drodze dojazdowej do szlaku jest spory ruch, jak się okazało to dzień zawodów triatlonu. Rano zawodnicy wyruszyli z Corte, żeby przez góry przebiec do wąwozu. Wspinając się szlakiem co chwila mijaliśmy zmęczonych pokiereszowanych zawodników, którzy truchtem biegli przez góry. Żółtym szlakiem kamienną ścieżką wpinamy w górę doliny Restonica. Mimo, że jest już lipiec leżą tam jeszcze połacie śniegu.
Pierwszy przystanek to polodowcowe jezioro Melo położone na wysokości 1711 m n.p.m. Wznoszą się nad nim szczyty powyżej 2000 m.
Pokonujemy kolejne metry w górę, żeby znaleźć się na wysokości 1911 m n.p.m. przy kolejnym jeziorze Lac de Capitello. Zaraz mam skojarzenia z polskimi Tatrami, gdzie z nad z Morskiego Oka podchodzi się do Czarnego Stawu.
Siedząc na skale obserwujemy kilku śmiałków, chyba z grupy morsów, którzy zażywali kąpieli w jeziorze.
Jest jeszcze młoda godzina, po zaciągnięciu języka i obejrzeniu mapy gdzie jeszcze można się wspiąć ruszamy wyżej. Nie jest to łatwy szlak po łańcuchach, przeciskając się przez zlodowaciały śnieg wchodzimy na wysokość ponad 2000 m n.p.m. Na tej przełęczy po raz pierwszy spotykamy się ze szlakiem GR 20. Jest to najtrudniejszy szlak na Korsyce liczący 220 km, biegnący w poprzez wyspy i na którego przejście trzeba robić zapisy bo liczba miejsc noclegowych na szlaku jest limitowana.
Schodzimy na dół znowu żółtym szlakiem. Tym razem obraliśmy trudniejszy wariant i po łańcuchach i metalowych drabinkach schodzimy do doliny. Jak na pierwszy dzień aklimatyzacji w górach całkiem dobra trasa.