Turcja przywitała nas deszczem, wręcz ulewą trwającą cały dzień. Choć dla miejscowym była to wielka radość, bo ponoć od kilku miesięcy nie spadła ani kropla, nas troszkę zaskoczyła, żeby nie powiedzieć – lekko zaniepokoiła. Jednak na krótko, gdyż następnego dnia nie było już po niej śladu.
Wyjazd na Turecką Riwierę miał być typowym turystycznym wypoczynkiem, tak bardzo potrzebnym i wyczekiwanym po „długim nieruszaniu się z miejsca”. Jednak nie byłabym sobą nie wytykając nosa poza turystyczną hotelową oazę. Dlatego po 3-dniowym błogim lenistwie na plaży oglądam zza szyby dolmusza (popularnego w Turcji mikrobusa) codzienne życie miejscowej ludności. Docieram do miasta Alanya, które może w centrum nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale mnie fascynują głośne modlitwy w meczetach, a także gwar na pobliskim targowisku z całą masą różnobarwnych owoców, warzyw i przypraw. Szerokim łukiem staram się omijać targowiska z „markową oryginalną odzieżą”. Do miasta wracam raz jeszcze, tym razem drogą morską obok plaży Kleopatry, podziwiając skaliste wybrzeże, morskie jaskinie na zboczu półwyspu, twierdzę z XIII wieku oraz Czerwoną Wieżę zlokalizowaną w porcie – symbol Alanii znajdujący się w herbie miasta. Kolejnym punktem mojej małej wyprawy jest starożytny amfiteatr w Aspendos, leżący ok. 50 km od Antalii. Amfiteatr na 15 tys. miejsc jest ponoć najlepiej zachowanym amfiteatrem z czasów rzymskich. Następnie robię przystanek w Parku Narodowym Wodospadów w Kursunlu, gdzie kątem oka podpatruję wypoczywające tureckie rodziny, które uciekają tutaj od zgiełku miast i panujących upałów. Ostatnim moim punktem wycieczki jest miasteczko Side, które mnie bardzo urzekło. Położone jest na malowniczym cyplu i ma swój klimat, z uliczkami schodzącymi w dół w stronę morza, drewnianą zabudową, a także starożytnymi ruinami wkomponowanymi w miasto. Tuż obok centrum znajdują się ruiny rzymskiego amfiteatru, a nad brzegiem morza, w sąsiedztwie małego portu- ruiny greckiej świątyni Apolla. W starożytności Side było miastem znanym z handlu niewolnikami i piractwa.
I po tych krótkich wojażach wracam znów do hotelu, by o zmierzchu podziwiać wspaniały zachód słońca. Natomiast tak piękną, znaną mi z relacji innych podróżników Kapadocję czy popularne Pamukkale zostawiam sobie na kolejny wyjazd do Turcji, bo na pewno warto tam wrócić.