Po pierwszym krótkim pobycie na tej wyspie, miałam niedosyt. Przejechaliśmy właściwie wzdłuż wybrzeża, a mi się marzyło poznać też wnętrze wyspy i pochodzić po górach, które majaczyły w oddali. Udało się to pięć lat później i spędziła tam 12 dni. Zaokrętowaliśmy nasz samochód w Nicei i promem po paru godzinach przybiliśmy do Bastii.
Bastia jest drugim co do wielkości miastem Korsyki i stolicą północnej części wyspy. Miasto jest podzielone na dwie części górną i dolna przedzielona starym portem. W dolnej części miasta TerraVechia przykuwa uwagę duży plac St-Nicolas z pomnikiem Napoleona jako cesarza. Skłoniliśmy się wodzowi wykrzykując Ave Napoleon. Poszwendaliśmy się trochę wzdłuż wybrzeża, zajrzeliśmy na targ, gdzie kupiliśmy bułki z brocciu serem z dodatkiem ziół z makii. Weszliśmy do kościoła St. Jean Baptiste, gdzie akurat był chrzest. Przysiedliśmy w starym porcie przy kufelku korsykańskiego piwa La Pietra. Ale najlepiej zagłębić się w stare uliczki. Tutaj już kamienice nie są odnowione, farba się łuszczy, tynki odpadają. Budynki dziwnie nierówne i rzecz charakterystyczna w architekturze wystające pomieszczenia, jakby doklejone do muru – to łazienki. Na jednej z ulic odnajdujemy stary zakurzony zakład fotograficzny, właściciel wspomina stare czasy kiedy robił zdjęcia takim sławom jak Mick Jagger.
Wpinamy się do górnego miasta Terra Nova. Jak parę innych miast na Korsyce na wzgórzu wznosiła się, twierdza, w której w średniowieczu mieszkała tylko i wyłącznie genueńczycy. Ludność tubylcza nie miała prawa wstępu do cytatedli. Za murami kryją się dwa zabytki warte zobaczenia katedra Sainte Marie - XVII w. i barokowa kaplica Saint-Croix, gdzie znajduje się krucyfiks wyłowiony z morza w XV w.