Lądujemy za 20 minut- oznajmia pilot interkomem. Nagle samolot wznosi się gwałtownie do góry. Na lotnisku Imama Chomeiniego w Teheranie nie zdążył wylądować poprzedni samolot. Tak rozpoczyna się przygoda grupy Gotramping (www.gotramping.pl) w Iranie. Kilkadziesiąt minut później lądujemy bez przeszkód na IKA (Imam Khomeini Airport) pod Teheranem. Wszystkie panie wychodzą na lotnisko w chustkach na głowach, wszak jesteśmy w państwie ajatollachów. Jest druga polowa lutego. W Polsce mnóstwo śniegu. W Teheranie leżącym na wysokości ponad 20000 metrów n.p.m. pachnie wiosna. Temperatura powyżej 15 stopni. Do odprawy celnej podchodzi nasza 3-osobowa grupa Gotramping z Krakowa (http://gotramping.pl/index.php/pl/wyprawy/86).
Jakie wrażenia przyniosą nam najbliższe 3 tygodnie?- zastanawiam się szykując paszport .
Teheran
Rzucamy plecaki w pokoju w hotelu i ruszamy na miasto. Pierwsze skrzyżowanie i o mało nie rozjechał mnie skuter. Młody Teherańczyk miał pół szerokości ulicy dla siebie ale pojechał prosto na mnie. Skręcił w ostatniej chwil omijając mnie o włos. To przedsmak tego co nas będzie czekać. Ruch na ulicach Teheranu to kompletny chaos. Nikt nie przestrzega znaków i sygnalizacji świetlnej. Jeżdżą pod prąd. A skutery po prostu suną gdzie popdadnie, w tym po chodnikach. Nie umiem powiedzieć jak to funkcjonuje bez większych problemów ale funkcjonuje. Mieszka tu oficjalnie 10 milionów ludzi i jeżdżą pewnie setki tysięcy aut. Niedaleko hotelu znajduje sie ambasada amerykańska-„ gniazdo szpiegów”. To atrakcja turystyczna od czasu, kiedy studenci teherańscy wzięli zakładników spośród personelu ambasady w 1979 roku, naruszając eksterytorialność placówki. Działo się to na fali rozruchów rewolucyjnych po upadku szacha i objęcia władzy przez przywódców religijnych, w tym ajatollaha Chomeiniego. Idziemy zobaczyć słynne propagandowe graffiti na murach. Ambasada jest zamknięta . Na murach wymalowane graffiti propagandowe: z Chomeinim jako ojcem rewolucji z 1978 roku i statua wolności z trupią czaszką zamiast twarzy kobiecej. Spodziewałem się czegoś więcej.
Następnego dnia rano jedziemy zobaczyć wieżę Azadi. To cos w rodzaju luku triumfalnego, który zbudował jeszcze szach Reza Pahlavi. Azadi wznosi sie na zachodzie Teheranu. Wsiadamy zatem do autobusu miejskiego. A tu obowiązuje oczywiście segregacja płciowa. Dziewczyny wsiadają osobnym wejściem i ja osobnym. Stajemy po dwóch stronach barierki przedzielającej autobus. Wszyscy jada bardzo grzecznie. Uderza mnie spokój ludzi, którzy w tym szalonym mieście odnoszą sie do siebie nadzwyczaj uprzejmie. Nie przepychają. Gdy pytam o wieże Azadi pasażerowie na wyścigi próbują mi wytłumaczyć w farsi czyli języku Irańczyków, gdzie mam wysiąść. Azadi, to wieża o pięknym kształcie trochę przypominająca mi secesyjną miękkość linii. Ma ponad 70 metrów wysokości. I stoi na środku ogromnego ronda. Wjeżdżamy na górę bezszelestną windą i oglądamy panoramę miasta. Właściwie niewiele widać. Teheran położony jest u stop gór Elburs, w kotlinie. Nad miastem unosi sie kożuch smogu. Powietrze jest tak brudne, że nawet niektórzy mieszkańcy chodzą w maseczkach na twarzach. Z wieży widać trochę wieżowców i co ciekawsze na horyzoncie zaśnieżone pasmo Elbursa sięgające do ponad 5000 metrów n.p.m.
Jedziemy do kompleksu pałacowego Sa’d Abad. Na przestrzeni kilkudziesięciu hektarów, w środku parku, pomieszczono kilka znaczących obiektów. Znajduje sie tu miedzy innymi Biały Pałac- letnia rezydencja ostatniego szacha. Mohamad Reza Pahlavi zostawił po sobie ekskluzywną rezydencję.
Rankiem jedziemy metrem na dworzec autobusowy (Farsi bus terminole), gdzie oczywiście część wagonu przeznaczona jest dla kobiet, a część dla mężczyzn i ruszamy autobusem do Isfahanu. Obydwa miasta dzieli dystans 400 kilometrów. Co przy dobrej autostradzie i kilkukrotnych postojach oznacza 6-7 godzin jazdy. Droga może nie jest obłożona barierkami i elegancko pomalowanymi pasami ale nawierzchnia jest równa. Jadąc autobusem możemy bliżej obserwować Irańczyków: są uprzejmi i grzeczni w odnoszeniu się do siebie. Przyjechałem tu ze stereotypem w głowie, że wszyscy muzułmanie są prymitywni i próbują naciągać turystów. Nie w Iranie! Niegdzie na dworcu nie widzę kłótni typowych dla tego miejsca. Nie ma nerwowości. Nie notujemy wyzwisk, może… bo nie rozumiemy Farsi. Ale słysząc grzeczny ton współczesnych Persów ; dziękuję, przepraszam na każdym kroku, moja rezerwa zmienia się w uprzejmość i nieco większą otwartość.
Isfahan
Isfahan wita nas słońcem i świetnym hotelem dla plecakowców. Amir Kebir położony jest przy głównej ulicy miasta niedaleko centrum. Gorąco polecam: skromnie i czysto. I co bardzo ważne blisko do centralnego majdanu (farsi mejdune) Imama Chomeiniego. Idziemy tam jeszcze tego samego dnia. To drugi co do wielkości plac świata. Wytyczono go w XVI wieku jako boisko do gry w polo. Szach Abbas Wielki zbudował dookoła niego wspaniałe meczety i bazar. Przykuwa uwagę potężny meczet Imama w przy południowej pierzei majdanu Imama. Ukończono go w 1629 roku po kilkunastu latach pracy. Do środka wchodzi się przez bramę wysokości 30 metrów. Meczet imama mieni się kolorową okładziną ceramiczną. Iwan, minarety flankujące go oraz owalna kopuła meczetu robią niesamowite wrażenie. Płytki, którymi obłożono meczet odznaczają się 7 kolorami i ułożone są przede wszystkim w motywy geometryczne.
W północnej flance mieści się mniejszy meczet szejka Loft Allaha. Kiedy jednak wchodzę do środka robi piorunujące wrażenie. Dominuje cisza i pustka. Dwaj Irańczycy intonują śpiewy. Brzmią jakby pieśni sufickie. Wschodnia mistyka. Cudnie zdobione sklepienie i spokój zachęcają do kontemplacji.
Jeszcze tylko meczet piątkowy położony po drugiej stronie ogromnego bazaru. Podobno największy w Iranie. Ale co do tego mamy wątpliwości. W kramach po drodze można zobaczyć piękne, ręcznie tkane dywany perskie. Można też znaleźć tu niebagatelne arcydziełka zręcznych rak nomadów irańskich. Kupcy z bazarów jeżdżą po kraju i kupują te ozdoby namiotów koczowników i sprzedają turystom. Czasem zrobienie takiego kilimu czy dywanu trwa i dwa lata. Precyzyjna i żmudna robota.
Sziraz- południe
Następnym naszym celem jest Sziraz- serce Iranu. To miasto położone na południu państwa. Od Isfahanu dzieli Sziraz około 400 kilometrów. Jedziemy rannym autobusem. Tym razem w pustynnej kurzawie. Nie ma burzy ale widoczność jest ograniczona unoszącymi się drobinami pyłu pustynnego. Dojeżdżamy do Szirazu. To miasto liczące 1,3 miliona mieszkańców jest najdalej na południe wysuniętym punktem naszej wyprawy po Iranie. Najpierw idziemy do centrum obejrzeć twierdzę Karim-Chan. To forteca pochodząca jeszcze z XVIII wieku kiedy Sziraz został miastem stołecznym Persji. Zbudowano ją na planie czworokąta z cegieł palonych. Jest oflankowana wieżą na każdym rogu. A każda z wieżyczek zwieńczona jest krenelażem. Robi fajne wrażenie na tle dzikich gór. Jedna z wieżyc odchylona jest mocno od pionu. Nie poddaje się prawom grawitacji. Niewielka brama z boku prowadzi na dziedziniec. Po środku staw z gajem z różnych drzew. Zwiedzającym udostępniono zaledwie kilka komnat.
Sziraz jest uważany przez Irańczyków za serce Iranu. Abstrahując od położenia mniej więcej w centrum państwa, przez długi czas było stołecznym miastem. Spoczywają tu również dwaj najwybitniejsi poeci perscy: Hafiz i Sa’di. Oglądamy mauzoleum tego pierwszego. Akurat jest wieczór. Mimo tego miejsce ostatniego spoczynku artysty jest tłumnie odwiedzane. Podwyższenie , na którym stoi sarkofag artysty otoczone jest pięknym parkiem z obowiązkową sadzawką. Akurat wschodzi księżyc. Przy sarkofagu autora Księgi Królów małe zgromadzenie; dziewczęta czytają poezje Hafiza. Inni się przysłuchują. Panuje atmosfera skupienia. Udziela się ona i nam. Spacerując pomiędzy drzewami odczuwam szacunek patrząc, jak Irańczycy oddają cześć swemu wieszczowi. Urzeczeni wracamy do hotelu.
Persepolis
Ze spotkanym w Isfahanie kilka dni temu Irlandczykiem wybieramy się na jednodniową wycieczkę obejrzeć ruiny nieodległego Persepolis. Wsiadamy do autobusu jadącego do Marvt-dasht kilkadziesiąt kilometrów od Szirazu. Stamtąd , po kłótni z taksówkarzem mkniemy do dawnej stolicy Persji. Okazuje się, że ruiny Persepolis są właściwie na przedmieściach miasteczka. Różne opinie krążą wśród podróżników o tym tajemniczym mieście na pustynnym płaskowyżu. Wielu jest rozczarowanych, że niewiele zostało po najpotężniejszym z miast Bliskiego Wschodu. Ja idę na spotkanie tajemniczej stolicy starożytnego imperium z bijącym sercem. Ruiny Persepolis zajmują kilkanaście hektarów i położone są u stóp niewysokiego wzgórza. Z drugiej strony rozciąga się równina otoczona górami.
Wchodzimy po kamiennych schodach do miasta stojącego jakby na scenie powyżej otaczającej je równiny, na takim tarasie. Zaraz przekraczamy Bramę Narodów strzeżoną przez byki z głowami królów i witają nas kolumny z kapitelami w kształcie gryfów. Zostało ich kilkanaście. Mają po około 20 metrów wysokości. Persepolis zaczęto budować ok. 518 r. p.n.e. za panowania Dariusza Wielkiego.
Oglądamy grobowiec króla Artakserksesa II wyżłobiony powyżej platformy, na której stoi miasto, w zboczu wzgórza. Rozciąga się stąd piękna panorama. Schodzimy. Oglądamy niewielkie muzeum z drobnymi przedmiotami wykopanymi przez archeologów w ruinach. Następnie idziemy w stronę słynnej apadany- ruin sali „100 kolumn”, w której Dariusz Wielki przyjmował procesje poddanych. Na schodach podziwiamy relief ze słynną procesją darów. Na zdjęciach orszaki 28 narodów niosących dary dla króla wyglądają potężnie. W rzeczywistości postacie są naturalnych rozmiarów. Ale robią ogromne wrażenie na mnie. Są monumentalne, poważne i uroczyste. Przenoszą z łatwością 23 wieki wstecz.
Oglądamy też relief ze słynną gwardią nieśmiertelnych- jakbyśmy dziś powiedzieli komandosów- doborowych wojsk króla, składających się z wiernych Persów i Medów- stróżów porządku i władzy w imperium. Dalej widzimy niesamowicie dramatyczne płaskorzeźby walczącego byka i lwa- symbole siły i władzy króla. Persepolis zdobył i spalił Aleksander Wielki w 330 roku przed Chrystusem.
Wracamy do taksówki i jedziemy do pobliskiego Naksz-e-Rustam. Tu chowano królów perskich. Na ścianie skalnej wysokości ponad 100 metrów wydłubano grobowce w kształcie krzyża równoramiennego. Są one wielkości 30-40 metrów. Ze skalną komorą po środku, na ciało królewskie. Jeden grobowiec w odległości kilkudziesięciu metrów od następnego. Nekropolia najpotężniejszych władców ówczesnego świata mieści 8 grobów. Robią kolosalne wrażenie. Poniżej niektórych płaskorzeźby przedstawiające najświetniejsze wyczyny Achemenidów i władców z dynastii sasanidzkiej.
Jedziemy jeszcze do Pasargady- pierwszej stolicy, zbudowanej przez Cyrrusa wielkiego- niestety niemal kompletnie zniszczonej. Znajduje się tam jednak świetnie zachowane mauzoleum tego króla przypominające nieco zigurat. Gorbowiec króla splądrowano jeszcze przed najazdem armii Aleksandra, który podobno dał upust obrzydzeniu dla braku szacunku Persów dla zmarłych. Za to bryła mauzoleum w pięknym otoczeniu z zaśnieżonymi górami na horyzoncie robi wrażenie.
Yazdi Freddi Mercury
Następnym punktem wyprawy jest Yazd. 500-tysięczne miasto położone w pobliżu geograficznego centrum Iranu. Autobusem z Szirazu jedziemy do Yazd (400 km) ok. 7 godzin. Po drodze mijamy dzikie góry. Yazd jest magicznym miejscem na trasie. Niby nie ma tu nic wyjątkowego. Głównym punktem jest meczet Amir-Czokhmaq w centrum, muzeum wody i starówka. Ale wypoczywa się tu po trudach poprzednich miast. Znajdują się tu dwa najlepsze hotele na Tarsie: Silk Road Hotel i położony vis’a vis Orinet Hotel. Obydwa mają znakomicie przygotowane pokoje dla turystów i to za przystępną cenę.
W Yazd jest znacznie spokojniej. Zwiedzamy meczet na placu Chomeiniego w centrum, na który można się wspiąć i z góry zobaczyć centrum miasta i wieże wiatrowe (badgiry)- charakterystyczne kominy z pionowymi szczelinami, które służą od setek lat za klimatyzatory latem. W Yazd temperatura wtedy dochodzi do 50 stopni. A kiedy wiatr zawieje, to ochładza pomieszczenia dzięki tym wieżom. Przy placu jest również muzeum wody, mieszczące się w piwnicach domu przy placu. Pokazano tam w ciekawy sposób jak dawniej zaopatrywano się w wodę.
Na starówce przespacerować się wąskimi zaułkami i zobaczyć bramy do domów z dwiema kołatkami; żeńską i męską. Wydają inne dźwięki i wiadomo kto przychodzi w odwiedziny.
Yazd jest znane jako nieformalna stolica Zoroastrian. To starożytny kult- pierwsza religia monoteistyczna, która dotrwała do współczesności. W Yazd żyje kilkadziesiąt tysięcy czcicieli wiecznego ognia. Odwiedzamy ich świątynię (oteszkiande) zbudowaną w latach 30-tych XX wieku. W środku za szybą płonie wieczny ogień. Jak nam powiedziano od 1500 lat. Podobno cały czas ktoś przy nim strażuje i dokłada, żeby nie zagasł. Freddi Mercury z Queenu był najbardziej znanym zoroastrianinem. Na przedmieściach Yazd znajdują się na skalistych wzgórzach dwie wieże milczenia. Dawniej zoroastrianie wynosili w procesjach swoich zmarłych na te wieże i tam zostawiali zwłoki sępom na pożarcie. Jedna wieża była dla kobiet, druga dla mężczyzn. Ostatni szach zakazał tych praktyk. Na niedalekim cmentarzu czciciele ognia chowają zmarłych w zalewie betonowej w grobowcach przypominających europejskie. Ale warunek jest taki, że ciała nie mogą dotknąć ziemi. Robi to wrażenie. Niestety poraz zostawić naszpikowane atrakcjami turystycznymi południe Iranu i przez Teheran wracać do kraju. Salom gościnny Iranie.