Dotychczas w moich zagranicznych wojażach obowiązywała zasada, zawsze nowe, inne miejsce. Tyle jest do zobaczenia na świecie, że szkoda czasu na powroty. Ale jak to w życiu, czasem zdarzają się wyjątki.

Ten smutny, polski listopad postanowiłam urozmaicić krótkim wypadem do Rzymu, w miłym trójkącie, mój mąż (wystawiony na próbę cierpliwości), aparat i ja.

Zarezerwowałam bilety na samolot, hotel blisko głównych atrakcji Wiecznego Miasta i w drogę.

W programie naszej wycieczki, oprócz obowiązkowych atrakcji Rzymu, parki, galerie oraz włóczenie się bez określonego celu po wąskich uliczkach Zatybrza i labiryntu otaczającego Piazza Navona